Jest już kolejna część naszej bolesławieckiej powieści w odcinkach! Czy dojdziemy do 100?
Indeks bohaterów - kto jest kim?
Dziewięćdziesiąta czwarta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Dziewięćdziesiąta piąta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Dziewięćdziesiąta szósta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Podczas rozrywania paczuszki Bolesław wyglądał jakby był lwem na krawędzi śmierci głodowej, a w środku miał znajdować się ostatni na tej planecie krwisty befsztyk z antylopy. Trzecia warstwa papieru opakowaniowego w kolorowy, muszelkowy rzucik wreszcie ustąpiła. No i okazało się, że to jeszcze nie był koniec.
- Jak to jest ciasno owinięte, kur… teczka! – Bolesław na pewno miał ochotę na końcu dodać soczystszy wykrzyknik, ale się w porę zreflektował, że mógłby tym samym wyjść na gbura i prostaka. Poza tym, przy Julii trzeba się było teraz naprawdę pilnować i skończyć z tymi kawalerskimi, czy wojskowymi nawykami przerywania każdej wypowiedzi wulgaryzmami przestankowymi.
- Może zamiast rozrywać, trzeba było poszukać początku i odwijać za koleją… Teraz to chyba i nożyczkami by nie dało rady – stwierdziła Julia niemal wyszarpując pakunek z rąk swojego narzeczonego. – Dawaj, ja to zrobię. Delikatniej trzeba, troglodyto!
- Czy ty naprawdę myślisz, że ten drań odesłałby wam kamyk warty kilka milionów dolców? – z powątpiewaniem, ale i z nerwową nadzieją w głosie wtrącił się do niemal małżeńskiej dyskusji, Waldek. – W sumie, to czemu nie? Przecież takie rzeczy się zdarzają.
Raczej w filmach, co prawda, ale się zdarzają - dopowiedział, ale już tylko w głowie Waldek. Może Jacenkę ruszyło sumienie i chciał zadośćuczynić swoim podłościom?
- Ja tam bym nie oddała. Pieniądze szczęścia nie dają, ale tak sobie myślę, że chyba byłabym w stanie polubić takie nieszczęście – szczerze przyznała Mika, wpatrując się w pakiecik zupełnie inaczej niż cielę na malowane wrota.
- Właśnie, musiałby się z durniem na łby pozamieniać, aby dobrowolnie oddać taką fortunę – dodał w niepodobnym do siebie stylu pan Rybka, równie łapczywie obserwując zmaltretowaną przesyłkę i pocierając spocone dłonie o spodnie.
- A skąd pomysł, że ja w ogóle mogłem tak pomyśleć, hę? – udał zdziwienie Bolesław, podpierając się pod boki i rozglądając po skupionych twarzach.
- Inaczej nie byłbyś taki nerwowy – wyjaśniła Julia. Jej spokojnie i sprawnie pracujące palce odwinęły nareszcie cały papier i po chwili oczom wszystkich ukazało się drewniane pudełko w kształcie sześcianu.
- Za to wy wyglądacie na oazy spokoju, kurczę… Julia, otwieraj! - bardziej rozkazał niż poprosił Bolesław.
- Rozmiar by nawet pasował… – pan Stefan wypowiedział te słowa powoli, błądząc gdzieś po wyżynach domysłów. Nieświadomie dolał oliwy do kaganków nadziei tlących się nad głowami wszystkich obecnych, do których właśnie w tym momencie dołączyli powolnym krokiem Ola z Adamem Mleczką i z jego kulami.
- Do czego by pasował? – zainteresowała się Ola, nieświadoma dramatycznego nastroju oczekiwania na otwarcie zgrabnego puzderka. – Czyżby kolejne prezenty zaręczynowe? A od kogo?
- Fakty wskazują na tego waszego kilera i porywacza – zdradził bratanicy swoje stuprocentowo trafne podejrzenia Waldemar.
- I złodzieja – Ola bez wahania powiększyła listę zasług rzeczonego przestępcy.
