Już jest pięćdziesiąta ósma część naszej bolesławieckiej powieści w odcinkach!
Pięćdziesiąta piąta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Pięćdziesiąta szósta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Pięćdziesiąta siódma część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Dzisiaj Ola powie Bolkowi o wielu rzeczach. Czy też o tej najważniejszej? Zapraszamy do lektury:
Zatopiona we wspomnieniach Julia nawet nie zauważyła, że znów zaczęła namiętnie obgryzać skórki przy paznokciach palców u rąk. Ten okropny, niehigieniczny i nieestetyczny zwyczaj przyplątał się do niej dawno temu i przez wiele lat nie mogła dojść do ładu z wyglądem swoich dłoni. Problem pojawił się dość nagle, kiedy leżała jeszcze w szpitalu po otrzymanym postrzale w lesie koło Waldschloss, potem szybko narastał, a swoje apogeum osiągnął podczas okresu rehabilitacji, kiedy nie mogła chodzić do szkoły i w normalnym trybie uczestniczyć w zajęciach klasy maturalnej wraz z rówieśnikami. Oprócz tego, na szczycie góry przyczyn tego natręctwa, na pewno był także brak możliwości spotykania się z Bolkiem.
Pretensje i wyrzuty, których doświadczyła podczas codziennego kilkugodzinnego przesiadywania własnej matki przy szpitalnym łóżku, a także przez wiele kolejnych miesięcy, na pewno nie pomagały w pozbyciu się nawyku, który szybko stał się wręcz uzależnieniem. Jeżeli w co trzecim zdaniu słyszysz „A nie mówiłam” na przemian z „Nie powinnaś” w pewnym momencie zaczynasz wątpić, czy to, co robisz, jest w ogóle cokolwiek warte. Moment, w którym zamiast radości, wsparcia bądź nawet zwykłego pocieszającego przytulaska, dostajesz od rodzica jedynie krytykę i pouczanie, jest ostatnim momentem na dorośnięcie, przejęcie kontroli nad swoim życiem, choćby miało się to wiązać nawet z opuszczeniem ciepłego rodzinnego gniazda. Inaczej, mimo osiągnięcia pełnoletniego wieku, na zawsze pozostajesz niedojrzałym dzieckiem, które później nie jest w stanie samo właściwie pełnić roli rodzica. Dlatego właśnie najtrudniejsze decyzje okazują się często tymi najlepszymi, tak jak decyzja Julii o wyprowadzce z maleńką Olą od rodziców. Lepiej koić płacz dziecka we własnym, choćby ciasnym i skromnym lokum, niż słyszeć ciągłe „Radź dobie sama, mi nikt przy tobie nie pomagał”, „Masz, co chciałaś” albo „A to nie wiedziałaś, skąd się dzieci biorą?”.
Podstawową przyczyną nałogowego wygryzania i zjadania drobinek własnej skóry nie jest więc głód, lecz problemy o podłożu psychologicznym. To dość częsty objaw u osób, które nie radzą sobie ze stresem i problemami, a jakimś trafem nie uzależniły się od palenia papierosów. A niepaląca Julia nie potrafiła sama sobie poradzić z oderwaniem od zwyczajnego życia nastolatki, czy z brakiem kontaktu z koleżankami i kolegami w szkole. A już najmniej radziła sobie z brutalnym przerwaniem znajomości ze swoim chłopakiem, do czego z premedytacją doprowadziła jej mama, zakazując Bolkowi przychodzenia do swojej córki do szpitala, a potem w ogóle dając mu do zrozumienia, że Julia nie będzie już dla niego więcej dostępna. Perfidnie wykorzystała nadarzającą się okazję na pozbycie się chłopaka, który jej zdaniem nie był odpowiedni, aby stać się w przyszłości członkiem ich rodziny. Zapewne bardzo wzięła sobie do serca powiedzenie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Doszło do tego, że Bolkowi nie wolno było nawet stać pod oknami ich mieszkania i rzucać kamyczkami w szyby okien pokoju Julii, jak to miał w zwyczaju robić nie chcąc dzwonić do drzwi i pytać jej mamy, czy Julia może wyjść. Został przez swoją niedoszłą teściową bez procesu i możliwości obrony, skazany na wieczny zakaz zbliżania się do osoby, którą naraził jej zdaniem na śmiertelne niebezpieczeństwo. A na początku lat dziewięćdziesiątych nikt nie posiadał jeszcze tych wszystkich wymyślnych elektronicznych i mobilnych gadżetów, w które wyposażona jest dzisiejsza młodzież, nie było powszechnego dostępu do Internetu i nie można było kontynuować związku uczuciowego na odległość ani za pomocą komunikatorów, ani korzystając z mediów społecznościowych.
