Freikorpsy czy straże obywatelskie można do pewnego stopnia porównać do oddziałów wagnerowców, którzy właśnie wszczynają coś w rodzaju wojny domowej w moskiewskiej satrapii. Podobnie jak formacja Jewgienija Prigożyna, były silnymi oddziałami paramilitarnymi, zazwyczaj o skrajnie prawicowych zapatrywaniach. To nie byli żadni romantycy, demokraci czy obrońcy uciśnionego ludu, choć na takich się kreowali - Freikorpsy siały terror, brały udział w walkach z polskimi powstańcami na Górnym Śląsku, a gdy na dworcu kolejowym w Jeleniej Górze zaczął się robotniczy strajk okupacyjny, bojówkarze "odbili" odzyskali stację, dokonując tam krwawej masakry. Podobnie wagnerowcy postępowali do niedawna w Ukrainie na zlecenie kremlowskiego dyktatora, z którym teraz walczą o władzę.
Podobne do Freikorpsów formacje powstawały także w Bolesławcu i jego okolicach, i to tuż po zakończeniu wojny. Już 18 listopada 1918 roku przy władzach powiatowych działała rada robotnicza i żołnierska, a starosta (Landrat) Hans von Hoffmann nakazał lokalnym władzom wskazywanie osób, które wróciły z frontu bez zaświadczeń ze strony którejś z powstających wtedy w całych Niemczech rad. Były one wydawane po to, aby żołnierz mógł wrócić do domu i swojej cywilnej profesji bez obaw, że zostanie oskarżony o dezercję. Co ciekawe, bardzo brakowało wtedy węgla, a jako że nadchodziła zima, miejscowe władze radziły tylko, aby palić drewnem, pozostawiając mieszkańców samymi sobie.
Wkrótce potem w regionie zaczęły powstawać "straże sąsiedzkie", będące w swej istocie paramilitarnymi bojówkami. Jak wiele Freikorpsów, wspierały one nowy, republikański rząd, występując przeciwko siejącym niepokoje komunistom. W styczniu 1920 roku landrat von Hoffmann pisał, że straże sąsiedzkie używają broni nie tylko przeciwko grabieżczym bandom, które, jak podczas nieszczęsnej wojny 30-letniej, przemierzają nasz kraj i okradają go, ale także przeciwko rebeliantom, którzy chcą obalić legalnie wybrany rząd, wprowadzić dyktaturę mniejszości, a tym samym wojnę domową w kraju. Funkcjonowanie straży opłacały władze, co w przypadku straży z Ocic - liczącej, nota bene, kilkudziesięciu członków - potwierdzają zachowane do dziś kwity. W przypadku gdyby któryś z członków straży zginął w walce lub odniósł rany, jego rodzina otrzymywała stosowne odszkodowanie.
Niestety, do dziś zachowały się bardzo nieliczne materiały, które by traktowały o strażach sąsiedzkich wokół Bolesławca. Ich powstawanie było ściśle związane z głębokim kryzysem, w jakim się wtedy znajdowały Niemcy. Słabość tego państwa była korzystna dla Polski, jednak pracujące dla niemieckiego rządu paramilitarne oddziały siały terror na Górnym Śląsku, zastraszając, a nawet mordując Polaków i propolsko nastawionych Ślązaków. Bunt niektórych z nich i zajęcie Berlina okazały się co prawda chwilowe, jednak pokazywały wymowną słabość Niemiec, które nie były w stanie obronić nawet własnej stolicy.
Źródła:
- Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Bolesławcu, akta Gminy Ocice, sygn. 470, bp.
- Bolesławiec. Zarys monografii miasta, red. T. Bugaj, K. Matwijowski, Wrocław-Bolesławiec 2001.
~~Bladozielony Przegorzan napisał(a): za dwa tygodnie pewna rocznica...
ciekawe czy ten historyk zbierze się na odwagę i teraz w obecnej sytuacji politycznej wykrzesze z siebie coś więcej niż ''przekaz dnia''
ostatni z tymi porównaniami ''straży obywatelskich coś mu jednak nie ''pykło'' ;D
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).