Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA Nowe domy!
BolecFORUM Nowy temat
Tylko na Bolcu
26 grudnia 2020r. godz. 18:44, odsłon: 2409, Bolec.Info/Bolecnauci

Tajemnica szmaragdu - odcinek 33

Część w której dawna koleżanka z liceum okazuje się potrzebna, a pan Rybka i Julia poznają wartość szmaragdu.
Światła policyjne widziane z okna mieszkania pana Rybki
Światła policyjne widziane z okna mieszkania pana Rybki (fot. pixabay)
REKLAMA
Villaro zaprasza

Już jest trzydziesta trzecia część naszej bolesławieckiej powieści w odcinkach!

Trzydziesta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ

Trzydziesta pierwsza część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ

Trzydziesta druga część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ

Niezastąpiony Bolecnauta o pseudonimie M., pełen fenomenalnych pomysłów, mimo świątecznej pory, znalazł czas, by uchylić nam rąbka tajemnicy: co dalej z bohaterami?

Zachęcamy gorąco wszystkich do komentowania! Czekamy na Wasze pomysły i opinie!


- Idealny sześcian, Tosiu. O boku osiemdziesiąt sześć milimetrów – oznajmił siedzący na taborecie w swojej kuchni pan Rybka, odkładając linijkę na blat wyściełanego kraciastą ceratą stołu. – Dokładnie można by było zmierzyć suwmiarką, ale ja jej nie posiadam. Może Bolek ma taką w swoim garażu, no ale teraz się tam nie dostaniemy, prawda?

Pan Stefan zaczął okręcać w kółko zielony, przezroczysty sześcian spoczywający teraz na złożonym na cztery pomarańczowym kocyku, służącym mu czasem do okrywania kolan podczas oglądania telewizji. Brudna szmata, w której znajdował się wcześniej klejnot powędrowała już do kosza, a przyniesiona przez policjanta w środku nocy różowa walizka, w której oprócz ciężkiego sprzętu do poszukiwań znajdowało się tajemnicze zawiniątko, została umieszczona przez pana Stefana w dużej, zamykanej na klucz szafie w jego sypialni. Teraz walizka stała otwarta w korytarzu, a oni z Julią wspólnie przyglądali się bliżej tajemniczemu klejnotowi.

- Tosia, słyszysz mnie? – podniósł głos Pan Rybka nie doczekawszy się odpowiedzi. – Julia?! Jesteś tu?

Starszy pan, będący od kilku lat sąsiadem Bolesława uniósł głowę i spojrzał na swoją byłą uczennicę, która od kilku minut stała zamyślona przy oknie kuchennym i przytrzymując odsuniętą na bok firankę, w milczeniu spoglądała przez szyby. Obserwowała z uwagą podwórko pomiędzy murem miejskim, a kamienicami przy ulicy 1 Maja, które minionej nocy stało się miejscem zbrodni. Zapewne bardzo niepokoi się o leżącego od kilkunastu godzin w szpitalu Bolka, pomyślał pan Stefan. Na jej miejscu też by się martwił. Pan Stefan był dla Bolka i Tosi co prawda całkiem obcy, ale wiedział o nich już tak wiele, że zaczął się czuć jak ich bardzo bliski znajomy i do tego stał się powiernikiem skrywanych dotąd przez nich tajemnic. Tych dawnych i tych obecnych.

W rzeczywistości Julia patrzyła na oklejony policyjnymi taśmami garaż oraz mającą właśnie miejsce zmianę patroli pilnujących miejsca przestępstwa. Sekundy temu przyjechał na miejsce drugi radiowóz i stanął równolegle obok pierwszego tak, żeby nie blokować ruchu na podwórku. Funkcjonariusze pilnujący dotąd małego budynku i zamkniętego samochodu Bolka wysiedli, chwilę pogadali z nowo przybyłymi, mającymi ich zastąpić kolegami, po czym odjechali swoją srebrno-niebieską kią, tym razem bez syren i włączonych świateł. Za chwilę skończą swoją nudną akurat tego dnia służbę i udadzą się do domów, pomyślała Julia.

