Lato 1968 roku było wyjątkowo gorące - wojska zależnego od sowietów Układu Warszawskiego zaatakowały Czechosłowację, usiłującą wybić się na choćby częściową niepodległość. Z panującego wtedy zamieszania skorzystali czerwonoarmiści, których rozkazy dowództwa rzuciły w okolice Bolesławca. "Sojusznicy" stwierdzili, że dorobią sobie do pensji i zaczęli uprawiać w naszych lasach kłusownictwo - i to na dużą skalę.
Sołdaci "bratniej armii" nie ograniczali się do zastawiania pułapek na dziką zwierzynę czy strzelania do niej ze służbowej broni. Czerwonoarmiści wjeżdżali do lasów nocą, korzystając z pojazdów wojskowych i zainstalowanych na nich bardzo silnych reflektorach, czyli szperaczach. "Myśliwi" ze Wschodu rozświetlali znaczne fragmenty lasu, dezorientowali zwierzynę, a szperacze powodowały, że spanikowanie zwierzęta stawały się łatwym celem dla doświadczonych strzelców. Celem "łowców" stały się przede wszystkim zające (choć polowanie na nie było legalne dopiero od 1 listopada), ale też jelenie, sarny i dziki.
Proceder wykryli myśliwi z dwóch kół myśliwskich, jakimi były "Słonka" i "Przepiórka", ponieważ kłusownicze rajdy dotknęły przede wszystkim ich rejony łowieckie. Myśliwi uznali, że najlepszym posunięciem będzie zgłoszenie sprawy na milicję, która przekazała sprawę do prokuratury Śląskiego Okręgu Wojskowego. Podejrzenie dość szybko padło na armię sowiecką, więc w sprawę zaangażowano także ich prokuraturę.
Rezultat śledztwa był, łagodnie mówiąc, żaden - śledztwo umorzono wobec "niewykrycia sprawców". Co prawda w oficjalnej dokumentacji podano, że sprawcami byli czerwonoarmiści, no ale sowieckie dowództwo "nie mogło" ustalić, kto dokładnie kłusował w podbolesławieckich lasach. Jest to o tyle ciekawe, że do nielegalnych polowań wykorzystywano wojskowe pojazdy, których użycie musiało być odnotowywane w wojskowej ewidencji. Do której, rzecz jasna, polskie służby nie dostałyby tak po prostu dostępu, bo sowieci nie mieli ochoty, aby ich ludzie odsiadywali jakieś wyroki w polskich więzieniach.
Prokuratura w informacji o umorzeniu sprawy napisała też asekuracyjnie, że Nie można wykluczyć, że sprawcami tych przestępstw mogli być żołnierze jednostek, które chwilowo stacjonowały w tym rejonie w związku z przemarszem wojsk na terytorium Czechosłowacji. A dowództwo sowieckie, które mieliśmy na miejscu, prewencyjnie wdrożyło bliżej nieokreślone kroki w kierunku "zaostrzenia dyscypliny łowieckiej".
Było to bardzo wygodne tłumaczenie, ponieważ skoro sprawców nie wykryto, można było dodatkowo zwiększyć prawdopodobieństwo, że faktycznie nie dało się ich wykryć - byli tu na moment, a potem poszli nieść komunizm naszym sąsiadom.
Pożywiając się mięskiem ze zwierzyny z naszych lasów.
Źródło: Archiwum Akt Nowych, akta Biura Pełnomocnika Rządu PRL ds. Pobytu Wojsk Radzieckich w Polsce, sygn. 377.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).