Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA Nowe domy!
BolecFORUM Nowy temat
Wróć do komentowanego artykułu:
Tajemnica szmaragdu - odcinek dwudziesty ósmy
~Gołębi Przebiśnieg niezalogowany
6 grudnia 2020r. o 13:16
Czy nawet w takim artykule muszą być pokazane te maski na mordach żeby się wszystko kojarzyło z tym kłamstwem ?
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
15429
#piotrek2 nieaktywny
8 grudnia 2020r. o 6:47
Piękne
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Pomarańczowożółty Mamutowiec niezalogowany
9 grudnia 2020r. o 2:09
c.d.
---------------------------------------
Kiedy Julia, niepomna ostrzeżeń Bolka, wpadła na szatański pomysł wejścia na pakę radzieckiej wojskowej ciężarówki, miała zamiar jedynie spróbować otworzyć albo chociaż uchylić wieko którejkolwiek z przewożonych skrzyń i tylko jednym okiem zerknąć do środka, aby sprawdzić co takiego żołnierze obcej armii mogą w środku nocy wywozić z polskiej jednostki wojskowej. Jeżeli to z powodu zawartości tych skrzyń przed paroma minutami żołnierze otworzyli ogień do członków złodziejskiej bandy z ewidentnym zamiarem ochrony wyjeżdżającego właśnie konwoju, to warto było dowiedzieć się czegoś więcej o tym ładunku. Ciekawość Julii podkręcał fakt, że na wszystkich skrzyniach napisy i oznaczenia były niemieckie i to najwyraźniej pochodzące z czasów, kiedy hitlerowskie Niemcy podbiły niemal całą ówczesną Europę.

Podczas, gdy kierowca ciężarówki oddawał się wiadomej czynności w gęstwinie krzaków rosnących po drugiej stronie drogi prowadzącej do jednostki wojskowej, Julia kątem oka zobaczyła jak cykor Bolek wraca na ich wcześniejszą, bezpieczną pozycję za drzewem blisko stojącego pojazdu z włączonym silnikiem. Wykorzystała chwilę nieuwagi Bolka, odchyliła wiszącą luźno plandekę, wrzuciła do środka latarkę i chwytając krawędź burty podciągnęła się na rękach. Przerzuciła nogi z łatwością, z jaką na lekcjach WF zwykle wskakiwała na kozła. Kiedy znalazła się w środku, podniosła latarkę, stanęła wyprostowana i rozejrzała się dokoła.

Powierzchnia zajmowana przez różnej wielkości skrzynie nie była zbyt duża, gdyż trzyosiowa, sześciokołowa ciężarówka typu KrAZ-255 z charakterystycznym, wydłużonym nosem kabiny i o niewielkiej 7,5 tonowej ładowności była bardzo krótka. Julia stanęła na niewielkim skrawku pozostałego wolnego miejsca przestrzeni ładownej i wolną ręką spróbowała poruszyć kilkoma deskami, z których zbudowane były górne powierzchnie drewnianych pojemników. Nic z tego. Szybko zorientowała się, że skrzynie są tak solidnie zamknięte i zabite gwoździami, że bez odpowiedniego sprzętu nie ma szans ich otworzyć. Niestety nie dowie się więc, co zawierają. Możliwe do odczytania niemieckie słowa również były dla niej zbyt trudne do zapamiętania.

Po lewej stronie zauważyła jednak jedyną możliwość zaspokojenia swojej ciekawości. Na wierzchu jednej z wielkich skrzyń, której górna krawędź sięgała jej aż do ramion, stała inna, niewielka skrzynka, a właściwie pojemnik bez żadnych napisów. Nie wyglądał jakby miał być zbudowany z drewna. Jego gładkie ściany były raczej metalowe i pomalowane farbą, która zapewne jakieś pięćdziesiąt lat temu miała kolor biały. Na skrzynce nie zauważyła żadnych napisów. Intrygujące wydało się jednak Julii, że pojemnik ten nie miał żadnego uchwytu, ani żadnego widocznego zamka, za pomocą którego można było go otworzyć.

Julia wiedziała, że rosyjski kierowca za chwilę wróci z miejsca odosobnienia. Nie zastanawiając się zbyt długo odłożyła latarkę na jedną ze skrzyń, chwyciła zagadkowy, dość ciężki jak się okazało pojemnik, odchyliła łokciem krawędź plandeki i ściszonym głosem krzyknęła się do ledwo widocznego w półmroku, skulonego za drzewem Bolka:

- Bolek! Łap! – i rzuciła pojemnikiem najmocniej jak umiała w kierunku Bolka. W tym momencie usłyszała, jak trzaskają zamykane drzwi ciężarówki.

Julia przez odchyloną plandekę zauważyła, że rzut nie wyszedł jej tak, jak to sobie zamierzyła i pojemnik uderzył w mały pagórek na skraju drogi, porośnięty niewysokimi krzewami jagód. Po uderzeniu w ziemię pojemnik obracając się kilka razy, sturlał się po drugiej stronie tego małego wzniesienia i zatrzymał się w niewielkiej kępie krzaczków tak, że od strony drogi nie można go było dostrzec bez dokładnego przeszukania.

