~~Brązowopłowy Szarłat niezalogowany
14 grudnia 2021r. o 0:04
Vincent Balwin
· gt81act cg70o7d1n9oz2g.3emd ·
"Pracowałem w bardzo dobrej firmie, na wysokim stanowisku. Kiedy zaczęła się pandemia, było oczywiste wprowadzać reżim, zdalną pracę. Przestaliśmy się widywać, spotykać, dyskutować. Można przecież bezpiecznie maile wymieniać i wciąż skupiać się na wynikach.
Jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.
Byłem odpowiedzialny za wielu ludzi. Wiedziałem, że praca w domu dla większości skończy się zwolnieniem, bo wyników robić nie będą... dzieci w domu, mnóstwo rozpraszaczy. Trudno.
U nas w korporacji prawie każdy chciałby pracować. Nie Ty, to na Twoje miejsce mnóstwo osób. Tylko liczby.
Rodziców nie odwiedziłem od marca 2020 roku. Z odpowiedzialności oczywiście, by niczym ich nie zarazić. A tak naprawdę dlatego że byłem tchórzem, który nie poradziłby sobie z ewentualnym poczuciem winy, przedkładającym wygodę nad relację.
Zwłaszcza że moja matka wiele razy zapraszała na obiad, kolację, mówiąc, że niewiele im życia zostało, a ta sytuacja może jeszcze potrwać. Ojciec to już w ogóle... katole z codziennych modlitw i nabożeństw. Stukał się w głowę i mówił, że mam przestać sobie z choroby bożka robić, bo wokół niej zaczął się kręcić świat i to jest chore...
i że ludzie powariowali. Mylą ostrożność, dbałość o zdrowie z paranoją.
Szantażowałem rodziców, że dopóki się nie zaszczepimy, się nie zobaczymy i skończona rozmowa. Mama prosiła mnie, chciała zwłaszcza z wnukami się zobaczyć. A ja tym bardziej twardo, że ze szkoły mogą coś przytaszczyć. A ona nie chciała przyjąć żadnej dawki.
"Synku, mam swoje ziółka i metody jeszcze mojej babki. Za moich czasów na zapalenie płuc można było umrzeć, to żadna nowość. Przyjedźcie choć na chwilkę".
W domu też stosowałem reżim. Moje dzieci miały wiele ograniczeń, tak jak i u mnie w firmie, z wyników w szkole nie mogły spaść. Dezynfekowaliśmy wszystko, nawet zakupy które musiały trochę odczekać.
W końcu matka przyszła po rozum do głowy. Ojciec był wkurzony, ale jak sam powiedział: "nie mogę patrzeć, jak Twoja matka usycha z tęsknoty. Chcemy, byście przyjechali na święta. Kolejnych świąt bez dzieci nie chcemy spędzać".
Moja mama zmarła miesiąc temu. Wzięła dwie dawki szczepienia. Przed wirusem chciałem ją uchronić, a ona dostała wylew. Do szpitala mnie wpuścili, ja mam certyfikat... ojciec nie...
Mojego ojca nie wpuścili...
Starszego pana, który chciał pożegnać żonę, z którą przeżył piećdziesiąt pięć lat. Stał pod szpitalem, kiedy przyjechałem. Marzł i patrzył w okno. Przygarbiony.
Kiedy podszedłem do niego, nie widział mnie od 1,5 roku... nie mogłem znieść jego wzroku.
Chciałem go zabrać do samochodu, ale on skostniał zupełnie, jakby zamarzł od środka.
Moja mama już nie kontaktowała, kiedy wszedłem do niej. Następnego dnia zmarła, a ja ją przepraszałem... zwłaszcza za ostatnie święta, które mogliśmy być razem...
Usychała z tęsknoty ostatnie miesiące. Czekała. Wiem, że zaraz będzie mojego ojca kolej. Od tamtej pory nie znalazł sobie miejsca.
A ja nie rozumiem,
jak to się stało, że tak długo po świecie chodzę, w rękawiczkach i z płynem do dezynfekcji zacząłem na bliskich stosować terror.
Tak bardzo się przestraszyłem, że drzwi przed własną rodziną zatrzasnąłem. W imię ich dobra... choć tego nie chcieli, zabrałem szansę na bycie obok."