Już jest pięćdziesiąta trzecia część naszej bolesławieckiej powieści w odcinkach!
Jubileuszowa część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Pięćdziesiąta pierwsza część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Pięćdziesiąta druga część tajemnicy szmaragdu -TUTAJ
Dzisiaj Pan M. przedstawia nam przemyślenia Oli w zamknięciu. Zapraszamy do lektury:
Gdyby tak miało wyglądać życie wieczne po śmierci, to ja dziękuję, nie wybieram się na tamten świat, pomyślała Ola, wolę żyć wiecznie na tym padole. Obojętne, kto by ci tego nie wmawiał: naukowiec, kaznodzieja czy sprzedawca dragów, nie daj się zwieść, że światełko w tunelu doprowadzi cię do ciepłej, słonecznej, szczęśliwej, niebiańskiej krainy. Do Elizjum, pokrytego falującymi łąkami, wypełnionej puchowymi chmurkami i pląsającymi między nimi cherubinkami z maleńkimi lirami. To bajki, fantazje, mity greckie albo tylko biblijne przypowieści. Pic na wodę, fotomontaż. Religijny Matrix. Demo.
A gdyby jednak niebo z ludzkich wyobrażeń czy wierzeń istniało, to na pewno miejsce, w którym Ola się ocknęła, znajdowało się po jego przeciwnej stronie. Absolutna ciemność, zimno, wilgotno. Tak może być co najwyżej w głębi Hadesu, piekieł, jak zwał, tak zwał. No i ta cisza, nie do końca dzwoniąca w uszach. Skądś dochodził jakiś cichy pomruk, a może raczej buczenie, trochę jakby w pobliżu znajdował się jakiś wielki transformator. Choć bardziej brzmiało to jak słyszany przez sen dźwięk silnika samolotu w trakcie lotu, podczas którego zmorzyło cię i zasnąłeś w ciasnym fotelu klasy ekonomicznej.
Ale to wszystko to jeszcze żaden problem, kontynuowała wewnętrzne dywagacje Ola. Da się znieść. Nie do wytrzymania były dla Oli dwa inne odczucia. Ogromny smród i jeszcze większy ból głowy. Jej pulsująca czaszka zdawał się pękać w szwach. Miała wrażenie. że każda próba skrętu szyją skończy się odpadnięciem kiepsko przykręconego przerdzewiałymi śrubami czerepu. Z drugiej strony może to i lepiej, bo razem z głową odpadłby jej nos i straciłaby też zmysł powonienia. Zaczęła przeklinać swój wrażliwy węch, który normalnie pozwalał jej odróżnić różne delikatne nuty perfum, dzięki czemu jak dotąd każdy prezent dla mamy z drogerii był zawsze trafiony.
Fetor dochodzący do jej nozdrzy był niemożliwy do zniesienia. W trakcie praktyk na studiach medycznych miała wątpliwą przyjemność zapoznać się z odorem rozkładających się zwłok i innych materii pochodzenia organicznego. Ale zdawała sobie sprawę, że zawód jaki wybrała będzie wiązał się nieodłącznie z koniecznością kontaktu z nie zawsze higienicznie zadbanymi chorymi lub nie zawsze pachnącymi konwaliami nieboszczykami. Musiała tylko nauczyć się blokować receptory węchowe.
Wypracowała sobie własną, skuteczną metodę walki z nadwrażliwością na bodźce. Najpierw zmieniała system oddychania. Starała się szybko wdychać powietrze przez usta, a powoli wydmuchiwać nosem. Dodatkowo usiłowała się mocno skupiać na czymś innym, całkowicie nie związanym z daną sytuacją, niemal kompletnie przenosząc się w inną, równoległą rzeczywistość. Skupienie się na czymś odległym przeważnie pomagało. Nie na długo, ale zyskiwała wystarczająco dużo czasu na dokończenie obdukcji czy zabiegu.