Julia była pewna, że pomruk włączonego silnika zagłuszył zarówno jej głos, jak i hałas spowodowany upadkiem pojemnika. Stwierdziła, że najwyższa pora ewakuować się z ciężarówki. Obróciła się w stronę latarki i już miała ją chwycić, kiedy skrzynia biegów zgrzytnęła i samochód ruszył. Latarka potoczyła się po skrzyni i wpadła w wąską szczelinę między skrzyniami. Cholera, co za pech, zaklęła w myślach Julia.

Z powodu szarpnięcia samochodu przy ruszaniu po dość nierównej drodze, Julia także zachwiała się. Nie zdołałaby odzyskać równowagi i byłaby upadła, gdyby nie chwyciła się jedną ręką którejś ze skrzyń, a drugą metalowego pręta podtrzymującego plandekę. Julia zobaczyła, że szpara między skrzyniami była zbyt wąska, aby włożyć tam rękę, więc szybko porzuciła zamiar odzyskania latarki. Musiała teraz tylko wydostać się z ciężarówki.

Po kilkunastu sekundach Julia domyślając się, że samochód ciężarowy oddalił się już wystarczająco od jednostki i nikt jej nie zauważy, uniosła plandekę i wyskoczyła. Źle oceniła nie tylko kierunek jazdy, ale i wysokość na jakiej się znajdowała. Jednocześnie przeceniła swoje możliwości, a może to po prostu ciężarówka nagle zahamowała dodając jej dodatkowego pędu, bo kiedy tylko stopy dotknęły pokrytego pisakiem starego asfaltu upadła do przodu podpierając się rękami i ocierając sobie naskórek na obu dłoniach. Przekręciła się na bok i tuż przed swoim nosem zobaczyła dwa wojskowe buty. A nad sobą usłyszała podniesiony, zdenerwowany męski głos:

- Co za czort! Aaa… Alaaarm!

Nie wiadomo, kto bardziej się przestraszył, ona czy wartownik w polskim mundurze, pod którego nogami się znalazła. Żołnierz, kompletnie zdezorientowany i nie spodziewający się wyskakującej spod plandeki ciemnej postaci, niemal dostał ataku paniki, jakby zobaczył przerażającego stwora z piekła rodem. W pierwszym odruchu chciał uciekać, lecz w świetle lamp musiał w leżącym przed nim stworze rozpoznać równie groźnego człowieka, więc wiedziony instynktem sięgnął za plecy, chcąc dobyć wiszącego tam kałasznikowa. Nerwy jednakże wzięły górę i karabin AKM z powodu zaczepienia paska o pagony dłuższą chwilę nie mógł znaleźć się w rękach zaskoczonego żołnierza. Kompletnie zawiodło widać ponad roczne szkolenie wojskowe.

Julia nie czekała, aż wartownik upora się z przerastającym go na razie zadaniem wyplątania się z paska karabinu. Podniosła się na nogi i wzięła nogi za pas. Zaczęła biec oddalając się bardzo szybko od żołnierza, któremu przed chwilą całkiem niezamierzenie padła do nóg. Zamiast jednak wbiec między drzewa i klucząc próbować zniknąć w ciemności, Julia biegła krawędzią drogi. Górę wzięła chęć jak najszybszego spotkania z Bolkiem, przy którym jak dotąd mogła się tylko czuć bezpieczniej. Nie zauważyła, że starszy szeregowy pełniący tej nocy wartę przy bramie, mimo niezbornych ruchów odplątał wreszcie pasek, przełożył karabin do rąk, przykląkł i wycelował w jej kierunku przesuwając bezpiecznik i ustawiając go na ogień ciągły.

Julia usłyszała za sobą głośny okrzyk „Stój!”, ale nie zamierzała go posłuchać. Wierzyła, że zdoła dobiec do Bolka, razem uciekną i wreszcie zakończą tą pełną zbyt wielu już niebezpieczeństw noc. Za jej plecami rozległa się seria stuknięć, całkiem jakby dzięcioł pukał w drzewo. Koło jej nóg uderzyło kilka pocisków, jednak żaden w nią nie trafił. Julia nadal nie zatrzymywała się, ale uruchamiając wreszcie logiczne myślenie postanowiła jednak skręcić w kierunku przydrożnych drzew, szukając pomiędzy nimi osłony i schronienia.

Druga seria była skierowana już nieco wyżej. I była też nieco dłuższa od pierwszej. Kilkanaście pocisków ze świstem uderzało w pnie drzew po obu stronach, odłupując korę i drzazgi. Julii przemknęło przez głowę, że opatrzność nad nią czuwa, ale ułamek sekundy później uderzenie w bark popchnęło ją do przodu. Przeszywający ból pleców w okolicy prawej łopatki towarzyszył jej, gdy upadała na igliwie i liście, odruchowo wyciągając ręce do przodu.

Chwilę leżała nieruchomo, mając nadzieję, że to nie jest to, o czym myśli. Wiedziała jednak, że ciepła ciecz, która zaczęła sączyć się wokół rany nie zwiastowała niczego dobrego. Wiedziała też, że kula nie przeleciała na wylot, ale utkwiła w jej ciele, bo ból czuła tylko na plecach. Próbowała podnieść się na obydwu rękach, ale ból był za duży. Podparła się więc tylko na lewym łokciu, podniosła głowę i próbowała zawołać Bolka. Zbyt cicho, aby mógł ją dosłyszeć. I pewnie zbyt ciemno, by mógł ją dostrzec.

