Absolwentka I LO w Bolesławcu i studentka polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim wraz ze swoim chłopakiem, poznanym podczas podróży autostopem Patrykiem, postanowiła rowerem przemierzyć Afrykę. Nie mieli wielkiego budżetu, świetnego sprzętu, ani doświadczenia w rowerowych wyprawach. A mimo to się udało.
Dorota i Paryk przemierzyli około 6000 km, polecieli z Krakowa do Walencji a potem rowerami pojechali z Walencji na Gibraltar. W Afryce zaczęli w Maroku a potem jechali przez Saharę Zachodnią, Mauretanię oraz Senegal aby w Gambii zakonczyć podróż.
- Skąd pomysł? To było pod wpływem entuzjazmu, rozmawialiśmy ze sobą o podróżach, które uwielbiamy i nagle wpadła nam do głowy ta Afryka - mówi Dorota. - Teraz myślę, że to jest jeden z najtrudniejszych kontynentów na pierwszą podróż tego typu. A to ze względu na klimat i stosunek ludzi do turystów. Ten stosunek między rasami jest dość zaostrzony. Rowerem w Azji, z tego co mówił mi mój wujek (Robert Maciąg- rowerowy podróżnik, fotograf i autor książek), aż tak się tego nie odczuwa. Turyści też są traktowani jako obcy, ale nie w takim stopniu. W Afryce zaczyna się od tego, że naprawdę wyróżniamy się na ulicy, ale też traktowani jesteśmy jako bogatsi, na których można zarobić więcej.
Fanów jazdy na rowerze może zaskoczyć podejście Doroty i Patryka do spraw sprzętowych. Zabrawszy skromny budżet oboje kupili używane rowery w cenie do 1000 zł za sztukę. Sakwy pożyczyli od wujka. Część sprzętu kupili. Wszystko to było skromne, takie na studencką kieszeń. Sponsorów nie mieli, sami zapracowali na wyprawę.
Każdy rower ważył po zapakowaniu na niego sakw do 40 kg ale bywało i 60 kg, gdy z jednej do drugiej miejsowości mieli np. 300 km. Wtedy musieli zabrać więcej wody i jedzenia.
- Z wodą nie było tak źle- mówi Dorota. - Było dużo wiosek przy głównej drodze na pustyni i zawsze ktoś nam wskazał studnię albo poczęstował wodą. Przygotowywaliśmy się na trudniejsze warunki, bo wielu z tych wiosek nie było na mapie.
Jechali częściowo po drogach asfaltowych a częściowo po gruntowych. Spali zwykle pod namiotem, czasem w hotelikach.
- Padło na rowery bo chcieliśmy spróbować czegoś nowego -mówi Dorota. - Nie jeździliśmy wcześniej zbyt dużo rowerami. Na rowerze jesteś bardziej niezależny niż w przypadku autostopu, choć jedziesz wolniej. Na początku jeździliśmy niewiele nabierając wytrzymałości i doświadczenia, potem już nie było kłopotów. Robiliśmy po 100, nawet 140 km w ciągu dnia. Najkrótszy dystans to było 20 km, ale wtedy zatrzymała nas burza piaskowa. Rower to dla nas po prostu środek transportu, nie chodziło o wyczyny sportowe czy bicie rekordów, chodziło o przygodę.
W trasie mijali kolegę - Polaka z Anglii, który jechał przez dwa dni z nimi. Miał zaplanowane dzienne dystanse, jechał trochę na czas.
- Podchodził do tego bardzo zadaniowo, nie miał czasu na to, żeby poznać kraje przez które przejeżdżał, my nie żałowaliśmy czasu na poznawanie ludzi i miejsc.
- Gdybym wybierała się następny raz w taką podróż, to chyba nie wybrałabym się rowerem -podsumowuje Dorota. - Mój wujek, który zwiedził na rowerze Azję, autor książki „Tysiąc szklanek herbaty” uczył mnie, że rower jest świetny, jeśli chcesz być blisko ludzi i ich poznać. Ale chyba nie w Afryce. Czasem byliśmy tak wycieńczeni klimatem, że nawet jak toś nas zapraszał do domu, to już nie mieliśmy siły. Plecak i publiczny transport dałyby więcej czasu i możliwości poznawania ludzi.
Zużywali ogromne ilości wody, czasem pili pięć litrów dziennie a i tak byli odwodnieni. Pewnego dnia potrzebowali wody i weszli do domu, w którym była studnia. Okazało się, że właściciel mówi po angielsku i jest nauczycielem francuskiego. Jak na tamtejsze warunki był bogaty, miał dach z blachy falistej i ogromny telewizor.
- Codziennie wieczorem wyciągał ten telewizor przed dom i pół wsi przychodziło na tv -opowiada Dorota. - Tego dnia zaprosił i nas - wszyscy nas chcieli poznać. Jako goście honorowi dostaliśmy po plastikowym krzesełku i pilota do ręki jako pierwsi. To było wyróżnienie, chociaż nie wiedziałam co robić z tym pilotem.
W Afryce, aby uprościć sobie życie i tłumaczenia swojego statusu rodzinnego rudnego do zaakceptowania w niektórych kulturach, podawali się za małżeństwo. Ludzie przed telewizorem doszli do wniosku, że skoro Dorota i Patryk nie mają dzieci, to Patrykowi przydałaby się druga żona. Doszli do wniosku, że z Dorotą jest coś nie tak, skoro ma 20 lat i nie ma dzieci.
- Choć Patryk nie był zainteresowany, uznali że skoro jest biały, to jest bogaty i stać go na dwie żony. Właściciel telewizora z entuzjazmem i zapałem opowiadał nam o swoim znajomym, który ma 30 dzieci z trzema żonami i z żalem o tym, że on ma dzieci tylko siedmioro. Dla nas to był kosmos.
Choć Patryk i Dorota małżeństwem nie byli, podczas podróży po Afryce doszło do zaręczyn.
Nie wszystkie przygody były zabawne. Pewnego dnia po wielogodzinnej i potwornie męczącej podróży pociągiem w trakcie burzy piaskowej rozłożyli namiot w jakiejś wsi i zasnęli. Rano obudziły ich dzieci. Zabrały im pomarańcze i jadły je jak jabka, ze skórką.
- Dla mnie to bylo o tyle dramatyczne i przerażające. że zrozumiałam wtedy, że to jedzenie jest albo dla nas, albo dla nich -mówi Dorota. - Że muszę pilnować jedzenia i je chować. Zresztą nie tylko jedzenia.
W trakcie ich podróży przez Senegal pojawił się także wątek meczu reprezentacji Polski i Senegalu.
Pchali rowery po najbardziej piaszczystej drodze na świecie. Im mocniej pchali, tym głębiej się zapadały. Wiatr gwizdał, sawanna rodem z "Króla lwa". I nagle mija ich człowiek na osiołku.
- Tu est France, American...?
- Pologne.
- A! Pologne! (gest kopania piłki) Senegal-Pologne!
- Oui! Mundial!
- Aaa Lewandowski! -zamachał groźnie palcem Senegalczyk. Dziś wiemy, że nie miał się czego obawiać.
Ich tanie, używane rowery przetrwały podróż, są sprawne do dzisiaj i wciąż są używane na co dzień. Dorota i Patryk nie mają w planach kolejnej wielkiej wyprawy rowerowej. Dorota spisuje wrażenia z tej afrykańskiej. będą się sukcesywnie pojawiały na jej blogu pod adresem noszolata.pl. Klikajcie i czytajcie. Zapraszamy też na fanpage na Facebooku, który znajdziecie TUTAJ.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).