Ciekawe, czy Ola też dotarła już do domu, zastanawiała się bezgłośnie, a jej serce przyspieszyło nieco swój rytm. Po porannej wymianie zdań w szpitalu Julii wydawało się, jakby stanęła na rozdrożu i kompletnie nie miała pojęcia, w którą stronę ma się teraz udać. Znając Olę, czeka mnie z nią na pewno niejedna przeprawa, pomyślała. Oj, będzie jeszcze wiele pretensji i oskarżeń, uprzedziła samą siebie w myślach.
Pan Stefan musiał zauważyć, że Julia po powrocie ze szpitala była wyraźnie smutniejsza i dużo mniej gadatliwa niż wcześniej, kiedy około drugiej w nocy rozstali się, a ona dopijając herbatkę oznajmiła, że musi jechać do szpitala do Bolka.

- Słucham? – Julia oderwała wreszcie wzrok od widoku za oknem i spojrzała na pana Stefana, który wpatrując się w nią z pewnością chciał wiedzieć, czy jest przy nim obecna także duchem.

Niespodziewanie stanęły jej przed oczami licealne czasy. Gdyby kiedyś jakiś uczeń był tak nieobecny duchem na lekcji fizyki, jak ona przed chwilą, mógłby ostrzegawczo oberwać kredą. Ale to jeszcze nic. Byli nauczyciele, którzy rzucali ciężkimi kluczami. Julia na wspomnienie niektórych niesfornych osób ze swojej dawnej klasy i zwyczajów co poniektórych nauczycieli, próbowała uśmiechnąć się pod nosem. Musiał z tego jednak wyjść jakiś grymas, który został zinterpretowany przez pana Stefana jako oznaka zmartwienia, bo postanowił w tym momencie spróbować ją pocieszyć:

- Nie martw się tak, Tosiu. Wszystko będzie dobrze. On wyzdrowieje, zobaczysz – słowa wypowiadane spokojnym i ciepłym tonem przez pana Rybkę były jak balsam dla rozdartej duszy Julii. Nie zdawała sobie dotąd sprawy, że słowa mogą mieć takie działanie na drugiego człowieka. Miała nadzieję, że będzie potrafiła w ten sam sposób porozmawiać z córką, a potem z Bolkiem, który będzie przecież musiał się w końcu dowiedzieć, że łączy ich o wiele więcej, niż tylko wspólna, ukrywana przez tyle lat tajemnica ukradzionej w przeszłości skrzynki z niesamowicie pięknym klejnotem.

Kilkadziesiąt minut wcześniej, tuż po wyjęciu zielonego kamienia z nesesera i ustawieniu go na kuchennym stole, Julia szczegółowo opowiedziała swojemu byłemu profesorowi od fizyki zarówno o wydarzeniach sprzed trzydziestu lat, jak i tych z ostatnich trzech tygodni. Od rana, od momentu rozstania się z Olą, miała wystarczająco dużo czasu, by jeszcze raz wszystko sobie przypomnieć i poukładać w głowie oraz podjąć decyzję o przekazaniu swojemu dawnemu nauczycielowi całej tej historii. O wydrach, o myśliwym, o nocnym nurkowaniu, o podziemnych zalanych kanałach, o odkrytej złodziejskiej dziupli, o bracie Bolka, który ich wtedy uratował, o nocnej strzelaninie żołnierzy z bandytami i na koniec o stukniętej nastolatce, która kradzieży skrzynki z wojskowej ciężarówki omal nie przypłaciła własnym życiem. Pan Stefan nie zdradził, że wcześniej usłyszał niemal to samo od Bolka, tylko z jego perspektywy.

- Bolek jest twardym facetem, którego dotąd życie nie dało rady złamać. – kontynuował leczenie słowem pan Stefan. – Wierzę, że teraz nareszcie wam się wszystko w końcu poukłada tak, jak byście obydwoje tego chcieli. Nawet jestem tego pewny. Dobrzy ludzie zasługują na dobry los. Musicie wykorzystać swoją szansę. Dla siebie i dla waszej córki. Swoją drogą, Tosiu, myślałem, że tylko w filmach zdarzają się takie historie, jak wasza – uśmiechnął się szeroko przy ostatnich słowach pan Stefan. – Był kiedyś taki program „Zerwane Więzi”. Nadawalibyście się tam idealnie. Słowo honoru.

- Dziękuję panie Stefanie – nieco łamiącym się głosem odpowiedziała Julia, w ogóle nie spodziewając się, że słowa mogłyby ją tak głęboko poruszyć. – To dla mnie bardzo ważne, co pan powiedział.

