Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA 1,5% podatku dla Klekusiowo
REKLAMA ZEGARMISTRZOSTWO zaprasza
REKLAMA SINMAG zaprasza
BolecFORUM Nowy temat
Wróć do komentowanego artykułu:
Tajemnica szmaragdu - odcinek 45
~Burawa Jeżówka niezalogowany
6 lutego 2021r. o 17:11
Nie diament, a szmaragd. Chyba, że to była przenośnia...
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~~Rudy Bodziszek niezalogowany
10 lutego 2021r. o 2:24
c.d.
-------------------------------------------
- Jasna cholera – zaklął Dymitr i natychmiast odwrócił się, kiedy zobaczył, że jakaś nietypowo ubrana postać z czymś żółtym jak kanarek na głowie, przykucnęła koło jednego z dwóch radiowozów i skierowała obiektyw aparatu w jego stronę. Czy ona właśnie go fotografuje? A po co? Przecież jego pokiereszowana gęba na pewno nie nadaje się na okładki czasopism.

Szybko otworzył drzwi i wsiadł do auta. Szyby wypasionego audi przynajmniej częściowo powinny zapewnić mu zasłonę przed obiektywem wścibskiej dziennikarki. Samochód miał przyciemniane szyby, w tym co ciekawe także przednią. Jak on mógł przejść badania techniczne, zastanowił się w myślach. Może z banknotem w dowodzie rejestracyjnym? Kiedyś się w tym kraju tak robiło, teraz już dużo trudniej o lewe zaświadczenia.

Chwilę wcześniej widział, jak ta młoda, dziwacznie wyglądająca dziewczyna, zajechała w pobliże obserwowanego przez niego domu, odstawiła swój rower i zaczęła się kręcić pomiędzy samochodami służb ratunkowych. Robiła dużo zdjęć. Ewidentnie jakaś reporterka, która musiała dostać informację, że na tej ulicy miało miejsce niecodzienne, może nawet kryminalne zdarzenie, o którym trzeba pilnie poinformować czytelników. Na pewno ma wtyki w policji albo u strażaków, i stąd tak szybko się tu pojawiła.

Przed kilkoma minutami widział, jak spod obserwowanego domu odjechały dwie karetki. Pierwsza na sygnale wywiozła starszego człowieka, którego ponad pół godziny wcześniej musiał trzepnąć z pięści w twarz. Po otwarciu zamków wytrychem, zastał i zaskoczył go w kuchni, podczas posiłku. Ojczulek dosłownie zastygł ze strachu, kiedy zobaczył u niego pistolet z tłumikiem. Zrobił się taki blady, że Dymitr bał się, że mu wysiądzie pikawa jeszcze przed zadaniem jakiegokolwiek pytania. Mimo związania rąk za oparciem krzesła, dziadek nie chciał ujawnić ani dokąd pojechała ruda lisica, ani kiedy wróci. Dlatego oberwał. Miało być na postrach, a ten wziął i się odmeldował. Może faktycznie wcale nie wiedział, albo nie pamiętał dokąd ruda wybyła? W końcu, w takim wieku można mieć problemy z pamięcią. Nieważne. I tak ten staruszek nie będzie mu już do niczego potrzebny.

Druga karetka, która odjechała bez włączania sygnału dźwiękowego wywiozła za to osobę, która była mu pilnie potrzebna. A właściwie potrzebna była pilnie informacja, którą babeczka z pewnością posiadała. Dymitr miał nadzieję, że jeżeli szybko wróci do miejsca, z którego zabrał różową walizkę, to zdąży niezauważony ponownie wejść do domu i uda się mu zadać rudej pytanie o miejsce ukrycia prawdziwego kamienia. W razie odmowy odpowiedzi miał oczywiście przygotowany także plan B. A także plan C. Oba plany wymagały trochę zachodu, ale na to zdążył się akurat przez ostatnie dwa dni przygotować. Oba plany zakładały, że w pierwszej kolejności będą konieczne odwiedziny w szpitalu.