Odepchnęła się lewą ręką i obróciła na plecy. Czuła, że musi podnieść się i o coś oprzeć. Ciężko dysząc podparła się na łokciu i kilkoma ruchami nóg przesunęła się pod najbliższe drzewo. Oparła się plecami o jego pień. Przyszło jej do głowy, że może jak dociśnie się trochę do drzewa, to zmniejszy upływ krwi. Siedziała tak, kilka metrów od drogi, ledwie poruszając ustami i modliła się, aby Bóg nie pozwolił jej zakończyć życia w tak młodym wieku i to w tak głupi, banalny sposób. Obiecywała w zamian, że jeśli dane jej będzie przeżyć, to dalsze życie spędzi odpowiedzialnie i w zgodzie z dziesięciorgiem przykazań. Zamknęła oczy, czekając na najgorsze. Przejście w stan nieświadomości było łagodne i nieodczuwalne.

***

W oddali, przy bramie do jednostki, niemal natychmiast po wystrzałach zapaliło się kilkanaście wojskowych latarek. Ktoś wydał komendę „Naprzód” i żołnierze przesuwając strumienie światła w prawo i w lewo rozpoczęli marsz w kierunku, w którym strzelał wartownik, licząc na odnalezienie spłoszonego szpiega bądź sabotażysty, który zapewne chciał nielegalnie przedostać się na ciężarówce do jednostki. Tak przynajmniej zaraportował dowódcy w kilku słowach strzelający wartownik. Był on jednym z tych, którzy kilka minut wcześniej nie ruszyli tyralierą w kierunku, z którego padły strzały w lesie niedaleko zbiornika wodnego. Tamten oddział zresztą jeszcze nie wrócił, bo nadal przeczesywał teren.

Żołnierze szybko zbliżali się do miejsca, w którym znajdowała się ranna Julia, ale ona już tego nie widziała, ani nie słyszała. Jeden z żołnierzy w stopniu kaprala po ujrzeniu młodej dziewczyny siedzącej przy drzewie i opartej o nie plecami, podszedł do niej i przyklęknął na jedno kolano. Przełożył karabin na plecy. Oświetlił latarką jej całą postać i zdziwił się, kiedy zobaczył, że ubrana jest w strój do nurkowania. Dziewczyna miała zamknięte oczy. Pomyślał, że może śpi, ale wydało mu się to absurdalne. Zawołał do kolegów „Tutaj! Szybko!”.

Kapral nie widział rany na plecach, więc zastanawiał się przez chwilę, dlaczego dziewczyna się nie rusza. Może tylko zemdlała ze strachu? Odłożył latarkę, tak aby światło skierowane było w jej stronę. Chwycił ją za ramiona, lekko nią potrząsnął i powiedział: „Halo, słyszysz mnie?”. Potem odchylił dziewczynę w przód. Zobaczył ciemną plamę na plecach i mały otwór w tkaninie jej stroju, z którego powoli wypływała krew. Ciało dziewczyny było na tyle bezwładne, że gdyby nie jej przytrzymywał, poleciałaby do przodu. Niedobrze, pomyślał.

Inni żołnierze doszli do niego i stanęli w okręgu. Zobaczyli, że dziewczyna bezwładnie wisi kapralowi na rękach. Żołnierz oparł nieprzytomną z powrotem o drzewo.

- Zobacz, Michał, co żeś najlepszego narobił! – krzyknął kapral do jednego ze stojących kolegów, tego, który strzelał.

- Starszy szeregowy, to teraz migiem do wartowni, niech wzywają pogotowie! – rozkazał podoficer w stopniu chorążego, będący dowódcą pozostałych. Przestraszony starszy szeregowy pobiegł szybko w stronę bramy do jednostki. – A co z nią, kapralu? Żyje? – prawdziwie się zatroskał dowódca.

– Zdaje się, że tak. Ma ktoś może jakiś bandaż, albo chociaż czystą chusteczkę? – zapytał spoglądając po wszystkich dokoła.

Nikt się nie odezwał, ale któryś z żołnierzy szybko zdjął bluzę od munduru, a potem zdjął podkoszulek, zwinął go i podał klęczącemu przy ofierze kapralowi. Ten usiadł przy drzewie i przycisnął zawiniątko do rany na plecach dziewczyny. Popatrzył jeszcze raz na kolegów i powiedział:

- Oby nie było dla niej za późno. Na szczęście szpital jest blisko…

- A wy, chłopaki, nie stójcie tak. Na wszelki wypadek rozejrzyjcie się trochę – rozkazał chorąży. – Nie wiadomo, co to za dziewczyna i skąd się tu wzięła w tym stroju. Kto wie, może nie była tutaj sama?

***

Przerażony Bolek widział, jak ciężarówka z Julką w środku przejeżdża koło niego na wstecznym biegu. W świetle reflektorów cofającego pojazdu tym bardziej nie mógł nic zrobić, aby nie zdradzić swojej pozycji. Zerkał tylko zza drzewa i czekał na dalszy rozwój wydarzeń, gryząc w zdenerwowaniu paznokcie.

