~antybanderowiec niezalogowany
26 lutego 2014r. o 21:50
GRECKO - KATOLICKI ARCYBISKUP WZYWA
DO NAŚLADOWANIA STEPANA BANDERY
Do brania przykładu ze Stepana Badery wezwał rodaków greckokatolicki arcybiskup lwowski Igor Woźniak 1 stycznia we Lwowie podczas obchodów 102. rocznicy urodzin jednego z przywódców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów.
Duchowieństwo Ukraińskiego Kościoła Grecko - katolickiego aktywnie uczestniczyło w akcjach jubileuszowych zorganizowanych przez Ogólnoukraińskie Zjednoczenie Swoboda (Wolność).
Po nabożeństwie żałobnym przy pomniku Bandery abp Igor Woźniak zabrał głos na wiecu, w którym uczestniczyło półtora tysiąca osób, w tym władze miasta Lwowa i obwodu lwowskiego. Hierarcha wyraził swoje poparcie dla nadania Banderze tytułu bohatera Ukrainy przez byłego prezydenta Wiktora Juszczenkę. Przypomniał, że Stepan Bandera był synem kapłana grecko - katolickiego, który walczył o lepszy los swego narodu i został zamordowany przez KGB.
Abp Woźniak ostro krytykował działalność obecnych najwyższych władz państwowych, narzekał na korupcję oraz wezwał, by „troszczyć się o swój naród, poświęcić swoje życie dla niego tak, jak to uczynił Stepan Bandera”.
Wyraził również wdzięczność milicji, która „dniem i nocą stoi przy pomniku i pilnuje go” przed ewentualnym znieważeniem oraz podziękował za zorganizowanie obchodów rocznicy.
Iryna Farion, radna lwowskiej rady obwodowej z ramienia Swobody oskarżyła Polskę, że w ciągu kilku wieków „znęcała się nad narodem ukraińskim”, przez co wywołała i wzmacniała ukraiński ruch nacjonalistyczny aż po dzień dzisiejszy.
„Bandera jest. Bandera będzie w przyszłości. Niech się boją wrogowie, niech drżą okupanci!” – wzywał Oleh Pankiewicz, przewodniczący lwowskiej rady obwodowej, a w przeszłości główny organizator antypolskich pikiet Swobody przed konsulatem generalnym RP we Lwowie i akcji protestów w rocznice zagłady polskiej wsi Huta Pieniacka k. Brodów.
1-2 stycznia z okazji 102. rocznicy urodzin Stepana Bandery, Swoboda zorganizowała w Kijowie oraz innych miastach przemarsze z pochodniami i wiece. W trzech obwodach zachodnich – lwowskim, iwanofrankowskim i tarnopolskim, gdzie podczas niedawnych wyborów samorządowych zwyciężyła Swoboda – rocznicę tę obchodzono oficjalnie. Oleh Tiahnybok, lider Swobody uczestniczył w uroczystościach w rodzinnej wsi Stepana Bandery – Starym Uhrynowie k. Iwano-Frankowska(Stanisławowa), gdzie po mszy św. sprawowanej przez duchowieństwo grecko - katolickie odbył się wiec.
Arcybiskup Ilhor Woźniak w 2007 roku odsłaniając uroczyście pomnik Stepana Bandery w Kijowie powiedział m.in.:
“Gratuluję wszystkim w dniu odsłonięcia pomnika naszego rodaka, prawdziwego ukraińskiego patrioty, człowieka nieustraszonego, oddanego bojownika o wolność naszego narodu, człowieka o legendarnym nazwisku – Stepana Bandery.
Dla wielu mądrych ludzi i dla naszego Kościoła, człowiek ten jest bardzo drogi, ponieważ pochodził z kapłańskiej grecko-katolickiej rodziny i był wychowany w duchu miłości Boga i bliźniego, a widząc niesprawiedliwość, oddał swoje życie, aby przyszłe pokolenia żyły w wolnej Ukrainie.
