#Jurko61 nieaktywny
7 kwietnia 2021r. o 9:48
Być może należało poczekać z zakończeniem strajku w nadziei, że przerodzi się w strajk generalny. Nie podjęliśmy tego ryzyka w Gdańsku. Myślę, że na pytanie, czy to było słuszne czy nie, nigdy nie uzyskamy odpowiedzi. Było to zawieszenie broni i przerwanie walki z komunistami. Co najważniejsze, wywalczyliśmy zgodę na działalność niezależnych wolnych związków zawodowych w totalitarnym systemie, która w zasadzie ten totalitaryzm podkopywała
— mówi współtwórca Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża i NSZZ „Solidarność” Andrzej Gwiazda w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Mija 36 rocznica podpisania porozumień szczecińskich. Jak Pan wspomina tamte wydarzenie?
Andrzej Gwiazda: Jeżeli porównamy teksty porozumień, to okazuje się, że w Szczecinie była kapitulacja, a w Gdańsku udało się nam uzyskać bardzo duże ustępstwa ze strony komunistów. Do dzisiaj nie wiem, czy postąpiliśmy właściwie.
Dlaczego?
Być może należało poczekać z zakończeniem strajku w nadziei, że przerodzi się w strajk generalny. Nie podjęliśmy tego ryzyka w Gdańsku. Myślę, że na pytanie, czy to było słuszne czy nie, nigdy nie uzyskamy odpowiedzi. Było to zawieszenie broni i przerwanie walki z komunistami. Co najważniejsze, wywalczyliśmy zgodę na działalność niezależnych wolnych związków zawodowych w totalitarnym systemie, która w zasadzie ten totalitaryzm podkopywała. W wyniku tego porozumienia otrzymaliśmy narzędzia do walki o polskie interesy.
To był historyczny wyłom w systemie komunistycznym.
Tak i o ten punkt toczył się do końca główny bój w czasie tych dwu tygodniowych przepychanek z komisją rządową.
Po 1989 r. „Solidarność” nie odgrywała już tak istotnej roli.
Ponieważ „Solidarność” została zdradzona. Zawarto porozumienie z przeciwnikiem na zasadach bezwarunkowej kapitulacji i związek nie mógł być silny, dlatego, że przestał być związkiem zawodowym, bo organizacja, która sprzeciwia się strajkom, która przez pierwsze trzy lata po 1989 r. tłumiła wszystkie strajki.
Mówi Pan o „Solidarności”?
Tak. Sprawdziłem to, przez pierwsze trzy lata centrala drugiej „Solidarności” sprzeciwiła się organizacji wszystkich strajków, które chcieli organizować robotnicy. Nie można stawiać znaku równości między tymi dwoma organizacjami, między „Solidarnością” z początku lat osiemdziesiątych z organizacją po 1989 r. Pierwsza „Solidarność” nie była mgławicą, była bardzo konkretną i od początku opierającą się na własnych prawach organizacją. Statut przewidywał procedurę zmiany tego dokumentu. Aby organizacja zachowała prawną ciągłość, zmiany w statucie należało przeprowadzić zgodnie z tym dokumentem. Ten zapis został złamany, władze „Solidarności” nie zostały zwołane ani razu, w ich miejsce zostały powołane władze innej organizacji, która postawiła sobie jako cel ochronę rządu, na czele którego stał premier Mazowiecki. Był nazywany katolickim premierem, podczas gdy był to człowiek, którego kardynał Wyszyński nigdy nie przyjął na rozmowie, mimo że Mazowiecki godzinami wysiadywał w korytarzu przed jego kancelarią w Pałacu Prymasowskim na Miodowej. Mazowiecki poparł aresztowanie Prymasa Wyszyńskiego i zajął haniebne stanowisko w procesie biskupa Kaczmarka został uznany za katolickiego premiera. Z nieoficjalnych źródeł wiem, że Mazowiecki był zaufanym człowiekiem KC PZPR do spraw kleru, decydował, który z księży może dostać paszport. Poza statutem i uchwałami zjazdu decydującymi zasadami „Solidarności” było 21 żądań strajkowych. Pierwszy z postulatów brzmiał: „Żądamy zgody na powołanie niezależnych od partii i administracji fabrycznej wolnych związków zawodowych”. W 1989 r. i w kolejnych latach związek zawodowy utworzył rząd, czym maksymalnie uzależnił się od rządu.
Do nowego związku bardzo wielu członków „Solidarności” nie zapisało się, ponieważ widzieli zdradę i wiedzieli, że to jest zupełnie inna organizacja. Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do mojej interpretacji, że to była zupełnie inna organizacja, przytoczę na dowód słowa Wałęsy z tzw. debaty z Miodowiczem, który wtedy powiedział: „Nowa Solidarność będzie zupełnie inna niż ta w 1981 r. Do nowej Solidarności wejdą zupełnie nowi ludzie, którzy zgodzą się pracować za miskę zupy”. Była to jednoznaczna deklaracja, że będzie zupełnie nowy związek i nie będzie w nim demokratycznych wyborów. Ludzie słuchali tych słów przed telewizorem i cieszyli się, że Wałęsa wypadł lepiej od Miodowicza, nie zwrócili jednak uwagi na to, co powiedział. Debata z Miodowiczem była ustawką po to, żeby Wałęsa mógł publicznie powiedzieć, że „Solidarność” nie zostanie przywrócona, ale w jej miejsce powstanie nowa organizacja z nowymi celami, nowymi ludźmi i nowym sposobem działania.
Wałęsa starszy, że zorganizuje ludzi i będzie walczył z rządem. Co Pan sądzi o tych słowach?
Słowa zdrajcy i tajnego współpracownika SB mogę skomentować w jeden sposób: Powiedział, co mu kazali;);)
Czytałem ten artykuł wiele razy
Gdzie jest prawda ???
Jedni zaprzeczają , inni oskarżają .
Byli blisko siebie , kto bardziej wiarygodny???[img=1617781728_9s4hlya.jpg]