Przez niemal całą wojnę, rozpętaną przez Niemcy w momencie inwazji na Polskę, Bunzlau (Bolesławiec) było całkowicie bezpieczne. Było nawet zanadto oddalone od każdego z frontów, aby ktoś chciał je bombardować. Śląsk nazywano wtedy popularnie Luftschutzkeller Deutschlands, co można przetłumaczyć jako Schron przeciwlotniczy Niemiec. Wojnę odczuwano tu pośrednio, choć wiele rodzin traciło swoich bliskich, ginących za swojego obłąkanego dyktatora.
Wojna była daleko, ale w jej trakcie w Bunzlau powstały dwa podobozy koncentracyjne, a kilka kolejnych założono w pobliskich wioskach. Mieszkańcy musieli choć z grubsza wiedzieć, co tam się dzieje, ale mało kto starał się jakoś na to zareagować. Przykładem kogoś, kto próbował coś zrobić, jest ks. Maximillian Lampka, przemycający listy więźniów z podobozu w Wiesau (Łąka). Wszyscy miejscowi na pewno wiedzieli o "handlu" robotnikami przymusowymi, a wielu mieszkańców okolicznych wsi na nim wręcz korzystało.
W połowie stycznia 1945 roku ich świat zaczął się walić. Armia Czerwona ruszyła z wielką ofensywą zza linii Wisły, odrzucając Wehrmacht z przedwojennej Polski (zastępując przy okazji okupację niemiecką swoją własną) i przekraczając granicę Rzeszy.
W Bunzlau każdego dnia pojawiały się kolejne kolumny cywilnych uchodźców, uciekających przed prącymi naprzód sowietami. Uchodźcy przynosili ze sobą opisy przerażających sowieckich zbrodni wojennych, ale lokalne władze do samego końca usiłowały zapobiec panice. Najstarsi uczniowie miejscowego sierocińca zostali zgrupowani w nieduży oddział Volkssturmu (pospolitego ruszenia), mający eskortować uchodźców i strzec ważniejszych budynków. Mieszkańcy mieli pozostać w swoich domach i nigdzie nie uciekać. Za "defetyzm" można było zapłacić życiem - tak, jak to się stało z nadburmistrzem Breslau (Wrocław), powieszonym na rynku stolicy Dolnego Śląska.
7 lutego wszelka władza w Bunzlau i jego okolicach była już jednak w rozsypce. Większość wyżej postawionych nazistów uciekła. Niewykluczone, że ci, którzy zostali, zajęli się niszczeniem dokumentów. Cywile oblegali dworzec kolejowy, usiłując dostać się do kolejnych pociągów ewakuacyjnych. Tymczasem czerwonoarmiści weszli na teren powiatu, stopniowo zajmowali kolejne wioski, a 10 lutego zbombardowali miasto. Bomby zniszczyły wtedy, między innymi, budynek Urzędu Pocztowego Rzeszy, stojący przy dworcu kolejowym.
Partyjni bonzowie uciekli, ale cywilom pozwalano na to dopiero w ostatniej chwili. W Ober Schönfeld rozkaz ewakuacji wydano dopiero, gdy we wsi usłyszano sowieckie działa. W Naumburgu am Queis (Nowogrodziec) ewakuację cywilów zarządzono zaledwie dwa dni przed podejściem sowietów pod miasteczko; podobnie rzecz się miała w Ottendorfie (Ocice) i Giessmansdorfie (Gościszów). Niemcy w ostatniej chwili zmusili też do wymarszu na zachód więźniów swoich obozów koncentracyjnych. Część z nich te marsze śmierci przypłaciła życiem.
Godnie zachował się za to ostatni dyrektor sierocińca w Bunzlau, dr Oskar Hampel. Wieczorem 10 lutego do szkoły wbiegł jeden z uczniów, twierdząc (jak się potem okazało, niezgodnie z prawdą) że sowieci są już na Dworcu Wschodnim. W sierocińcu byli wtedy już tylko ci uczniowie, których wcielono do Volkssturmu. Ich dowódca na szczęście nie chciał, aby zginęli w bezsensownej walce, więc wydał rozkaz odwrotu na bezpieczne południe. Dyrektor Hampel poczekał, aż szkołę opuści ostatni uczeń i dopiero wtedy sam się ewakuował.
Tymczasem przed tymi, którzy zdążyli uciec na zachód, była kilkumiesięczna tułaczka po kolejnych prowincjach upadającej Trzeciej Rzeszy. Niektórzy zginęli w masowym, nieuzasadnionym militarnie, nalocie anglo-amerykańskim na Dresden (Drezno). Ci, którzy zostali na miejscu, zostali zdani na łaskę i niełaskę zwycięzców.
Źródła:
~~Arcadio napisał(a): Nie hitlerowcy, tylko niemcy. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Każdy ss-man, czy gestapowiec miał swoją narodowość. To byli Niemcy. I choć obecnie próbują wciskać wszędzie nazwę "naziści" lub " hitlerowcy", trzeba wprost pisać, że to Niemcy.
~~Olo napisał(a):Ktoś napisał: ~~Arcadio napisał(a): Nie hitlerowcy, tylko niemcy. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Każdy ss-man, czy gestapowiec miał swoją narodowość. To byli Niemcy. I choć obecnie próbują wciskać wszędzie nazwę "naziści" lub " hitlerowcy", trzeba wprost pisać, że to Niemcy.
Jakbyś tłuku więcej godzin spędził na lekcjach z historii zamiast religii , to byś wiedział że nie tylko Niemcy.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).