gover napisał(a): ~Anonim napisał(a): Teraz zgłupiałam bo nie wiem czy mam się z chłopakiem bać i udawać, że nas nie ma.
Pozostan glupia, i udawaj ze Was nie ma.
To była podpucha...nie wierzę że ktoś serio o takie rzeczy pyta.
Jeśli tak - masz ochotę ogólnie przyjąć księdza, katolikiem jesteś, modlisz się, chodzisz do kościoła - wpuść księdza a jak się okaże że jest zły, no nie wiem...ma rogi, kopyta i zionie ogniem to wiele nie poradzisz, ale jeśli po prostu będzie niemiły, niekulturalny to go wyprosisz.
A jeśli wierząca nie jesteś, nie czujesz potrzeby przyjęcia księdza to przestań się zastanawiać "co ludzie pomyślą" (w tym rzeczony ksiądz), skoro ktoś do drzwi puka, otwórz jak cywilizowany człowiek, zapytaj w jakiej sprawie i powiedz że Cię nie interesuje. Zupełnie jak "Dzień dobry, kapustę, ziemniaki jajka sprzedajemy...!" - "Dzień dobry, dziękuję, nie trzeba".
To też mam nadzieję podpucha:
~Ojciec Mateusz napisał(a): misiekELF napisał(a): ... Dziecka nie chrzciłam...
Szkoda, bo co jest winne dziecko, że matka ... ech :/ Ochrzcij dziecko, jak samo dorośnie i nie będzie chciało wierzyć to nie będzie wierzyć !! Sama zapewne przyjęłaś chrzest, a teraz mózg ci wyprali i jest jak jest. Myślałem, że ludzie po studiach, jednych, drugich, trzecich to ludzie mądrzy, inteligentni, a tu czytając twój tekst zmieniłem trochę zdanie.
Żaden prawdziwej wiary katolik takich głupot by nie gadał, gdyż zmuszałby poganina, heretyka i bałwochwalcę do wyznania przed Bogiem fałszywego świadectwa wiary co byłoby w oczach Boga złe i raziłoby go. Byłoby to niewybaczalne - nie tyle dla owego poganina który i tak przecież Królestwa Niebieskiego nie dostąpi ale dla owego chrześcijanina, który do tak haniebnego czynu wobec Boga namawia. Naprawdę uważasz że ktoś kto sam chce się wypisać z KK powinien przed Bogiem kłamać z premedytacją odpowiadając na takie pytania:
Ktoś napisał: Ksiądz: Prosząc o chrzest dla swoich dzieci, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania ich w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowały Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?
Drodzy rodzice i chrzestni. (...)Czy wyrzekacie się grzechu, aby żyć w wolności dzieci Bożych? Czy wyrzekacie się wszystkiego, co prowadzi do zła, aby was grzech nie opanował? Czy wyrzekacie się szatana, który jest głównym sprawcą grzechu? Czy wierzycie w Boga Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi? Czy wierzycie w Jezusa Chrystusa... Czy wierzycie w Ducha Świętego...
Nie bój się...jak owieczka zmądrzeje i będzie chciała wierzyć to sobie przyjmie chrzest jako osoba dorosła, w pełni świadoma i odpowiedzialna za swoje czyny, pójdzie do księdza, powie że matka była głupią poganką i jej nie ochrzciła ale ona jest wierząca i pragnie naprawić ten błąd. I tyle.
Póki co Konstytucja gwarantuje rodzicom wychowanie dziecka zgodnie z ich przekonaniami. Póki nie zostanie w niej zawarte że Polska z państwa świeckiego zmienia się w katolickie zamierzam się tymi prawami cieszyć. Gdy się to zmieni - mam nadzieję że zanim zostanę spalona na stosie dacie mi szansę wyprowadzenia się z tego kraju.
Piszesz że ja przyjęłam chrzest ale mózg mi wyprali... Otóż jak rodzice mnie zabrali do chrztu byłam niemowlakiem - jadłam, spałam i robiłam w pieluchę wiadomo co - jak mogłam wtedy cokolwiek przyjąć...? Byłam nieświadomym dzieckiem i żyłam w tej wierze bo tak mi kazali.
W liceum religii uczył nas ksiądz. Nie był szanowany przez uczniów, często się z niego śmiali w klasie, wręcz szydzili, przeszkadzali na lekcjach. Było mi go szkoda. Miły, kulturalny człowiek. Nie zasługiwał na takie traktowanie. Na lekcjach religii właściwie tylko ja i jeszcze jedna dziewczyna prowadziłyśmy z nim kulturalne dyskusje zamiast chamskich odzywek innych uczniów. Mawiał on że żeby móc nazwać się prawdziwym chrześcijaninem trzeba znać Pismo Św. To on mnie przekonał żebym zaczęła je czytać w całości - a nie urywkami jak uczą w szkole. Po jakimś czasie zapytał mnie czy wszystko rozumiem, odparłam że nie. Tekst był napisany archaicznym językiem i nie wszystko było jasne. Dał mi książkę która miała pomóc mi zrozumieć. Siedziałam na przerwach z Biblią i książką od księdza i czytałam. Dzieciaki oczywiście się ze mnie śmiały że głupia jestem, że lepiej bym poszła w piątek do Imperium a nie Biblię czytam. Gdy skończyłam czytać powiedziałam księdzu że pod wpływem tej lektury przestałam wierzyć, powiedziałam dlaczego, próbował mnie przekonać, ale mu się nie udało. Przeczytałam jeszcze raz i byłam jeszcze bardziej pewna swego. Zrozumiał i uszanował. Powiedział że nie muszę chodzić na religię, ale mama by mnie na pewno nie wypisała a księdza lubiłam więc chodziłam dalej. Jak sam mówił "przynajmniej miał z kim pogadać". Gdy mu zaczęłam mówić "dzień dobry" zganił nawet jakąś nauczycielkę która mnie poprawiła że do księdza się mówi "szczęść Boże", że nigdzie takiego wymogu nie ma i woli szczere życzenie dobrego dnia niż fałszywe bożego szczęścia.
Jak widać Biblia wyprała mi mózg. Rozmawiać z innymi niewierzącymi zaczęłam dopiero 2 lata później.
Gdyby ten ksiądz chodził u nas po kolędzie to bym go przyjęła. Wiedziałby że do modlitwy mnie nie namówi, ale pewnie chętnie by pogadał i ja też. Niestety przypuszczam że w Bolesławcu jest tylko jeden ksiądz (jeśli znów nie wyjechał na misję), który podobnie - chętnie wpadłby na herbatkę do ateistki po prostu pogadać. Innych nie przyjmuję - bo po co?