Ktoś mógłby porównać to do odlotu na haju, ale nie Ola. Nigdy nie tknęła nawet dawki trawki. Przy twardym spojrzeniu na życie i stawianiu czoła temu, co się spotyka, nie potrzebujesz ścieżki na skróty, pozornie tylko łatwiejszej i przyjemniejszej. Tym bardziej, kiedy zawsze z boku stoi ktoś, kto w razie potrzeby podtrzyma cię za łokieć i pomoże postawić kilka następnych kroków, abyś się nie przewrócił. Jeśli ktoś taki jest w pobliżu i to dokładnie wtedy, kiedy tego potrzebujesz, to znaczy, że miałeś szczęście mieć taką matkę, jak mama Oli. Rodzic i przyjaciel w jednym. Opoka, bastion, port macierzysty. Tylko dlaczego kiedy doroślejesz, tak szybko przestajesz matkę traktować w ten sposób? Pewnie dlatego, że Ona nigdy nie przestaje cię traktować jak dziecka. Dziecku trudno to pojąć. Ale czy matkom łatwiej?
Przypomniała sobie nieoczekiwanie, kiedy jeszcze jako mała dziewczynka, próbowała, nieskutecznie zresztą, blokować receptory łaskotkowe, kiedy mama gilała ją pod paszkami. Niby starała się bronić przed palcami mamy i uciekała na swoich jeszcze wtedy krótkich nóżkach, chowając się gdzieś za meble, ale ostatecznie dawała się złapać i poddawała wyczekiwanym pieszczotom. Uwielbiała ich wspólny, głośny i nieskrępowany śmiech, czasem aż do łez. Jakże teraz chciałaby wtulić się w pachnące włosy mamy i zasnąć na jej spracowanych, cierpliwych rękach… Poprosić, aby ją czule pogłaskała po głowie i przeprosić, że ostatnio była dla niej taka wredna… A’propos, co z mamą i wujkiem? Co tam się stało u nas w domu?
Oli zachciało się płakać. Trochę z tęsknoty, a trochę z bezradności. I spore trochę z powodu bólu głowy. Poczuła spływającą łzę. Chciała sięgnąć do policzka i ją wytrzeć, ale ręce miała boleśnie skrępowane za plecami, a plecy ułożone poziomo względem podłoża. A właśnie. Przecież trzeba się wziąć w garść i przeanalizować swoje położenie. Dosłownie i w przenośni. Stwierdziła, że leży na prawym boku, na czymś twardym, ale nie była to betonowa posadzka. Oprócz rąk, nie mogła także poruszyć nogami, równie mocno skrępowanymi w kostkach. Zaciśnięte więzy jakiegoś sznurka czy drutu boleśnie wpijały się w gołą skórę, a każda próba uwolnienia mogła przeciąć naskórek i pozbawić ją części którejś z kończyn. A chciała uniknąć wykrwawienia się przez odciętego kikuta, więc na razie wolała jednak się nie ruszać.
Jej antyfetorowa metoda oddechowa usta-wdech nos-wydech okazała się aktualnie niemożliwa do zastosowania. Do jamy ustnej Ola miała wepchnięty bowiem jakiś miękki, szmaciany gałgan. Język przyciśnięty do dolnego podniebienia zdrętwiał jej całkowicie. Dodatkowo usta miała zaklejone jakąś szeroką taśmą, więc nawet gdyby jej język funkcjonował prawidłowo, to i tak nie dałoby się tego knebla wypchnąć, co potwierdzało w zasadzie stuprocentową skuteczność tej, widzianej wielokrotnie w filmach, metody uciszania ofiar porwań. Znaczy, że porywacz nie chciałby, żeby krzyczała. A to znaczy, że boi się, że gdyby krzyknęła, to ktoś mógłby ją usłyszeć. Więc to z kolei oznacza, że za wszelką cenę trzeba się odkneblować i bezzwłocznie zacząć krzyczeć, zanim tu sczeźnie i zamieni się w rozkładające się zwłoki.