Jako przywódca OUN został aresztowany i wtrącony do więzienia przez Niemców w Berlinie. Warto przypomnieć, że we wrześniu 1942 roku w obozie koncentracyjnym Auschwitz, Gestapo rękami polskich żołnierzy zamordowało dwóch braci Stepana Bandery – Oleksego i Bazylego.
Jesteśmy wdzięczni armii OUN-UPA, która wykazywała się patriotyzmem, odwagą i żarliwą miłością do swojego kraju.
Niech pamięć o nich i ich odwaga zawsze żyje w sercach naszych ludzi.
Jesteśmy dumni, że ci bojownicy broniąc swego domu, swojej ziemi, która była pod ich stopami, nie walczyli na obcej ziemi jako najeźdźcy.
Dobrze się stało, że nasz rząd, nasza prawdziwa władza wzniosła pomnik naszych bohaterów, którzy naprawdę kochali swój lud i bronili swojej ziemi.
Niech odsłonięcie tego pomnika naszego wielkiego patrioty Stepana Bandery inspiruje każdego myślącego jak kochać ludzi, chronić ich praw, uczynić go szczęśliwym we własnym kraju.
Na koniec pragnę podziękować wszystkim, którzy wyszli z pomysłem budowy tego pomnika, którzy zaprojektowali go, stworzyli, lub też pomogli finansowo.
Niech Bóg błogosławi i wynagrodzi wszystkim, którzy kochają swój naród i pamiętają o swojej historii.
Na sesji Rady Obwodu Lwowskiego rozpatrywano zgłoszony przez nacjonalistyczną faszystowską partię „Swoboda” projekt uchwały, który zakłada ustanowienie dnia ofiar „Polskiego Terroru we wrześniu 1939 roku”. Wiceprzewodniczący „Swobody” Oleh Pankiewicz uzasadnił ten projekt:
„…w najbliższych wrześniowych dniach mijają 74 lata od tragicznych dla Ukraińców wydarzeń, szczególnie mieszkańców obwodu lwowskiego.
Wycofujące się z zachodnio-ukraińskich ziem wojska polskie i policja zniszczyły dziesiątki wsi, zabiły setki pokojowo nastawionych Ukraińców”.
Pankiewicz proponował również, aby w każdą drugą niedzielę września obchodzone było nowe oficjalne święto – Dzień Uhonorowania Poległych z Rąk Polskich Wojsk we wrześniu 1939 roku.
Projekt został poparty przez Blok Julii Tymoszenko na jej osobiste polecenie.
Tak oto na Ukrainie wygląda stan na dzień dzisiejszy , gdzie nie tylko oficjalne czynniki państwowe, nie tylko system edukacji, nie tylko propaganda, ale i przedstawiciele grecko-katolickiego Kościoła drwią sobie z prawdy historycznej rozsiewając kłamstwa o „bohaterze narodowym” Stepanie Banderze.
Czy polscy hierarchowie, duchowni, nie powinni zaangażować się w zmasowaną akcję uświadamiania ukraińskich katolików? Byłoby to znacznie korzystniejsze – dla Polski, Ukrainy, całego Kościoła.
Rzeź Wołyńska, której 71. rocznicę obchodzimy w tym roku to fragment większej całości, jakim było ludobójstwo dokonane na Polakach i obywatelach polskich innych narodowości przez nacjonalistów ukraińskich.
Objęła ono nie tylko Wołyń, ale i Lubelszczyznę i południowe Polesie oraz Małopolskę Wschodnią, obejmującą województwa: stanisławowskie, tarnopolskie i lwowskie.
Ludobójstwa dokonywali członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii.
Wspierali ich w tym tzw. siekiernicy, czyli podburzeni chłopi ukraińscy, uzbrojeni w siekiery, widły i inne narzędzia rolnicze, często poświęcane przez duchownych grecko-katolickich jako narzędzia zbrodni.
Pierwsze mordy miały miejsce już we wrześniu 1939 roku, gdy wojsko polskie wycofywało się do Rumunii przed wkraczającą Armią Czerwoną, a kolejne w lipcu 1941 roku, gdy wkraczała tutaj armia niemiecka. Na ziemiach zabużańskich trwały one do końca 1945 roku, czyli do chwili wypędzenia stamtąd większości Polaków, a na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie aż do 1947 r.
