Akcja referendalna, jaka miała miejsce w Polsce wiosną 1946 roku, przeszła do czarnej legendy polskiej polityki. Komuniści tak sformułowali skierowane do "ludu" trzy pytania, aby na każde z nich dało się odpowiedzieć tylko na "TAK".
Reforma rolna, mająca dać chłopom więcej ziemi, była dla wielu Polaków jak najbardziej korzystna - mało tego, była wręcz konieczna - ale pytanie o nią połączono z "unarodowieniem podstawowych gałęzi gospodarki krajowej", czyli po prostu ze zgodą na walkę z własnością prywatną.
Trudno było też nie zgodzić się na utrwalenie nowej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej, ale jej akceptacja oznaczała też pogodzenie się ze stratą Kresów Wschodnich. Najmniej kontrowersji budziło pytanie o zniesienie Senatu, ponieważ był to dość popularny postulat, ale oznaczający poważne osłabienie parlamentu - gwaranta uczciwej demokracji.
W Bolesławcu i jego okolicach czerwona agitacja referendalna zbiegła się w czasie z masową akcją osadniczą Polaków z Jugosławii i początkiem przymusowego wysiedlania Niemców. Jeszcze w ostatnich dniach przed referendum na listy osób uprawnionych do głosowania wpisywano nowo przybyłych osadników. Miejscowi komuniści objeżdżali wioski, agitując na rzecz rządu i zachęcając do udziału w "referendum ludowym".
Pseudoreferendum nie miało nic wspólnego z uczciwością i demokracją. W jego organizację w naszym powiecie zaangażowano przede wszystkim zaufanych członków Polskiej Partii Robotniczej (czyli komunistów) oraz jej partii satelickich i lokalnych urzędników. Nawet przedstawicielka Państwowej Straży Pożarnej, Aurelia Sondej, była członkinią PPR.
Członkowie komisji nie zawsze zresztą podchodzili sumiennie do swoich obowiązków, skoro na kilka dni przed "głosowaniem" jeden z członków komisji z Nowogrodźca (wówczas Grodów) zignorował przypisany mu dyżur w lokalu wyborczym. Duże zamieszanie panowało także w komisji, która działała w Gromadce - jej przewodniczący nie wypełniał swoich obowiązków, zgubił legitymację służbową i jedynie jego zastępczyni próbowała opanować zaistniały chaos.
Dzień przed pseudoreferendum, na całym Dolnym Śląsku wprowadzono dwudniową prohibicję - całkowity zakaz sprzedaży alkoholu. Podczas samego głosowania nie odnotowano jakichś znaczących incydentów, aczkolwiek zdarzały się pojedyncze przypadki składania nieważnych głosów.
Uprawnionymi do udziału w "referendum" były 10 653 osoby, a głos miało ich oddać aż 10 036 - niemal wszyscy mieli zagłosować 3 razy na TAK. Trudno jest dziś ocenić, czy wyniki pseudoreferendum w naszym regionie były miarodajne, ale w skali całej Polski dochodziło do licznych fałszerstw, a w okolicach Bolesławca w komisjach wyborczych nie zasiadali przedstawiciele opozycji.
Źródła:
~~Srebrna Gazania napisał(a): Przecież ktoś taki, jak ten Wrzosiec nie ma pojęcia o zasadach głosowania. Ani w wyborach, ani w referendum. W wyborach zawsze jesteś "za"; za kimkolwiek, no chyba, że oddasz głos nieważny. Tylko w referendum - głosując - możesz być "za" albo "przeciw".
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).