Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
BolecFORUM Nowy temat

Poezja. Wiersze ulubione.

10114
#alter nieaktywny
17 marca 2015r. o 13:06
~aa napisał(a): :) dowiem się dla pewności ;) że pszczoła w treści to nie koniecznie z tego ale mogę się mylić ;)

....noc


aa.. nie zajęłaś stanowiska? a jaka jest Twoja definicja szczęścia? :)


Dopisane 17.03.2015r. o godz. 00:14:

... pytam z ciekawości ;) dobranoc


Dopisane 17.03.2015r. o godz. 12:55:

Śledzą Nas... Okradają Z Ścieżek I Ustroni...

Śledzą nas... Okradają z ścieżek i ustroni,
Z trudem przez nas wykrytych. gniew nasz w słońcu pała!
Spieszno nam do łez szczęścia, do tchów woni,
Chcemy pieszczot próbować, poznawać swe ciała.

Więc na przekór przeszkodom źrenicą bezradną
Chłoniemy się nawzajem, niby dwa bezdroża,
A, gdy powiek znużonych kotary opadną,
Czujemy, żeśmy wyszli z uścisków łoża.

Nikt tak nigdy nie patrzał, nie bywał tak blady,
I nikt do dna rozkoszy ciałem tak nie dotarł,
I nie nurzał swych pieszczot bezdomnej gromady
W takim łożu, pod strażą takich czujnych kotar!




Dopisane 17.03.2015r. o godz. 13:02:

Rozmowa.

Adam Strug i Stanisław Soyka o płycie „Strug. Leśmian. Soyka"




Dopisane 17.03.2015r. o godz. 13:05:




Dopisane 17.03.2015r. o godz. 13:06:


<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
17 marca 2015r. o 13:18
:) Pięknie dzisiaj


Płótno

Myśl się dziś moja jak płótno na trawie
w słońcu nad wodą bieli
i grzeje.
Zamykam oczy i nie wiem prawie,
czy śni mi się tak,
czy dzieje?

Myśl się dziś moja jak płótno rozściela
w długich, wilgotnych pasmach
nad wodą.
Niech ją wiatr chłodzi, słońce wybiela,
niechaj przesiąka
pogodą...

Beata Obertyńska

Dokładność

Nie, żebym miała jakie wątpliwości,
bo wiem, że w niebie będzie kiedyś wszystko,
tylko chcę wiedzieć - tak - dla dokładności,
czy i kwitnące kartoflisko?

Czy kiedy wieczność - czas, co go poruszał -
z zatrzymanego już zdejmie Zodiaku -
będzie pamięcią mogła wrócić dusza
do takich kwitnących ziemniaków?

Czy Boża wielkość, do Swych miar nawykła,
zechce uwzględnić ważąc nasze sprawy,
czym człowiekowi umiał być - na przykład
skrzyp przydrożnego świerszcza z trawy?

Bo - skoro szczęścia czeka nas tam pełnia,
to poza tamtym - Niepojętym – Wszystkim -
koniecznie także: biała, młoda pełnia
nad takim letnim kartofliskiem...

Miłego dnia :)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
17 marca 2015r. o 22:18
Prolog - Leśmian

Dwa zwierciadła, czujące swych głębin powietrzność,
Jedno przeciw drugiemu ustawiam z pośpiechem,
I widzę szereg odbić, zasuniętych w wieczność,
Każde jest zakrzepłym bliższego echem.

Dwie świece płoną przy mnie, mrużąc złote oczy,
Zapatrzone w lustrzanych otchłań wirydarzy:
Tam aleja świec liśćmi złotymi się jarzy
I rzeka nurt stężały obojętnie toczy.

Widzę tunel lustrzany, wyżłobiony, zda się,
W podziemiach moich marzeń, groźny i zaklęty,
Samotny, stopą ludzką nigdy nie dotknięty,
Nie znający pór roku, zamarły w bezczasie.