Brak Bolka Julia odczuła jakby ktoś pozbawił ją bardzo ważnej części ciała. Jakby jedno z płuc przestało oddychać, jedno oko przestało widzieć, albo jakby w jej sercu całkowicie zasklepiła się przynajmniej jedna komora. Coś było w tym chłopaku takiego, że gdy przebywali ze sobą, to byli jak dwa dopasowane tryby, których zęby idealnie zahaczały jeden o drugi, a tylko wtedy cała konstrukcja mogła pracować bez zgrzytów i pisków. Rozdzieleni nie potrafili już tak funkcjonować, a przynajmniej Julia nie umiała. Zębatki przestały się kręcić, wszystko się zatrzymało i zardzewiało.
Nikomu innemu oprócz Bolka, jak dotąd nie udało się znaleźć odpowiedniego paliwa, aby machineria jej uczuć ponownie ruszyła. Przez kolejnych dwadzieścia kilka lat, w tak zwanej „głogowskiej erze bezbolkowej”, jak sobie to na własne potrzeby określała na kartach historii swojego niemal półwiecznego życia, w kwestiach damsko-męskich Julii nie udało się już zbudować kolejnego związku na kształt tego z Bolkiem. Fakt, że każdego faceta, który starał się wywołać jej zainteresowanie swoją osobą, z automatu porównywała do Bolka, oczywiście ani trochę nie pomagał.
Stąd właśnie stało się, jak się stało i teraz, zgodnie z prawdą, każdy mógł ją nazywać starą panną. Ale też, zgodnie z montypythonowską dewizą, patrząc na jaśniejszą stronę życia, w obecnej sytuacji taki związek stałby się obciążeniem i poważną życiową przeszkodą. Zakładając oczywiście, że Bolek czuje to samo, co ona, a po tym, co za chwilę zamierzała mu powiedzieć a on musi wreszcie usłyszeć, zwyczajnie nie kopnie jej w cztery litery. Chociaż, znów patrząc z innej strony, nawet kopnięcie jej w zadek nie zmieniłoby faktu, że obecnie oprócz tajemnicy szmaragdu jest jeszcze coś, a raczej ktoś, kto ich trwale łączy. No, ale gdzie się podziała ta Olka?
Julia, niby oczekując na powrót agenta Moczydły z Olą, wciąż zwlekała z wejściem do sali, w której leżał postrzelony facet jej życia. Tak, tak. Właśnie tak już Bolka w myślach nazywała. Choć musiała przyznać, że uczucie, które obecnie się w niej odrodziło, nie miało zbyt wiele wspólnego z dawną fascynacją i zauroczeniem dwojga nastolatków, to była głęboko przekonana, że jeżeli teraz obydwoje chwycą oba końce tej nici, to dadzą jeszcze radę pozszywać to, co zostało przez jej matkę tak brutalnie rozerwane. Ale teraz do tego patchworka trzeba będzie jeszcze jakoś wkomponować ich córkę. Ale czy dopasują się z Bolkiem? Co z tego, że są tak do siebie podobni, skoro on nie brał udziału w jej wychowaniu, a obydwoje byli przez całe życie okłamywani, albo raczej utrzymywani w nieświadomości o swoim istnieniu?