Widział, jak tuż przed bramą cofająca ciężarówka dość gwałtownie hamuje i zatrzymuje się, a po chwili wyłania się zza niej biegnąca Julia. Szybka jest, pomyślał Bolesław. Na pewno ją zauważyli i dlatego ucieka. Tylko czemu nie kieruje się pomiędzy drzewa, ale gna skrajem drogi? Przecież mają ją jak na widelcu!

Po krótkiej chwili koło ciężarówki pojawił się żołnierz z karabinem. Bolek przeraził się, bo wyczuł, co wartownik ma zamiar zrobić. Faktycznie, wojskowy uklęknął na jedno kolano, wycelował i puścił serię z kałasznikowa. Celował za nisko i kule odbiły się koło Julii od asfaltu. Bolek już miał zamiar wybiec naprzeciw swojej dziewczyny, ale ta na szczęście skręciła wreszcie między drzewa. Uparty żołnierz jednak nie dał za wygraną i puścił drugą, dłuższą serię w kierunku Julii, tym razem nieco wyżej niż poprzednio. Bolek zdążył z powrotem schować się za pień drzewa, kiedy kilka kul zaczęło stukać o drzewa i to całkiem niedaleko. A potem nastała dramatyczna cisza. Nie słychać było już wystrzałów, ani nie widać było biegnącej Julii.

Spod bramy wybiegło kilkunastu żołnierzy z latarkami. Szybko zbliżali się miejsca, w którym zniknęła im z oczu Julia, ale nie szli drogą, tylko weszli od razu w las. Co z Julką? Czy zdążyła uciec i się schować między drzewami? Bolek wiedział, że za chwilę żołnierze będą chcieli przeczesać cały okoliczny las. Zwłaszcza jeżeli zajrzą do ciężarówki, z której wyskoczyła Julia i zorientują się, że czegoś im brakuje. A co będzie jeśli znajdą skrzynkę i mnie przy okazji, pomyślał Bolek. Trzeba coś zrobić z tą skrzynką, ale co?

Bolek w półmroku przeszedł schylony do miejsca, w którym upadła wyrzucona przez Julię niewielka skrzynka. Uklęknął i na czworakach próbował wymacać pojemnik. Szybko go wyczuł w krzakach jagód, chwycił w ręce i wrócił z powrotem do swojej kryjówki za drzewem. Ciężka ta skrzynka, a taka niewielka. Co dalej, zastanawiał się przez chwilę. Przecież jak z nią pobiegnie, to natychmiast go zauważą i złapią. A może także do niego będą strzelać za to, że ją ukradł?

Wpadł mu do głowy pewien pomysł. Głupi, nie głupi, ale może przynajmniej uratuje dzięki niemu życie. Sięgnął do kieszonki i odetchnął, kiedy znalazł tam scyzoryk otrzymany od Waldka. Miał braciszek rację mówiąc, że może mu się przydać. Bolek odsunął skrzynkę na bok, rozłożył ostrze i zaczął dźgać scyzorykiem ziemię pod drzewem, spulchniając ją. Odgarnął trochę ziemi, po czym znów uderzał szybko scyzorykiem. I znów odgarnął ziemię. I tak sprawnie pogłębiał dołek, aż uznał, że zmieści się w nim już skrzynka i zostanie jeszcze miejsce na wyrównanie ziemi i zasypanie igliwiem.

Kiedy skończył uklepywać ziemię, pozgarniał z powrotem suche igły, liście, trochę trawy i gałązek. Miał nadzieję, że kamuflaż będzie skuteczny. Wychylił się zza drzewa i zobaczył, jak światła latarek zbliżają się w jego kierunku. Nie było wyjścia. Wiedział już, że zostanie zauważony. Pomyślał, że jeżeli teraz nie odkryją jego sprytnej skrytki w ziemi, to może kiedyś uda się tu wrócić? Stanął twarzą do drzewa i zaczął coś szybko i nerwowo strugać w jego korze. Po około minucie tuż obok niego pojawiły się światła latarek i po obu stronach stanęło dwóch żołnierzy z wycelowanymi w niego karabinami.

- Hej, ktoś ty? Co tu robisz? – zapytał jeden z nich, a kiedy Bolek odsunął się od drzewa, zauważył w jego ręku scyzoryk. – Uwaga, on ma nóż! Rzuć to, kolego! Rzuć i ręce do góry, albo będę strzelał!

Bolek zastanawiał się nad słowami żołnierza. Dość daleko odrzucił scyzoryk i podniósł ręce. Najpierw usłyszał, a po chwili zobaczył, że drogą prowadzącą do jednostki szybko nadjeżdża na sygnale karetka pogotowia. Przejechała tuż koło niego i trzymających go na muszce żołnierzy. Po kilkudziesięciu metrach stanęła tuż obok chorążego czekającego na skraju drogi i machającego do kierowcy ambulansu.

- Panie chorąży! – donośnym głosem zawołał drugi z żołnierzy. – Mamy jeszcze jednego szpiega! Ten wygląda na całego!

