~~Błękitnozielona Śnieguliczka niezalogowany
1 października 2020r. o 18:59
c.d. w domu wujka Zygmunta i opiekujących się nim dwóch kobiet
-----------------------------
Zamek w drzwiach łazienki został wreszcie otwarty od środka, a Julia w nerwach szarpnęła klamką tak, że mało drzwi nie urwała. Wparowała do środka i już miała się ponownie wydrzeć, gdy zobaczyła jak jej ubrana w piżamę córka, kucając stara się trzęsącymi się rękami pozbierać potłuczone szklane opakowanie po kremie przeciwzmarszczkowym 40+. Ola zdecydowanie nie była w tym przedziale wiekowym, więc drogą dedukcji Sherlock Julia Holmes stwierdziła, że zostało tu popełnione przestępstwo.
Kradzież mamusiowego kremu zagrożona była karą dwutygodniowego mycia podłóg albo prasowania następnej partii koszul damskich. Zamiast jednak ogłosić bez sprawiedliwego procesu wyrok skazujący, porzuciła zamysł zrobienia afery i rzekła:
- Zostaw, Ola, ja się tym zajmę. Nie przejmuj się kremem. I tak się już właściwie kończył. A czego to się tak wystraszyłaś, kochanie?
- A to siebie nie znasz? Zaraz by było: „bla, bla, bla”, „to moje kosmetyki”, „masz przecież swoje”, „ja twoich nie używam”, „bla bla bla” i tak dalej, przez co najmniej trzy dni. Przestraszyłaś mnie tym waleniem w drzwi i upuściłam słoiczek. – odparło złapane na gorącym uczynku kochanie, nadal zbierając ostre kawałki szkła na otwartą prawą dłoń.
Zbierającą szkło, piszącą i używającą sztućców dłonią u Oli była, tak jak i u Julii, dłoń lewa. Leworęczność odziedziczyła więc po swojej mamie. Podobnie jak wzrost i kolor oczu. I tu zewnętrzne podobieństwa międzypokoleniowe się niestety kończą. Nie licząc cech decydujących o płci, wszystkie inne cechy wyglądu nie były odziedziczone u Oli po matce. Co innego, jeśli zaczęlibyśmy analizować najważniejsze cechy charakteru. Tu zbieżnych dobrych i złych cech uważny psycholog odnotowałby dużo, dużo więcej.
- Przepraszam za walenie, ich los na sercu leży mi szalenie. Ha, ale mi się rymło. – zaśmiała się Julia, ale nie wywołała swoją wymyśloną na poczekaniu fraszką podobnej reakcji u Oli, więc odniosła się już tylko do zarzutów skierowanych pod swoim adresem. - Przecież nie gderam „bla, bla, bla”. A co do reszty to… hmm, z grzeczności nie zaprzeczę. - Julia postanowiła na dobre odpuścić zarówno kwestie ochrony ginących gatunków, jak i temat pożyczania kosmetyków. Olka to już nie było ani małe dziecko, ani nastolatka. Ale wciąż trudno było Julii zacząć traktować ją jak każdego innego dorosłego, chociaż Ola była dorosłą już od siedmiu lat.
Nagle Olka syknęła i szybko podniosła palec z kropelką krwi do ust. Wstała i wyrzuciła pozbierane na prawą dłoń szklane odłamki do małego plastikowego kosza na śmieci, ledwo wciśniętego w wolną przestrzeń między grzejnikiem, a pralką. Wytrzepała lekko dłoń z zebranych okruchów. Obejrzała powierzchnię dłoni pod światło i upewniwszy się, że nic na niej nie pozostało, przerzuciła wzrok na małe rozcięcie na wskazującym palcu lewej dłoni, sprawdzając czy aby nie utkwił tam jakiś maleńki, ostry kawałek szkła.
- Pokaż, może trzeba odkazić? – Julia próbowała chwycić skaleczoną dłoń, ale Ola nie pozwoliła na to i schowała ją za plecy.
- Poradzę sobie, mamo. Skończyłam medycynę, pamiętasz? – Oho, Olę najwyraźniej coś dzisiaj ugryzło, pomyślała Julia.
- Pamiętam, pani doktor. Ale dyplomu jeszcze nie widziałam. – odparowała Julia, rewanżując się złośliwością. Kiedy miało odbyć się rozdanie dyplomów, Ola mocno się akurat przeziębiła i nie była w stanie pojechać do Wrocławia na tę uroczystość. Podczas uroczystości miała jej towarzyszyć oczywiście mama, wyposażona w cztery paczki chusteczek jednorazowych do wycierania łez. A tak, pokomplikowało się i rozczarowana Ola miała sama pojechać i odebrać swój dyplom dopiero na początku września.