Nie ulega wątpliwości, że właśnie stała się ofiarą porwania. No cóż, zdarza się. Porywać wszak rzeczą ludzką. Pozostaje tylko mała drobnostka. Dowiedzieć się, po co ktoś mógł zapragnąć ją uwięzić. Wtedy przynajmniej będzie w stanie oszacować szanse na to, że uda się jej przeżyć. Z męskiego punktu widzenia, byłaby nawet w stanie zrozumieć zachowanie spotkanego na szpitalnym korytarzu faceta w płaszczu. Zobaczył młodą dziewoję, od pierwszego wejrzenia przepełniło go nagłe uczucie i stając się mimowolnym kleptomanem, po prostu ukradł sobie kobietę, żeby rozładować napięcie. Cóż, jest i taka jednostka chorobowa. Ma nawet swoją klasyfikację. A może to dewiacje seksualne? Ale tak o, w biały dzień? Dziunię na plecy i w nogi? Meandry ludzkiej psychiki są kręte, ale żeby aż tak?
Raczej nie chodziło o złodziejstwo, ani o popęd seksualny. Za proste by to było. To z pewnością nie był przypadek, ani żadna impulsywna improwizacja. Wyglądało raczej na zaplanowane działanie. Tylko wciąż zastanawiające są te dziwne słowa. Nie pasujące absolutnie do kontekstu. Trzeba koniecznie pogłówkować tą bolącą łepetyną i przypomnieć sobie, co facet wtedy powiedział. Jak to było? „Czy twój ojciec cię skrzywdził, Natasza? Nie bój się. Ja cię przed nim obronię”. Tylko „ojciec” się w tym zgadzał, bo znajdował się wtedy kilkanaście metrów dalej od nich. Reszta to chyba jakaś sfinksowa zagadka, rozwiązywalna tylko dla Roberta Langdona. Co to za Natasza? Może to jest imię klucz? Może trzeba spróbować przejąć kontrolę nad sytuacją i zagrać tą jego Nataszę? Szkoda, że nie studiowałam psychologii, stwierdziła Ola zawiedziona.
A może chodzi zwyczajnie o pieniądze? Ona, Aleksandra Wilczyńska, na koncie bankowym miała niecałe trzy i pół tysiąca złotych, więc jeśli facet w płaszczu porwał ja dla kasy, to się raczej zbyt sowicie nie obłowi. No to po co ją skrępował i zamknął? Chyba nie dla tej ćwiartki domu w Głogowie, którego była właśnie w takiej części prawowitym posiadaczem? Przecież babcia nie zgodzi się, żeby zamieszkał z nią jakiś bandyta. Nawet w jednej czwartej domu. No bo pozostanie jeszcze kwestia korzystania z jednej łazienki i określenie pór przygotowywania posiłków w kuchni… Zaraz, co ja bredzę! Mózg mi fiksuje, poważnie zaniepokoiła się Ola.
No dobrze. To po jaką cholerę podejrzany typ wyniósł ją ze szpitala, wiszącą na jego plecach, jak worek kartofli? Nie wisiała nikomu kasy, nie była podwójnym szpiegiem, nie uwiodła niczyjego męża ani nie była córką milionerów… A może jednak? Może kiedyś, tuż po urodzeniu, została podmieniona w szpitalu i tak naprawdę powinna nazywać się Rothschild albo Gates? Takie historie się przecież zdarzają. Co z tego, że głównie w filmach?
Finanse mamy znała doskonale. Zapewne lepiej niż sama mama. To ona nauczyła mamę obsługi konta bankowego przez Internet. Mimo, że w końcu mama pojęła o co biega w bankowości internetowej, to w ich domu i tak Ola musiała wklepywać wszystkie rachunki do zapłacenia. Znała więc z grubsza stan konta swojej mamy. Stąd wiedziała, że i jej saldo z pewnością nie mogło stać się przedmiotem pożądania żadnego oprycha, chyba że marzyłby o sprawieniu sobie nowego markowego ekspresu do kawy z młynkiem ceramicznym i funkcją spieniania mleka.
