Wszystkie linie zagłębiają się w dolinie dłoni
w małej jamie gdzie bije źródełko losu
Oto linia życia Patrzcie przebiega jak strzała
widnokrąg pięciu palców rozjaśniony potokiem
który rwie naprzód obalając przeszkody
i nie ma nic piękniejszego nic potężniejszego
niż to dążenie naprzód
Jakże bezradna jest przy niej linia wierności
jak okrzyk nocą jak rzeka pustyni
poczęta w piasku i ginąca w piasku
Może głębiej pod skórą przedłuża się ona
rozgarnia tkankę mięśni i wchodzi w arterie
byśmy spotykać mogli nocą naszych zmarłych
we wnętrzu gdzie się toczy wspomnienie i krew
w sztolniach studniach komorach
pełnych ciemnych imion
Tego wzgórza nie było — przecież dobrze pamiętam
tam było gniazdo czułości tak krągłe jak gdyby
ołowiu łza gorąca upadła na rękę
Pamiętam przecież włosy pamiętam cień policzka
kruche palce i ciężar śpiącej głowy
Kto zburzył gniazdo Kto usypał
kopiec obojętności którego nie było
Po co przyciskasz dłoń do oczu
Wróżbę stawiamy Kogo pytasz
Odszedł majowy orszak młody
Z wiosenną wrzawą i uciechą,
Zabrał ze sobą śmiech i pieśni,
A mnie zostawił tylko echo.
Jest właśnie ta przedranna chwila,
Kiedy świt czysty, świeży, boski,
Wykwitający z pąku nocy
Jest lżejszy niźli dzienne troski.
I jest ta radość niezmierzona,
Chociaż tak bardzo krótko trwa,
Gdy jestem cichy i spokojny,
Jak gdybym głaskał głowę psa.
Słowik
W przyjaciół miłych gronie
Dziewczyna w wieczornym salonie
Wiosennym głosem,
Nutą słowiczą,
Śpiewała z miłosną słodyczą,
Z majowym patosem.
Wszyscy słuchali
I gdy Śpiewaczka usta otwarła
W perlistej gamie,
Co w serce wnika,
Kot, co się zakradł do sali,
Skoczywszy jej na ramię
Zajrzał do gardła.
Szukał słowika.;)
&feature=related
:)
Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Już było bardzo ciemno, mój Boże, co z tego!
Po prostu nie spostrzegła, że przecież biegł czas,
siedziała i myślała, myślała jak napisać do niego
i że pisze ostatni już raz.
Bądź zdrów, wszystko wiem,
nie zobaczysz mnie więcej,
jeśli ci ze mną źle.
Ten list potem spal,
niech nie wpadnie w jej ręce,
spal i zapomnij mnie!
Tylko powiedz, dlaczego?
ZA tyle, tyle dni!
Tylko powiedz, jak mogłeś?
Jak mogłeś właśnie ty!
Bądź zdrów, jedno wiedz:
Nienawidzę goręcej,
niż wpierw kochałam cię!
A potem list przejrzała uważnie, powoli,
przejrzałą i podarła, mój Boże, nie, nie
Tak przecież być nie może,
niech nie wie, że aż tak to ją boli,
że jej będzie bez niego tak źle!
Bądź zdrów, Wszystko wiem,
jestem bardzo szczęśliwa,
sama już chciałam iść.
No cóż! Zwykła rzecz,
mam cię dosyć i zrywam,
ty też tak zrobiłbyś!
I nie będę tęskniła,
no skąd, na pewno nie!
Pójdę dzisiaj do kina,
jest obraz z Boyer.
Bądź zdrów! Jedno wiedz:
Nie chcę dłużej ukrywać,
że nie kochałam cię.
Mój Boże, nie kochała? A jeśli uwierzy?
Wyrzuci z serca nawet wspomnienie tych dni?
Nie, nie, tak być nie może!
Niech do niej chociaż przeszłość należy.
Więc inaczej, spod serca, przez łzy:
Bądź zdrów, Wszystko wiem,
nie męcz się nadaremnie,
widać tak musi być!
Że ja? No to nic,
nie chcę, żebyś przeze mnie...
Jeśli chcesz iść, to idź!
Tylko słuchaj, pamiętaj,
na deszcze ten szalik noś
i już nie pal tak dużo,
dwadzieścia sztuk, to dość.
Bądź zdrów! Nie znam jej,
może lepiej ode mnie
potrafi kochać cię!
W potoku włosów twoich, w rzece ust
kniei jak wieczór - ciemnej
wołanie nadaremne,
daremny plusk.
Jeszcze w mroku owinę, tak jeszcze róża nocy
i minie świat gałązką, strzępem albo gestem,
potem niemo się stoczy,
smuga przejdzie przez oczy
i powiem: nie będąc - jestem.