Jeżeli coś niedobrego stało się z Julią, pomyślał z przerażeniem Bolek, to nigdy sobie tego nie daruję...
------------------------------------------------
c.d.n.
Pozdrawiam,
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Pomarańczowożółty Mamutowiec niezalogowany
9 grudnia 2020r. o 2:21
c.d.
---------------------------------
Kiedy Julia, niepomna ostrzeżeń Bolka, wpadła na szatański pomysł wejścia na pakę radzieckiej wojskowej ciężarówki, miała zamiar jedynie spróbować otworzyć albo chociaż uchylić wieko którejkolwiek z przewożonych skrzyń i tylko jednym okiem zerknąć do środka, aby sprawdzić co takiego żołnierze obcej armii mogą w środku nocy wywozić z polskiej jednostki wojskowej. Jeżeli to z powodu zawartości tych skrzyń przed paroma minutami żołnierze otworzyli ogień do członków złodziejskiej bandy z ewidentnym zamiarem ochrony wyjeżdżającego właśnie konwoju, to warto było dowiedzieć się czegoś więcej o tym ładunku. Ciekawość Julii podkręcał fakt, że na wszystkich skrzyniach napisy i oznaczenia były niemieckie i to najwyraźniej pochodzące z czasów, kiedy hitlerowskie Niemcy podbiły niemal całą ówczesną Europę.

Podczas, gdy kierowca ciężarówki oddawał się wiadomej czynności w gęstwinie krzaków rosnących po drugiej stronie drogi prowadzącej do jednostki wojskowej, Julia kątem oka zobaczyła jak cykor Bolek wraca na ich wcześniejszą, bezpieczną pozycję za drzewem blisko stojącego pojazdu z włączonym silnikiem. Wykorzystała chwilę nieuwagi Bolka, odchyliła wiszącą luźno plandekę, wrzuciła do środka latarkę i chwytając krawędź burty podciągnęła się na rękach. Przerzuciła nogi z łatwością, z jaką na lekcjach WF zwykle wskakiwała na kozła. Kiedy znalazła się w środku, podniosła latarkę, stanęła wyprostowana i rozejrzała się dokoła.

Powierzchnia zajmowana przez różnej wielkości skrzynie nie była zbyt duża, gdyż trzyosiowa, sześciokołowa ciężarówka typu KrAZ-255 z charakterystycznym, wydłużonym nosem kabiny i o niewielkiej 7,5 tonowej ładowności była bardzo krótka. Julia stanęła na niewielkim skrawku pozostałego wolnego miejsca przestrzeni ładownej i wolną ręką spróbowała poruszyć kilkoma deskami, z których zbudowane były górne powierzchnie drewnianych pojemników. Nic z tego. Szybko zorientowała się, że skrzynie są tak solidnie zamknięte i zabite gwoździami, że bez odpowiedniego sprzętu nie ma szans ich otworzyć. Niestety nie dowie się więc, co zawierają. Możliwe do odczytania niemieckie słowa również były dla niej zbyt trudne do zapamiętania.

Po lewej stronie zauważyła jednak jedyną możliwość zaspokojenia swojej ciekawości. Na wierzchu jednej z wielkich skrzyń, której górna krawędź sięgała jej aż do ramion, stała inna, niewielka skrzynka, a właściwie pojemnik bez żadnych napisów. Nie wyglądał jakby miał być zbudowany z drewna. Jego gładkie ściany były raczej metalowe i pomalowane farbą, która zapewne jakieś pięćdziesiąt lat temu miała kolor biały. Na skrzynce nie zauważyła żadnych napisów. Intrygujące wydało się jednak Julii, że pojemnik ten nie miał żadnego uchwytu, ani żadnego widocznego zamka, za pomocą którego można było go otworzyć.

Julia wiedziała, że rosyjski kierowca za chwilę wróci z miejsca odosobnienia. Nie zastanawiając się zbyt długo odłożyła latarkę na jedną ze skrzyń, chwyciła zagadkowy, dość ciężki jak się okazało pojemnik, odchyliła łokciem krawędź plandeki i ściszonym głosem krzyknęła się do ledwo widocznego w półmroku, skulonego za drzewem Bolka:

- Bolek! Łap! – i rzuciła pojemnikiem najmocniej jak umiała w kierunku Bolka. W tym momencie usłyszała, jak trzaskają zamykane drzwi ciężarówki.

Julia przez odchyloną plandekę zauważyła, że rzut nie wyszedł jej tak, jak to sobie zamierzyła i pojemnik uderzył w mały pagórek na skraju drogi, porośnięty niewysokimi krzewami jagód. Po uderzeniu w ziemię pojemnik obracając się kilka razy, sturlał się po drugiej stronie tego małego wzniesienia i zatrzymał się w niewielkiej kępie krzaczków tak, że od strony drogi nie można go było dostrzec bez dokładnego przeszukania.

Julia była pewna, że pomruk włączonego silnika zagłuszył zarówno jej głos, jak i hałas spowodowany upadkiem pojemnika. Stwierdziła, że najwyższa pora ewakuować się z ciężarówki. Obróciła się w stronę latarki i już miała ją chwycić, kiedy skrzynia biegów zgrzytnęła i samochód ruszył. Latarka potoczyła się po skrzyni i wpadła w wąską szczelinę między skrzyniami. Cholera, co za pech, zaklęła w myślach Julia.