Julia szybko jednak pożałowała swojej złośliwości. Z Olką tak się nie robi, zreflektowała się poniewczasie, bo Ola ostatnio za bardzo bierze wszystko do siebie. Coraz trudniejszy ma to dziewczę charakterek. Może to też rozpoczęty właśnie roczny staż w szpitalu dodatkowo tak ją stresuje? Trzeba będzie o tym z nią później porozmawiać.
- Pójdę po odkurzacz. – oznajmiła Ola wychodząc z łazienki, przy czym musiała się przecisnąć koło swojej zaniepokojonej jej zachowaniem matki. Były podobnego wzrostu, więc stojąc lub przechodząc obok siebie, zwykle mogły sobie patrzeć prosto w oczy. Tym razem jednak Ola uciekła wzrokiem na bok, jakby miała coś więcej na sumieniu niż tylko rozbity słoiczek matczynego kremu. – Nie patrz tak na mnie, mamo. Trzeba odkurzyć te drobinki szkła, żeby się nie rozniosły. Przecież nie cierpisz bałaganu.
Ola bywała ostatnio nieznośnie upartą na przemian z uparcie nieznośną, a Julia nie mogła ani z tym uporem, ani z tą nieznośnością dojść do żadnego porządku. Poza tym Ola chciała być coraz bardziej samodzielna i niezależna. To niby całkiem naturalne, bo w końcu rozpoczęła pracę i zaczęła też chyba poważnie myśleć o układaniu sobie własnego życia. Tyle, że według Julii źle pojmowała tą niezależność i samodzielność. Przede wszystkim nie pozwalała sobie w niczym pomagać, przez co odsuwała Julię od coraz większej części swojego życia, a tym samym od siebie samej. W końcu będzie nieuniknione, że zacznie popełniać poważne życiowe błędy, a wtedy bez wsparcia bliskiej osoby, może być jej ciężko wybrnąć z trudnych sytuacji. Julia doskonale o tym wiedziała z własnego doświadczenia. Jeśli zaś jako matka nie będzie potrzebna już własnej córce, to komu? Choć w sumie, to ostatnio napatoczył się taki jeden Bolesław, zachowujący się też czasem zupełnie jak dzieciak.
Przez tyle lat Julia samotnie wychowywała Olę i przygotowywała ją do życia najlepiej jak umiała. Lecz od chwili jej urodzenia, jako młoda mama była praktycznie zdana niestety wyłącznie na siebie. Przez to, a także przez wielką złość na zachowanie swojej matki i brak jakiegokolwiek wsparcia od niej w tamtym trudnym okresie jej życia, Julia podjęła decyzję o porzuceniu nauki na Akademii Medycznej we Wrocławiu jeszcze przed ukończeniem trzeciego roku. Mimo, że po urodzeniu dziecka miała możliwość powrotu na uczelnię i dokończenia rozpoczętych studiów, nie zdecydowała się na to. Może to i był błąd, ale w tamtym czasie nie wyobrażała sobie, aby mogła skulić ogon pod siebie i całkowicie poddać się kierowniczej roli matki.
Dla mamy Julii, która wyobrażała sobie życiorys córki zupełnie inaczej, właściwą była jedynie chronologiczna kolejność etapów życia jej dziecka. Życia, na które chciała i musiała mieć realny wpływ. Lecz wpływ na dokonywane wybory życiowe jej jedynego dziecka, w opinii matki Julii, nie mógł się kończyć z chwilą uzyskania przez Julię pełnoletności. Priorytetem w zaplanowanym przez jej matkę niemal rok po roku życiu Julii, miało być najpierw zdobycie elitarnego wykształcenia, potem rozpoczęcie wykonywania, związanego ze zdobytym elitarnym wykształceniem, szanowanego i oczywiście dobrze płatnego zawodu, a dopiero na końcu założenie rodziny najlepiej z równie porządnie wykształconym i najlepiej pochodzącym z szanowanej bolesławieckiej rodziny kandydatem.
Cały plan matki zaczął sypać się w gruzy, kiedy po tragicznych zdarzeniach feralnego czerwca, podjęła pierwszą ze swoich dwóch, zdaniem Julii fatalnych w skutkach, życiowych decyzji. Matka postanowiła zmusić ojca do zmiany pracy, z czym związana była konieczność przeprowadzki do Głogowa, czyli wystarczająco daleko, aby niesforna córka przestała widywać się ze swoim, w opinii matki nieodpowiednim dla niej i kompletnie nieodpowiedzialnym chłopakiem. To, że był sierotą i mieszkał z niezbyt dobrze sytuowanymi dziadkami, rzekomo miało dla matki drugorzędne znaczenie.
Drugą zaś decyzją, która miała jeszcze większy wpływ na dalsze losy Julii i jej córki, była odmowa jakiejkolwiek pomocy w opiece i wychowaniu jedynej wnuczki oraz zmuszenie Julii do przedwczesnego wyprowadzenia się od rodziców. Razem z raczkującą już wtedy Olą.
------------------------------------
c.d.n.
Pozdrawiam,
M.