Ostateczny kres położyła im akcja „Wisła", która doprowadziła do ostatecznego rozbicia podziemia ukraińskiego w Polsce. Ofiarami ludobójstwa byli głównie chłopi, często bardzo biedni, ale i księża rzymsko - katoliccy, nauczyciele i leśnicy.
Duchowni grecko - katoliccy po stronie nacjonalistów
U podstaw ludobójstwa leżała ideologia ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego, który narodził się w drugiej połowie XIX wieku w Galicji Wschodniej, czyli na terenach zaboru austriackiego.
Miał on swoje oparcie w przychylności zaborców, którzy w myśl zasady „dziel i rządź" przeciwstawiali go polskim organizacjom niepodległościowym. Wspierany był on także przez silną na tych terenach Cerkiew grecko - katolicką, co powodowało, że jego liderami byli nierzadko tak duchowni, jak i ich synowie (w obrządku wschodnim nie obowiązywał celibat). Najlepszym tego przykładem był szef jednej z frakcji OUN, Stepan Bandera, syn księdza Andrija, kapelana wojsk ukraińskich i działacza nacjonalistycznego.
Dowództwo UPA zamiast podjąć walkę z okupantem zdecydowało, że po zagładzie Żydów przyszedł czas na Polaków. Z zachowanych dyrektyw wynika, że podjęto decyzję nie tylko o zagładzie bezbronnej ludności cywilnej, ale i cywilizacji materialnej. Zarządzano bowiem nie tylko samo mordowanie, ale i burzenie polskich domów, kościołów, cmentarzy i szkół.
Głównym ideologiem tego ruchu stał się urodzony na Zaporożu Dmytro Doncow, który najpierw przetłumaczył na język ukraiński "Mein Kampf" Adolfa Hitlera, a następnie, zafascynowany niemieckim nazizmem, napisał dzieło pt. "Nacjonalizm".
Zawarł w nim tezę, że aby powstała "samostijna", czyli niepodległa Ukraina, trzeba zastosować "twórczą przemoc", tak wobec "cużeńców", czyli obcoplemieńców, jak wobec tych Ukraińców, którzy nie popierają ruchu nacjonalistycznego. Tezę tę w życie wcielił Stepan Bandera, który już w okresie międzywojennym dokonał szeregu aktów terroru, korzystając przy tym ze wsparcia niemieckiego wywiadu.
Równocześnie jego podwładni przeprowadzili szeroką agitację wśród ludności ukraińskiej, często bardzo słabo wykształconej.
Wpajali jej prymitywne, ale chwytliwa hasła:
"Smert Lacham - sława Ukrajinu";
"Lachiw wyriżem, Żydiw wydusym, a Ukrajinu stworyty musym";
"Bude lacka krow po kolina - bude wilna Ukrajina", czyli "Śmierć Polakom - sława Ukrainie",
"Polaków wyrżniemy, Żydów wydusimy - a Ukrainę stworzyć musimy"
"Będzie polska krew po kolana - będzie wolna Ukraina".
Po wybuchu II wojny światowej nacjonaliści ukraińscy, widząc swoją przyszłość we współpracy z Trzecią Rzeszą, licznie zasili szeregi formacji kolaboranckich, wstępując do batalionów Abwehry „Roland" i „Nachtigall" oraz Ukraińskiej Policji Pomocniczej.
Formacja „Nachtigall” 4 lipca 1941 roku wzięła udział w dokonanym mordzie 45 lwowskich uczonych na stoku Góry Kadeckiej - Wzgórz Wuleckich we Lwowie. Zamordowany został wówczas strzałem w tył głowy, tak jak pozostali profesorowie, trzykrotny premier II RP Kazimierz Bartel.
Formacje te w latach 1941 i 1942 wzięły czynny udział w Holokauście, przez co doprowadziły do wymordowania większości Żydów na Kresach RP.