Julia, zgodnie z intuicją i wyczytanymi w pismach kobiecych poradami, postanowiła zawierzyć sile uczuć, oderwała wreszcie plecy przyklejone do ściany, wytarła ośliniony, nadgryziony palec o nogawkę spodni i wreszcie wykonała swój pierwszy krok na tej niepewnej i krętej ścieżce, przekraczając próg własnych wątpliwości i próg szpitalnego pomieszczenia. Kiedy tylko weszła, zauważyła, że Bolek natychmiast odwrócił głowę w jej stronę. Albo zwyczajnie chciał poprawnie się zachować, albo powoli odzyskiwał wzrok (a może nawet już całkiem dobrze widział?), bo jeszcze zanim Julia podeszła do jego łóżka, cudownie skomplementował jej wygląd:
- Kwitnąco wyglądasz, mój wspólniku! Ciekawe, czy mają tam w pierdlu dwuosobowe koedukacyjne cele? Myślisz, że ładnie będziemy wyglądać w pasiakach, kiedy kapelan więzienny będzie udzielał nam ślubu?
Julia nie była w stanie stwierdzić, czy to tylko niewinne żarty, czy może Bolka coś ugryzło i zwyczajnie się na nią za coś wściekł. Bo jeśli to drugie, to niestety nie ułatwi jej to czekającego przed nią zadania. Nie chciała też dać się wciągnąć w tę rozgrywkę, bo wiedziała, że kłótnia do niczego dobrego ich nie doprowadzi i będzie jej znacznie trudniej, choć i tak łatwo nie było.
- A co, zamierzasz mi się oświadczyć? Jeśli tak, to oczywiście się zgadzam – odparowała swoim zwyczajem, całkiem jak dawna Julia. Dawna Julia czekała teraz jeszcze na dawnego Bolka. Bo tylko temu dawnemu, a nie temu dzisiejszemu i wściekłemu, będzie miała odwagę powiedzieć prawdę o Oli. Tylko wtedy miałoby to sens. Ten dzisiejszy Bolesław Wilczyński nie był jej jeszcze do końca znany. Dopiero zaczynali nadrabiać minione stracone ćwierćwiecze i tak naprawdę mogło ich nawzajem czekać jeszcze sporo niespodzianek i rozczarowań.
Bolesława chyba trochę zatkało. Nie to miał na myśli. Znaczy może i miał, ale z pewnością jeszcze nie teraz i nie tutaj. Musiał coś przetrawić, bo zmienił ton, chociaż nie zmienił tematu draki, w którą się na własne życzenie, choć nieświadomie wpakowali.
- Grzebałaś w bagażniku mercedesa? Znalazłaś ten kamień?
- Znalazłam – Julia przysiadła na krawędzi łóżka, ale zamiast na Bolka, patrzyła na cyfry wyświetlające się na monitorze i na sejsmologiczną linię życia. Ciekawe, czy kiedy dowie się wreszcie o istnieniu córki, to trzęsienie ziemi zniszczy połowę kontynentu, czy może zabrzęczą jedynie szklanki w kuchennej witrynie?
- No i?
- Co?
- Co co?
- A co no i?
Ryknęli śmiechem. Jest! Jest mój dawny Bolek! Cokolwiek by się nie działo, zachować spokój. Tylko wtedy postawimy następny wspólny krok. „Jeśli będziemy trzęśli kładką, po której idziemy, to z niej pospadamy”. Słowa Bolka, nie jej. Kiedyś, gdzieś w lesie niedaleko Żeliszowa, kiedy prowadząc swoje rowery przekraczali jakiś strumień po chybotającej się, przerzuconej z brzegu na brzeg, próchniejącej już desce, podzielił się z nią radą, jak uniknąć kąpieli. Rada ta stała się też jego życiowym mottem. Julia założyła, że zgodnie z nim, nawet kiedy dowie się, że jest ojcem dorosłej kobiety, nie powinien się za bardzo zdenerwować. Może jedynie odrobinę.
