~ niezalogowany
10 czerwca 2013r. o 18:26
Skocz do komentarzy
"Gazeta Wyborcza" zna pierwszy pełny wykaz nieruchomości, które w ciągu 19 lat państwo oddało Kościołowi katolickiemu na mocy decyzji działającej przy MSWiA Komisji Majątkowej. Kościół przejął 490 nieruchomości, w tym 19 szpitali, osiem domów dziecka, 26 szkół, dziewięć przedszkoli, trzy muzea, dwa teatry, dwie biblioteki, budynki archiwum, prokuratury, sądu, izby skarbowej, operetki, dworzec PKS i nawet browar.
Wartość nieruchomości zwróconych i przekazanych w zamian to 24,1?mld zł. Rekompensaty i odszkodowania w gotówce wyniosły dodatkowo 107,5 mln zł.
Zamiast zwrotu nieruchomości wcześniej sprzedanych bądź zabudowanych przyznawano często Kościołowi ziemię. W ciągu lat pracy Komisji otrzymał on grunty rolne lub budowlane o powierzchni ponad 60 tys. ha. To więcej niż zajmuje dziś Warszawa.
Przykład: prowadzone przez zakon albertynek Towarzystwo Pomocy dla Bezdomnych św. Brata Alberta w Krakowie dostało za utracone 69 ha nieruchomości aż 157 ha ziemi w Świerklańcu na Śląsku.
Strona kościelna oszacowała wartość utraconego przez albertynki po wojnie gospodarstwa rolnego według obecnych wielokrotnie wyższych cen rynkowych. Bo nie jest to już gospodarstwo podmiejskie, lecz nieruchomości w granicach administracyjnych miasta, gdzie ceny należą do najwyższych w Polsce.
Ponadto wartość ziemi w Świerklańcu zaniżono. Strona kościelna przedstawiła wycenę po 2,10 zł za 1 m kw., choć sąsiednie działki gmina sprzedawała po 20-30 zł za metr. Dzięki tak niskiej wycenie albertynki dostały znacznie większy obszar od utraconego.
Taką bowiem zasadą rządziła się do niedawna Komisja Majątkowa - nieruchomości oddawane jako rekompensaty wyceniała wyłącznie strona kościelna. Nikt tych wycen nie weryfikował.
- To pierwszy spis pokazujący, jak ogromny majątek przekazano Kościołowi - mówi świętokrzyski poseł Sławomir Kopyciński (SLD), który dwa lata zabiegał o ujawnienie pełnej informacji o działaniu Komisji. - Ale wciąż tajemnicą pozostaje rzecz najbardziej kontrowersyjna - wyceny przygotowane przez stronę kościelną. To, że Komisja wciąż nie ujawnia wartości poszczególnych nieruchomości, oznacza, że albo były drastycznie zaniżane, albo że w wielu przypadkach takich wycen nie ma - podkreśla.
Zdaniem Kopycińskiego o zaniżaniu wartości oddanego Kościołowi majątku najlepiej świadczą ceny, za jakie sprzedawał ziemię przejętą od państwa czy samorządu. - Jeden przykład z waszej "Gazety": nieruchomości w Piasecznie, według Komisji warte 40 mln zł, sprzedał za 115 mln. Zgadzam się, że należy oddać zagrabione bezprawnie dobra, ale Kościół nie powinien na majątku narodowym robić interesu - mówi poseł.
Replikuje dr Krzysztof Wąsowski, współprzewodniczący Komisji Majątkowej ze strony kościelnej: - Nie zgadzam się, że Kościół odzyskał jakiś niebywały majątek. To najprawdopodobniej jedna trzecia tego, co do niego należało przed wojną. Uzgodnienia z 2001 r., by skończyć z zamianą hektar za hektar, a kierować się zasadą ekwiwalentności, były trafne. Bo co z tego, że kiedyś grunt Kościoła był rolny, a teraz jest w granicach miasta, więc jest znacznie cenniejszy. Gdyby wciąż należał do Kościoła, byłby tak samo cenny.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Ziemia idzie do nieba
„...my Naród Polski – wszyscy obywatele Rzeczypospolitej”* z wyjątkiem kleru.
Komisja Majątkowa zajmująca się rozliczeniami państwo – Kościół to twór będący nieślubnym dzieckiem konającej komuny i młodziutkiej „Solidarności”. Poród nastąpił 17 maja 1989 r. Ale nie da się popatrzeć na poczynania Komisji Majątkowej bez małej wycieczki w przeszłość.