Jeszcze tak w ciebie płynąc, niosąc cię tak odbitą
w źrenicach lub u powiek zawisłą jak łzę,
usłyszę w tobie morze delfinem srebrnie ryte,
w muszli twojego ciała szumiące snem.
Albo w gaju, gdzie jesteś
brzozą, białym powietrzem
i mlekiem dnia,
barbarzyńcą ogromnym,
tysiąc wieków dźwigając
trysnę szumem bugaju
w gałęziach twoich - ptak.
Miłość
O nieba płynnych pogód,
o ptaki, o natchnienia.
Nie wydeptana ziemia,
nie wyśpiewane Bogu
te drzewa, te kaskady
iskier, ten oddech nieba,
w ramionach jak w kolebach
zamknięty. Jak cokoły
drzewa z szumem na poły;
serca jak dzbany łaski,
takie serca jak gwiazdki,
takie oczu obłoki,
taki lot - za wysoki.
Słońce, słońce w ramionach
czy twego ciała kryształ
pełen owoców białych,
gdzie zdrój zielony tryska,
gdzie oczy miękkie w mroku
tak pół mnie, a pół Bogu.
Twych kroków korowody
w urojonych alejach,
twe odbicia u wody
jak w pragnieniach, w nadziejach.
Twoje usta u źródeł
to syte, to znów głodne,
i twój śmiech, i płakanie
nie odpłynie, zostanie.
Uniosę je, przeniosę
jak ramionami - głosem,
w czas daleki, wysoko,
w obcowanie obłokom.
Niebo złote Ci otworzę
Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior, zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne
ptasi świt.
Ziemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
wyprowadzę z rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
futrem iskrząc zwiną wszystko
w barwy burz, w serduszka listków,
w deszczów siwy splot.
I powietrza drżące strugi
jak z anielskiej strzechy dym
zmienię ci w aleje długie,
w brzóz przejrzystych śpiewny płyn,
aż zagrają jak wiolonczel
żal - różowe światła pnącze,
pszczelich skrzydeł hymn.
Jeno wyjmij mi z tych oczu
szkło bolesne - obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych czarny pył.
Kołysanka
Nie bój się nocy - ona zamyka
drzewa lecące i ptasie tony
w niedostrzegalnych, mrocznych muzykach,
w przestrzeni kute - złote demony,
które fosforem sypiąc wśród blasku
wznoszą się białe, modre, różowe,
wznoszą się w lejach żółtego piasku,
w chmurach rzeźbione unoszą głowy.
Nie bój się nocy. Jej puchu strzegą
krople kosmosu, tabuny zwierząt:
oczy w nią otwórz, wtedy pod dłonią
uczujesz ptaki i ciche konie,
zrozumiesz kształty, które nie znane
przez ciebie idąc tobą się staną.
Nie bój się nocy. To ja nią wiodę
ten strumień żywy przeobrażenia,
duchy świecące, zwierząt pochody,
które zaklinam kształtów imieniem.
Ułóż wezbrane oczy w kołysce,
ciało na skrzydłach jasnych demonów,
wtedy przepłyniesz we mnie jak listek
opadły w ciepły tygrysi pomruk.
&feature=related
&feature=related
&feature=related
:)
Dopisane 18.08.2012r. o godz. 11:03:
Leonard Cohen
W moim tajemnym życiu
Widziałem cię rano
Poruszałaś się szybko
Wygląda na to, że nie potrafię
Uporać się z przeszłością
Bardzo tęsknię za tobą
I nie mam na oku nikogo innego
Nadal kochamy się ze sobą
W moim tajemnym życiu
Maskuję gniew uśmiechem
Nie cofam się przed zdradą i kłamstwem
Robię wszystko co trzeba
Żeby przetrwać
Ale wiem, co jest dobre
I wiem, co jest złe
I oddałbym głowę za prawdę
W moim tajemnym życiu
Trzymaj się, mój bracie
Trzymaj się mocno, siostro
Nareszcie dostałem rozkazy
I będę maszerować do świtu
I będę maszerować przez noc
Aż przekroczę granice
Tajemnego życia
Rzut oka na gazetę
I chce ci się płakać
Nikogo nie obchodzi
Czy ktoś umrze, czy nie
Ten kto rozdaje karty każe nam myśleć
Że wszystko jest czarne albo białe
Dzięki Bogu to nie takie proste
W moim tajemnym życiu
Przygryzam wargę
I kupuję, co mi każą
Od najnowszego przeboju
Po pradawne mądrości
Ale zawsze jestem sam
A serce mam jak z lodu
Bo jest tłoczno i zimno
W moim tajemnym życiu
:)
:)
Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.