Widzę baśń zwierciadlaną, kędy zamiast słońca,
Nad zwłokami praistnień orszak gromnic czuwa,
Baśń, co się sama z siebie bez końca wysnuwa
Po to, aby się nigdy nie dosnuć do końca...

Gdy umrę, bracia moi, ponieście mą trumnę
Przez tunel pogrążony w zgróz tajemnych krasie,
W jego oddal dziewiczą i głębie bezszumne,
Nie znające pór roku, zamarłe w bezczasie.

Gdy umrę, siostry moje, zagaście blask słońca,
Idźcie za mną w baśń ową, gdzie chór gromnic czuwa,
W baśń, co się sama z siebie bez końca wysnuwa
Po to, aby się nigdy nie dosnuc do końca!...




Dopisane 17.03.2015r. o godz. 13:41:

dawno temu było :) ale jak Leśmian?




Dopisane 17.03.2015r. o godz. 19:51:

Miłość stroskana... Leśmian :)

Która godzina? Która w niebie zorza?
Nie czas na skargi! Świat jest właśnie taki!...
Dawnoś to w zbożu rwał chabry i maki?
Pokochaj zboże! Nic nie ma, prócz zboża!...

Czemuż tak patrzysz w otchłanie bezczasu -
I mówisz: "Jakże pokocham tę zmorę?" -
Dawnoś to w lesie całował drzew korę?
Więc las pokochaj! Nic nie ma, prócz lasu!

"Przyszedłem na świat, poprzedzon żałobą,
I byle jaką odejdę stąd bramą."-
A cóż zabierzesz na drogę ze sobą,
Jeśli - nie wszystko, jeśli nie to samo?

Niech dusza twoja, miłością wielmożna,
Takim się żalem po nocach nie trudzi,
Że prócz tych roślin i zwierząt i ludzi -
Nic na tym świecie pokochać nie można




Dopisane 17.03.2015r. o godz. 22:18:



Co w mgłach czyni żagiel na głębinie... Leśmian :)

Co w mgłach czyni żagiel na głębinie?
Nic, prócz tego, że żegluje.
A co wiosna, w zielonej dolinie?
Nic, prócz tego, że wiosnuje.

Czym są rany, co pierś tobie krwawią?
To amulet koralowy.
A czym łzy, co gardło twe dławią?
To różaniec bursztynowy.

Czym ty byłeś o słońca zachodzie?
Byłem duchem, byłem ciałem.
Czemuś zabił dziewczynę w ogrodzie?
Nie zabiłem, lecz kochałem.

Dobranoc :)

<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
17 marca 2015r. o 23:12
:) strasznie smutna ta "Dziewczyna"

Sonet XIV - Rainer Maria Rilke

Patrz na kwiaty, wierne temu co ziemskie,
którym użyczamy losu z losu krawędzi, –
ale kto wie! Gdy płaczą nad swym więdnieniem,
tak, być ich żalem i do nas należy.

Wszystko chce lotu. A my z ciężarem chodzimy,
kładziemy go na wszystko, lubimy to brzemię;
jakimż jesteśmy rzeczom mistrzem dolegliwym,
bo dla nich wieczne dzieciństwo jest szczęściem.

Gdyby ktoś wziął je w sen wewnętrzny i zasnął
głęboko pośród rzeczy –: jak by przeszedł stąd,
już inny, w nowy dzień, z głębiny zaznanej.

Lecz może niech zostanie; niech kwitną i sławią
jego, nawróconego, równego im samym,
cichym braciszkom w wietrze letnich łąk.

przełożył Andrzej Lam

Łączymy się z tym...

Łączymy się z tym, co nie zna nas dotąd,
z drzewami, co nas przerastają swym rozgałęzieniem,
z każdą ustronnością, z każdym milczeniem;
lecz przez to właśnie zamykamy koło,
które ponad wszystkim, co do nas nie należy,
ku nam z powrotem, Nietkniętym wciąż, płynie.
Obyście rzeczy pośród gwiazd, hen stały.
My życie pędzimy. W niczym nie przeszkadzamy...

przeł. Bernard Antochewicz
:)
Zapach

Kimże jesteś Niepojęty, duchu woni,
jak potrafisz mnie odnaleźć wszędzie,
Który duszę (niby oślepienie),
tak wyczulasz, że zamyka się i krąży.