Żałował trochę, że się pospieszył z tym uderzeniem rudej lisicy w głowę. No, ale to dlatego, że przez okno zobaczył, że idzie do domu z różowym neseserem w ręce. Z tym samym, z którym w ostatni czwartek ze swoim gachem spacerowali po lesie. Liczył, że wystarczy przejąć walizkę, a zielony sześcian w końcu wejdzie w jego posiadanie. I wszedł, ale jak stwierdził Albert po konsultacji z jubilerem, podobno okazał się nic nie wartym świecidełkiem. Nie za bardzo ufał w tej kwestii wypachnionemu gogusiowi, ale lepiej to sprawdzić, zanim pojedzie do Legnicy po kasę i się ośmieszy. Dlatego wrócił do domu rudej, aby spróbować ją zapytać osobiście, co zrobiła z prawdziwym kamieniem. A tu niespodzianka. Albo sąsiedzi się przypadkiem nawinęli, albo musiał ją zbyt słabo walnąć i sama zdołała dokądś zadzwonić. Stąd pewnie zastał na miejscu policję, pogotowie i straż. No i tą żółtowłosą reporterkę…

Włączył silnik. Chciał się upewnić, czy dziewczyna faktycznie zrobiła mu jakieś zdjęcia. Postanowił podjechać bliżej i się jej przyjrzeć, albo może i nawet ją o coś zagaić. Najlepiej będzie udać kogoś, kto szuka adresu.

Ruszył i powoli zbliżał się do miejsca, w którym nadal stały dwa oznakowane radiowozy i czerwony pick-up Straży Pożarnej. Kiedy podjechał już całkiem blisko, dziewczyna zachowała się wyjątkowo dziwnie, jakby się czegoś przestraszyła. Sprytnie przeszła za plecy funkcjonariusza zabezpieczającego to miejsce. Nie było sensu się zatrzymywać, bo zaraz zwróciłby tym uwagę gliniarza i ten z pewnością próbowałby go stamtąd przepędzić albo przynajmniej wylegitymować. Przejeżdżając obok policjanta i dziewczyny, przyjrzał się jej wyjątkowo uważnie.

Dziwne, że z takim wyglądem wykonywała zawód reportera, w którym czasem trzeba wtopić się w otoczenie, aby robić dobre fotografie. Żółte, postawione włosy na pewno nie czyniły jej niewidocznej, chyba że na polu rzepaku. Boki głowy miała wygolone, a na uszach po kilka kolczyków. Po obu stronach szyi spod kołnierzyka wystawały jakieś tatuaże. Ubrana w podarte dżinsowe spodnie i flanelową koszulę z długimi rękawami, wyglądała dość dziwnie jak na upalną połowę sierpnia. Skutecznie jednak, jak zauważył Dymitr, ukrywała dzięki temu swoje kobiece atuty, choć dwa pozostawione rozpięte górne guziki kraciastej koszuli i tak wystarczająco mocno pobudzały męską wyobraźnię.

Dziewczyna na szyi miała przewieszoną na tasiemce plakietkę, ale była ona odwrócona, więc nie dało się z niej nic wyczytać. Zapewne była to legitymacja prasowa. W rękach dziennikarka wciąż trzymała aparat. Mimo, że starała się nie patrzeć w kierunku samochodu, Dymitr nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ukradkiem próbuje mu zajrzeć do wnętrza kabiny. Czyli jednak. Nie robiła zdjęć dziurom w asfalcie, ale kierowała na niego aparat celowo. Zastanawiał się, co z nią zrobić. Na pewno trzeba będzie jej zabrać aparat i wypytać, po co robiła te zdjęcia. A potem? A potem się zobaczy.

Postanowił, że na skrzyżowaniu pojedzie w lewo i zatrzyma się gdzieś za zakrętem. Spokojnie poczeka sobie przy ulicy, którą wcześniej dziennikarka przyjechała. Za chwilę pewnie skończy swoją pracę na miejscu, a kiedy będzie wracać, wtedy z pewnością wybierze tę samą drogę powrotną. Po chwili, na następnym skrzyżowaniu, zauważył niewielki supermarket. Na parkingu przed sklepem stały dwa samochody, a między nimi było jedno wolne miejsce. Idealnie. Wjedzie tam i niewidoczny będzie czekał, aż dziewczyna nadjedzie swoim welocypedem.

