~~Ceglastoróżowy Agrest niezalogowany
31 sierpnia 2020r. o 13:55
A to dla Piotrka, vel Panny z dzieckiem. Jak szaleć to szaleć!
--------------------------------------------
Balansując gdzieś na granicy jawy i snu, samego plaskania po twarzy Bolesław dokładnie nie zapamiętał, ale serię na oko tysiąca i jednego pocałunków jak najbardziej zarejestrował w formie jakby nagrania VHS i mniej więcej w tej samej jakości, które obok wcześniejszego nagrania namiętnego pocałunku w zbyt licznym gronie komarów, odtwarzał sobie potem w głowie przez całe życie, w różnych jego gorszych i lepszych momentach. Od tej właśnie chwili nabrał także przekonania, że w relacjach damsko-męskich tego rodzaju zachowania, jakie okazała mu tego dnia Julia, stanowią miarodajny wyznacznik siły uczuć dwojga ludzi.
Nie wiadomo dlaczego, ale zapamiętał też, że podczas tych kilku minut bezprzytomności miał bardzo, bardzo dziwny sen, ocierający się wręcz o jakąś wizję kosmiczno-narkotyczną. Śnił, że leci w przestrzeni kosmicznej, zupełnie jak Superman, tylko w puszystym jak ludzik Michelin skafandrze kosmonauty, ale bez hełmu. Obok w drugim puszystym skafandrze, także bez hełmu (jak to w ogóle możliwe?), frunęła sobie w nieważkości jego ukochana kosmonautka Julia. Pod nimi przesuwała się Ziemia, taka piękna niebiesko-zielono-pochmurna wielka piłka. Lecieli tak sobie i lecieli, i lecieli. Robili już chyba trzecie okrążenie błękitnej planety, kiedy poczuł nerwowe pukanie w ramię. Julia napuchnięta i z wytrzeszczonymi oczami pokazywała na jego plecy i swoje usta.
Zorientował się, że Julia pokazuje mu, że jej butla tlenowa się wyczerpała! Podanie jej ustnika było technicznie niemożliwe ze względu specyficzną konstrukcję i wielkość kombinezonu oraz lokalizację ustnika na pierścieniu tuż przy brodzie. Za chwilę ani chybi mu się Julia zadusi! I co mu po takiej narzeczonej, która w ten banalny sposób zakończy żywot, odpłynie w krainę wiecznych łowów, czy uda się w eternistyczną podróż, jak zwał tak zwał. Czuł jednak także, że nie ma pod kombinezonem żadnej bielizny (nawet przemknęło mu przez myśl, że Julka także, ale co z tego? Co z tego?), więc kosmiczny striptiz wykonany na widoku wszystkich mieszkańców Ziemi i całego Kosmosu, raczej odpadał. Tym bardziej w duecie. A tlenu u Julki coraz mniej! Wpadł na jedyny możliwy w tej sytuacji pomysł. Zaciągnął tlen z ustnika, obrócił się w jej kierunku i podał jej tlen swoimi ustami. Zadziałało! Oczy Julki wróciły do oczodołów, po czym po tych samych oczach zorientował się, że jest mu dozgonnie wdzięczna za uratowanie życia. Najpierw zapiekł go policzek a potem w dowód wdzięczności Julia zaczęła składać na jego twarzy dziesiątki, czy nawet setki pocałunków. Trudno było je zliczyć.
Mimo dziwnego pieczenia prawego policzka, zauważył, że gwiazdy jakby przyspieszają i zamieniają się w linie ciągłe, zupełnie jak w scenie żywcem wyjętej z Gwiezdnych Wojen. Zdaje się, że właśnie przeszedł w prędkość nadświetlną. Kiedy wyleciał z tego intergalaktycznego tunelu, zaczął rejestrować najpierw plamiaste, a potem coraz wyraźniejsze kontury Julii, drzew widzianych od dołu, a obok Julii jakiegoś zielonego, nieowłosionego kosmity, zapewne przedstawiciela innej rasy zamieszkującej jakiś zapyziały zakątek galaktyki.
- …ysz? …yszysz? – Bolesław nie rozumiał tego szeleszczącego języka. Na pewno nie uczyli go w podstawówce, ani w liceum. – …yszysz mnie? – ponawiał próbę kontaktu kosmita. O, już lepiej.
- …yszę, …yszę. – próbował odpowiedzieć w tym samym dialekcie Bolesław. Leżał na plecach i nie czuł już na sobie komibinezonu. I Julka też go na sobie nie miała. Spojrzał z nadzieją poniżej jej szyi. A co to, już zdążyła się ubrać? Poczuł się zawiedziony, ale szybko spojrzał także i na swoje nogi i brzuch. Zajęczał, bo od tego ruchu zabolała go głowa.
- Ło Jezu, widzi pan? Chyba jest sparaliżowany od pasa w dół! Pokazuje, że nie może ruszyć nogami! – niemal załkała Julia, przerażona wizją Bolesława poruszającego się na wózku inwalidzkim w klasie maturalnej.
- Spokojnie, dziecko. To tylko opóźniony efekt działania środka nasennego. To także zaraz przejdzie. – zapewnił zielony kosmita z bronią wiszącą za jego plecami, jak u żółwia Ninja.
Jakoś tak jednak coraz bardziej przypominał Bolesławowi myśliwego z dubeltówką przełożoną przez ramię. Przez chwilę pomyślał, że może został postrzelony w kręgosłup i stąd ta niemoc w nogach. Z niepokojem popatrzył na Julię.
- O co tu, do diaska, chodzi? - wypowiedział, tym razem już głośno i wyraźnie, choć powoli, swoją narastającą ciekawość.
- Mówiłem, oszołomienie powoli mija. Już mówi z sensem. Dajmy mu jeszcze dwie minuty. – uspokajał Julię myśliwy. – Każda wydra po tym strzale szybko staje na nogi.
- Jaki strzał? Jaka wydra? – Bolesław z pomocą Julii zaczął rzeczywiście stawać na jeszcze roztrzęsione nogi. Zdezorientowany za wszelką cenę zapragnął wysłuchać od Julii i myśliwego dalszych wyjaśnień. Obiecał im, że nie wydrze się przy tym na nikogo.
---------------------------
I jak? Może wreszcie jakiś komentarz?
Pozdrawiam,
wciąż ten sam M.