~~Brązowoszary Świerk niezalogowany
4 października 2020r. o 9:36
Nie ma sprawy.
c.d.
----------------------------------------------------
Odkurzenie wykafelkowanej podłogi w łazience zajęło Oli piętnaście sekund, bo ta górna łazienka była wyjątkowo mała. Mieściła tylko półokrągły prysznic 80x80, małą umywalkę, najmniejszy z oferowanych na rynku sedes dla krasnoludków oraz niedawno kupioną pralkę w wersji slim o szerokości 40 cm, ładowaną oczywiście od góry.
Całe piętro domu wujka Zygmunta i nieżyjącej cioci Alinki, który z mamą zamieszkiwały, było niewielkiego metrażu. A skosy w dwóch pokojach należących do nich, jeszcze ten metraż optycznie i użytkowo pomniejszały. Wujek Zygmunt mieszkał z kolei na parterze. Na dolnej kondygnacji, oprócz malutkiej sypialni wujka Zygmunta, znajdowały się jeszcze kuchnia, pokój dzienny z telewizorem, korytarz, trochę większa od tej na górze łazienka i zejście do niewielkiej piwnicy znajdujące się pod schodami.
Ola zwracała się do wujka mamy także po prostu „wujku”, bo niby jak by miała inaczej się do niego zwracać? Wujku-dziadku? Czy może samo „dziadku”? Wyjaśniając koligacje – ciocia Alina nie była ciocią Oli. Ciocia Alina była ciocią mamy Oli, czyli była ciocią Julii, a siostrą babci Oli - Basi, czyli mamy Julii. W zasadzie więc ciocia Alina była dla Oli nie babcią, tylko babcią-ciocią. Bardzo proste, nieprawdaż? Analogicznie wujek Zygmunt był mężem cioci Aliny, która była… A może pozostańmy po prostu przy „wujku Zygmuncie”. Wujku dla Julii i dla Oli.
Ciocia-babcia, czy po prostu ciocia Alinka mogłaby jeszcze żyć, pomyślała Ola, gdyby tylko nie zwlekała z pójściem na badania. Może gdyby Ola jako lekarz zamieszkała razem z mamą u wujostwa mamy wcześniej, to namówiłaby ciocię na dokładniejsze badania i wykryto by jej chorobę wtedy, kiedy jeszcze były szanse na rozpoczęcie leczenia? Ale Ola wtedy dopiero rozpoczynała studia medyczne i raczej niewiele się znała na diagnostyce, a tym bardziej na leczeniu.
Są starsi ludzie, którzy nałogowo przesiadują w przychodniach, ale są i tacy, którzy albo boją się iść na badania i usłyszeć złe wieści, albo nie mają na badania czasu, albo udają, że tego czasu nie mają. Ciocia Alinka należała do tej ostatniej grupy. Mimo emerytury była faktycznie wciąż bardzo zajęta i aby nie iść do lekarza zawsze wymawiała się brakiem czasu. Złośliwy rak jajników zdiagnozowany został u cioci zbyt późno i w kolejne pół roku dokonał tyle nieodwracalnych spustoszeń w jej organizmie, że bardzo szybko wygrał nierówną batalię z tą wspaniałą, czułą, uczynną i ciepłą kobietą, jak ją z mamą zapamiętały.
Julia schodząc po schodach usłyszała krótkie buczenie odkurzacza, potem trzaśnięcie drzwi schowka pod schodami na strych, a jeszcze chwilę później trzaśnięcie drzwi od pokoju Olki. Weszła do kuchni, gdzie wujek dopijał już swoją herbatkę do końca. Także i jej przygotował herbatę, a obok spoczywały na talerzyku trzy piękne kanapeczki. Z precyzyjnie dociętym do kształtu kromek żółtym serem na wierzchu każdej kanapki. Wędliny nie było widać spod plastrów sera, ale była pewna, że leżała tam jakaś kiełbaska, polędwiczka albo szyneczka, przyklejona do cienko rozsmarowanego masełka. W tym wujkowym daniu wędlinka zawsze była zagadką, rozwiązywaną dopiero po pierwszym gryzie.
Zdrobnienia używane były dość często przez wujka w stosunku do niej i do Oli, nawet odnośnie najprostszych przedmiotów codziennego użytku i przy zwykłych, domowych czynnościach. Rozczulało to Julię, bo wiedziała, że kiedy ciocia Alinka jeszcze żyła, zawsze tak do siebie się z wujkiem odnosili, co musiało niewątpliwie być ich niepisanym rytuałem i oczywistą oznaką obiecanej sobie podczas przysięgi małżeńskiej, dozgonnej miłości i wierności. Julia takiej przysięgi dotąd nie składała i nie była pewna, czy powinna tego żałować, czy może być za to wdzięczną, bo gdyby była mężatką, spotkanie Bolka po tylu latach mogłoby tylko niepotrzebnie skomplikować jej dotychczasowe życie. I nie tylko jej.
- Siadaj, Tosieńko. – poprosił wujek i odsunął jej drugie krzesło, więc Julia usiadła koło niego. – Pewnie jesteś zmęczona. Widziałem, że Oleńka podrzucała cię dzisiaj swoim autkiem do miasta? Może mi jutro opowiesz, co dzisiaj robiłaś? – zapytał wujek, a Julka skinęła potwierdzająco głową. Spojrzała na zegar. 22:20. Kurczę, teraz to na pewno się już nie wyrobię, pomyślała. Prorok Bolesław będzie miał satysfakcję.
- Ola właśnie się położyła, więc i ty wujku idź już spać. – lekko podniesionym głosem poprosiła Julia.
- Dobrze, moja droga. Ty też nie siedź za długo. – odpowiedział wujek, dopijając ostatnie łyki napoju ze swojej szklanki. Wstał, cicho zasunął krzesło, odstawił szklankę do zlewozmywaka i położywszy po drodze rękę na ramieniu Julki wyszedł z kuchni i udał się w kierunku łazienki. - Dobranoc.
- Dobranoc. – odpowiedziała Julia i upiła kilka łyków swojej letniej już herbaty. Sięgnęła po pierwszą kanapkę i ugryzła. Pycha. Prosty i smaczny posiłek po ciężkim dniu był dla niej lepszy niż wytworna kolacja. Spojrzała z zainteresowaniem na półokrągły ślad po ugryzieniu. O, dzisiaj jednak polędwiczka, stwierdziła i popatrzyła przez okno. Ktoś chyba ukradł księżyc, bo na dworze było ciemno, choć oko wykol.
Zupełnie jak wtedy, kiedy brodzili z Bolkiem po podziemnych kanałach na terenie dawnego Waldschloss.
**************************
c.d.n. i wrócimy wreszcie do podziemnego tunelu
Pozdrawiam,
M.