Gdy po II wojnie światowej do Bolesławca przybywali polscy osadnicy, miasto leżało w gruzach. Zniszczone w 60-70 procentach, wymagało szybkiego odgruzowania i wieloletniej odbudowy. Potrzeby były ogromne, więc do akcji angażowano także uczniów, tak opisujących swoje przeżycia na kartach najstarszej zachowanej kroniki I LO:
Wypalone budynki na placu Limanowskiego [chodzi o Rynek - D.G] już od dawna groziły mieszkańcom naszego miasta (...) Wreszcie plan usunięcia wypalonych domów miał być zrealizowany. Straż pożarna obaliła wysokie mury budynków i wzdłuż ulic zostały umieszczone szyny, po których w wagonikach wywożono gruz poza obręb miasta (...) Przyszliśmy do szkoły z łopatami, kilofami i szuflami. Każdy z nas ubrał się w najgorsze ubranie, gdyż według ogłoszenia pana Dyrektora, po 3-ciej godzinie lekcyjnej mieliśmy ruszyć do pracy (...) Podzieleni na grupy-klasy ruszyliśmy ze śpiewem na rynek (...) Dla nas praca ta była bardzo miła i wesoła, a szczególnie cieszyliśmy się powolną podróżą w pustych wagonikach. Przy skwarze południowego słońca praca wrzała na całej linii; chłopiec czy dziewczynka, mały czy duży, każdy chciał dać do zrozumienia, że wie dlaczego pracuje. Wagonik za wagonikiem odjeżdżał, cegły dobre zostały czysto poukładane, a duże kamienie poukładaliśmy wzdłuż drugiej strony toru. Biały pył pokrywał włosy, twarze i ubrania, lecz nie zwracaliśmy na to uwagi.
Opisywane rozbiórki miały miejsce 26 kwietnia 1948 roku, trzy lata po wojnie. Dla młodzieży z całą pewnością była to ciekawa inicjatywa, którą dało się połączyć z dobrą zabawą i mocnymi wrażeniami, zapewne znacznie bardziej interesującymi, niż typowy dzień w szkole. Czytając tekst z kroniki, można zobaczyć przed oczami grupę nastolatków z kilofami i łopatami, zasuwającą po zrujnowanym Rynku z wagonikami i poszukującą całych cegieł, przydatnych podczas odbudowy. Czy podczas odbudowy Bolesławca, czy Warszawy, tego dzisiaj nie wiadomo, ale z perspektywy tych uczniów nie miało to większego znaczenia.
Z perspektywy lat można - a nawet trzeba - rozważać, czy planowanie przez władze rozbiórki zabytkowych kamienic było sensowne z punktu widzenia sztuki budowlanej i konserwatorskiej (odsyłam do wnikliwego doktoratu dr Dariusza Wędziny, omawiającego te kwestie), ale uczniowie byli całkowicie poza tą sprawą. Widząc, że spalone kamienice zagrażają bezpieczeństwu i dyrektor posyła ich do pracy, po prostu posłuchali jego polecenia. Aby można było tutaj w miarę normalnie żyć, Bolesławiec trzeba było uporządkować i odbudować, a ten obowiązek spoczywał na wszystkich osadnikach. Młodzież raczej nie myślała wtedy też o polityce czy usuwaniu śladów poniemieckiego dziedzictwa w imię ahistorycznej idei odwiecznie polskiego Śląska - po prostu była robota do wykonania, był obowiązek do spełnienia, a przy okazji były dobra zabawa i jeżdżenie w pustych wagonikach po mieście. Tylko tyle i aż tyle.
~~Olga napisał(a): A prezesa tam nie było przecież jemu zawdzięczamy wszystko i cały ten dobrobyt. Żeby nie on to to był dla ciebie to tylko Stalin i NKWD bo na taką głupotę to tylko Sybiri lagier, może dotarło by do ciebie coś a prezesa to możesz cmoknąć wieś, gdzie.
[/c
~~Zielony napisał(a): Ruscy a także Ukraińcy, którym teraz udzielamy pomocy
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).