Inni z kolei wstąpili do 14. Dywizji SS oraz do pułków policyjnych SS, które przeprowadziły szereg pacyfikacji polskich wiosek.
W październiku 1942 r. na bazie OUN powstała UPA, do której zdezerterowała wraz z bronią większość ukraińskich policjantów, a w latach następnych także część esesmanów.
Dowództwo UPA zamiast podjąć walkę z okupantem zdecydowało, że po zagładzie Żydów przyszedł czas na Polaków. Z zachowanych dyrektyw wynika, że podjęto decyzję nie tylko o zagładzie bezbronnej ludności cywilnej, ale i cywilizacji materialnej.
Zarządzano bowiem nie tylko samo mordowanie, ale i burzenie polskich domów, kościołów, cmentarzy i szkół.
Na pierwszy ogień wybrano Wołyń. Złożyły się na to trzy powody. Po pierwsze, był to teren rozległy, mocno zalesiony, nad którym Niemcy nie w pełni sprawowali kontrolę, utrzymując swoje garnizony jedynie w miastach i wzdłuż szlaków kolejowych, aby zapewnić sobie dostawy na front wschodni.
Po drugie, Polaków było tutaj bardzo mało. Przed wojną stanowili oni zaledwie 16 proc. ludności. Poza tym zsyłki na Sybir i do Kazachstanu, dokonywane w czasie pierwszej okupacji sowieckiej, mocno ich przetrzebiły. Co więcej, największych strat obaj okupanci dokonali w warstwie przywódczej, czyli wśród oficerów, ziemian i urzędników oraz ich rodzin, Polska konspiracja na tych terenach była bardzo słaba, a zdecydowana większość polskich osad nie miała jakiejkolwiek samoobrony.
Po trzecie, dowództwo UPA, na czele którego stał Roman Szuchewycz (ps Taras Czuprynka), słusznie przewidywało, że ataku na Wołyń nie będzie spodziewać się ani rząd polski w Londynie, ani miejscowa ludność polska, żyjąca na ogół w dużej zgodzie z Ukraińcami. Wołyń miał więc stać się swoistego rodzaju poligonem doświadczalnym przed uderzeniem na Małopolskę Wschodnią, gdzie ludność polska była liczniejsza i mieszkała w bardziej zwartych skupiskach, łatwiejszych do obrony.
Jeżeli chodzi o czas przeprowadzenia zagłady Polaków, to warto zauważyć, ze masowe mordy rozpoczęły się tuż po klęsce Niemców pod Stalingradem.
Przykładem tego jest Parośl, którą sotnia UPA jako pierwszą z polskich wiosek wymordowała już 9 lutego 1943 r. Ludobójstwo bowiem było zaplanowane jako całkowite „oczyszczenie" terenu z obcoplemieńców, aby po klęsce Trzeciej Rzeszy, której raczej się spodziewano, tereny te stały się jednolicie ukraińskie.
Dlatego też obok Polaków mordowano osoby innych narodowości, w tym ukrywających się Żydów, Ormian, Czechów (osadnicy z czasów carskich), a także tych Ukraińców, którzy ratowali Polaków. Mordowano także osoby z rodzin polsko-ukraińskich.
W czasie napadów na polskie wsie wyrzynano wszystkich bez różnicy na płeć czy wiek, począwszy od niemowląt, a na starcach skończywszy. Zabójstwa połączone były z niesłychanym okrucieństwem, którego nie stosowali nawet niemieccy czy sowieccy okupanci. Wszystko to było połączone z grabieżą mienia ofiar, które było dla ukraińskich chłopów swoistego rodzaju zapłatą za współudział w mordach.
Rzeź na mszy
Na apogeum ludobójstwa UPA wybrała niedzielę 11 lipca 1943 roku, która przeszła do historii jako „Krwawa Niedziela".
Wybrano niedzielę, bo wtedy Polacy rozsypani po przysiółkach i osadach, schodzili się do kościołów. Banderowcy, wspierani przez "siekierników" zaatakowali prawie 100 miejscowości, mordując w okrutny sposób, często paląc żywcem w otoczonych kościołach, kilka tysięcy Polaków, w większości kobiety, starców i dzieci.