Włączył prawy kierunkowskaz i już miał zjechać na parking, kiedy zauważył ją we wstecznym lusterku. Nie do wiary, jedzie za nim, głupia papuga!! Pewnie pomyślała, że będzie go śledzić rowerem! Jak tak, to proszę bardzo, możesz za mną jechać. Ha, ha, dzięki za ułatwienie zadania. Wyłączył kierunkowskaz i zamiast skręcić pojechał prosto. Ale jechał teraz powoli, tak, aby mogła za nim nadążyć. Ciekawe, czego tak naprawdę ona może od niego chcieć? Przecież chyba się w nim nie zakochała?

***

Po otrzymaniu od podkomisarza informacji o napadzie na drugiego ważnego świadka w prowadzonej sprawie, prokurator Pietrzak postanowił nieco mocniej przycisnąć Bolesława Wilczyńskiego. Stwierdził, że sytuacja najwyraźniej rozwija się w złym kierunku i musi działać bardziej zdecydowanie.

- Panie Wilczyński, teraz pana opuścimy, ale jeszcze tutaj wrócimy – uprzedził Bolesława. – Musimy sprawdzić, co wydarzyło się w domu pani Polańskiej. Wydaje mi się, że może to być ściśle powiązane z napaścią na pana. Wygląda na to, że bandyta jednak wciąż czegoś szuka. Przypuszczam, że pan albo pańska narzeczona wiecie czego, ale z jakiegoś powodu oboje nie chcecie nam tego wyjawić. My musimy tego bandytę jak najszybciej złapać, panie Bolesławie, inaczej może zdarzyć się jeszcze wiele złego, zwłaszcza pana bliskim. Proszę mi obiecać, że pan to przemyśli, zgoda?

- Obiecuję… – palnął bez zastanowienia Bolesław, potwierdzając nieświadomie tym samym słuszność prokuratorskich podejrzeń. – … że postaram się poszukać w pamięci, czy aby nie pominąłem czegoś ważnego.

- Będziemy ponownie wszystko analizować, a wtedy znajdziemy luki, które tylko pan albo pani Polańska będziecie mogli wypełnić… – prokurator chciał jeszcze coś dopowiedzieć, ale przerwał mu głos doktora Butaniego, którego połyskująca, łysawa głowa pojawiła się w drzwiach.

- Skońcią panowie. Za długo juź tu jeśteście – zadysponował doktor Butani, czekający dotąd cierpliwie w pokoju pielęgniarek razem z Olą i na pewno zakochanym już w niej po uszy agentem Moczydłą. Teraz wszyscy znajdowali się już na korytarzu. – Pani doktor wyprowadzi panów. Paćjent musi teraź odpociwać.

Waldek skierował się do wyjścia jako pierwszy. Na korytarzu zbliżył się do swojej świeżo poznanej bratanicy Oli, wokół której Antek krążył jak trzmiel dokoła kwiatka. Waldek musiał jedną ręką przyblokować kolegę, aby na niego nie wpadł w zalotnym amoku.

- Dzwonili do ciebie w sprawie twojej mamy? Dostaliśmy informację, że… – ale Ola nie dała mu dokończyć.

- Czy pan… yyy… czy ty, wujek, powiedziałeś mu już o mnie?