Z powodu szarpnięcia samochodu przy ruszaniu po dość nierównej drodze, Julia także zachwiała się. Nie zdołałaby odzyskać równowagi i byłaby upadła, gdyby nie chwyciła się jedną ręką którejś ze skrzyń, a drugą metalowego pręta podtrzymującego plandekę. Julia zobaczyła, że szpara między skrzyniami była zbyt wąska, aby włożyć tam rękę, więc szybko porzuciła zamiar odzyskania latarki. Musiała teraz tylko wydostać się z ciężarówki.

Po kilkunastu sekundach Julia domyślając się, że samochód ciężarowy oddalił się już wystarczająco od jednostki i nikt jej nie zauważy, uniosła plandekę i wyskoczyła. Źle oceniła nie tylko kierunek jazdy, ale i wysokość na jakiej się znajdowała. Jednocześnie przeceniła swoje możliwości, a może to po prostu ciężarówka nagle zahamowała dodając jej dodatkowego pędu, bo kiedy tylko stopy dotknęły pokrytego pisakiem starego asfaltu upadła do przodu podpierając się rękami i ocierając sobie naskórek na obu dłoniach. Przekręciła się na bok i tuż przed swoim nosem zobaczyła dwa wojskowe buty. A nad sobą usłyszała podniesiony, zdenerwowany męski głos:

- Co za czort! Aaa… Alaaarm!

Nie wiadomo, kto bardziej się przestraszył, ona czy wartownik w polskim mundurze, pod którego nogami się znalazła. Żołnierz, kompletnie zdezorientowany i nie spodziewający się wyskakującej spod plandeki ciemnej postaci, niemal dostał ataku paniki, jakby zobaczył przerażającego stwora z piekła rodem. W pierwszym odruchu chciał uciekać, lecz w świetle lamp musiał w leżącym przed nim stworze rozpoznać równie groźnego człowieka, więc wiedziony instynktem sięgnął za plecy, chcąc dobyć wiszącego tam kałasznikowa. Nerwy jednakże wzięły górę i karabin AKM z powodu zaczepienia paska o pagony dłuższą chwilę nie mógł znaleźć się w rękach zaskoczonego żołnierza. Kompletnie zawiodło widać ponad roczne szkolenie wojskowe.

Julia nie czekała, aż wartownik upora się z przerastającym go na razie zadaniem wyplątania się z paska karabinu. Podniosła się na nogi i wzięła nogi za pas. Zaczęła biec oddalając się bardzo szybko od żołnierza, któremu przed chwilą całkiem niezamierzenie padła do nóg. Zamiast jednak wbiec między drzewa i klucząc próbować zniknąć w ciemności, Julia biegła krawędzią drogi. Górę wzięła chęć jak najszybszego spotkania z Bolkiem, przy którym jak dotąd mogła się tylko czuć bezpieczniej. Nie zauważyła, że starszy szeregowy pełniący tej nocy wartę przy bramie, mimo niezbornych ruchów odplątał wreszcie pasek, przełożył karabin do rąk, przykląkł i wycelował w jej kierunku przesuwając bezpiecznik i ustawiając go na ogień ciągły.

Julia usłyszała za sobą głośny okrzyk „Stój!”, ale nie zamierzała go posłuchać. Wierzyła, że zdoła dobiec do Bolka, razem uciekną i wreszcie zakończą tą pełną zbyt wielu już niebezpieczeństw noc. Za jej plecami rozległa się seria stuknięć, całkiem jakby dzięcioł pukał w drzewo. Koło jej nóg uderzyło kilka pocisków, jednak żaden w nią nie trafił. Julia nadal nie zatrzymywała się, ale uruchamiając wreszcie logiczne myślenie postanowiła jednak skręcić w kierunku przydrożnych drzew, szukając pomiędzy nimi osłony i schronienia.

Druga seria była skierowana już nieco wyżej. I była też nieco dłuższa od pierwszej. Kilkanaście pocisków ze świstem uderzało w pnie drzew po obu stronach, odłupując korę i drzazgi. Julii przemknęło przez głowę, że opatrzność nad nią czuwa, ale ułamek sekundy później uderzenie w bark popchnęło ją do przodu. Przeszywający ból pleców w okolicy prawej łopatki towarzyszył jej, gdy upadała na igliwie i liście, odruchowo wyciągając ręce do przodu.

Chwilę leżała nieruchomo, mając nadzieję, że to nie jest to, o czym myśli. Wiedziała jednak, że ciepła ciecz, która zaczęła sączyć się wokół rany nie zwiastowała niczego dobrego. Wiedziała też, że kula nie przeleciała na wylot, ale utkwiła w jej ciele, bo ból czuła tylko na plecach. Próbowała podnieść się na obydwu rękach, ale ból był za duży. Podparła się więc tylko na lewym łokciu, podniosła głowę i próbowała zawołać Bolka. Zbyt cicho, aby mógł ją dosłyszeć. I pewnie zbyt ciemno, by mógł ją dostrzec.

Odepchnęła się lewą ręką i obróciła na plecy. Czuła, że musi podnieść się i o coś oprzeć. Ciężko dysząc podparła się na łokciu i kilkoma ruchami nóg przesunęła się pod najbliższe drzewo. Oparła się plecami o jego pień. Przyszło jej do głowy, że może jak dociśnie się trochę do drzewa, to zmniejszy upływ krwi. Siedziała tak, kilka metrów od drogi, ledwie poruszając ustami i modliła się, aby Bóg nie pozwolił jej zakończyć życia w tak młodym wieku i to w tak głupi, banalny sposób. Obiecywała w zamian, że jeśli dane jej będzie przeżyć, to dalsze życie spędzi odpowiedzialnie i w zgodzie z dziesięciorgiem przykazań. Zamknęła oczy, czekając na najgorsze. Przejście w stan nieświadomości było łagodne i nieodczuwalne.