- Nie ma za co. Polubiłem was i bardzo mi zależy, żebyście może wreszcie mieli życie jak z bajki.

- Ja też pana bardzo ceniłam i lubiłam w liceum, mimo, że był pan wymagający i czasem ostry – teraz uśmiech Julii wyglądał już jak uśmiech. – Cieszę się również, że los zetknął nas ponownie i mogłam podzielić się z panem naszą tajemnicą. Nie znam drugiej osoby, dla której historia jest taką pasją, jak dla pana. Klejnot klejnotem, ale pan i ja wiemy, że w tym wszystkim jest coś, co jak dotąd nam umyka. Coś groźnego dla nas, a być może w przyszłości i dla pana, bo pan też już teraz o tym wszystkim wie. To coś, czego jak dotąd nie rozumiemy, może być bardzo ważne, inaczej może grozić nam kolejne niebezpieczeństwo. Mam nadzieję, że zdaje pan sobie z tego sprawę, panie Stefanie?

Julia popatrzyła panu Stefanowi prosto w oczy. Zrozumiała, że wciąga go być może w jakąś grubszą aferę i chcąc nie chcąc, zaczęła się o niego bać bardziej niż o siebie. Szczerze jednak wierzyła, że pan Stefan w swoim naukowym, analitycznym umyśle będzie w stanie pomóc jej i Bolkowi rozwikłać tę zagadkę i tym samym uniknąć niebezpieczeństwa, jakie mogło czyhać na nich wszystkich. Jako pasjonat historii i naukowiec na pewno będzie potrafił skrupulatnie przeanalizować wszystko, o czym mu opowiedziała. Wykorzystując swoje znajomości, wiedzę i możliwości powinien choćby z grubsza nakreślić im dalszą ścieżkę, po której powinni się poruszać.

- Jestem tego świadomy, moja droga, ale nie mógłbym spać, gdybym się odwrócił i nic w tej sprawie nie zrobił. Czuję się teraz za was odpowiedzialny. Tak jak tobie, mi też się wydaje, że mimo nadal czającego się zagrożenia, powinniśmy spróbować dojść do prawdy – zaczął powoli artykułować swoje przemyślenia pan Rybka. – Jeżeli założymy, że usiłowanie zabójstwa Bolka nie było dziełem przypadku, a wszystko na to wskazuje, to musimy przyjąć, że tego artefaktu szuka ktoś jeszcze. Ktoś, kto zna jego wartość, albo wie, jakie on miał lub ma przeznaczenie. Ktoś, kogo stać na wszystko, aby go zdobyć. Najpierw spróbujmy więc oszacować jego wartość, ponieważ złodziej mógł mieć cel jedynie rabunkowy. Poza tym jest jeszcze sprawa obowiązującego prawa. Co w ziemi, należy do naszego państwa.

- Nawet jeśli to my to tam zakopaliśmy? – wyraziła swoją wątpliwość Julia.

Pan Stefan nie odpowiedział, podniósł się z taboretu i podszedł do blatu kuchennego, gdzie tuż koło chlebaka i ładującej się komórki Julii znajdowała się waga kuchenna, której używał od czasu do czasu, gotując dla siebie posiłki z użyciem przepisów „Kuchni polskiej”. Lubił kilka razy w miesiącu upichcić sobie coś ostrzejszego niż rosół z kury, chociaż w jego wieku lepiej opierać swoje menu na delikatnej diecie. Przeniósł niewielką wagę na stół i położył obok koca z oszlifowanym klejnotem. Następnie włączył wagę i położył zieloną, połyskującą bryłę na szalce. Julia podeszła do stołu i oparła się o niego rękami. Spojrzała na wyświetlacz.

- Tysiąc siedemset dwadzieścia trzy gramy – odczytała na głos i niemal wykrzyknęła. – Jezus Maria! Ponad półtora kilograma szmaragdu! To chyba musi być sporo warte, co nie?

- Poczekaj chwilę, Tosiu. – pan Stefan wstał i wyszedł z kuchni. Kiedy po chwili wrócił, trzymał w jednej ręce kalkulator, a w drugiej jakieś grube, nowe wydawnictwo encyklopedyczne z błyszczącymi, twardymi okładkami. Odłożył kalkulator i przerzucił spis treści w przyniesionej książce. Wypowiadając „Sto sześćdziesiąt dwa” wertował kartki, aż otworzył na stronie, na której widniało kilka zdjęć oszlifowanych zielonych kamieni. Położył książkę przed nimi na pustym kocyku.