- Jeszcze nie – Waldek doskonal zdawał sobie sprawę, że Bolek nie jest przygotowany na kolejne rewelacje. – Wolałbym, żebyś powiedziała mu to sama. Albo jeszcze lepiej twoja mama. To musi wyjść od was. Tylko może jeszcze nie dzisiaj, co? – poprosił błagalnie Waldek. – Na razie sam mój przyjazd wystarczająco go zdenerwował. A teraz jeszcze nie wiadomo…

- Masz rację – odpowiedziała Ola, znów nie dając mu dokończyć ważnej dla niej informacji. A potem odezwała się wesoło. – Ale to będzie. Mój drugi wujek, tyle że prawdziwy! Wujek Zygmunt to przecież wujek mojej mamy. Będę musiała się przyzwyczaić…

- Ja też będę się musiał przyzwyczaić… – wtrącił podekscytowany agent Antoni, zapewne widząc już Waldka jako drużbę na swoim ślubie z Olą. – Wujek Waldek. Nawet ładnie brzmi.

- Stary, zmilcz wreszcie i daj mi skończyć – ochrzanił Antka Waldek, mimo, że to Ola wciąż mu przerywała. Chwycił Olę za oba ramiona, popatrzył z troską prosto w jej oczy, upewniając się, że uważnie go słucha. – Ola, czy dzwonił ktoś do ciebie, że wiozą tu twoją mamę? I podobno jeszcze kogoś, kto z wami mieszka…

- Mamę i wujka? Ale po co? Będziemy wszyscy wspólnie uświadamiać mojego ojca? – Ola nie zrozumiała powagi sytuacji i nadal starała się żartować.

- Wiozą karetką twoją mamę i wujka, Ola. Ktoś ich napadł w domu i nieco poturbował – twarz Oli powoli zaczęła blednąć. Waldek nie mógł jednak niczego przemilczeć. – Wiele wskazuje, że to mógł być ten sam bandyta, który niemal nie posłał twojego ojca na tamten świat… Ola! O kurde!

Agent Moczydło po raz pierwszy podczas swojej misji w Bolesławcu mógł się wreszcie wykazać przydatnością. Stojąc tuż za Olą, zdołał pochwycić osuwająca się dziewczynę pod pachy i delikatnie razem z nią usiadł na podłodze. Wyglądali przez chwilę, jakby siedzieli razem na dwuosobowych sankach. Zadowolony Antek spojrzał z dołu na Waldka i w swoim stylu odpalił:

- Waldek, ja się tym zajmę. Ukończyłem przecież kurs pierwszej pomocy. Najlepiej to lubię usta-usta.

- Nie waż mi się jej tknąć, gamoniu. Jeszcze jej gorzej narobisz – powstrzymał go za ramię Waldek. Rozejrzał się i krzyknął do śniadoskórego lekarza, który już odchodził korytarzem razem z prokuratorem i podkomisarzem. – Panie doktorze, pomocy!

***

Ratownik medyczny, członek zespołu drugiej z karetek, które zostały wezwane do poszkodowanych na ulicę Graniczną, pomógł Julii wysiąść z ambulansu przytrzymując ją pod łokieć. Podczas jazdy wykonał ponownie badanie ciśnienia i rytmu serca, choć pacjentka upierała się, że nic jej nie jest i nie będzie. Faktycznie wyglądało na to, że skończy się tylko na guzie i na strachu.

- Poproszę lekarza, aby jednak skierował panią na badanie głowy. Po takim uderzeniu może pani mieć wstrząśnienie mózgu – zasugerował z nieudawaną troską.

- Odmawiam, mój szanowny kolego – stanowczo zaprotestowała Julia. – Jeszcze chwila i całkiem dojdę do siebie. Jestem ratownikiem w Straży Pożarnej, więc gdybym odczuwała jakieś konsekwencje, to sama się zgłoszę do lekarza. A teraz najważniejszy jest wujek, a nie moje guzy – Julia rozejrzała się po wnętrzu pojazdu. – Nie wie pan, gdzie moja torba?

- Nie wiem, pewnie nadal jest w pani domu. Tam są teraz policjanci, oni przypilnują pani dobytku. – ratownik starał się uspokoić Julię.

- Cholera jasna! – zaklęła zdenerwowana Julia. – Przepraszam, to nie do pana. Chciałam zadzwonić do córki, ale komórka została w moim plecaku.

