~~Ciemnopomarańczowy Pięciornik niezalogowany
8 października 2020r. o 20:01
c.d.
*********************************
Sięgająca im do pasa woda była zimniejsza w tunelu niż na zewnątrz. Julka i Bolek zaczynali odczuwać chłód i dreszcze. Posuwali się jednak cały czas powoli naprzód z okularami przesuniętymi wcześniej, tuż po wynurzeniu, z oczu na czoła. Wyglądali trochę jak jakieś czające się na niewinne ofiary, żarłoczne, nieziemskie istoty o dwóch parach oczu. Prawda była jednak taka, że w tych ciemnościach sami mogliby łatwo z myśliwych stać się łupem jakichś prehistorycznych potworów, od tysiącleci zamieszkujących te zapomniane podziemne czeluści.
Julka kroczyła zgarbiona tuż za Bolesławem i cały czas walczyła ze swoim strachem. Bolesław idąc z przodu starał się spokojnie mówić do Julii, co widzi przed sobą w świetle latarki. Wiedział, że musi Julkę zagadywać, aby znowu nie spanikowała. W panice człowiek przestaje rozsądnie myśleć, a jeśli Julka już na początku została ogarnięta przez strach, potem mogłoby być tylko gorzej.
Bolek przewidywał, że zdrowy rozsądek będzie im dzisiaj wyjątkowo przydatny. Teren był nieznany i być może niebezpieczny. To nie jakieś tam łażenie bez celu po starych ruinach na powierzchni ziemi. W takich warunkach, jakie panowały w tunelu, łatwo popełnić jakąś głupotę, której mogliby potem żałować. Musieli też zachować siły i spokój na późniejszą drogę powrotną przez zalaną śluzę. Miał nadzieję, że w latarkach wystarczy im baterii do końca podziemnej wycieczki i nie będą musieli wracać po omacku. Noc miała być bardzo ciemna, bo ledwo dobę temu księżyc wszedł w fazę nowiu.
Szybko doszli do miejsca, gdzie wypełniony wodą kanał skręcał pod kątem 90 stopni w prawo. Pamiętając i układając sobie w głowach położenie obiektów na powierzchni wywnioskowali, że korytarz ten musiałby za jakiś czas doprowadzić ich do ruin Waldschloss. Nie mieli dotąd pojęcia, że mogą tam istnieć jakieś piwnice czy podziemia, ale wydawało się to logiczne, bo właściwie każdy poniemiecki budynek był podpiwniczony, a w restauracji musiały znajdować się przecież jakieś chłodne pomieszczenia do przechowywania procentowych trunków, czy choćby warzyw. Oświetlili latarkami ginący w ciemności korytarz, lecz nie dostrzegli jego końca. Latarki świeciły zbyt słabym światłem. Tunel jednak ani się nie zwężał, ani nie poszerzał, ani się nie unosił, ani nie opadał. Nie było w nim żadnych wydr, węży, nietoperzy i innych równie przerażających, czy pożerających ludzi stworzeń. Julka już na dobre się uspokoiła.
Jeżeli chcieli prowadzić dalszą eksplorację, musieli kontynuować brodzenie w chłodnej wodzie. Julia bez nacisków ze strony Bolesława sama doszła do stwierdzenia, że mimo chłodu nie ma sensu teraz zawracać, skoro poruszanie się po tunelu nie jest aż tak bardzo utrudnione. Bolesław w tej samej chwili odwrócił się i popatrzył na Julię, jakby właśnie chciał ją o to zapytać, a ona ruchem głowy pokazała mu, że ma iść dalej. Dopóki da się w miarę możliwości poruszać na nogach, nie będzie Bolka więcej namawiać na powrót. Paniko, precz.
Przeszli jakieś 10 metrów od zakrętu. Piętnaście. Zauważyli, że co około pięć metrów na ścianach są zamontowane jakby klamry spinające mury. Być może tunel był składany z jakichś gotowych, łączonych elementów. Łatwo było więc dzięki tym klamrom ocenić odległości. Tuż po czwartej klamrze dotarli do miejsca, które było skrzyżowaniem w kształcie litery T. Mieli do wyboru – albo skradać się dalej prosto, albo spróbować wejść do odnogi. Jednak dopiero kiedy poświecili światłem latarek w głąb bocznego korytarza, zauważyli, że w odległości jakichś trzech metrów od nich dalsze przejście blokują duże stalowe drzwi o szerokości tylko nieco mniejszej od szerokości tunelu. Drzwi nie miały żadnych widocznych klamek, okienek, czy innych otworów. Jedynie w nadprożu widać było niewielką kratkę.
- Trzeba by obejrzeć te drzwi. – postanowił Bolek. – Klamka czy uchwyt mogą znajdować się pod powierzchnią wody. Poczekaj tu, sam to sprawdzę.
Zszedł, a właściwie spłynął z progu podpierającego stopy i o dziwo, trafił tym razem na twarde podłoże. Mógł chodzić na nogach, lecz zanurzony prawie do ramion. Widocznie dno podniosło się w tej części tunelu.
- Julka, ty też możesz zejść. Tyle, że będziesz miała wody gdzieś pod brodę. Dasz radę? – zapytał Bolek. Wzrostem różnili się troszkę ponad dziesięć centymetrów. No chyba, że Julia założyłaby wysokie obcasy, to wtedy by nawet Bolka przerosła. Ale takich butów Bolek jak żyje u niej nie widział. Lubiła i nosiła buty tylko na płaskich obcasach, bo mówiła, że tak jej wygodniej.