Waldek skrzywił się. Jak dotąd nikomu nie przyznał się do tego, że to z jego inicjatywy doszło do ucieczki Dymitra Jacenki z jego kochanką, a w następstwie tego - do opłakanego w skutkach uprowadzenia samochodu Oli. Samochodu, którego wrak przypadkowo odnalazły jakieś dzieciaki trzy dni po „Bitwie pod Osłą”. I który to volkswagen okazał się być na nieszczęście całkowicie nieubezpieczony na ewentualność kradzieży i pokazowego lotu w przepaść. Tak jakoś mimochodem, wkrótce po wydobyciu rozbitka z dna nieczynnego kamieniołomu, gnębiony wyrzutami sumienia Waldek, obiecał pomóc Julii i Bolkowi w zakupie innego, równie milusiego auta dla ich córki. Wymyślił, że będzie to taki prezent zaręczynowy dla jej rodziców, których na pewno czekały wkrótce niemałe wydatki, związane z planowanym za kilka miesięcy ślubem. Mieli tylko jeszcze uzgodnić, jakie miałoby to być auto. Ola powiedziała, że marzy jej się mini, najlepiej takie jak miał Jaś Fasola. Gdzie ja taki zabytek w Polsce znajdę? - zastanawiał się od tamtej rozmowy Waldek, przeglądając raz po raz ogłoszenia motoryzacyjne.
- No, dowiemy się wreszcie, co jest w środku?! – ponagliła Ola, ale nikt nie kwapił się, by być tym, który jako pierwszy otworzy drewniany pojemnik. Zupełnie jakby wszyscy obawiali się, że może to być jednak szkatułka Pandory. – Nikt nie jest chętny? Spoko, to ja zajrzę…
Ola chwyciła palcami wieczko stojącego na stole pudełeczka. I otworzyła je.
- O, Jezu!!! Toż to mój brelok! Ale skąd… Jak…? I coś tutaj jeszcze jest… Jakiś liścik… To chyba do ciebie, wujek!
***
Małgosia zwana przez wszystkich od czasów liceum Miką, unikała jak mogła spoglądania przed maskę samochodu. Nie sposób było tego nie zauważyć i prowadzący z dużo za dużą prędkością Waldek zaczął się zastanawiać, czy Mika nie ma może jakiejś choroby lokomocyjnej albo fobii związanej z szybkością jazdy, więc zwolnił. Teraz jechał już niemal przepisowo. Po braku zmiany w zachowaniu Miki stwierdził, że chyba nie o to jej chodziło. Ale nie chcąc być posądzonym o wścibstwo, nie mógł w bezpośredni sposób wypytywać o przyczynę jej dyskomfortu. Nie znali się jeszcze na tyle dobrze, mimo, że w ciągu ostatnich dni spotkali się u Julii i Bolka już kilka razy.
- Źle się czujesz? Zatrzymać się?
- Nie trzeba. Ja tylko strasznie nie lubię jeździć tą pseudo autostradą do Wrocławia… – powiedziała Mika cichym głosem. Cały czas trzymała kurczowo uchwyt nad drzwiami, jakby bała się, że drzwi za chwilę się otworzą i zostanie wyssana z mknącego pojazdu.
- Sama się zadeklarowałaś, aby mi towarzyszyć w rozwiązaniu sprawy tego tajemniczego liściku, Mika. Więc nie marudź – Waldek próbował zażartować z udawanym przekąsem.
- A czy ja marudzę? – wzruszyła ramionami Mika. – Wolałabym jechać nawet przez jakieś wichury, bocznymi drogami, byle tylko uniknąć tego tłoku…
Odkąd wjechali na zapchaną autostradę, Mika nie dowcipkowała, nie śmiała się. Waldek kompletnie nie rozumiał jej obiekcji i korciło go, by skłonić Mikę do głębszych zwierzeń. Nie wiedział tylko jak to zrobić tak, aby się na niego nie obraziła. Wyczuwał, że jej nastrój raczej ma jakiś związek z trasą, którą pokonywali, niż ze środkiem lokomocji, czy stylem jego jazdy.
- Ale ten salon samochodowy jest zaraz przy zjeździe z A4 do Wrocławia. Jadąc bocznymi drogami, jechalibyśmy dwa razy dłużej – wytłumaczył.