Karetka podjechała pod wejście do Izby Przyjęć. Ratownik wprowadził Julię przez automatycznie odsuwane drzwi prosto do korytarza. Pomógł jej usiąść na jednym z krzeseł na wprost sali, gdzie próbowano cucić nieprzytomnego wujka Zygmunta. Pielęgniarki właśnie podawały zastrzyki, a lekarz wykonywał badanie źrenic. Przy tym wciąż dość głośno próbował mówić do przywiezionej ofiary napaści. Następnie lekarz przystąpił do badania szyi i głowy, usilnie szukając przyczyny utraty świadomości.

- Co z nim, panie doktorze? – ratownik wrócił do ambulansu na podjeździe, a wtedy Julia nie wytrzymała i weszła do sali zabiegowej.

- A pani kim jest dla pacjenta? Wie pani, co mu się stało? Nie widzę żadnych ran ani śladów… – lekarz dyżurny nie przerywał obdukcji głowy.

- To mój wujek. Mieszkamy razem – odpowiedziała Julia. – Mieliśmy nieproszonego gościa, panie doktorze. Bandyta musiał widocznie uderzyć go w głowę, tak jak i mnie. Tylko jego chyba mocniej.

- To starszy człowiek, więc stąd inna reakcja i utrata świadomości. Nie może pani tu przebywać. Niech pani zaczeka na korytarzu. Za chwilę przyjdzie do pani pielęgniarka wypełnić dokumenty – lekarz rozejrzał się i poprosił pielęgniarkę, która wkłuwała igłę w przedramię wujka Zygmunta. – Siostro, proszę wyprowadzić panią i zamknąć drzwi.

Siostra przytrzymała wenflon, przymocowała go plastrem i wyszła razem z Julią na korytarz. Zanim Julia usiadła na plastikowym krześle, chwyciła pielęgniarkę za przedramię.

- Siostro, moja córka pracuje w tym szpitalu. Ola Wilczyńska. Zna ją pani? Może jest gdzieś w pobliżu?

- Znam. Wszyscy ją znamy – odparła zapytana siostra. – Nowa stażystka. Całkiem sympatyczna młoda osóbka. Tytan pracy. Dobrze by było, żeby po stażu została w naszym szpitalu.

- Czy może jej siostra poszukać i poprosić, żeby tutaj pilnie przyszła?

- Nie ma sprawy, zaraz podzwonię po oddziałach – powiedziała pielęgniarka i zniknęła za drzwiami.

- Dziękuję, siostro – Julia usiadła, oparła łokcie o kolana opuściła głowę i zakryła twarz dłońmi.

Czuła, że przestaje ogarniać ostatnie wydarzenia. Wydawało jej się dotąd, że nad wszystkim panuje. A okazało się, że tak naprawdę nie panowała nad niczym. To ten bandyta póki co miał nad nimi sporą przewagę. Tak bardzo widać pragnął wejść w posiadanie wartego fortunę klejnotu, że raczej nie cofnie się przed niczym. Najpierw Bolek, teraz ona i wujek. Cud, że jeszcze żyjemy. Ale kto następny?

Ola? Ona akurat najmniej o tym wszystkim wie, więc powinna być bezpieczna. Pan Rybka? Mieli co prawda zanieść kamień do skrytki w banku, ale dopiero jutro. Julia była pewna, że bandyta nic o panu Stefanie na razie nie wie, więc i jemu też nie powinno nic grozić. Ale trzeba jeszcze dzisiaj zabrać zielony sześcian z jego mieszkania. Lepiej nie ryzykować. To nie jest sprawa pana profesora.

Uspokoiła się nieco, chociaż była pewna, że złoczyńca, kiedy tylko dowie się, iż ukradł jej szklaną kopię szmaragdu, na pewno wścieknie się jeszcze bardziej, niż wtedy, kiedy zorientował się, że zwinął Bolkowi z garażu pustą skrzynkę. Julia podjęła decyzję. Trzeba wreszcie poprosić o pomoc kogoś, kto będzie potrafił bez obaw stanąć z tym przestępcą oko w oko. Ale kogo? Kiedy powie o kamieniu podkomisarzowi albo prokuratorowi, to najpierw wsadzą ją do paki, a potem będą jej przypalać pięty albo rwać paznokcie, aby tylko wyciągnąć z niej, co jeszcze przed nimi ukrywa. Odpowiedź na to pytanie nadeszła szybciej niż się tego spodziewała. Z lewej strony.