Zamordowano także księży rzymsko - katolickich, niektórych w sposób bardzo okrutny.
Innych zarąbano siekierami przy ołtarzu w czasie sprawowania liturgii. Łącznie nacjonaliści ukraińscy zamordowali ponad 180 polskich duchownych, w tym kleryków i siostry zakonne.
Ze smutkiem należy stwierdzić, że do niektórych mordów podjudzali także duchowni prawosławni i grecko - katoliccy. Ci ostatni pełnili funkcje kapelanów w UPA, a niejednokrotnie sami dowodzili grupami napastników.
Z kolei arcybiskup grecko - katolicki Andrzej Szeptycki (wnuk Aleksandra Fredy) czynnie wspierał nacjonalizm ukraiński oraz błogosławił formacjom faszystowskim.
Z jego polecania biskup Josyf Slipyj odprawił we Lwowie 18 lipca 1943 roku, a więc w chwili gdy płonął Wołyń, mszę św. dla ochotników ukraińskich wstępujących do SS. Modlił się także o pomyślność wojsk Adolfa Hitlera i oddelegowywał swoich księży do SS.
Na Wołyniu w 1943 r. wymordowano prawie 60 tys. Polaków. Wiele polskich wsi zostało zrównanych z ziemią. Dziś nie ma po nich śladu. Na początku 1944 r. ludobójstwo rozpętało się w sąsiednich województwa. Tutaj zginęło kolejne 100 tys. osób. Nie licząc więc pomordowanych Żydów nacjonaliści ukraińscy zgładzili prawie 150 tys. Polaków oraz dziesiątki tysięcy swoich rodaków. Do dziś większość z ofiar nadal nie ma swoich grobów i upamiętnień.
Ukraińska Cerkiew grecko - katolicka jest tak szowinistyczna, że ten sam
fakt wyklucza ją ze społeczności chrześcijańskiej. A jak dodamy do
tego, że jej arcybiskup Andrzej Szeptycki wysłał list do Hitlera
gratulujący mu za sukcesy militarne, to mamy pełny ponury obraz tej
Cerkwi.
Ukraińscy nacjonaliści dokonujący rzezi innych narodowości, głównie Polaków, znaleźli poparcie wśród prawosławnych i grecko - katolickich duchownych - byli nie tylko kapelanami UPA, ale nawet sami dowodzili grupami napastników.
Gdy arcybiskup grecko - katolicki Andrzej Szeptycki czynnie wspierał nacjonalizm ukraiński oraz błogosławił formacjom faszystowskim, z rąk ukraińskich nacjonalistów ginęli polscy duchowni.
Masakry nie przeżyło 180 z nich, w tym klerycy i siostry zakonne. Wielu zamordowano w sposób wyjątkowo okrutny. ks. Karola Barana przepiłowano na pół w drewnianym korycie.
Bp. Jan Bagiński świadek mordów UPA wspomina:
„…na szczycie tego stosu ciał leżała jego żona, zastrzelona, z maleńkim syneczkiem na rękach. On wziął włosy odstrzelone z głowy żony i przyszedł z nimi do naszej wioski, to było 7- 8 km. To już pamiętam, jako dziesięcioletni chłopak. On stał, jakby stracił rozum, jakby był nieprzytomny. Trzymał w rękach te zakrwawione włosy - wspomina swojego wujka ks. Jan Bagiński, biskup senior z diecezji opolskiej, który przeżył rzeź wołyńską dzięki pomocy ukraińskich sąsiadów. Po latach dowiedział się, jak ginęła jego rodzina. - Musieli kilka razy wbić jej nóż w brzuch. Bo szkoda kuli dla Polaka…”
Dokumenty, źródła, cytaty:
http://historia.wp.pl/opage,10,title,Niechlubna-rola-duchownych-w-Rzezi-Wolynskiej-Dlaczego-doszlo-do-ludobojstwa,wid,16167279,wiadomosc.html
ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski dla Wirtualnej Polski.