Zamiast imion i nazwisk przesłuchiwanych podane zostaną tylko ich inicjały.
Był styczeń 1946 roku. W poważnie zniszczonym Bolesławcu szalały zima, bandy szabrowników i sowieccy sołdaci, nie mający skrupułów nawet przy napadaniu na szpitale. Mimo że od dwóch miesięcy cały powiat miał nie przyjmować osadników - region zarezerwowano dla Polaków z Jugosławii - wciąż przybywali tutaj "nielegalni" osadnicy. Dość wspomnieć, że w grudniu 1945 roku cały Gierałtów został jednorazowo zasiedlony przez kilkuset wysiedleńców spod kresowego Świrza.
Tymczasem pracownicy starostwa zostali postawieni na nogi z powodu kradzieży w biurze pełnomocnika rządu (pełniącego obowiązki starosty), jakim był wówczas Karol Bieniaszek. Jak się okazało, zniknęły żarówka i dzbanuszek, więc zastępca pełnomocnika niezwłocznie wszczął postępowanie przygotowawcze. Już 15 stycznia, czyli dwa dni po stwierdzeniu kradzieży, urzędnik osobiście przesłuchał troje podejrzanych dyżurnych.
Jak można się było spodziewać, wszyscy troje zeznali, że gdy dyżurowali w biurze - ich zadaniem było odbieranie telefonu pod nieobecność pełnomocnika - nie zwracali uwagi na takie drobiazgi, jak ilość żarówek w żyrandolu i dzbanuszków na półce. Przesłuchiwana I.J podkreśliła, że dotychczas nie było zwyczaju, ażeby dyżurny przyjmował przy objęciu dyżuru znajdujące się rzeczy i drobiazgi w gabinecie Pełnomocnika Rządu R.P. Dyżurujący po niej A.Dz. ograniczył się do stwierdzenia, że przejął po niej dyżur, nie zauważył aby cokolwiek zniknęło, a po skończonej zmianie zdał gabinet kolejnej osobie. Był nią E.J, który także nie zauważył nic podejrzanego, ale to podczas jego służby zastępca pełnomocnika zauważył, że w biurze coś jest nie tak.
Kto ostatecznie ukradł pełnomocnikowi żarówkę i dzbanuszek? Nie wiadomo. W 1946 roku w Starostwie prowadzono kilka innych spraw dyscyplinarnych, jednak były już one znacznie poważniejsze i zachowała się po nich obszerniejsza dokumentacja. Z całą pewnością winowajcą - lub winowajczynią - była jedna z przesłuchiwanych osób, jednak najpewniej żadnej z nich nie udało się niczego udowodnić.
Ktokolwiek był złodziejem, mógł okraść pełnomocnika z prozaicznej przyczyny - w Bolesławcu brakowało wtedy dosłownie wszystkiego. Zimowe noce były długie i zapewne sprawcy bardzo brakowało żarówki, więc uznał, że skoro u starosty świeci ich kilka, nie stanie mu się krzywda, jeśli straci jedną z nich. Zniknięcie jednego z dzbanuszków mogło być z kolei powodowane tym, że sprawca nie miał z czego pić - albo po prostu chciał sprzedać swój łup. W czasach ciągłego niedoboru, powojennego chaosu i kwitnącego czarnego rynku kradzieże były powszechne, choć jak wskazują dokumenty, obrabowanie najważniejszego gabinetu w Starostwie zdarzyło się tylko ten jeden raz.
Straty były tak małe, gdyż sprawca nie zamierzał stracić pracy i to, co wyniósł, musiał zmieścić w swoim płaszczu. Najmniej podejrzany wydaje się E.J - gdyby to podczas jego dyżuru doszło do kradzieży, wystarczyłoby przeszukać go jeszcze w gabinecie pełnomocnika, aby ujawnić skradzione przedmioty. Z protokołu przesłuchań wynika też, że najbardziej poddenerwowaną osobą była I.J, narzekająca że przecież nikt od niej nie wymagał, aby na początku dyżuru przeliczała wszystkie przedmioty w gabinecie swojego szefa. Twardych dowodów w tej sprawie jednak nie zebrano.
A Wy jak myślicie, co stało się z żarówką i dzbanuszkiem? Kto był złodziejem i co zrobił z dzbanuszkiem? Dajcie znać w komentarzach!
Źródło: Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Bolesławcu, akta Starostwa Powiatowego w Bolesławcu, sygn. 22.
~~Żółtawordzawy Czosnaczek napisał(a): Jeszcze niedawno u nas w wieżowcu kradli żarówki z korytarzy w piwnicy. Spółdzielnia musiała je maznąć lekko farbą żeby ktoś ich nie kradł. A potem zmienić instalacje na 24 V bo jeden typ sobie warsztacie zrobił i elektronarzędzia podłączył do ogólnej instalacji za free. Także czy 1946 czy czasy obecne jeden luj.
~~Bunzlau napisał(a):masz rację tacy jesteścieKtoś napisał: ~~Żółtawordzawy Czosnaczek napisał(a): Jeszcze niedawno u nas w wieżowcu kradli żarówki z korytarzy w piwnicy. Spółdzielnia musiała je maznąć lekko farbą żeby ktoś ich nie kradł. A potem zmienić instalacje na 24 V bo jeden typ sobie warsztacie zrobił i elektronarzędzia podłączył do ogólnej instalacji za free. Także czy 1946 czy czasy obecne jeden luj.
POLACY ROBACY BIEDACY CEBULACY. BANDA DEBILI.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).