Usłyszała kroki, ale nie od strony drzwi na zewnątrz, tylko z głębi szpitalnego labiryntu korytarzy. Podeszwy stukały, jakby nadchodził co najmniej pluton wojska. Poczuła dreszcz, gdyż przez moment wróciło wspomnienie pościgu za nią w lesie koło Waldschloss. Wtedy nie skończyło się to dla niej dobrze, kiedy po postrzale w bark, karetka przywiozła ją niemal w to samo miejsce. Czyżby historia znowu zataczała krąg?

Podniosła głowę i spojrzała w mrok niedoświetlonego przejścia. Zobaczyła zbliżających się mężczyzn. Ciemne kontury trzech postaci wyłaniały się po kolei, wchodząc w zasięg światła jarzeniówek, rzucających białe, zimne i nieco upiorne światło w korytarzu Izby Przyjęć. Ich widok sprawił, że skurczył jej się żołądek. Pierwszą twarz, jaką rozpoznała była twarz prokuratora, druga - podkomisarza Kamińskiego. Tych panów znała, co prawda od niedawna, ale domyśliła się, że ich pojawienie się przed nią w tym miejscu nie zwiastuje niczego dobrego.

Trzeciej twarzy nie spodziewałaby się zobaczyć nawet w najbardziej odległym zakątku kuli ziemskiej, ani tym bardziej zaglądając w najgłębszą i najczarniejszą czeluść swojej pamięci albo bujnej wyobraźni. Mimo, że widziała ją tylko raz w życiu i to w nie najprzyjemniejszych okolicznościach, to po trzydziestu latach i tak rozpoznała ją od razu. Coś w niej pękło. Frustracja, strach, a może po prostu złość za to wszystko, co im z Bolkiem w życiu dotąd nie wyszło i nadal nie wychodzi.

Julia nie wiedziała dlaczego to zrobiła, ale wstała, podbiegła do Waldka i na oczach pozostałych zdumionych mężczyzn zaczęła walić pięściami w jego klatkę piersiową, krzycząc:

- To przez ciebie, draniu! To twoja wina! To wszystko przez ciebie!
----------------------------------------------------
c.d.n.
Pozdrawiam,
M.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Różowoczerwony Ziarnopłon niezalogowany
19 lutego 2021r. o 19:00
Bolek do dzisiaj jest zły i strasznie na nim to zmieniło wygląd zmęczonej twarzy. Co im nie wyszło i do dzisiaj nie wychodzi o tylko przez ich nie udolnoac i złudne nadzieje. Jednak Julia wydaje się ze ma bolusia kit i im to chyba znacznie lepiej wychodzi. Bolek ile może wytrzymać zmęczenie swojego organizmu cała głupia. Troche to też nie jest na miejscu mieć bolusia kit i kręcić Bolkiem 2.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Różowoczerwony Ziarnopłon niezalogowany
19 lutego 2021r. o 19:09
Bolek chce sobie ustabilizować życie być pewnej sytuacji nie frustracji Gobi czy tam innych głupot. Chce się uleczyć z julli inna dziewczyna. Julia też daje takie Nadzieje troche mało pewne. Śmieszy ja cała sytuacja bawiąc się dobrze z kierowca z mercedesa. Już nie wracając w deleka przeszłość z pewnością jest to wielka porażka. Julia może chce się tylko bolkiem pobawić i pointrtgowac nie pamięta już dłuższego czasu wstecz jazdy skuterem wycieczek nad wodę Spacerów, przekreśliła wszystkie ich wspomnienia.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
REKLAMA Nowe domy!
REKLAMAMrowka zaprasza