~ napisał(a): człowiek o zdrowych zmysłach nie trzyma w domu , jeszcze w bloku tylu zwierząt !! rozumiem jednego pieska czy kotka i trzeba dbać !! żyć i dać żyć sąsiadom a nas zasmradzać !!Nie tylko właściciele zwierząt zasmradzają sąsiadów. Zamiast wypuścić swoje wyziewy przez wentylację, otwierają drzwi i wszystko leci do korytarza.
~ewa napisał(a): Jest nakaz sprzątania za swoimi ( domowymi ) zwierzakami , a co z odchodami dzikich kotów , które są , według ustawy ,''dobrem narodowym'', i za które odpowiada gmina?
Tu ''miłość'' wolontariuszy kończy się . Nieodrobaczane koty rozsiewają na działkach ( w mieście i poza )smród i zarazę która potrafi przetrwać w ziemi 10 lat ,( polecam filmy o pasożytach odzwierzęcych ). Czy po to mam działkę aby dokarmiane koty miały gdzie chadzać za potrzebą? a przy okazji znaczyły teren na okienkach piwnicznych i drzwiach?
Trudno mieć coś do kota , lecz ''chora miłość'' wolontariuszy, którzy uaktywnili się pod moim domem, stawia potrzeby ludzi na drugim miejscu, zaraz po kocich .
Takie podejście antagonizuje ,zamiast rozwiązywać , tworzy problemy.
~obserwator napisał(a):
Oczywista prawda tylko, że te wolontariuszki same mają "kota w głowie" i nie dadzą się przekonać iż takie dokarmianie bez sterylizacji dzikich np.działkowych kotów powoduje jedynie ich przyrost w postępie geometrycznym. Można do takiej mówić ale to jak grochem o ścianę. Jeździ taka niebieskim Matizem od działki do działki i karmi coraz większą liczbę kotów, przyczyniając się do ich niekontrolowanego przyrostu populacji po to tylko aby później krzyczeć, że musi im pomagać w przeżyciu.