- W zeszłym roku kupiłem tę encyklopedię na Lecie Agatowym we Lwówku. Więc dane na pewno są w miarę aktualne. Poczekaj no…Gęstość szmaragdu 2,63 do 2,8 grama na centymetr sześcienny… – zaczął czytać na głos. Pan Rybka wziął kalkulator i zaczął wstukiwać liczby i analizować wyniki. – Przy tej objętości wszystko się zgadza i wskazuje, że to może być prawdziwy szmaragd. Jeżeli tak, to… to… - zaczął się jąkać pan Stefan nadal czytając opisy w encyklopedii, a po chwili wykrzyknął. - Matko Boska! On może być największy na świecie!

- Ile? – Julia próbowała wczytać się w zapisane informacje na temat tego jednego z najcenniejszych kamieni szlachetnych świata, ale ze zmęczenia po nieprzespanej nocy literki jej się rozmywały.

- Co ile? – zapytał pan Stefan, pogrążony w myślach o zupełnie czymś innym, niż wartość kamienia.

- No, ile on może być warty? – Julia miała ochotę jak najszybciej chwycić pana Stefana w ramiona i wytrząsnąć z niego tę informację.

- Spokojnie! Już czytam, Tosiu. Na świecie… ceny szmaragdów… od około 500 do 7500 dolarów za karat… zależnie od wielkości, koloru, czystości i szlifu… bywają jeszcze droższe… w Polsce… oszlifowane… o tutaj, tutaj są ceny polskie – pan Stefan pokazał palcem na prawą dolną część strony. – Od czterech do sześciu tysięcy złotych za karat.

- No dobra, a ile to to ma karatów? – Julia nie znała się zbytnio na jednostkach jubilerskich.

- Jeżeli jeden karat jubilerski ma dwie dziesiąte grama, to.. – pan Stefan znów stukał dość sprawnie na kalkulatorze. – Ten egzemplarz ma dokładnie 8615 karatów… i to razy trzy tysiące złotych daje… hmm… chyba się pomyliłem. Jeszcze raz. Osiem tysięcy sześćset piętnaście… razy trzy tysiące równa się… nie, nie chce być inaczej. Dwadzieścia pięć milionów osiemset czterdzieści pięć tysięcy złotych. No, co się tak patrzysz. Tyle wychodzi, Juleńko. I to jest minimalna wartość. A może być kilka razy większa…

- Przecież takiego klejnotu nie da się sprzedać ot tak sobie, choćby w lombardzie czy u jubilera, prawda, panie Stefanie? – właściwie stwierdziła, a nie zapytała Julia.

- Można go pociąć na maleńkie kawałki, a wtedy ich wartość będzie kilka albo nawet kilkunastokrotnie większa. Dla takich pieniędzy, Tosiu, niejeden byłby skłonny popełnić każdą, nawet najgorszą zbrodnię… Jeżeli ten ktoś się dowie, że jesteśmy w posiadaniu tego szmaragdu, to mamy krótko mówiąc… przechlapane. Że się tak wyrażę po młodzieżowemu.

Zapadła cisza. Julia miała szeroko otwarte oczy i usta. Poruszała wargami, na okrągło powtarzając słowa: dwadzieścia pięć milionów, dwadzieścia pięć milionów... Oboje próbowali sobie na pewno uzmysłowić, ile cyfr ma ta kwota i do czego można ją przyrównać. Wyglądali jakby nie potrafili sobie tego wyobrazić.

- Panie Stefanie? – wyszeptała wreszcie Julia słabym głosem.

- Co, Tosiu? – również szeptem odpowiedział pan Rybka, jakby wymieniali między sobą jakąś ogromną tajemnicę wagi państwowej, a w ścianach były podsłuchy.