Cały czas w duchu Julia walczyła sama ze sobą. Pojedynek na razie trwał bez rozstrzygnięcia. I nie był łatwy. Raz przeważała opcja milczenia, a raz wyjawienia prawdy. No dobra, trzeba to wreszcie z siebie wydusić. Spokojnie, powiem mu… Musisz mu natychmiast powiedzieć. Jeszcze chwila, zaraz mu powiem…
- Kamień znalazłam i jest bezpieczny. Schowałam go niepostrzeżenie do nesesera. Nikt nie wie, gdzie teraz jest. Oprócz mnie, pana Rybki i…
- Co? Wciągnęłaś w to pana profesora? – zmarszczył brwi Bolek.
- Sam się jakoś tak wciągnął, bo jak cię zabierali z garażu, zszedł na podwórko i tam się spotkaliśmy. I wiesz co? On mnie rozpoznał! Po tylu latach! Chyba niewiele musiałam się zmienić, co mi oczywiście schlebia. Chyba nadal jestem piękna i młoda, nie sądzisz? – Julia pokazała Bolkowi najpierw lewy, a potem prawy policzek, jakby siedziała na krześle przy toaletce. Chyba tym samym chciała zagadać Bolka, byle tylko dłużej nie musieć mu mówić o tym najważniejszym. – Lustereczko, powiedz przecie…
- Tak, jesteś piękna i młoda. A mi tylko to „i” zostało. Julka! Do rzeczy! – ofuknął ją Bolek.
- Policja pozwoliła mi zabrać walizkę z mercedesa, bo sprzedałam im prawdziwy kit, że mamy tam drogi, pożyczony sprzęt, który trzeba pilnie oddać właścicielowi. Chyba dobrze zagrałam swoją rolę, bo na szczęście nie zajrzeli do twojego różowego nesesera – dumnie pochwaliła się swoimi zdolnościami aktorskimi Julia. – A potem po prostu zaniosłam walizkę z naszym kamieniem do pana Rybki.
- A po co? – Bolesław zaczął się wiercić, jakby coś go uwierało. Była to prawdopodobnie myśl o grożącym im niebezpieczeństwie. – Będzie u niego spokojnie leżał, aż ten bandyta połowę miasta wpakuje do szpitala albo do kostnicy? Nie rozumiesz, że musimy się go jak najszybciej pozbyć?
- Tego bandyty? Ale jak? Ty ledwo się ruszasz, a ja nie znam się za bardzo na broni. A szminką go raczej nie załatwię… No chyba że mocno w oko, o tak o… - Julia próbowała dźgnąć niewidoczną ofiarę jakby zadawała pchnięcie szpadą.
- Nie bandyty, tylko kamienia się trzeba pozbyć! – Bolek naprowadzał błądzącą po meandrach logiki Julię.
