Polowania na rzekome czarownice odbywały się w wielu rejonach Europy już w średniowieczu. Wiele kobiet było oskarżanych nie tylko o czary, ale nawet konszachty z diabłem. Oczywiście stawiane im zarzuty były absurdalne - ludzie nie potrafią przecież rzucać zaklęć czy produkować kamieni filozoficznych - ale torturowane, topione czy palone na stosach "czarownice" często służyły jako kozły ofiarne. Zrzucano na nie winę za katastrofy naturalne, kiepskie plony, niepowodzenia spadające na lokalne społeczności czy różnego rodzaju tragedie.
Co najmniej jedno polowanie na czarownice miało miejsce także w Bolesławcu. 1 marca 1664 roku Rada Miasta nakazała wytropienie wszystkich domniemanych czarownic, jakie mogły znajdować się na terenie miasta. Każdy, kto dowiedziałby się o tym, że jakaś mieszczanka uprawia jakiekolwiek czary, miał o tym donieść magistratowi.
Wszystkie kobiety mieszkające wówczas w Bolesławcu miały prawo czuć się bardzo niepewnie. Podobne polowania na XVII-wiecznym Śląsku były bardzo częste i kończyły się licznymi wyrokami śmierci. W przypadku naszego miasta polowanie trwało do 1 października 1667 roku i jego bilans był bardzo ponury. Podczas tortur lub poprzez spalenie na stosie zabitych zostało 13 bolesławianek i jak nieco ponad 150 lat później zauważył kronikarz Johann Bergemann, mogło być wśród nich wiele niewinnych i dobrych gospodyń domowych. Nie wiadomo, jak wyglądały poszczególne "śledztwa", ale z całą pewnością aresztowane kobiety były brutalnie przesłuchiwane - wszystko po to, aby przyznały się do stawianych im absurdalnych zarzutów. Jeśli podejrzana przeżywała tortury, była stawiana przed sądem i skazywana na spalenie. Nie wiadomo, czy ktokolwiek został uniewinniony...
Z tamtego okresu bliżej znany jest tylko jeden przypadek spalenia na stosie, ale dotyczy on mężczyzny. 16 listopada 1665 roku wykonano wyrok na Martinie Knoblochu z Łazisk, oskarżonym o podpalenie. Mężczyzna został doprowadzony na miejską szubienicę, znajdującą się w pobliżu obecnego skrzyżowania ulic Zygmunta Augusta i Parkowej. Kara śmierci była wyjątkowo bestialska - skazanemu najpierw ucięto wszystkie kończyny, a dopiero potem spalono żywcem.
Lokalne sądy stosowały także inne metody zabijania skazańców i jako przykład niech posłuży historia Anny Susanny Petzold. Kilkanaście dni po egzekucji Knoblocha, 2 grudnia, 19-letnią bolesławiankę skazano na śmierć za dzieciobójstwo i utopiono w Stawie Zamkowym, znajdującym się niegdyś w rejonie dzisiejszego skrzyżowania ulic Kubika i Piaskowej. Anna Susanna została pochowana pod szubienicą, gdyż morderców i zbrodniarzy nie chowano na poświęconej ziemi, lecz w miejscu cieszącym się możliwie jak najbardziej ponurą sławą.
O tym, jak żyło się w Bolesławcu w 1670 roku, kiedy akurat nie było się skazanym na spalenie, utopienie bądź poćwiartowanie, możecie przeczytać TUTAJ.
Źródło: J. Bergemann, Chronik der Stadt Bunzlau. Dritte Abtheilung, Bunzlau 1830.
~~Ceglastoróżowa Jeżyna napisał(a):kościół interesuje władza nad owieczkami i kasa z owieczek !Ktoś napisał: ~~Marzena napisał(a): Kościółkowi wysłali do Bozi więcej duszyczek niż Hitler i Stalin razem wzięci.
Proszę się zapoznać z historią ,nie szerzyć nieprawdy i zamieszania. Ile Kościół broni istnień i uratował. Nie porównój tego z Hitlerem.
~~Alicja napisał(a): Fajnie że nikt nie napisałem o tym że NIE ZROBIŁ TEGO KOŚCIÓŁ KATOLICKItak czy siak mordowali w imię boga. a czy to katolik czy protestant czy inny muzułmanin to co za różnica jak dalej jest to morderstwo z zimna krwią !
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).