- Naleje mi pan czegoś mocniejszego? Inaczej zaraz znów mogę odpłynąć…

- Wiesz co, moja droga? – stwierdził pan Stefan już normalnym głosem, kiedy wstał i właśnie nalewał do małego kieliszeczka likieru wiśniowego dla Julii. Potem sięgnął po drugi kieliszek. – Ja to się teraz wcale nie dziwię, że ktoś się uparł, żeby zdobyć ten drogocenny klejnot. I to nawet za cenę życia ludzkiego. Sobie też pozwolę na mały łyczek, bo widziałaś, że mam podobne skłonności do omdleń pod wpływem silnych emocji…

- Ale panie profesorze, to nadal nie daje nam odpowiedzi na pytanie, co taki drogi, schowany w pojemniku kamień mógł robić pośród jakichś niemieckich wojskowych skrzyń? – stwierdziła Julia popijając z podanego jej kieliszka. – Czyżby Rosjanie przypadkiem odkryli i wywozili zrabowane przez hitlerowców skarby?

- Tego pewnie się teraz nie dowiemy, ale coś mi mówi, że to nie o wartość jubilerską tego szmaragdu Niemcom chodziło. To, co mi opowiadałaś, te podejrzane tunele z wodą blisko jednostki… Jakieś to wszystko takie dziwne i tajemnicze. A może Niemcy robili tam jakieś eksperymenty? Hmmm… - pan Stefan odłożył puste kieliszki do zlewozmywaka i stał teraz zamyślony patrząc przez okno w kierunku pomnika Kutuzowa. Pomnik błyszczał w słońcu, sprawiając wrażenie, jakby jego powierzchnia pokryta była lusterkami albo wypolerowanym złotem. Zwrócił się do pomnika z pytaniem:

- A może ty nam podpowiesz rozwiązanie tej zagadki, drogi panie Marszałku? Wiem! – nagle wykrzyknął pasjonat bolesławieckiej historii. – Zaczniemy od tego, że pojedziemy do Wrocławia.

- A co, myśli pan, że tam znajdziemy jakieś stare poniemieckie, czy poradzieckie archiwa albo dokumenty? – spytała zaciekawiona Julia.

- Być może. Ale najpierw zadzwonię do kolegi ze studiów, który kiedyś pracował na Politechnice. Mają tam taki wydział, nie pamiętam już nazwy, bo ją jakiś czas temu zmieniono. Coś z optyką w każdym razie. Umówi nas z naukowcami, a oni będą na pewno wiedzieli, do czego mógł służyć tak idealnie oszlifowany szmaragd w kształcie sześcianu – pan Stefan wyszedł do korytarza i przyniósł swój telefon. Wręczył go Julii. – Zapisz mi swój numer telefonu. Zadzwonię do ciebie, kiedy umówię spotkanie.

- Dobrze – potwierdziła Julia zapisując swój numer w pamięci telefonu pana Rybki. – Będę musiała poprosić córkę, żeby mi pożyczyła samochód. Jakoś dam radę pojechać, chociaż Wrocław to takie duże miasto.

- Możemy jechać pociągiem, jakby co – zapewnił pan Stefan. Nagle jego mina zmieniła się. – Tosia? A co zrobimy z tym kamieniem? – pokazał palcem na zielony szmaragd nadal spoczywający na szalce wagi kuchennej.

- Jak to co? Zawijamy w kocyk, do walizki i z powrotem do szafy – odpowiedziała Julia.

- No, nie wiem, Tosiu… A jak się ten bandyta zorientuje, że jest schowany u mnie? Przecież dla niego to żaden problem, żeby się tu włamać. Nie, żebym się aż tak bał drania, ale nie lepiej gdzieś go bezpiecznie ukryć? – zaproponował pan Stefan.

- Właśnie… I u mnie też będzie ryzyko – zaczęła się zastanawiać Julia. Pan Rybka i u niej zasiał ziarno niepokoju i niepewności. – Nie mieszkam przecież sama. Przemyślę to jeszcze w takim razie, panie Stefanie. Może zakopiemy z powrotem? A może jakaś skrytka w banku? Ciekawe, czy mają tam jakieś sejfy jak w amerykańskich filmach?

***

Julia wysiadła z autobusu na drugim przystanku przed domem. Musiała jeszcze wejść do sklepu po parę rzeczy ze spożywki. Z panem Stefanem na razie postanowili, że szafa w jego sypialni musi wystarczyć za skrytkę dla klejnotu. Kiedy wchodziła do sklepu samoobsługowego na ulicy Staszica cały czas miała głowę zajętą sprawą znalezienia miejsca na ukrycie kamienia o takiej ogromnej wartości.

