WUJU, NIE BIJ! FESTIWAL SZALEŃSTWA I BURACTWA W SEJMOWYM CYRKU
Niektórzy obchodzą rocznicę odejścia Jana Pawła II z refleksją i zadumą. Inni wolą uczcić ją grzmotem buraczanych okrzyków, rzucaniem oskarżeń o morderstwo i napadami werbalnej ...czki w Sejmie. Witamy na Festiwalu Chamstwa – edycja specjalna 2025, zorganizowana przez nieformalną grupę rekonstrukcyjną PRL-u pod przewodnictwem niezmordowanego konferansjera Jarosława K.
Jak zwykle nie zawiódł Andrzej Duda, który z powagą – godną balonika z helem – napisał na platformie X, że w Sejmie trwa "festiwal prowokacji". Andrzej, kochany, to nie prowokacja. To wasz naturalny stan emocjonalny od 2015 roku. Gdyby Sejm miał publiczność na żywo, rozdawaliby popcorn. A może i rozdają, tylko dla posłanki Arent.
Przejdźmy do występu głównego. Jarosław Kaczyński, osamotniony lider partii wspomnieniowej PiS, z sejmowej mownicy obwieścił, że Roman Giertych to "główny sadysta" w kraju. Powiedzmy sobie szczerze: jeśli Giertych jest sadyśtą, to Kaczyński jest jego najwierniejszą dominą, bo sam się do biczowania podsuwa z mikrofonem i notesem z cytatami z "Dziennika Telewizyjnego".
A potem zrobiło się jeszcze weselej. Giertych wszedł na mównicę, Kaczyński też. Stanęli obok siebie, jakby mieli zaraz zatańczyć tango politycznej groteski. "Jarku, uspokój się, mów mi wuju!" – powiedział Giertych. Czy to przypadkiem nie jest najpiękniejsze epitafium dla upadku PiS? Prezes, zaperzony jak dzieciak w piaskownicy, odburkuje: "Nie jestem z tobą na ty, łobuzie!".
Wtedy zaczęło się piekło. Posłowie PiS wpadli w trans jak podczas seansu spirytystycznego w remizie. Posłanka Iwona Arent, do tej pory znana głównie z tego, że istnieje, nagle odnalazła powołanie jako prorok apokalipsy i zaczęła wrzeszczeć "morderca!" w stronę Giertycha z taką pasją, jakby właśnie wygrała w kole fortuny hasło "publiczne zniesławienie". "Złaź z mównicy, morderco!" - wtórowali inni posłowie PiS, zamieniając salę plenarną w wiejskie podwórko w stanie wzmożone
go podniecenia.
Atmosfera była tak napięta, że można było ją kroić maczetą. Piotr Zgorzelski, pechowy wicemarszałek, zarządził przerwę, zanim doszło do sejmowego wrestlingu z ławkami w roli broni miotającej. Był to moment, w którym widzowie TVP Info wstrzymali oddech, bo liczyli, że prezes przynajmniej rzuci butem.
Na ten spektakl zareagował Donald Tusk, wbijając Jarkowi szpilę z precyzją szermierza: "To nie miało prawa się udać, Jarku". I trudno się nie zgodzić. Ten spektakl miał wszystko: dramat, krzyk, moralne oburzenie, a nawet groteskę. Zabrakło tylko konia i klauna na monocyklu, ale być może Kaczyński po prostu nie zdążył przebrać się za jedno z nich.
Andrzej Duda, który raz udaje niezależnego prezydenta, a raz myli Konstytucję z instrukcją obsługi pilota do TVP, oczywiście nie mógł nie dorzucić swoich trzech groszy. "Nie pozwólcie sobie odebrać tego, co przeniknięte Dobrem" – napisał. Drogi Andrzeju, najpierw sprawdź, czy masz włączony caps lock na literę "D", bo przez chwilę myślałem, że chodzi o jakiegoś znajomego ze świętokrzyskiego.
Owszem, mamy do czynienia z festiwalem. Ale nie chamstwa obywateli, tylko desperacji politycznych dinozaurów, które przegrały wszystko i teraz gryžą mikrofony, byleby jeszcze raz usłyszeć w swojej głowie echo klaskania z dawnych lat.
