~~Niebieskozielona Lepnica napisał(a): Kiedyś napierdo...i jeździli furmankami a trzeźwy koń dowoził ich do 'mety' - dzisiaj koni i furmanek już nie ma.
Kilkadziesiąt lat temu częstym zjawiskiem było to, że pijany ledwie stojący na nogach, furman podchodził do konia i coś mówił do jemu ucha . Sam kładł się na furmance a koń ruszał do przodu, idąc do miejsca zamieszkania swojego pana, bez obawy, że pomyli drogę. Komiczna sytuacja była gdy na drodze konia i ciągnionej przez niego furmanki stawał milicjant. Nie mógł się dogadać ani z koniem ani z jego, wybudzonym ze snu właścicielem. Gdy chciał przeprowadzić rozmowę z furmanem to koń ruszał do przodu. Chcąc zatrzymać odchodzącego konia szedł w jego kierunku, pozostawiając furmana samego, który momentalnie chwiejnym krokiem zaczął oddalać się przeciwnym kierunku. Po kilku takich przebieżkach milicjant odpuszczał koniowi i jego furmanowi. Mogli oni spokojnie wrócić do domu. Były to czasy kiedy w samochodach milicyjnych nie było jeszcze radiotelefonów a ruch samochodowy był minimalny. Na drogach widziano głównie furmanki .