Napisz do autorów:
[email protected];
[email protected]
Jest 1 maja 2020 r. We wsi Rojków w województwie mazowieckim zatrzymuje się TIR. Auto jest wyładowane mauzerami, czyli ogromnymi zbiornikami. W każdym z nich znajdują się odpady z produkcji trotylu, tzw. czerwone wody. To silnie toksyczne związki, które przy bezpośrednim kontakcie powodują mdłości i zawroty głowy, a przy dłuższym – uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego.
TIR kilka godzin wcześniej wyjechał z zakładów Nitro-Chem w Bydgoszczy, który dostarcza materiały wybuchowe do największych armii świata, w tym amerykańskiej. Toksyczny ładunek, który wiezie, teoretycznie ma zostać zeskładowany na jednym z wysypisk odpadów niebezpiecznych – w Siemianowicach Śląskich, Mysłowicach lub Rogowcu. Jednak wszystkie te trzy miejscowości leżą w centralnej lub południowej części kraju. Tymczasem Rojkowo odbiega wyraźnie na wschód od szlaków na wszystkie trzy składowiska.
Kiedy auto stoi w Rojkowie, stopniowo wyczerpuje się bateria śledzącego jego trasę nadajnika GPS. Bateria urządzenia ostatecznie pada o czwartej rano. TIR rusza dalej w nieznanym kierunku.
Dwa dni później w tym samym miejscu w tej samej wsi zatrzymuje się kolejny TIR wyładowany toksycznymi odpadami z Nitro-Chemu. Jego bateria wyczerpuje się o godzinie 1.13. Także to auto rusza w nikomu nieznanym kierunku.
W jaki sposób władze bydgoskiej spółki dopuściły do wywozu tysięcy ton toksycznych odpadów przez podejrzane firmy i bez żadnej kontroli? Da się to ustalić na podstawie umów Nitro-Chemu z odbiorcami odpadów, a także sporządzonych w tej sprawie raportów Polskiej Grupy Zbrojeniowej oraz wewnętrznych ustaleń Nitro-Chemu za czasów nowego prezesa. '