7 kwietnia 1946 roku, dokładnie o godzinie 18:20, na bolesławiecką stację kolejową wjechał potężny transport polskich osadników z Jugosławii. Składający się z 43 wagonów pociąg pomieścił 697 osób w różnym wieku, 51 koni, 120 krów, 32 świnie, 25 wozów i nieznane ilości bagażu. Raczej nie było go zbyt wiele, ponieważ przybywający z Jugosławii Polacy pozostawiali tam większość swojego majątku, co więcej, zrzekali się jugosłowiańskiego obywatelstwa i jakichkolwiek praw do wszelkich nieruchomości, jakie wcześniej posiadali.
Jednymi z 697 reemigrantów, którzy przyjechali tym transportem, byli Andrzej i Maria Grabarzowie oraz ich pięcioletnia wówczas córka, którzy pozostawili w Jugosławii 2,5 ha ziemi, w tym pół hektara lasu. Do Polski przywieźli ze sobą tylko nieliczne urządzenia domowe, komplet pościeli, 200 kilogramów zboża i zaledwie jeden kufer. Małżonkowie mieli też kilka niezbędnych dokumentów, w tym zastępujący paszport dekret przesiedleńczy, wydany im 20 lutego 1946 roku przez Misję Repatriacyjną w Jugosławii. Majątek, łagodnie mówiąc, bardzo skromny.
Przejazd z Jugosławii do Polski trwał przez kilka dni, a po drodze przyszli osadnicy musieli przejechać jeszcze przez Węgry i Czechosłowację. Co pewien czas organizowano postoje i jeśli ktoś opuszczał pociąg, musiał uważnie się pilnować, aby nie przegapić jego odjazdu. Aby nie dopuścić do napaści na pociąg, władze polskie zapewniły mu eskortę trzech żołnierzy, a oprócz tego uzbrojonych zostało pięciu osadników, którzy podczas wojny walczyli w jugosłowiańskiej partyzantce. Kierownikiem całego transportu mianowano Jana Kapotę.
Co ciekawe, przyjazd osadników do Bolesławca zorganizowano tylko po to, aby mogli zostać oficjalnie powitani przez lokalne władze oraz mieszkańców miasta. Gdy powitanie się skończyło, cały transport zawrócono do Miłkowic, następnie skierowano do Żagania, stamtąd do Węglińca i dopiero do stacji docelowej w Zebrzydowej (wówczas Zabłocie). Było tak, gdyż nie odbudowano jeszcze wiaduktu w Bolesławcu, zniszczonego w lutym 1945 roku przez wycofujący się z miasta Wehrmacht. Tym niemniej osadników można było od razu skierować na Żagań, bez przewożenia ich z Miłkowic do Bolesławca i z powrotem tylko po to, aby mogli zostać oficjalnie powitani przez grupę urzędników.
Gdy transport dotarł już do Zebrzydowej, w przeciągu godziny został rozładowany przed dworcem kolejowym, a urzędnicy Państwowego Urzędu Repatriacyjnego skierowali osadników do ich nowych domów w Wykrotach (Wałdów), Czernej (Czarna), Parzycach (Parycz) i Bolesławicach (Tylinów), gdzie rozpoczął się zupełnie nowy rozdział w ich życiu.
Źródła:
Zastosowana autokorekta
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).