***

W oddali, przy bramie do jednostki, niemal natychmiast po wystrzałach zapaliło się kilkanaście wojskowych latarek. Ktoś wydał komendę „Naprzód” i żołnierze przesuwając strumienie światła w prawo i w lewo rozpoczęli marsz w kierunku, w którym strzelał wartownik, licząc na odnalezienie spłoszonego szpiega bądź sabotażysty, który zapewne chciał nielegalnie przedostać się na ciężarówce do jednostki. Tak przynajmniej zaraportował dowódcy w kilku słowach strzelający wartownik. Był on jednym z tych, którzy kilka minut wcześniej nie ruszyli tyralierą w kierunku, z którego padły strzały w lesie niedaleko zbiornika wodnego. Tamten oddział zresztą jeszcze nie wrócił, bo nadal przeczesywał teren.

Żołnierze szybko zbliżali się do miejsca, w którym znajdowała się ranna Julia, ale ona już tego nie widziała, ani nie słyszała. Jeden z żołnierzy w stopniu kaprala po ujrzeniu młodej dziewczyny siedzącej przy drzewie i opartej o nie plecami, podszedł do niej i przyklęknął na jedno kolano. Przełożył karabin na plecy. Oświetlił latarką jej całą postać i zdziwił się, kiedy zobaczył, że ubrana jest w strój do nurkowania. Dziewczyna miała zamknięte oczy. Pomyślał, że może śpi, ale wydało mu się to absurdalne. Zawołał do kolegów „Tutaj! Szybko!”.

Kapral nie widział rany na plecach, więc zastanawiał się przez chwilę, dlaczego dziewczyna się nie rusza. Może tylko zemdlała ze strachu? Odłożył latarkę, tak aby światło skierowane było w jej stronę. Chwycił ją za ramiona, lekko nią potrząsnął i powiedział: „Halo, słyszysz mnie?”. Potem odchylił dziewczynę w przód. Zobaczył ciemną plamę na plecach i mały otwór w tkaninie jej stroju, z którego powoli wypływała krew. Ciało dziewczyny było na tyle bezwładne, że gdyby nie jej przytrzymywał, poleciałaby do przodu. Niedobrze, pomyślał.

Inni żołnierze doszli do niego i stanęli w okręgu. Zobaczyli, że dziewczyna bezwładnie wisi kapralowi na rękach. Żołnierz oparł nieprzytomną z powrotem o drzewo.

- Zobacz, Michał, co żeś najlepszego narobił! – krzyknął kapral do jednego ze stojących kolegów, tego, który strzelał.

- Starszy szeregowy, to teraz migiem do wartowni, niech wzywają pogotowie! – rozkazał podoficer w stopniu chorążego, będący dowódcą pozostałych. Przestraszony starszy szeregowy pobiegł szybko w stronę bramy do jednostki. – A co z nią, kapralu? Żyje? – prawdziwie się zatroskał dowódca.

– Zdaje się, że tak. Ma ktoś może jakiś bandaż, albo chociaż czystą chusteczkę? – zapytał spoglądając po wszystkich dokoła.

Nikt się nie odezwał, ale któryś z żołnierzy szybko zdjął bluzę od munduru, a potem zdjął podkoszulek, zwinął go i podał klęczącemu przy ofierze kapralowi. Ten usiadł przy drzewie i przycisnął zawiniątko do rany na plecach dziewczyny. Popatrzył jeszcze raz na kolegów i powiedział:

- Oby nie było dla niej za późno. Na szczęście szpital jest blisko…

- A wy, chłopaki, nie stójcie tak. Na wszelki wypadek rozejrzyjcie się trochę – rozkazał chorąży. – Nie wiadomo, co to za dziewczyna i skąd się tu wzięła w tym stroju. Kto wie, może nie była tutaj sama?

***

Przerażony Bolek widział, jak ciężarówka z Julką w środku przejeżdża koło niego na wstecznym biegu. W świetle reflektorów cofającego pojazdu tym bardziej nie mógł nic zrobić, aby nie zdradzić swojej pozycji. Zerkał tylko zza drzewa i czekał na dalszy rozwój wydarzeń, gryząc w zdenerwowaniu paznokcie.

Widział, jak tuż przed bramą cofająca ciężarówka dość gwałtownie hamuje i zatrzymuje się, a po chwili wyłania się zza niej biegnąca Julia. Szybka jest, pomyślał Bolesław. Na pewno ją zauważyli i dlatego ucieka. Tylko czemu nie kieruje się pomiędzy drzewa, ale gna skrajem drogi? Przecież mają ją jak na widelcu!