Zakochany, co dziewczynę chwyta prawie,
nie jest blisko tyś jedynie jest Bliskością.

Kogo żeś ty przenikał, jakbyś nagle
stał się barwą jego oczu, nawet łez.

Ten, co muzykę zaś ujrzałby w zwierciadle,
ciebie ujrzałby i wiedział, jak się zwiesz naprawdę.

tłum. Bernard Antochewicz

Podobają mi się jej sonety do Orfeusza ;)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~aa niezalogowany
18 marca 2015r. o 13:05
:) Szukałam o Beatce bardziej szczegółowych info ale cienko.. za to znalazłam ciekawą balladę mamusi :)

Maryla Wolska ( co dziwne wpis był Maria Wolska)
O doli królewnie

Przez łąki kwietne,przez pola
Jechała królewna Dola
Na łowy.

W diamentach i w perłach cała
Szatka jej Snieżnobiała,
Włos płowy.

Na koniu wronym, z sokoły,
Dziewczę i rycerz na poły,
Jechała.

A z gór szły wonie od polan,
Łan jej się kłaniał do kolan
Bez mała.

Lecz w boru - ścieżki ją zwiodły
W gąszcz między świerki i jodły;
Zbłądziła...

W ostępy głuche, pomroczne
Gnały ją czary uroczne,
Złowroga.

Na ręku zasnął jej sokół,
Ćma zdjęła Dolę naokół
I trwoga.

Puszczyk jął płakać po lesie,
Tedy się łkaniem zaniesie
I ona:

"Ratuj mnie, ojcze mój, królu,
I ty, królowo, matulu
Rodzona!"

Wtem, gdy tak płacze królewna,
Pieśń z nagła ozwie się rzewna
W zagaju..

Jak miody słodka a mocna
Pieśń borów króla pomocna
O maju...

I stał przed Dolą na jawie,
I pytać jął jej ciekawie,
Kto taka?

Jak kwiat, gdy liście roztula,
Otwarła oczy na króla
śpiewaka.

Od lic mu wdzięcznych przecudnie
W noc blask bił, ni to w południe
Od słońca...

"O, wspomóż, Panie, gdy wola!
Królewna ja jestem Dola
Błądząca...

O łaskę błagam cię - króla,
Wróć mnie, gdzie rodzic, matula
W łzach toną!

O, słuchaj... Racz się zlitować,
Na drogę duchem wyprowadź
Straconą!"

A cała w zjawie młodzieńczej
Duszą się gubi, jak w tęczy,
I patrzy.

Boć z paniąt kraśnych u dwora -
Ten oto jasny pan z bora
Najgładszy...

"Zgoda! Królewskie znaj słowo!
Jać ścieżkę wskażę borową
Do doma.

Lecz wpierw - ty ust mi daj wiśni,
Wpierw ty u szyi mi zwiśnij
Rękoma!"

I wzrok, co na śmierć urzeka,
Wytęży ku niej i czeka,
Co powie?

A ona oddech zaparła -
I ust do warg mu przywarła
Pąkowie..

A gdy król Dolę całował,
Bór jeno stary sumował,
Nic nie rzekł;

Snadź znał już czarów do woli
I która patrzy się Doli
Ze ścieżek...

----------------------------

Na cmentarz, na świętą rolę
Wiódł orszak królewnę Dolę
Grobowy...

W diamentach i w perłach cała
Szatka jej śnieżnobiała,
Włos płowy.

Za długo pono słuchała
Pieśni, co w boru dźwięczała
Majowej....

Ballada (1903)

Ale wspomniano o Dzbanku malin także to na pewno Maryla :)

Miłego dnia :)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
2161
#fobiak nieaktywny
18 marca 2015r. o 17:38
~grzesiek ziemacki napisał(a): zapodajcie jakas poezje o wojnie i zniszczeniu.