Zaraz po zakończeniu II wojny światowej ustalono nowe granice w Europie. Polska utraciła ziemie na wschodzie, a
zyskała na północy i zachodzie zwane Ziemiami Odzyskanymi. Uregulować należało kwestię własności nieruchomości na tych terenach. Przeszły one na własność państwa polskiego. I nie miało znaczenia, czyje były do tej pory. Nie mogło być zatem mowy o tym, by Kościół polski żądał czegoś dla siebie w użytkowanie powołując się na fakt, że w tym miejscu funkcjonował na przykład niemiecki kościół katolicki. Owszem, polscy księża działali na tych terenach, obejmowali kościoły, organizowali parafie i prowadzili działalność duszpasterską w obiektach sakralnych, ale było to wyłącznie wynikiem dobrej woli państwa polskiego, a nie z mocy prawa. Zresztą katolicka hierarchia świetnie sobie radziła, metodą faktów dokonanych przejmując obiekty sakralne, które nigdy do tego wyznania nie należały. Mowa oczywiście o zborach protestanckich. Szacuje się, że w pierwszych latach po wojnie Kościół katolicki przejął prawem kaduka około 2000 obiektów należących do kościołów protestanckich. Jeszcze raz, żeby nie umknęło: na Ziemiach Odzyskanych Kościół nie miał żadnego prawa do żadnej nieruchomości.
Trzeba pamiętać, że w roku 1950 na ziemiach, które przed wojną należały do II RP, komunistyczne państwo znacjonalizowało kościelne majątki tworząc w zamian Fundusz Kościelny (tzw. martwej ręki), z którego obiecano płacić coś w rodzaju ekwiwalentu za odebrane dobra. Wiele majątków kościelnych przejęto z naruszeniem obowiązującego wówczas prawa.
Po odejściu w niebyt stalinizmu państwo systematycznie poprawiało stosunki z hierarchią kościelną, ba, zaczęło zabiegać o jej życzliwość. Używało do tego jedynego skutecz-nego i zrozumiałego dla kościelnej struktury argumentu, czyli kasy.
W latach 1951–1973 na drodze ustawowej oraz uchwał Rady Ministrów Kościół kat. uzyskał własność obiektów sakralnych pozostających do tej pory w jego użytkowaniu. Oznacza
to, że stał się właścicielem, nawet jeśli wszedł w posiadanie z naruszeniem norm prawa. Kościelne osoby prawne nabyły ponad 4500 kościołów i kaplic, ok. 1500 budynków i ok. 900 ha ziemi. Wartość otrzymanych nieruchomości była ogromna, wielokrotnie przekraczająca wartość znacjonalizowanych w 1950 r. dóbr kościelnych. I ten stan trwał do roku 1989, kiedy to pojawił się akt prawny powołujący potworka prawnego, czyli Komisję Majątkową.
Ustawa z 17 maja 1989 r. opracowana przez rząd Rakowskiego o stosunku państwa do Kościoła katolickiego wprowadziła po raz pierwszy reprywatyzację. Dóbr kościelnych oczywiście. Postanowiono przywrócić Kościołowi własność nieruchomości, które odebrano z naruszeniem prawa. Przy okazji stworzono coś, co przeczy podstawowym zasadom cywilizowanego prawa. Kościół zażądał wszystkiego. Tego, co mu odebrano z naruszeniem prawa, ale i tego, co wydawało mu się, że powinno być jego. I wygrywał.
Wprowadzono w tej ustawie szczególny tryb postępowania. Nie administracyjny, z możliwością kontroli przez Naczelny Sąd Administracyjny czy przez sądy powszechne, lecz szczególny zwany postępowaniem regulacyjnym. Jest to postępowanie, w którym na zasadzie parytetowej spotykają się dwie strony, czyli państwo i Kościół. I teoretycznie te dwie strony na zasadzie postępowania polubownego lub arbitrażowego ustalają zasady zwrotu lub rekompensaty za odebrane z naruszeniem prawa nieruchomości. Praktycznie zaś Kościół żądał, a strona rządowa pokornie przyklepywała jego zachcianki. Nie patrzono oczywiście ani na interes społeczny, ani na interesy dotychczasowych wieloletnich użytkowników, którzy w dobrej wierze zasiedlali otrzymane od państwa nieruchomości. Ile było przy tym tragedii i zwykłego gangsterstwa, trudno zliczyć. Tygodnik „NIE” pisał o tym od samego początku, kiedy cała polska prasa robiła w majty na sam dźwięk słowa Kościół. Artykułów na ten temat było w naszym tygodniku setki.
Mnóstwo żądań Kościoła dotyczyło zwrotu nieruchomości właśnie na Ziemiach Odzyskanych, często powołując się na fakty własności sprzed setek lat. I państwo uznawało te wzięte z czapki i niezgodne z prawem żądania.
