~majętny Stef napisał(a): Zawsze zastanawiałem się dlaczego człowiek wykształcony, zwiedzający świat, inteligentny podobno i mający smykałkę do biznesu chce zostać radnym za parę groszy.
ps. nie wierzę w bezinteresowność człowieka
Przyjechałem do Bolesławca, by wesprzeć Ojca i pomóc Mu w prowadzeniu hotelu i restauracji. W tym momencie zapewne na miejscu byłoby rozwianie wątpliwości niektórych, którzy powątpiewają w szczerość intencji skłaniających mnie do powrotu do Bolesławca. Do powrotu… tak, do powrotu, bo ja już od dawna, a na pewno od 2005 roku byłem już bolesławianinem. Co niektórzy nie potrafią zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że ktoś – ja, mimo tak „błyskotliwej” kariery przyjechałem do Bolesławca ba, wraz z całą rodziną, i to na stałe… no właśnie, dlaczego, po co?
Zapytają, i słusznie!
Przyjechałem, bo zważyłem na szali celów co jest dla mnie ważniejsze – pieniądze i kariera kosztem wielkich wyrzeczeń i obciążeń dla mych najbliższych, czy też właśnie moja rodzina – żona, synowie i rodzice. I nie „utrata pracy na zmywaku” w Irlandii, jak sądzą już niektórzy, a paradoksalnie kolejny zaproponowany mi awans, tym razem propozycja managementu biura w Nowej Zelandii, obok chęci pomocy Ojcu stała się głównym powodem rezygnacji ze „światowości”. Nowa Zelandia, to „koniec świata”, tam nie leci się i nie wraca w trzy godziny tanimi liniami, Nowa Zelandia jest jeszcze dalej niż Australia, a ja nie chciałem tracić bliskości z matką, ojcem, dziadkami, moja żona też ma swoją własną rodzinę i żadna kariera nie zrekompensowałaby nam tej, czy tych odległości.
Wróciłem, przyjechałem do Bolesławca, dokapitalizowałem spółkę, której stałem się współudziałowcem i… pracuję. Pracuję dla siebie, dla mojej rodziny, dla Ojca – pracujemy dla firmy, a pośrednio dla Bolesławca, bo tak jak Ojciec sam pracował na dobre imię Hotelu, i swym glinoludowym przedsięwzięciem budował i promował markę miasta, tak teraz razem staramy się robić wszystko, co mieści się w specyfice działalności naszej firmy, aby odpowiadać na ciągle nowe oczekiwania bolesławian oraz gości spoza miasta.
Uważam, że Bolesławiec to stare, wspaniałe, bogate historią, pełne wielkiego potencjału i bogate wspaniałymi kreatywnymi ludźmi miasto. Podoba mi się bardzo, podoba mi się jego położenie, bliskość Łużyc i Czech, jego historyczna europejskość i jego wielki, jeszcze niewystarczająco eksponowany potencjał i atrakcyjność.
Zdecydowałem się wystartować w wyborach samorządowych do bolesławieckiej Rady Miasta, ponieważ teraz to moje i mojej rodziny miasto.
Jestem przekonany, że potrafię i jestem w stanie wnieść do Rady Miasta nowe wartości, nowego ducha, absolutnie wolnego od jakiejkolwiek miejscowej rutyny, więzów czy układów personalnych.
Na szczęście nie ubiegam się o prezydencki fotel, a zgłaszam swój społeczny akces, chęć objęcia funkcji radnego w radzie miejskiej – jednego spośród ponad dwudziestu reprezentantów lokalnej społeczności.
Nie będę w tym miejscu recenzował obecnej Rady Miasta czy polityki obecnego Prezydenta – to w niedziele 16 listopada zrobią wyborcy sami, wrzucając do urn swoje głosy.
Jednego jestem pewien i odwołuję się tutaj do opinii politologów i socjologów – każda kolejna kadencja radnych i prezydenta będąca więcej niż drugą, nie wprowadza niczego nowego, a jedynie cementuje poprzedni układ i porządek – i to raczej w tym negatywnym odniesieniu. I tak, np. prezydent państwa zgodnie z konstytucją RP może sprawować swój urząd jedynie przez dwie kadencje. To nie złośliwość konstytucjonalistów, a jedynie przejaw dbałości o tzw. higienę polityczną. My zadbajmy o ową higienę na własnym podwórku, podziękujmy już tym, którzy od lat kilkunastu odcinają wątpliwej wartości kupony od swego pierwszego mandatu, postawmy na nowych, nieuwikłanych i kompetentnych, w tym też na młodych ale z wiedzą i doświadczeniem.
Nie jestem członkiem żadnej partii, nie jestem zależny od jakiejkolwiek frakcji, kliki czy grupy towarzyskiej funkcjonującej wokół bolesławieckiego Ratusza, skorzystałem z zaproszenia miejscowego komitetu wyborczego, jedynego w żaden sposób nie powiązanego z miejskim establishmentem, partiami politycznymi czy komitetem bezpartyjnych byłych mocnopartyjnych – sam tworzę swoje miejsce pracy, sam troszczę się i zarabiam na utrzymanie swojej rodziny i tą wiedzą i umiejętnością chcę podzielić się z mieszkańcami Bolesławca.
Obiecuję, że jako radny będę pracował w imieniu i na rzecz mieszkańców, będę krytycznym i drobiazgowym recenzentem wszelkich decyzji administracyjnych podejmowanych przez Radę i przyszłego prezydenta miasta. Obiecuję, że moimi priorytetami będzie dbanie o interes mieszkańców, szczególnie młodych, takich jak ja – przedsiębiorczych, wykształconych, chcących znaleźć swoje miejsce w Bolesławcu, jak również tych starszych, którzy coraz częściej potrzebują pomocy ze strony rodziny, jak i zrozumienia ze strony władz miasta.
Dążył będę do zmniejszenia gminnych dolegliwości fiskalnych nakładanych na miejscowych przedsiębiorców, będę zabiegał o sprawiedliwe i równe ich traktowanie przez władze miejskie, o równe i sprawiedliwe traktowanie mieszkańców, przedsiębiorców, stowarzyszeń i organizacji społecznych, niezależnie od ich poglądów politycznych, reprezentowanych środowisk i wyznawanych bądź nie religii.
Będę dążył do większej otwartości władz miasta w procesie podejmowania decyzji, szczególnie tych z zakresie kreowania budżetu, będę zabiegał o wyodrębnienie tzw. budżetu obywatelskiego i to nie jako kolejnego gadżetu socjotechnicznego, a jako realnej i istotnej części wydatków miasta.
Generalną dewizą mojej ewentualnej pracy w Radzie Miasta jest rozsądek, racjonalność i społeczna sprawiedliwość, cokolwiek by to ostatnie nie oznaczało!
https://www.linkedin.com/pub/bogdan-nowak/21/893/a88