- Wolę na razie zostać na tym stopniu. Potem się zobaczy. – odpowiedziała Julia nie ruszając się z miejsca. Bo co by było, gdyby jakieś wijące się wężowidło wpełzło jej do czaszki przez dziurki w nosie? Lepiej nie ryzykować wyjedzenia mózgu przez jakieś oślizłe wije czy inne krocionogi. Skoro dotąd nie widziała nietoperzy, póki co wolała jednak iść z głową wyżej niż niżej.
Bolesław zaczął powoli iść po dnie w kierunku tajemniczych drzwi. Przed drzwiami zatrzymał się i przesunął światłem latarki po ich krawędziach, jakby szukał jakichś szczelin, czy może zawiasów. Sięgnął ręką do kratki nad drzwiami i musiał coś poczuć, bo powiedział:
- Tędy powietrze dostaje się do tunelu. Dalej musi być jakiś komin wentylacyjny, albo jakieś wyjście na powierzchnię. Dobra nasza. Musimy tylko obcykać, jak się tam dostać. Za te drzwi znaczy. – Oho, poziom entuzjazmu u Bolka zaczyna się niebezpiecznie podnosić, stwierdziła Julka. Zdarzało się, że ponosiła go wyobraźnia, a kiedy się już do czegoś zapalił, bywał to jednak nader często słomiany zapał. Może kiedyś jednak dorośnie i zacznie najpierw myśleć, a potem działać, a nie na odwrót, pomyślała z płonną nadzieją Julia.
Bolek opuścił z czoła na nos okulary, poprawił je i dopasował, po czym nabrał powietrza i powoli zanurzył głowę. Na powierzchni widać było lekko falującą wodę i łamiące się na falach odblaski promienia latarki nurkującego Bolka. Julia na głos liczyła sekundy. Siedem… Dwanaście… Osiemnaście… Wreszcie głowa Bolesława wyłoniła się spod wody. Potrzepał nią w prawo i w lewo, przesunął ponownie okulary na czoło i przetarł twarz ręką. Zamrugał szybko kilka razy i krótko opisał, co zobaczył pod wodą:
- Drzwi są jednoskrzydłowe, na pewno dość ciężkie. Zawiasów nie widać. Pod wodą blisko lewej krawędzi jest takie duże pokrętło. Próbowałem pokręcić, ale nie idzie w żadną stronę. Widać za słaby jestem. Może ty spróbujesz? – zażartował Bolek.
- Jasne, pokręcę paluchem lewej stopy. – odbiła piłeczkę Julia. – No to na razie odpuszczamy te drzwi. Może później coś wymyślimy. Teraz idźmy dalej prosto. – zdecydowała Julia, a Bolek gorliwie przytaknął, zanim mogłaby się rozmyślić.
Bolek postanowił iść środkiem tunelu po pachy w wodzie, a Julia upierała się przemieszczać nadal zgarbiona po stopniu przy prawej ścianie. Ruszyli dalej, odliczając klamry na ścianach. Po przejściu łącznie czternastu klamer od zakrętu, czyli w sumie około 70 metrów, z ciemności wyłoniły się kolejne drzwi. Także zamknięte. I także z małą poziomą kratką w nadprożu. Bolek miał tutaj wody już tylko po pępek, co oznaczało, że dno nadal się w tym kierunku podnosiło. Julia postanowiła zatem zejść ze stopnia. Tym razem już obydwoje dokładnie zlustrowali te drugie drzwi z bliska, świecąc sobie latarkami w poszukiwaniu klamek, pokręteł, czy chociażby jakiejś wajchy, która umożliwiłaby przedostanie się na drugą stronę.
Przy tym poziomie zanurzenia, co obecnie, Bolesław nie bawił się już w nurkowanie, tylko lekko kucnął i po chwili jedną zanurzoną ręką wymacał coś, co go zainteresowało.
- Julka, tu jest taka jakby… zasuwa, czy sztaba. Płytko pod powierzchnią. Chyba musimy ją przesunąć, aby otworzyć drzwi. – Bolek oddał Julce latarkę, po czym chwycił pod wodą oburącz za coś, czego Julia nie mogła zobaczyć z miejsca, w którym stała. Mocno zacisnął na zasuwie dłonie, a jego strój w kilku miejscach się wybrzuszył. Niby chudzielec, a sporo ma tych mięśni, pomyślała Julka, ale nie zdążyła nawet pomyśleć, jakie to partie Bolkowi tak się napięły, gdy usłyszeli głośny zgrzyt metalu o metal.
- I jak? Poszło?! – Julii chyba zaświeciły się oczy, jakby właśnie zobaczyła siebie sławną i bogatą, koło sławnego i bogatego Bolesława, odkrywcy „skarbu z Waldschloss”.
- Jak po maśle! Raz, dwa, …i już! – niemal krzyknął z entuzjazmem Bolek, bo udało mu się przesunąć zasuwę na tyle, że odblokowane drzwi same się uchyliły tak, że wystarczyło tylko chwycić za ich krawędź, by je otworzyć. Bolek wyprostował się, odebrał od Julii swoją latarkę, cofnął się i wolną ręką przystąpił do otwierania wrót. Wyobraził sobie zapewne, że odgrywa rolę jakiegoś literackiego czy filmowego bohatera i że za chwilę wejdą do skarbca pełnego ogromnych ilości złota i kosztowności. Julia wywnioskowała to po tym, że wyprostował się, wypiął dumnie pierś, uniósł brodę i krzyknął na cały tunel. – Sezamie, otwórz się! – Po czym mocno pociągnął za ciężkie drzwi, które skrzypiąc i wywołując na wodzie lekkie fale, powoli otworzyły się na oścież.
*************************************
Tym razem udało się uniknąć wadliwych przenośni z pogranicza ornitologii...
c.d.n.
Pozdrawiam,
M.