Z całą pewnością Miejska Straż Pożarna w Bolesławcu istniała już 13 sierpnia 1945 roku, ponieważ z tego dnia pochodzi najstarszy dotyczący jej dokument. Napisał go Powiatowy Komendant Straży Pożarnej w Bolesławcu, Bolesław Sysak, potwierdzając że w mieście istnieje czynna remiza ze strażnicą i prosząc władze Bolesławca o doprowadzenie do tych budynków prądu oraz zainstalowanie tam sygnalizacji alarmowej.
Pracy dla strażaków było mnóstwo - pożary wybuchały nawet po kilka razy dziennie, a często miały miejsce nie tylko w mieście, ale też w okolicznych lasach. Strażacy byli też angażowani do porządkowania miasta i jako jedna z kluczowych służb musieli dbać o bezpieczeństwo w regionie silnie nasyconym czerwonoarmistami i szabrownikami, w ponad 60 procentach mniej lub bardziej zniszczonym.
Już tydzień później komendant Sysak wnioskował do burmistrza Bolesławca o 50 litrów benzyny i 3 litry oliwy do mieszanki, aby móc zasilić kluczową dla strażaków motopompę. Miasto najwyraźniej nie miało takich zasobów, co zresztą nie było niczym dziwnym - w tamtym okresie brakowało benzyny nawet na zasilenie nielicznych służbowych samochodów - więc burmistrz poprosił o pomoc rządowego pełnomocnika, tymczasowo zastępującego starostę. Czy ta pomoc została udzielona, z braku odpowiednich źródeł trudno jest dzisiaj stwierdzić.
Tuż po wojnie straż musiała korzystać głównie ze sprzętu po niemieckich strażakach, który udało się znaleźć w zniszczonym mieście. Takie znaleźne wyposażenie było już poważnie uszkodzone i często się zdarzało, że podczas akcji gaśniczych pękały węże strażackie, nie wytrzymujące wysokiego ciśnienia wody. Dodatkowo władze miasta, mimo apeli ze strony komendanta Sysaka, jeszcze w połowie września 1945 roku nie zorganizowały sekcji kominiarskiej (koniecznie trzeba było oczyścić kominy z sadzy). Pilnym zadaniem było uporządkowanie wszystkich budynków z łatwopalnych śmieci, czego też nie udało się zrealizować.
Głównym atutem powstającej straży była poniemiecka motopompa typu Fischer ze Zgorzelca, nosząca numer seryjny 7486, mająca siłę 29 koni mechanicznych i zdolna do wystrzeliwania 800 litrów wody na minutę. Straż pozyskała ją od okupacyjnych władz sowieckich, co było dowodem wdzięczności za uratowanie ich placówki przy ulicy Kolejowej (dzisiejsza Daszyńskiego). Strażacy dysponowali też nieznaną ilością węży strażackich, pozbawioną kół sikawką, dziewięcioma drabinami i innymi sprzętami. Na stanie było zaledwie siedem hełmów strażackich, osiem masek gazowych i jedna (!) łopata.
Jednocześnie poza gaszeniem pożarów i pomaganiem mieszkańcom na straż były nakładane także inne obowiązki. 24 września 1945 roku burmistrz Bolesławca zawnioskował do komendanta Sysaka, aby ten przydzielił mu jednego ze strażaków do pilnowania ratusza poza godzinami urzędowania. Miasto nie było w stanie zatrudnić do tego woźnego, więc oczekiwało, że bezpieczeństwo w Urzędzie Miejskim zapewni strażak. Czy tak się stało? Nie wiadomo, ponieważ nie zachowała się odpowiedź komendanta na tę prośbę.
Liczba czynnych strażaków w Bolesławcu była bardzo poważnym problemem. W styczniu 1946 roku komendant Sysak, tytułujący się wówczas jako sierżant pożarnictwa, stwierdzał że straż powinna mieć dwie sekcje bojowe, po dziewięć osób każda, a tymczasem poza nim samym w bolesławieckiej Straży służyło tylko 7 Polaków i 8 Niemców. Dopiero z czasem, gdy Niemcy byli wysiedlani, a do naszego powiatu zaczęli masowo przybywać osadnicy z Jugosławii, straż uległa całkowitej polonizacji.
Źródła:
~~Arek napisał(a): Warto porozmawiać na ten temat z synem uwczesnego komendanta panem Janem Sysakiem który ma zdjęcia i dokumenty z okresu powstawania straży w naszym mieście
~~Dariusz Gołębiewski napisał(a): Strażacy byli też angażowani do porządkowania miasta i jako jedna z kluczowych służb musieli dbać o bezpieczeństwo w regionie silnie nasyconym czerwonoarmistami i szabrownikami, w ponad 60 procentach mniej lub bardziej zniszczonym.
~~Ciemnobłękitny Groszek napisał(a):Ktoś napisał: ~~Dariusz Gołębiewski napisał(a): Strażacy byli też angażowani do porządkowania miasta i jako jedna z kluczowych służb musieli dbać o bezpieczeństwo w regionie silnie nasyconym czerwonoarmistami i szabrownikami, w ponad 60 procentach mniej lub bardziej zniszczonym.
Panie Dariuszu, pisze Pan o nasyceniu rejonu bolesławieckiego przez czerwonoarmistów i szabrowników a dlaczego Pan nie wspomniał o bandytach z Werwolfu? o których można poczytać w opowieści Ś.P. Elżbiety Erban "Oczami dziecka".
~~Dariusz Gołębiewski napisał(a):Ktoś napisał: ~~Arek napisał(a): Warto porozmawiać na ten temat z synem uwczesnego komendanta panem Janem Sysakiem który ma zdjęcia i dokumenty z okresu powstawania straży w naszym mieście
Dziękuję za informację, to byłby cenny kontakt.
~~Terakotowa Macierzanka napisał(a):Ktoś napisał: ~~Ciemnobłękitny Groszek napisał(a):Ktoś napisał: Ktoś napisał: ~~Dariusz Gołębiewski napisał(a): Strażacy byli też angażowani do porządkowania miasta i jako jedna z kluczowych służb musieli dbać o bezpieczeństwo w regionie silnie nasyconym czerwonoarmistami i szabrownikami, w ponad 60 procentach mniej lub bardziej zniszczonym.
Panie Dariuszu, pisze Pan o nasyceniu rejonu bolesławieckiego przez czerwonoarmistów i szabrowników a dlaczego Pan nie wspomniał o bandytach z Werwolfu? o których można poczytać w opowieści Ś.P. Elżbiety Erban "Oczami dziecka".
Werwolf w Bolesławcu to mit
W "D" byłeś "G" widziałeś, w latach 70-tych czytałem książkę o Werwolfie na Dolnym Śląsku i pisało o tych bandytach w Bolesławcu, była tam fotka skrzynki kontaktowej na cmentarzu ewangelickim w Bolcu.Poczytaj sobie wspomnienia z tamtych czasów mieszkańców Bolca po wyzwoleniu.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).