Po krótkiej chwili koło ciężarówki pojawił się żołnierz z karabinem. Bolek przeraził się, bo wyczuł, co wartownik ma zamiar zrobić. Faktycznie, wojskowy uklęknął na jedno kolano, wycelował i puścił serię z kałasznikowa. Celował za nisko i kule odbiły się koło Julii od asfaltu. Bolek już miał zamiar wybiec naprzeciw swojej dziewczyny, ale ta na szczęście skręciła wreszcie między drzewa. Uparty żołnierz jednak nie dał za wygraną i puścił drugą, dłuższą serię w kierunku Julii, tym razem nieco wyżej niż poprzednio. Bolek zdążył z powrotem schować się za pień drzewa, kiedy kilka kul zaczęło stukać o drzewa i to całkiem niedaleko. A potem nastała dramatyczna cisza. Nie słychać było już wystrzałów, ani nie widać było biegnącej Julii.

Spod bramy wybiegło kilkunastu żołnierzy z latarkami. Szybko zbliżali się miejsca, w którym zniknęła im z oczu Julia, ale nie szli drogą, tylko weszli od razu w las. Co z Julką? Czy zdążyła uciec i się schować między drzewami? Bolek wiedział, że za chwilę żołnierze będą chcieli przeczesać cały okoliczny las. Zwłaszcza jeżeli zajrzą do ciężarówki, z której wyskoczyła Julia i zorientują się, że czegoś im brakuje. A co będzie jeśli znajdą skrzynkę i mnie przy okazji, pomyślał Bolek. Trzeba coś zrobić z tą skrzynką, ale co?

Bolek w półmroku przeszedł schylony do miejsca, w którym upadła wyrzucona przez Julię niewielka skrzynka. Uklęknął i na czworakach próbował wymacać pojemnik. Szybko go wyczuł w krzakach jagód, chwycił w ręce i wrócił z powrotem do swojej kryjówki za drzewem. Ciężka ta skrzynka, a taka niewielka. Co dalej, zastanawiał się przez chwilę. Przecież jak z nią pobiegnie, to natychmiast go zauważą i złapią. A może także do niego będą strzelać za to, że ją ukradł?

Wpadł mu do głowy pewien pomysł. Głupi, nie głupi, ale może przynajmniej uratuje dzięki niemu życie. Sięgnął do kieszonki i odetchnął, kiedy znalazł tam scyzoryk otrzymany od Waldka. Miał braciszek rację mówiąc, że może mu się przydać. Bolek odsunął skrzynkę na bok, rozłożył ostrze i zaczął dźgać scyzorykiem ziemię pod drzewem, spulchniając ją. Odgarnął trochę ziemi, po czym znów uderzał szybko scyzorykiem. I znów odgarnął ziemię. I tak sprawnie pogłębiał dołek, aż uznał, że zmieści się w nim już skrzynka i zostanie jeszcze miejsce na wyrównanie ziemi i zasypanie igliwiem.

Kiedy skończył uklepywać ziemię, pozgarniał z powrotem suche igły, liście, trochę trawy i gałązek. Miał nadzieję, że kamuflaż będzie skuteczny. Wychylił się zza drzewa i zobaczył, jak światła latarek zbliżają się w jego kierunku. Nie było wyjścia. Wiedział już, że zostanie zauważony. Pomyślał, że jeżeli teraz nie odkryją jego sprytnej skrytki w ziemi, to może kiedyś uda się tu wrócić? Stanął twarzą do drzewa i zaczął coś szybko i nerwowo strugać w jego korze. Po około minucie tuż obok niego pojawiły się światła latarek i po obu stronach stanęło dwóch żołnierzy z wycelowanymi w niego karabinami.

- Hej, ktoś ty? Co tu robisz? – zapytał jeden z nich, a kiedy Bolek odsunął się od drzewa, zauważył w jego ręku scyzoryk. – Uwaga, on ma nóż! Rzuć to, kolego! Rzuć i ręce do góry, albo będę strzelał!

Bolek zastanawiał się nad słowami żołnierza. Dość daleko odrzucił scyzoryk i podniósł ręce. Najpierw usłyszał, a po chwili zobaczył, że drogą prowadzącą do jednostki szybko nadjeżdża na sygnale karetka pogotowia. Przejechała tuż koło niego i trzymających go na muszce żołnierzy. Po kilkudziesięciu metrach stanęła tuż obok chorążego czekającego na skraju drogi i machającego do kierowcy ambulansu.

- Panie chorąży! – donośnym głosem zawołał drugi z żołnierzy. – Mamy jeszcze jednego szpiega! Ten wygląda na całego!

Jeżeli coś niedobrego stało się z Julią, pomyślał z przerażeniem Bolek, to nigdy sobie tego nie daruję...
-----------------------------------
c.d.n.
Pozdrawiam,
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Pomarańczowożółty Mamutowiec niezalogowany
9 grudnia 2020r. o 16:21
Wpis od M. na forum
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Pomarańczowożółty Mamutowiec niezalogowany
9 grudnia 2020r. o 16:22
Macie jakiś problem z komentarzami?
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
1
emem
9 grudnia 2020r. o 16:42
~Pomarańczowożółty Mamutowiec napisał(a): Macie jakiś problem z komentarzami?


Już powinno być ok

Bolec.Info - portal i gazeta nr 1 w powiecie bolesławieckim
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Szarobrunatna Pysznogłówka niezalogowany
10 grudnia 2020r. o 0:24
Ale nie jest ok, bo środa za nami, a odcinka nie ma
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.