Julia była głodna, niewyspana i przemęczona myśleniem. Kiedy dotrze do domu weźmie prysznic, coś zje na ciepło i spróbuje pospać chociaż godzinkę, a może dwie. Stan Bolka wydawał się stabilny, kiedy wychodziła ze szpitala i szła do pana Rybki na piechotę, próbując zażyć trochę świeżego powietrza. Jednak ruch uliczny nie pozwolił jej wtedy na zbyt relaksujący spacer.

Chodziła między sklepowymi półkami oglądając szklane słoiki z daniami gotowymi oraz zielone butelki z piwem i w pewnym momencie przyszedł jej do głowy pewien szalony pomysł. Kiedy zapłaciła za zakupy i wyszła ze sklepu, usiadła na pobliskiej ławce na niewielkim placu zabaw, sięgnęła do plecaka i wyjęła telefon. Chwilę szukała właściwego, obecnego nazwiska swojej dawnej przyjaciółki z liceum, z którą nie tak dawno spotkała się na mieście i obiecywały sobie solennie ze trzydzieści razy, że muszą spotkać się na pogaduszki o starych czasach. Mika odebrała telefon po pierwszym sygnale. Może już wróciła z pracy do domu. Nadal zajmowała mieszkanie na Bielskiej, które zostawili jej rodzice, bo sami wybudowali się w Bożejowicach.

- Hej, Mika. Mówi Julia. No, dobrze pamiętasz. Polańska… Tak… Nie, nie rozwiodłam się, bo nie wyszłam za mąż… No jasne, że pamiętam… Taaa… Ja też to często wspominam… Wiesz, co? Poczekaj, Mika. Daj mi powiedzieć… No… Posłuchaj. Nasza koleżanka z klasy Monika… Wiesz, która… No właśnie ta… Ona mówiła, że obecnie pracujesz w hucie szkła w Tomaszowie… Tak, mówiła że pracowałaś kiedyś w ampułkach… Yhm... Jasne… No, nie mów... Wszystko sobie opowiemy, ale muszę się z tobą spotkać. Mam jedną sprawę… Dość poważną… No, poważnie mówię… Można by rzec sprawa życia i śmierci… Tak… Jeszcze dzisiaj? Zrobisz kolację? To świetnie… Dobra, o siódmej u ciebie na Bielskiej. Na razie. Pa!

Ktoś w słuchawce chyba się mocno ucieszył i rzucił na koniec jakimś żartem, bo Julia się roześmiała na głos.

– Jak mnie poznasz, pytasz? Jak zawsze, po długiej, rudej czuprynie – Julia pożegnała się i nacisnęła czerwoną słuchawkę, a resztę powiedziała już wyłącznie sama do siebie. – Ale gaduła z tej Miki, jak zawsze. Pewne osoby nigdy się nie zmieniają.


Co ta Julia knuje? W jakiej roli odnajdzie się wuj Waldek? Oraz czy Mika okaże się pomocna? Szwarccharakter już z pewnością knuje. Jak wielkie niebezpieczeństwo grozi naszym bohaterom? Czekamy na Wasze pomysły i opinie!

Cieszymy się, że jesteście z nami! Kolejny odcinek już w środę w godzinach popołudniowych!


Tajemnica szmaragdu - odcinek 33

~Brudna Smagliczka niezalogowany
30 grudnia 2020r. o 8:39
Drogi Głogu, Floksie i Przebiśniegu, dziękuję Ci za wpisy, wsparcie i podpowiedzi. Świetne są Twoje przemyślenia. Widać, że śledzisz treść od początku. Quiz na podstawie treści powieści zaliczył(a)byś z rezultatem 100/100.
Czytasz z uwagą nie tylko tę historię, ale mam wrażenie, że posiadasz jakby zdolność telepatii.
PS.
Pani Redaktor objedzie Cię za nocne wpisy i to jeszcze przed publikacją...
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~Rdzawobrązowa Kostrzewa niezalogowany
30 grudnia 2020r. o 13:34
Pani Redaktor miałaby mnie .... Nie, to Twoja działka. To Ty sprowokowałeś mój wpis i ponosisz pełną odpowiedzialność :-)
Pozdrawiam A
P.S Pozwolę sobie również na tę jedną literę. To takie trochę "bondowskie" i nawet chyba pasuje do tematu naszych konwersacji.
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
Daj nam Cynk - zgarnij nagrodę!

Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!

Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].

Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).

REKLAMA Nowe domy!