Święta z 1945 roku były pierwszymi po kilkuletniej, straszliwej wojnie, ale świeżo upieczeni bolesławianie po raz pierwszy spędzali je poza swoimi rodzinnymi stronami. Nie było tutaj jeszcze reemigrantów z Jugosławii i Francji, a niemal wszyscy obecni już osadnicy przyjechali jako uchodźcy i wysiedleńcy z Kresów Wschodnich. Dominował wśród nich nastrój tymczasowości i niepewności, a przekonanie, że "jedna bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa" oraz że "Niemcy tu wrócą", było powszechne jeszcze bardzo długo.
Formalnie akcję osadniczą wstrzymano 1 listopada 1945 roku - chodziło o zapewnienie mieszkań dla przybyszów z Jugosławii - a w regionie wciąż mieszkało wielu Niemców. Wobec tego często zdarzało się, że Polacy i Niemcy mieszkali wspólnie lub tuż obok siebie. Józefa Domaradzka, osadniczka z Bożejowic, wspominała po latach, że wraz z mężem upatrzyli sobie dom stojący w niedalekim sąsiedztwie, koło dużego kasztanowca, który postanowili zająć po wysiedleniu stamtąd Niemców. Organizację Świąt utrudniał fakt, że w niektórych domach nie było prądu, a zaopatrywanie sklepów było bardzo utrudnione. Osobną kwestią było pozyskiwanie drewna - nie mówiąc już o węglu! - na opał, co często też było niełatwym zadaniem, więc w niejednym domu podczas Świąt było zimno. Bolesławiec i Nowogrodziec leżały w gruzach, sporo wiejskich gospodarstw było rozszabrowanych, a osadnicy przybywali z niewielkimi bagażami, więc wieczerze wigilijne były bardzo skromne. Tym niemniej osadnicy cieszyli się, że przeżyli wojnę i choć czasy nadal były niebezpieczne, mogli wspólnie świętować, nawet jeśli świętowanie było bardzo skromne.
W Bolesławcu był wówczas czynny tylko jeden katolicki kościół, czyli obecna bazylika. Urzędowało tam już wówczas dwóch księży, którymi byli ks. Jan Motyka oraz ks. Paul Sauer, pracujący zarówno z Polakami, jak i Niemcami. Mimo to świętowanie także tam okazało się nawet więcej, niż skromne, ponieważ w Wigilię w kościele nie odbyła się żadna Msza Święta. Na pewno było to rozwiązanie bezpieczne - organizacja pasterki w środku nocy ściągałaby ryzyko napadów rabunkowych na opuszczone domy oraz na samych wiernych, wracających tam późną nocą. Na ulicach często grasowali czerwonoarmiści i szabrownicy, stanowiący niemałe zagrożenie tak dla osadników, jak i dla Niemców.
Źródła:
- J. Damian, Moja pierwsza Wigilia w Bolesławcu [w:] "Głos Bolesławca", nr 12 (1993).
- Jubileusz Bolesławieckich Kresowian 1989–2019 – 30 lat Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, Oddział w Bolesławcu oraz Związku Sybiraków, Koło w Bolesławcu, red. B. Smoleńska, M. Niemczuk, Bolesławiec 2019.
- Z. Lec, Kościół rzymsko-katolicki w Bolesławcu w ostatnim pięćdziesięcioleciu [w:] Wrocławski Przegląd Teologiczny 3/2 (1995).
~~Zgniła Scewola napisał(a): czerwonoarmiści
~~Zgniła Scewola napisał(a): Chodziło tylko o napiętnowanie ruskich " Na ulicach często grasowali czerwonoarmiści i szabrownicy" akurat Ci co walczyli i ginęli za te ziemię
~~Jaskrawoczerwony Grzybień napisał(a): Co to miało być? Wprawka jakaś uczniowska do pisania wypracowania?
Notka prasowa, zapowiadając głębsze zbadanie sprawy, napisana po to, bo na stronie gazety było wolne miejsce?
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).