Zagłada Huciska Brodzkiego

Rapsod żałobny

Edward Gross

Tę ziemię łupili przez wiele stuleci
Moskale, Tatarzy, Kozacy i Turcy.
Chcieli ją nam zabrać w dwudziestym Sowieci,
Rozbici nad Wisłą z przyzwolenia Stwórcy.

Po łupy Tatarzyn odwiedzał te strony,
Najeżdżając kraj nasz swym utartym szlakiem.
Kozak kraj pustoszył, gdyż pragnął korony,
Dziś cię zarżnie Rusin, bo jesteś Polakiem.

Podpisał Bandera cyrograf z szatanem:
- Ja swoich rodaków do cna odczłowieczę,
Ty zaś mi pozwolisz być tej ziemi panem
I mieć nad ziomkami absolutną pieczę.

Romanowi dałem generalską gażę,
Bo on ciemnych chłopów do zbrodni przyucza.
Muszą być gotowi, gdy wkrótce rozkażę
Wyrżnąć wszystkich Lachów od Sanu do Zbrucza".

Bo wiedział, że plan ten nigdy się nie ziści,
Czyli że Polaków nigdy nie zwycięży,
Jeśli nie rozbudzi w kmiotach nienawiści.
I tu mu się przydał cały zastęp księży.

Ci wpierw na Wołyniu, później na Podolu
Wzywali swych wiernych, często w imię Boże,
Że już czas oczyścić pszenicę z kąkolu,
Święcili siekiery i rzeźnickie noże.

Niebawem z Wołynia wieść dotarła sroga,
Że tam Ukraińcy Polaków mordują,
Że uznali wszystkich za swojego wroga,
Ich chałupy palą, a mienie rabują.

Prawdziwość tych wieści potwierdzają łuny,
Które okraszały wołyński firmament.
Były to już pewne tych nieszczęść zwiastuny.
Budziły niepokój, wprowadzały zamęt.

Tu się wszyscy bali kurenia z Czernicy,
Gdyż było wiadomo, że wielu "czużyńców",
A zwłaszcza Polaków w tamtej okolicy,
Straciło już życie z rąk tych barbarzyńców.

Służąc szatanowi wyrzekli się Boga,
Kpiąc z nakazów wiary o zbawieniu duszy.
Rżnąć im nakazano Lachów jako wroga
I oni w tej zbrodni utkwili po uszy.

W Wołochach Żeglińskim "zdjęli rękawiczki",
Do Kadłubisk poszli rozciąć brzuch kobiecie,
By potem na stopniach przydrożnej kapliczki
W hołdzie szatanowi położyć jej dziecię.

Masłowskich z Czernicy nożami zadźgali,
Piotra Kochańskiego przybili do belki,
Sikorów z Nakwaszy piłą ćwiartowali,
W Ikwie utopili Zbigniewa z Grobelki.

Chłopiec brnął za ojcem po głębokim śniegu,
Lecz wnet go złapała męcząca zadyszka,
Ojciec go ponaglał do szybszego biegu,
Jego nie złapali, lecz złapali Zbyszka.

Złapany się zdobył na inny wysiłek -
Jego krzyk słyszano w odległej Ponikwie.
Złapał go za nogi bandyta osiłek
I zanurzył głową w lodowatej Ikwie.

Wkrótce każdy bandzior, co działał w terenie,
Oraz każda mała uzbrojona grupa,
Tworzyli już sotnie i śmierci kurenie,
By palić wsie polskie pod przewodem UPA.

Kureń był w Czernicy niedaleko Brodów,
Ale tuż za lasem, a więc całkiem blisko,
Leżał założony przez ciąg polskich rodów
Szlachecki zaścianek - wieś Brodzkie Hucisko.

Orzekli wodzowie kurenia z Czernicy:
Tę wieś trzeba zniszczyć! Lecz sami się bali,
Ściągnęli więc łotrów z całej okolicy,
I pewnej niedzieli zaatakowali.

