Przeminęli, odeszli. Zostawili spadek:
ziemię oszołomioną rozmachem ich zrywu.
Dziesiątki lat idziemy ich gorącym śladem,
usiłując wziąć w formy ów spieniony żywioł.
Lecz runąwszy w ten wyłom, który wyrąbali
salwą dział i naganów w dusznych horyzontach,
ażeby po zwycięstwa dalej iść i dalej
- musimy poplątane supły dróg rozplątać.
Gniew za nami zostaje w niedojrzałych formach,
gorycz w liniach, co z trudem znajdują prostotę,
gmachy nie dokończone i bryły toporne,
uskrzydlone nadzieją, obmywane potem.
Słyszysz grzechot taczanek? Czas echa nie tłumi.
A więc dziejów się ucząc, dorastając do nich,
w gryzącym głodzie serca i rozterce sumień
- szukamy prawdy w trudzie pokrwawionych dłoni.
Przeminęli, a idą. A świat za ich rejsem
płynie, płynie ku portom człowieczych przeznaczeń.
Aż poderwą się głazy od powietrza lżejsze,
a w metalu majowy wicher zakołacze.
My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle
W suchej naszej piwnicy
Kształty bez formy, cienie bez barwy
Siła odjęta, gesty bez ruchu.
A którzy przekroczyli tamten próg
I oczy mając weszli w drugie królestwo śmierci
Nie wspomną naszych biednych i gwałtownych dusz
Wspomną, jeżeli wspomną,
Wydrążonych ludzi
Chochołowych ludzi.
II
Oczu napotkać nie śmiem w moich snach
W sennym królestwie śmierci
Nigdy się nie ukażą:
Tam na złamanej kolumnie
Oczami będzie blask słońca
Tam tylko chwieją się drzewa
I głosy, kiedy wiatr śpiewa,
Są dalsze i uroczyste
Niż gwiazda blednąca.
I obcym nie był bliżej
W sennym królestwie śmierci
Niechaj jak inni noszę
Takie umyślne przebranie
Patyki stracha na polu
Szczurzą sierść, pióra wronie
Niechaj jak wiatr wieje się skłonię
Nie bliżej -
Niech ostatecznie ominie spotkanie
W królestwie ni światła ni cienia
III
Tutaj kraina nieżywa
Kraina kaktusowa
Tu hodują kamienie
Obrazy, ich łaski wzywa
Dłoń umarłego błagalnie wzniesiona
Pod migotem gwiazdy blednącej.
Czy tak samo jest tam
W drugim królestwie śmierci
Czy budzimy się zupełnie sami
W godzinę kiedy wszystko w nas
Jest czułością i czystymi łzami
Usta chcą pocałunku
A modlą się do złamanego kamienia.
IV
Nie tu są oczy
Nie ma tu oczu
W tej dolinie umierających gwiazd
W tej wydrążonej dolinie
Złamanej szczęce naszych utraconych królestw
W tym ostatnim miejscu spotkania
Na oślep szukamy
Nieufni i niemi
Na żwirach zgromadzeni pod opuchłą rzeką
Na zawsze niewidomi
Bo nie ukażą się oczy
Gwiazda nieustająca
Wielolistna róża
Królestwa śmierci bez świateł ni cienia
Nadzieja tylko
Pustych ludzi
V
Więc okrążajmy kaktus nasz
Kaktus nasz kaktus nasz
Więc okrążajmy kaktus nasz
O piątej godzinie rano
Pomiędzy ideę
I rzeczywistość
Pomiędzy zamiar
I dokonanie
Pada Cień
Albowiem Tuum est Regnum
Pomiędzy koncepcję
I kreację
Pomiędzy wzruszenie
I odczucie
Pada Cień
A życie jest bardzo długie
Pomiędzy pożądanie
I miłosny spazm
Pomiędzy potencjalność
I egzystencję
Pomiędzy esencję
I owoc jej
Pada Cień
Albowiem Tuum est Regnum
Albowiem Tuum est
Życie jest
Albowiem Tuum est
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.
Halina Poświatowska
Wieczny finał
obiecywałam niebo
ale to nieprawda
bo ja cię w piekło powiodę
w czerwień - ból
nie będziemy obchodzić rajskich ogrodów
ani zaglądać przez szpary
jak kwitnie georginia i hiacynt
my - położymy się na ziemi
przed bramą czarciego pałacu
zaszeleścimy anielsko
skrzydłami o pociemniałych zgłoskach
zaśpiewamy piosenkę
o ludzkiej prostej miłości
w promyku latarni
świecącej stamtąd
pocałujemy się w usta
szepniemy sobie - dobranoc
zaśniemy
&feature=related
:)
Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Jak krople wina ostatnie w kielichu
Są te wrześniowe dnie; nikną po cichu;
Zda się, że oddal wypija je modra.