No dobra, mama do krezusów nie należy. Ale może babcia mogłaby wyłożyć jakąś gotówkę za ocalenie swojej wnuczki? Chociaż z drugiej strony… Po ostatniej rozmowie i napaści słownej na babcię Basię, Ola wcale by się nie zdziwiła, gdyby babcia jednak nie wypchała walizki żywą gotówką, a za to w odwecie za podłe potraktowanie jej podczas ich ostatniej rozmowy telefonicznej, zdecydowała zostawić swą niewdzięczną, choć jedyną wnuczkę, na pastwę losu i na łaskę porywacza. A gdyby jednak zgodziła się ją wykupić, to ciekawe, na ile zgodziłaby się wycenić jej życie? Znając babcię, Ola była przekonana, że jeszcze by chciała jakiś rabat wynegocjować na okupie za wnuczkę. Może to i dobrze, że póki co humor Oli nie opuszczał. Choćby i czarny.
Ja groszem nie śmierdzę, mama kasy za wiele nie ma, babcia może się okazać zbyt chytra. A ojciec? Ola dotąd nic o nim wiedziała. Teraz zmieniło się tylko tyle, że dowiedziała się, że żyje i że jest bardzo do niego fizycznie podobna. Ale czy on może być aż taki forsiasty? Tutaj? W Bolesławcu? Milioner? Chyba tylko z przypadku. Chociaż, kto wie, może kiedyś był wielkim podróżnikiem i trafił gdzieś tam kiedyś na Alasce na żyłę złota? Tylko, czy Ola dożyje, aby wysłuchać jego awanturniczo-przygodowych relacji z podróży na Dziki Zachód lub do źródeł Amazonki? A może to daleki kuzyn Indiany Jonesa? Fajnie by było. Szkoda, że go tu nie ma.
Ola spróbowała sobie przypomnieć i odtworzyć ostatnie minuty przez porwaniem. Na szczęście, mimo mocnego uderzenia w głowę, nie miała dziur w pamięci. Już po chwili zastanowienia mogła ocenić, że tak naprawdę mało było prawdopodobne, aby porywacz stał tam sobie w szpitalu tak po prostu i cierpliwie na nią czekał. Czy to nie było tak, że gościu z blizną miał zamiar właśnie wejść na oddział? Czy to możliwe, że jej najście zmieniło jakieś jego zbrodnicze plany? Jeśli tak, to co zamierzał robić za tym drzwiami? A co, jeśli miało to związek z napadem, po którym jej ojciec niemal stracił życie i trafił do szpitala?
Jezu, a może to nawet ten sam facet? Może przypadkiem zapobiegła kolejnemu nieszczęściu? Może niechcący uratowała życie własnemu ojcu? Ale co jej teraz po tej satysfakcji, kiedy za chwilę może stracić swoje własne życie? No dobra, ale skoro coś jej ojcu groziło, to dlaczego policja nie przyznała mu ochrony? Pewnie nie spodziewali się, że w miejscu, jak by nie było publicznym, napastnik zdecyduje się powrócić i ponownie zaatakować. A skoro ten bandyta wrócił, to znaczy, że albo chciał dopaść i uciszyć swą niedoszłą ofiarę, albo przyszedł po coś, czego wcześniej nie znalazł. Może po jakieś informacje? W co ten ojciec się wplątał, do cholery? Jeszcze nie zdążyła go odzyskać, a już miałaby go stracić? No, a co w tym wszystkim robi mama? Może ona też ma coś z tym wspólnego? To jej ostatnie, podejrzane znikanie z domu w ostatnich dniach, skryte rozmowy telefoniczne i ogólne zachowanie. Teraz widać wyraźnie, że to wszystko z pewnością jest jakoś ze sobą powiązane.