- Ja to wiem. Ale i tak wolałabym jechać jakąś inną drogą. To najbardziej niebezpieczna droga, jaką znam. Tylu wariatów i pijaków za kierownicą…
Waldkowi nieoczekiwanie pociemniało w oczach. Poczuł pulsowanie w skroniach i na szyi. Nigdy w życiu by się nie spodziewał, że wspomnienie o tamtym wypadku na torach sprzed prawie trzydziestu pięciu lat może przyprawić go niemal o blackout. A już na pewno nie w tej chwili, kiedy gnał po dwujezdniowej drodze pozbawionej pasa awaryjnego, a tuż przed nim kierowca pędzącej czterdziestotonowej ciężarówki bez patrzenia w lusterko postanowił wyprzedzić jadącego o dwa kilometry na godzinę wolniej kolegę po fachu.
O, nie! Tylko nie to! – zdążył pomyśleć Waldek i w ułamku sekundy przełożył nogę z gazu na hamulec.
W zasadzie jego reakcja była zarówno spóźniona, jak i zbędna, ponieważ zaawansowany system radarowy zamontowany w jego luksusowym aucie dużo wcześniej niż on sam zdążył wykryć to nagłe zagrożenie na drodze. Komputer zdołał także dużo szybciej niż kierowca uruchomić procedurę awaryjnego hamowania. I oto kolejny raz miała się ujawnić przewaga zmyślnie zaprogramowanej maszyny nad zawodnym człowiekiem, dzięki której miało zostać uratowane ludzkie życie.
A dokładniej dwa życia potwornie wrzeszczących ludzi, poddanych przy ostrym hamowaniu niebezpiecznym, choć nieuniknionym przeciążeniom.
***
- Jak to twój brelok? Pewna jesteś? – zdziwiona Julia sięgnęła ręką i wyjęła z pudełka mięciutką kulkę pokaźnych rozmiarów. Kiedy wyjęła puszystą zawieszkę wszyscy mogli zauważyć, że u jej dołu zawisł kluczyk. A w zasadzie coś przypominającego grubego, trzyguzikowego pilota, który w dzisiejszych nowoczesnych samochodach imituje i zastępuje tradycyjny kluczyk z ząbkami.
- Brelok mój. Ale ten kluczyk na pewno nie mój – stwierdziła Ola, kiedy nerwowym ruchem odebrała swojej mamie zawartość przesyłki i uważnie obejrzała znalezisko ze wszystkich stron.
- Nie twój? To, co tu jest grane? – zmarszczył brwi zdziwiony Bolesław, niemal wyszarpując córce kluczyk z brelokiem. Czyżby właśnie rozpoczęła się gra w gorącego kartofla?
- Wydaje mi się, że ten liścik nam to wyjaśni – z pełnym zaangażowaniem próbował pomóc w rozwiązaniu tej kolejnej, nowej zagadki pan Stefan. Spojrzał wymownie na Waldka. – Możesz… może po prostu pan go nam przeczyta?
- No właśnie. Co tam jest napisane? – poparła propozycję pana Rybki Julia.
Waldek wyjął z pudełka malutką, kremową kopertkę, na której widniał oznaczający personalia adresata napis „Agent Wilczyński”. Nie ma mowy o pomyłce. Wilczyńskich jest dwóch, ale agentem jestem tylko ja, stwierdził Waldek, po czym otworzył kopertę. Obserwowany przez wszystkie bez wyjątku pary oczu, wyjął ze środka niewielką pojedynczą karteczkę. Przeczytał jej treść i rozejrzał się po zebranych. Rozumiał z tego tyle, ile oni, czyli nic. Przeczytał więc jeszcze raz, ale na głos:
- Salon BMW Wrocław. Mini Cooper. Schowek w kokpicie.
- Co to może znaczyć? – szarpała go za rękaw koszuli Mika. – Chyba wygrałeś jakieś auto w loterii, szczęściarzu! Dasz się karnąć?
Bolecnauta Pan M. pisze i wymyśla, zaskakując i wzruszając czytelników. Jak na dzielnego autora przystało, pisze nawet w chwilach słabości i choroby, co ogromnie podziwiamy.
Każdy może pomóc w tworzeniu powieści, zamieszczając pomysły i sugestie w komentarzu. Prozą, wierszem lub po myślnikach. Czy dojdziemy do magicznej liczby 100 odcinków?
Zachęcamy do opisywania swoich wrażeń czytelniczych! Jak wyobrażacie sobie dalsze losy bohaterów?
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).