- Jak to pozbyć się kamienia? Ty wiesz ile ten szmaragd jest warty. Pan profesor policzył jego wartość i to tylko handlową. To są miliony, Bolek! Kupa kasy! – Julia uniosła ręce do góry i opuściła je po bokach, jakby próbowała narysować zarys przeogromnej góry gotówki. – Do końca życia nie wydalibyśmy takiej kwoty, choćbyśmy nie wiem jak dobrze się starali szastać na prawo i…
- Julka, przestań! Całkiem ci odbiło? – Bolek przerwał jej i popukał się palcem w czoło. – Naprawdę jakieś świecidełko rozum ci odebrało? To, co mówisz jest niemądre i nieodpowiedzialne! Jeszcze dzisiaj pójdziesz do pana Stefana i zabierzesz od niego ten cholerny kamień. Musimy go oddać temu bandycie, chyba, że chcesz mieć na sumieniu nie tylko mnie, siebie, czy wujka, ale jeszcze kogoś, na kim ci być może zależy. Gdybym był na jego miejscu, próbowałbym za wszelką cenę zdobyć informacje o miejscu ukrycia kamienia. Ale on nie będzie się bawił w przesłuchania. Ja dla przykładu to chyba porwałbym kogoś nam bliskiego i zastosowałbym jakąś formę szantażu…
Julię jakby coś otrzeźwiło. Przełknęła ślinę. Nie pomyślała o tym dotąd w ten sposób. Faktycznie, ten łąjdak z pewnością za moment pojawi się ponownie. Widać, że nie ma zamiaru odpuszczać, dopóki nie dostanie szmaragdu w swoje chciwe łapy. Coś ukłuło ją w podbrzuszu. Doznała takiego uczucia strachu, że przez moment zrobiło jej się niedobrze. Gdzie ta Ola, kurczę?
- Szantażu? – słabym głosem Julia próbowała się upewnić, że się nie przesłyszała. Dobrze, że siedziała, bo autentycznie mogłaby znowu zemdleć i przywitać się z posadzką.
Czy to możliwe, żeby….? Nie… O Jezu. W końcu przed chwilą ten szaleniec był tu w szpitalu i narobił niezłego bajzlu, którego skutkiem było postrzelenie dociekliwego prokuratora. A przecież na pewno nie przyszedł tu strzelać do stróżów prawa, tylko w jakimś innym celu. Nie przychodziłby do szpitala, gdyby był przekonany o prawdziwości szmaragdu. Znaczy szklana kopia szybko została zdemaskowana, ale kiedy wrócił do mojego domu, analizowała poszlaki w myślach Julia, na Granicznej kręcili się już policjanci. Czy to możliwe, że widział, jak ją i wujka Zygmunta zabierali do szpitala? Czy faktycznie był tam później i cały czas obserwował ich dom? Jasne, że tak musiało być. Cały czas szuka tego szmaragdu. Bolek ma rację. Z pewnością ta gangsterska szuja będzie jeszcze chciała wydusić z nich jakieś informacje dotyczące miejsca zadekowania zielonego kamienia. Tylko czekać, jak znów pojawi się gdzieś w pobliżu i to w najmniej oczekiwanym momencie.
Julia postanowiła nie wspominać Bolkowi o pomyśle ze szklanymi kopiami, mimo że prawdopodobnie, choć na krótko, podstęp ten uratował życie jej i wujka. Przed chwilą jeszcze była pewna, że kiedy mu o tym powie, wyjdzie na sprytną i cwaną. A tutaj okazuje się, że niechcący sprowadziła tego bandytę do szpitala i tym razem to prokurator stał się jego kolejną ofiarą. Żeby tylko prokurator się nie dowiedział, że tak naprawdę to przez nią oberwał, bo ani chybi wsadzi ją za kraty na co najmniej dekadę. I faktycznie na ślubie z Bolkiem zagrają i co najwyżej więziennego bluesa.
Podobnie jak o kopiach szmaragdu, Julia zdecydowała także nie wspominać o dzisiejszej przedpołudniowej wyprawie do Wrocławia. Jeżeli Bolek dowiedziałby się, że przez jej nadgorliwość i niezaspokojoną ciekawość, dotyczącą możliwego przeznaczenia kamienia znalezionego w poniemieckiej wojskowej skrzynce, wie już nieco większe grono osób, na pewno sam wsadziłby ją w jakieś miejsce odosobnienia, aby jej kolejne pomysły nikogo więcej nie doprowadziły do rozstroju zdrowotnego albo śmierci.
