23 maja 2012r. godz. 14:54, odsłon: 11645, Zdzisław Abramowicz/Bolec.InfoDramat w Łaziskach
Zamieszczamy kolejne opowiadanie Zdzisława Abramowicza z cyklu "Historia naszej ziemi" związane z wydarzeniami przed i po II Wojnie Światowej w okolicach Bolesławca.
Zdzisław Abramowicz - wywiad dla Bolec.Info (fot. Bolec.Info)
REKLAMA
W dniu 13 listopada 1963 roku w późnych godzinach popołudniowych doszło w Łaziskach do katastrofy lotniczej. W czasie ćwiczeń lotniczych wojsk sowieckich, samolot odrzutowy runął na dom mieszkalny. Katastrofy nie można było ukryć, mimo otoczenia jej ścisłą tajemnicą wojskową. W tamtych czasach w pobliżu Bolesławca żołnierze armii sowieckiej, prowadzili liczne ćwiczenia wojskowe. Według niepotwierdzonych wiarygodnymi źródłami pogłosek, samolotem, który runął na zabudowania, był wprowadzony na wyposażenie armii sowieckiej odrzutowiec MIG 21 PF. Samolot mogący dwukrotnie przekroczyć prędkość dźwięku.
Relacje żyjących do dzisiaj świadków tego tragicznego wydarzenia są wstrząsające. Twierdzą oni zgodnie, że nadlatujący w kierunku Łazisk odrzutowiec płonął już w powietrzu, ciągnąc za sobą warkocz ognia i dymu. Jego pilot usiłował tak pokierować upadkiem maszyny, by runęła ona na ziemię z dala od jakichkolwiek zabudowań.
Wynika to z relacji lotnika, który przybył później do wsi Łaziska i płakał, gdy tłumaczył się z zaistniałego wypadku. Pilot ocalił swoje życie, katapultując się w ostatniej chwili.
Odrzutowiec spadł jednak na dom mieszkalny, zabijając dwie osoby, raniąc kilka następnych i czyniąc poważne szkody materialne. Uderzając w budynek przełamał jego dach, zdemolował pomieszczenie kuchni i wreszcie po rozbiciu stropu piwnicy wrył się głęboko w ziemię. Budowlę natychmiast ogarnęły płomienie ognia
W czasie wypadku śmierć poniosła pięcioletnia Zosia, przysypana gruzem i zsypującym się wraz z resztkami dachu ze zbożem składowanym na poddaszu.
Przygnieceni szczątkami budynku zostali także rodzice dziewczynki, a jej ojciec doznał przy tym poważnych obrażeń głowy. Gdy oszołomiony, z pękniętą podstawą czaszki wyszedł na zewnątrz, płonęła na nim odzież. Cudem ocalał wtedy dwuletni brat dziewczynki Wacław. On jednak niewiele zapamiętał z wypadku.
Potworna była śmierć kilkunastoletniego Tadeusza, który spacerował w tym czasie po podwórku. Podmuch wybuchu dosłownie rozerwał go na strzępy. Długo po katastrofie znajdowano rozrzucone szczątki jego ciała.
Według relacji ocalałych mieszkańców domu, silnik odrzutowca po przełamaniu stropów i posadzki piwnicy, wbił się w glebę na głębokość około sześciu metrów.
Teren wypadku został niemal natychmiast otoczony żołnierzami sowieckimi i polskimi. Co uniemożliwiło dostęp osób postronnych do miejsca katastrofy. Przez długi czas ludzie musieli wracać do swoich domów okrężnymi drogami.
Przysłane sowieckie patrole wojskowe długo przeczesywały okolicę. Intensywnie szukano najdrobniejszych części odrzutowca, a zwłaszcza jakiegoś przedmiotu, którego fotografię pokazywano mieszkańcom.