~~Ceglastoróżowy Agrest niezalogowany
28 sierpnia 2020r. o 12:30
Przepraszam za przerwę. Planowany urlop :)
Oto moja propozycja:
---------------------------------
Julia nie była potrzebna Bolesławowi do spaceru z pikającym geo-czymśtam, czy jak to nazwała dla własnego użytku - z neokosiarką. Przysiadła na krawędzi pozostałego po wartowni kawałka omszałego muru, podłożywszy oczywiście uprzednio pod pośladki pomiętą chusteczkę, znalezioną naprędce w kieszeni spodni moro, nie licząc w tej kwestii na rycerskość Bolesława, ani tym bardziej na zawartość jego przepastnego różowego nesesera. Zawsze obawiała się pogryzienia przez owady. A wobec pająków to już czuła wręcz paniczny strach. Widać i Pan Bóg przy stwarzaniu świata miał słabsze dni. Po zastanowieniu stwierdziła jednak, że w drodze wyjątku będąc tutaj sam na sam z Bolesławem, zapewne mogłaby dać się jakimś owadom obleźć i pokąsać jak Telimena. O ile oczywiście Bolesław stanąłby na wysokości zadania i nie krępowałby się zagrać roli Tadeusza. No, ale Bolesław wydawał się w tej właśnie chwili poświęcać całą swoją uwagę innemu zadaniu niż szukaniu mrówek.
Mieli około godziny, aby pobić się z myślami sam na sam. Każde ze swoimi. No to zaczęła tę swoją bójkę od czasu do czasu spoglądając, czy żadna krwiożercza mrówka nie czyha na nią wspinając się po nogawkach ku górze, aby wpić się tymi strasznie wielkimi żwaczkami w jej tętnicę szyjną. Stwierdziła, że biorąc udział w tym survivalu, mimo wszystko przydałaby się jej jakaś broń. Jak Bolesław zrobi przerwę zapyta go, czy neseser nie zawiera też aby jakiegoś poręcznego arsenału.
Patrząc na Bolka kroczącego powoli i z godnością w specjalnych małych słuchawkach za toczącym się na kółkach urządzeniem, ze skupieniem wpatrującego się w ekran i najwyraźniej także zatopionego we własnych myślach, próbowała poukładać gnające po głowie obrazy. Nabierający pędu ciąg zdarzeń nie sprzyjał w chwili obecnej analizie wypadków ostatnich kilku dni, jak i przewidzeniu tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby tylko zechciała pokierować swoim losem w tym samym kierunku, co miała nadzieję i Bolesław. Czy można jeszcze wrócić do tego, co było? Czy pod zastygłą dwudziestoletnią warstwą lawy cokolwiek jeszcze płynie? I wreszcie, czy to dobra chwila, aby wreszcie powiedzieć mu to NAJWAŻNIEJSZE?
Wróciła pamięcią, chociaż wszystko wydawało dzisiaj się takie odległe i zamazane, do kilku młodzieńczych, szalonych licealnych lat, spędzonych z Bolesławem na spacerach, przesiadywaniu na parkowych ławkach, całodziennych wycieczkach rowerowych, letnich eskapad na Krępnicę, nad Bóbr, czy nad Błękitka. Wymieniłaby co do jednego wszystkie miejsca, dosłownie wszystkie, które mieli okazję wspólnie odwiedzić, które fotografowali, w których odpoczywali, albo w których łapał ich rzęsisty deszcz, kiedy pod koniec majowego czy czerwcowego wypadu, po upalnym dniu zdarzało się nie zdążyć wrócić do domów przed burzą. Dałaby wiele, żeby jeszcze raz, z tą samą beztroską, z tą samą głową pełną marzeń o podróżach dokoła świata, ale pełną też nie zawsze mądrych pomysłów, poczuć ciepły wiatr rozwiewający włosy, bolącą od zbyt twardego siedzenia roweru dolną część pleców, a z tyłu słyszeć śmiech jadącego zawsze za nią Bolesława na starym, wyciągniętym z piwnicy jego dziadków rowerze, w którym nie dało się wyeliminować skrzypienia przekładni łańcucha, ani klekotania niedokręconego błotnika, choćby Bolesław starał się jak mógł. A że nie zawsze chciało mu się starać mieć sprawny i odpicowany rower, to już inna para dętek.
Przypomniała sobie godzina po godzinie także i ten dzień, przez który właśnie dzieje się to, co się dzieje tu i teraz. A zaczęło się jak zwykle od niewinnego wypadu, w tym dniu do ruin Waldschloss…
-------------------------
Pozdrawiam
M. (nie wiem jaki nick mi się przypisze)