- Oczywiście. Czy ty wiesz, jakie to skuteczne? Porwania dla okupu są dzisiaj na topie. – Bolek nieświadomy obaw Julii, zaczął jej robić wykład o nowoczesnych formach przestępczości. – Bandziory dla pieniędzy zrobią wszystko. A taki ojciec dla własnego dziecka dałby się zabić. No i dlatego są w stanie się dogadać. Coś jak sprite i pragnienie. Oni mają coś, czego ty chcesz, a ty masz to, czego oni potrzebują. Proste. Zwykła wymiana. Łatwy szmal… Nie trzeba kombinować z napadami na banki, czy wyłudzać gotówki od staruszków metodą na policjanta. Bo to za skomplikowane i za bardzo ryzykowne. Pakujesz dzieciaka wracającego ze szkoły do bagażnika, krótki telefon do jego starych i szybciutko cieszysz się nowymi, pachnącymi jeszcze farbą plikami banknotów prosto z drukarni. Rzadko kiedy te oprychy posuwają się do bardziej drastycznych metod i na przykład przesyłają rodzicom odcięte ucho albo palec. Tak czy siak, wierz mi, że praktycznie każdy płaci. Nikt normalny przecież nie chce, aby jego dziecko cierpiało…
Bolek nagle przerwał, bo zadzwonił telefon. Przerywany sygnał przypominał brzmienie tradycyjnego dzwonka starego telefonu. To dzwonił schowany w kieszeni Julii telefon Oli. Julia wyjęła sfatygowanego, różowego smartfona należącego do ich córki i spojrzała na ekran. Numer nieznany.
Ola zawsze dbała o to, aby jej mama znała kod do każdego z jej kolejnych telefonów, więc Julia wstukała cztery cyfry 5. Choć cały czas wahała się, czy powinna odebrać tę rozmowę, nacisnęła zieloną słuchawkę. Gdyby wyświetlił się jakiś znany numer, bądź zapisany w pamięci telefonu opis dzwoniącego, to z pewnością by nie odebrała, bo wiedziała, że Ola miała zwyczaj oddzwaniać, kiedy nie mogła rozmawiać. Ale Julia telefon odebrała, choć nie mogła przypuszczać, że ta rozmowa ponownie wszystko pogmatwa i wywróci do góry nogami, a Bolek tego dnia nie dowie się jeszcze, że ich spotkanie ponad dwadzieścia pięć lat temu w domu u Czarka Bednarka we Wrocławiu nie zakończyło się wyłącznie porannym kacem po wypitych kilku kieliszkach wina i poszukiwaniem porozrzucanej bielizny.
- Czemu nie nosisz swojego telefonu, mamusiu? – Niestety to nie był głos Oli, tylko gruby i zniekształcony głos męski próbujący udawać głosik dziecięcy. A potem ten głos się zmienił na prawdziwy. – Masz rację, to nie twoja córka. Nie umiem naśladować głosów. Twoja Oleńka jest ze mną i na pewno bardzo za tobą tęskni. Mam ci przesłać jej odcięte ucho, czy wolisz palec? A może lepiej od razu powiecie mi, gdzie to schowaliście i nie będzie potrzebna żadna amputacja bez znieczulenia? Muszę powiedzieć, że nikt tak jak wy, nie wkurzył mnie ostatnio. Mam już po dziurki w nosie tej zabawy w chowanego i w ciuciubabkę.
Czy Ola zachowa ucho? Czy bandyta zostanie złapany i uda się uratować Żaklinę i Olę? Jak potoczy się pościg po bolesławieckich ulicach? Czy Julii uda się wreszcie powiedzieć prawdę Bolesławowi? Dajcie znać, jak wyobrażacie sobie ich dalsze losy!
Bolecnauta Pan M. dzielnie pisze (jak prawdziwy artysta: po nocach!) i dzieli się z nami swoimi niesamowitymi pomysłami. Cieszymy się, że jesteście i czytacie!
Kolejny odcinek już w środę w godzinach popołudniowych!
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).