Trochę dużo tych pytań. Zbyt wiele. Ale tak to jest, jak się przed kimś próbuje coś uparcie ukrywać. Intuicja podpowiadała Oli, że wszystko to stanowi elementy jednego obrazka, jak w puzzlach. Ale czemu nikt jak dotąd nie usiłował jej w to wszystko wtajemniczyć. Co oni sobie wszyscy myślą? Że nie jest częścią ich życia i nie zasługuje na prawdę, czy co? Znowu będzie się musiała na kogoś zdenerwować za jakieś rodzinne sekrety? O ile uda się jej ocalić z tego swój nienaruszony tyłek, to wszyscy dostaną za swoje. Na razie jednak trzeba pilnie o ten tyłek samemu się zatroszczyć. Póki co, nie miała na kogo liczyć.
Która to w ogóle może być godzina? Ile czasu mogła być nieprzytomna? Z doświadczenia wiedziała, że po urazie głowy okres utraty świadomości najczęściej trwa od kilku do kilkunastu godzin. A potem dość często zdarzają się problemy z pamięcią, zwłaszcza z chwil tuż przed zdarzeniem. Ale ona doskonale wszystko pamiętała. Jednak głowa nie przestawała boleć. Może to od pracy szarych komórek? Trzeba przestać myśleć i zacząć działać. Tylko co w jej opłakanej i beznadziejnej sytuacji w ogóle można zrobić? Gdyby Houdini był jej ojcem, to co innego. Za dwie, no maksymalnie trzy minuty, pozbawiona więzów mogłaby już podziwiać obłoki i słuchać ptaków.
Co to w ogóle za śmierdzące miejsce. Czy jest tu ktoś? Chciała zapytać, ale tylko cichutko zamruczała.
Wtem gdzieś obok rozległ się jakiś szelest. I ktoś zajęczał. Ewidentnie człowiek. Porywacz? A może, co nie daj Boże, jakaś druga oferma, która dała się temu bandycie z taką łatwością uprowadzić? Może facet porywa kobiety hurtem i jakiś harem będzie tu zakładał? Ech, słaby ten żart.
Drugi żyjący i przebywający w tej ciemności obiekt chwilę pomruczał, postękał i Ola usłyszała głośny dźwięk wyplucia czegoś, co cicho upadło na podłogę. Natychmiast potem nastąpiło kilkunastokrotne kaszlanie i jednoczesne wypluwanie śliny. Czyżby ten tajemniczy Ktoś właśnie próbował pozbyć się jakichś resztek swojego knebla i próbował przywrócić język do normalnej funkcjonalności?
- Ola? Jesteś tutaj? Żyjesz? – zapytała w końcu mocno schrypniętym, ale ewidentnie młodym głosem jakaś osoba za plecami Oli.
Ta młoda, plująca Ktosia ją znała. I Ola znała skądś ten głos, tylko za Chiny Ludowe nie mogła sobie przypomnieć, skąd?
Czy Ola zna ten głos z wywiadów z lokalnego portalu? A może to wcale nie Żaklina dała się złapać po raz wtóry do bagażnika? Czy to znaczy że jej kopniak wymierzony w Szwarccharakter nie pomógł? Czy podkomisarz i agent ABW dadzą radę złapać Jacenkę? Co jeszcze spotka naszych bohaterów? Dajcie znać, jak wyobrażacie sobie ich dalsze losy!
Bolecnauta Pan M., któremu jeszcze niedawno życzyliśmy powrotu do zdrowia, dzisiaj wraca w wielkim stylu i zaskakuje nas swoimi pomysłami i niezwykłą wyobraźnią! Jak sam pisze: jest z Nim Moc. Cieszymy się, że razem z nami czytacie i emocjonujecie się tą historią!
Kolejny odcinek już w sobotę w godzinach popołudniowych!
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).