I niech nikt nie zapomina: w tym festiwalu nie ma wejściówki, wszyscy jesteśmy widzami. Różnica jest tylko taka, że jedni jeszcze się śmieją, a drudzy już tylko liczą, kiedy to wszystko się wreszcie skończy.WUJU, NIE BIJ! FESTIWAL SZALEŃSTWA I BURACTWA W SEJMOWYM CYRKU
Niektórzy obchodzą rocznicę odejścia Jana Pawła II z refleksją i zadumą. Inni wolą uczcić ją grzmotem buraczanych okrzyków, rzucaniem oskarżeń o morderstwo i napadami werbalnej ...czki w Sejmie. Witamy na Festiwalu Chamstwa – edycja specjalna 2025, zorganizowana przez nieformalną grupę rekonstrukcyjną PRL-u pod przewodnictwem niezmordowanego konferansjera Jarosława K.
Jak zwykle nie zawiódł Andrzej Duda, który z powagą – godną balonika z helem – napisał na platformie X, że w Sejmie trwa "festiwal prowokacji". Andrzej, kochany, to nie prowokacja. To wasz naturalny stan emocjonalny od 2015 roku. Gdyby Sejm miał publiczność na żywo, rozdawaliby popcorn. A może i rozdają, tylko dla posłanki Arent.
Przejdźmy do występu głównego. Jarosław Kaczyński, osamotniony lider partii wspomnieniowej PiS, z sejmowej mownicy obwieścił, że Roman Giertych to "główny sadysta" w kraju. Powiedzmy sobie szczerze: jeśli Giertych jest sadyśtą, to Kaczyński jest jego najwierniejszą dominą, bo sam się do biczowania podsuwa z mikrofonem i notesem z cytatami z "Dziennika Telewizyjnego".
A potem zrobiło się jeszcze weselej. Giertych wszedł na mównicę, Kaczyński też. Stanęli obok siebie, jakby mieli zaraz zatańczyć tango politycznej groteski. "Jarku, uspokój się, mów mi wuju!" – powiedział Giertych. Czy to przypadkiem nie jest najpiękniejsze epitafium dla upadku PiS? Prezes, zaperzony jak dzieciak w piaskownicy, odburkuje: "Nie jestem z tobą na ty, łobuzie!".
Wtedy zaczęło się piekło. Posłowie PiS wpadli w trans jak podczas seansu spirytystycznego w remizie. Posłanka Iwona Arent, do tej pory znana głównie z tego, że istnieje, nagle odnalazła powołanie jako prorok apokalipsy i zaczęła wrzeszczeć "morderca!" w stronę Giertycha z taką pasją, jakby właśnie wygrała w kole fortuny hasło "publiczne zniesławienie". "Złaź z mównicy, morderco!" - wtórowali inni posłowie PiS, zamieniając salę plenarną w wiejskie podwórko w stanie wzmożone
go podniecenia.
Atmosfera była tak napięta, że można było ją kroić maczetą. Piotr Zgorzelski, pechowy wicemarszałek, zarządził przerwę, zanim doszło do sejmowego wrestlingu z ławkami w roli broni miotającej. Był to moment, w którym widzowie TVP Info wstrzymali oddech, bo liczyli, że prezes przynajmniej rzuci butem.
Na ten spektakl zareagował Donald Tusk, wbijając Jarkowi szpilę z precyzją szermierza: "To nie miało prawa się udać, Jarku". I trudno się nie zgodzić. Ten spektakl miał wszystko: dramat, krzyk, moralne oburzenie, a nawet groteskę. Zabrakło tylko konia i klauna na monocyklu, ale być może Kaczyński po prostu nie zdążył przebrać się za jedno z nich.
Andrzej Duda, który raz udaje niezależnego prezydenta, a raz myli Konstytucję z instrukcją obsługi pilota do TVP, oczywiście nie mógł nie dorzucić swoich trzech groszy. "Nie pozwólcie sobie odebrać tego, co przeniknięte Dobrem" – napisał. Drogi Andrzeju, najpierw sprawdź, czy masz włączony caps lock na literę "D", bo przez chwilę myślałem, że chodzi o jakiegoś znajomego ze świętokrzyskiego.
Owszem, mamy do czynienia z festiwalem. Ale nie chamstwa obywateli, tylko desperacji politycznych dinozaurów, które przegrały wszystko i teraz gryžą mikrofony, byleby jeszcze raz usłyszeć w swojej głowie echo klaskania z dawnych lat.
I niech nikt nie zapomina: w tym festiwalu nie ma wejściówki, wszyscy jesteśmy widzami. Różnica jest tylko taka, że jedni jeszcze się śmieją, a drudzy już tylko liczą, kiedy to wszystko się wreszcie skończy.
Krzysztof Bielejewski
Zastosowana autokorekta