Pójdź w konający park. Jesień jest szczodra,
Hojnie swe czary rzuca na dni krosna,
Dając to, czego nie może dać wiosna:
Łagodne złoto swych bladych promieni
I ciepły bursztyn lasów na zieleni
Ciemnej skoszonych łąk, i widnokręgi
Spowite w fiolet, i słodkie włóczęgi,
Które otacza ukojenie godzin.
Jesteś z tych, którym los w chwili narodzin
Rzucił siew smutku w duszę niepokorną.
Rozumiesz piękność jesieni wyborną,
Gdzie dumny przepych sąsiaduje z nagą
Nicością śmierci. Kochasz ją z powagą,
Jak kochasz życie, choć jego bogata
Pełń więdnie z jutrem i jak sen ulała.
Przezornie wdzięczna każdej rzeczy nowej,
Wiesz, że najlepszą ucztą są rozmowy
Z wolna, poufnie prowadzone w wieńcu
Lasów stojących w ostatnim rumieńcu,
Słowa, co rzadko padają wśród ciszy
I których drogiej treści towarzyszy
Smutek wokoło konających rzeczy.
Wśród opuszczenia pańskich, dziś bez pieczy
Stojących parków, co straciły władzę,
Lubisz się gubić w niedbałej przechadzce
Na brzegach stawu, co niebo zdwukrotnia,
Lub siedzieć w łodzi, co cię osamotnia
Wśród zadumanej schyłku tajemnicy.
Lubisz przepajać się, pełna tęsknicy,
Odurzającym, silnym aromatem,
Którym wyręby tchną; bladym bławatem
Nieba oczyszczasz źrenice swych oczu;
Nieokreślonym snom po pól roztoczu
Snuć się pozwalasz, jak tiulom oparów,
Które z wilgotnych wieczór wznosi jarów;
Duszę nasycasz dreszczem upojenia,
Co się wyłania z widoku zniszczenia
I śmierci dla tych, którzy tętno ciepłe
Krwi w sobie czują, gdy wszystko w krąg skrzepłe.
Mądrość jest w tobie. Wśród odludnych marzeń,
Tajemnych wzruszeń, gromadzisz skarb wrażeń.
Zda się, że z całej tej przebujnej krasy,
Co kona cudnie, chcesz wchłonąć zapasy
Na chwile szare jak głuche ruiny,
By bezradosne przystrajać godziny
Tym, co w pamięci twej świeżość ma młodą,
I siebie zdobić zanikłą przyrodą,
Byś gdy jej piękność stanie się nicością,
Piękna wskrzeszoną jej była pięknością.
Więc kiedy ziemi zagasną uśmiechy,
W sobie ich odblask znajdziesz i uciechy.
Odcień dla szaty swej dobierzesz miękki
Złotego zmierzchu i trwożnej jutrzenki,
Co się przetapia w różaność perłową.
Przypomnisz fiolet skłonów, rudość płową,
Której akordem gra drzew wielobarwie,
I z liści, które dłoń twa biała narwie,
Z kwiatów ostatnich i czystych niebiosów
Stworzysz harmonię szat, ciała i włosów.
A kiedy w zimie, w wrzeniu miasta hucznym,
Odpocząć zechcesz po świetle zbyt sztucznym,
Znajdziesz we wspomnień dali tajemniczej
Kilka chwil cichych czaru i słodyczy.
:)
Niczego w życiu nie należy się bać, należy to tylko zrozumieć. M.S.C.
Idzie węglarz zgarbiony, pod koszem sie kłoni,
przez czarny, czarny śnieg -
i znaczy węglem białym jak kwiat jabłoni
biały na śniegu ścieg. -
Na zziębłą szybę w zamróz trzaskający, dziki
wypełzły barwne mchy,
rude, złote, czerwone werweny, gwoździki
i fioletowe bzy. -
Zaś w łagodnej cieplarni wybujał skwapliwie
lodowy koral, chwast,
wzrosły szklane łopuchy na srebrnej pokrzywie
i szczawie pełne gwiazd. -
- Dziś obalone cudem, jako kulą kręgiel,
spoczęło w śnie niepamięci -
a słodkie wielkie Niegdyś od nowa się świeci. -
- W czerń śniegu padł biały węgiel.
*****
"Dwie są rzeczy mniej smutne niż inne"
Żeleński Boy Tadeusz
Dwie są rzeczy mniej smutne niż inne
na tym świecie przepojonym łzami:
albo rymy dobierać niewinne,
lub usteczek dobierać nutami;
albo wgryzać się z radosnym znojem
w myśli tkankę i sok z niej wysysać,
albo serce drgajace na swojem
słów kłamliwych pieszczotą kołysać.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.