Następnym draństwem i prawnym absurdem zawartym w ustawie było postanowienie, że od ustaleń komisji regulacyjnej, czyli majątkowej, nie można się odwołać.
Jest to naruszenie konstytucyjnego prawa do skutecznego środka odwoławczego.
Jest to naruszenie konstytucyjnego prawa do skutecznego środka odwoławczego.
Niemożność odwoływania się może funkcjonować w chamskiej dyktaturze, a nie w państwie prawa, które podobno wtedy obiecywano budować. Nikt przez te wszystkie lata nie zmienił tego zapisu sprzecznego z konstytucją z 1997 r. Choć próby były, za rządów, przepraszam za wyrażenie, lewicy, ale zawsze koniunkturalne podejście i strach przed hierarchią katolicką brały górę i nigdy nic z tego nie wyszło. Obrażający poczucie sprawiedliwości i podstawowe normy prawne akt prawny funkcjonuje bez przeszkód.
Postanowienia Komisji Majątkowej łamią również jedną z podstawowych norm prawa, że nikt nie może być sądzony dwa razy za to samo: ne bis in idem. Nikt ze składu komisji nie widzi niczego nagannego w tym, że komisja zmienia arbitralnie swoją decyzję sprzed kilku lat opatrzoną pieczęcią, że jest prawomocna i podlega wykonaniu. W żadnym normalnym kraju taka rzecz nie miałaby prawa się zdarzyć.
Komisja Majątkowa działa tajnie. Wydaje decyzje bez powiadomienia stron, których to dotyczy. Nie sposób dowiedzieć się o tak podstawowe dane, jak choćby pełną nazwę tego ciała. Wiem coś o tym, bo w redakcji próbowaliśmy to ustalić. W MSWiA, mimo dobrych chęci, nie udzielono nam odpowiedzi, nie potrafiono nawet powiedzieć, jak się z komisją można skontaktować. Nie wspominam, że nie słyszałem o jakiejkolwiek kontroli działania komisji.
Nie ma więc silnych na Komisję Majątkową? Jest pewna nadzieja. 21 września 2002 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka rozpatrywał skargę Związku Nauczycielstwa Polskiego przeciw Polsce w sprawie odebrania im nieruchomości należącej w roku 1950 do zakonnic w Przemyślu. ZNP chciał odszkodowania za nakłady poniesione na utrzymanie i remonty tej nieruchomości. Niestety, zgodnie z prawem nie miał jak się odwołać. Sprawa skończyła się właśnie w Strasburgu. Trybunał wydał wyrok korzystny dla ZNP, ale najważniejsze w tym wyroku jest to, że Trybunał zakwestionował zasady, na postawie których działa Komisja Majątkowa. Chodzi o ostateczność orzeczeń i praktycznie brak możliwości odwołania się od jej decyzji do sądu. Według Trybunału naruszone zostały prawo dostępu do sądu i możliwość zastosowania skutecznych środków prawnych, co oznacza rażące złamanie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Otwiera to drogę do Strasburga dla wszystkich, którzy zostali poszkodowani przez Komisję Majątkową. Można przewidzieć, jakie wyroki będą tam zapadać. Komisja Majątkowa jako niekonstytucyjna struktura powinna być zlikwidowana albo trzeba tak znowelizować ustawę, by odpowiadała normom prawa krajów cywilizowanych.
* Preambuła Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z 2 kwietnia 1997 r.
Art. 77 pkt 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej Ustawa nie może nikomu zamykać drogi sądowej dochodzenia naruszonych wolności lub praw.
Kilka przykładów działań Komisji Majątkowej
1. Kwiecień 2004 – franciszkanie przejęli w Lwówku Śląskim budynek, w którym mieścił się Zespół Szkół Zawodowych. 900 uczniów i 40 nauczycieli wyrzucono. Mnisi argumentowali, że mieścił się tam klasztor franciszkański. Tylko że został skonfiskowany przez władze Prus w roku 1810, a ustawa przewiduje zwrot nieruchomości odebranych z naruszeniem prawa przez władze PRL, czyli w latach 1945–1989.
2. Od początku lat 90. zakon oblatów zabiega o zwrot wszystkich nieruchomości na Świętym Krzyżu. Odebrał je im car po powstaniu styczniowym w 1864 r.
3. Komisja Majątkowa przyznała w Krakowie zakonowi cystersów 7 działek o łącznej wartości 24 mln zł. To nie zadowoliło braciszków i żądają 90 mln zadośćuczynienia. Problem polega na tym, że w tej sprawie zakonnicy zawarli ostateczną ugodę z miastem w latach 90. Teraz zmienili zdanie.
Kościół dzięki ofiarnej działalności Komisji Majątkowej ma co najmniej 162 tys. ha ziemi. Więcej niż przed wojną.