Franciszek Pinkiewicz poznał ich zamiary.
Zniweczyć je da się tylko naszym męstwem,
Atak odeprzemy, choć będą ofiary,
I to będzie można nazywać zwycięstwem.

Zbrodnia szła z Wołynia potężną lawiną,
I przed bandytami nie było ucieczki.
Ich plan przewidywał, że Polacy zginą,
Dlatego ich rżnęli jak słabe owieczki.

Łaknęli uznania, nęciły ich łupy,
Dążyli do władzy, mołojeckiej sławy.
Gdzie się pojawili, zostawiali trupy.
Dowolny był powód okrutnej zabawy.

Jednego zabili, bo miał dobre buty,
Inny padł ofiarą z powodu kożucha,
Kolejny bandyta z sumienia wyzuty
Wyciął swych sąsiadów dla sytości brzucha.

Bo wiedział, że Polak ma w spichlerzu zboże,
Kusiły ubrania, nawet pościel nowa,
Para ładnych koni i krowy w oborze -
A kto wie, co jeszcze w swoim domu chowa.

Zamęczyć poczciwca to nawet nie sztuka,
Gdy ten miast się bronić, o litość go błagał.
I by go przekonać, argumentów szuka:
Że gdy był w potrzebie chętnie mu pomagał.

Jednakże Pinkiewicz nie znał dnia, godziny
Przyszłego napadu, toteż pełen troski
Ruszył do Litowisk po polskie rodziny,
Które chciały uciec z banderowskiej wioski.

Obroną w Hucisku nikt więc nie kierował,
Lecz kto miał karabin, ten walczył do końca.
Bezbronny uciekał lub w lochu się chował,
Trudno więc powiedzieć, że to był obrońca.

Wróciwszy z Litowisk, wnet wyciągnął wnioski,
Choć wieś stała w ogniu i byli zabici,
Przypuścił kontratak i odbił część wioski,
Którą nieco wcześniej zajęli bandyci.

Jego podkomendni z nim samym na czele
Walczyli jak Bartosz pod Racławicami.
Odpierali szturmy, a było ich wiele,
Choć na tych pozycjach byli tylko sami.

Wieś spowiły dymy, strzelały płomienie,
Przypalane krowy zrywały łańcuchy,
A ogień pożerał całe ludzkie mienie.
W ruch puszczono noże, widły i obuchy.

Tą "bronią" władali mordercy - rizuni.
To oni krzyczeli: "Żywych dla nas łapcie!".
By potem na oczach bezsilnej babuni
Poćwiartować dzieci, a na końcu babcię.

By ratować życie swoje i córeczki
Janina Żeglińska - wcale nie bez racji -
Podjęła nieszczęsna ryzyko ucieczki,
Bo co mogła zrobić w takiej sytuacji"

Pomysł by się udał - była przecież młoda -
Gdyby nie świszczące kule koło ucha.
Trafiona padła jak podcięta kłoda,
Wykrzyknęła "dziecko!" i oddała ducha.

Tuż za nią uciekał biegiem/ chyżo Tadek Mucha,
Chwycił dziecko w biegu i je uratował.
Potem mu nadano szczytne miano zucha,
Zaś ojciec maleństwa gorąco dziękował.

Tomasz Michalewski od samego rana
Zapewniał, że z Jankiem wszystkiemu podoła,
Bo chciał, żeby Anna odświętnie ubrana
Mogła pójść z innymi w tym dniu do kościoła.

Wiedział, że nad wioską osobiście czuwa
Oficer Pinkiewicz oraz jego "chłopcy".
Grupa Wołyniaków też butów nie zzuwa,
Choć nie mają rodzin i są tutaj obcy.

Ci w razie napadu nie ustąpią pola,
Mszcząc się za rodziny, spalone zagrody.
Walczą nieulękle na ziemi Podola,
Chcą ratować innych, nie pragną nagrody.

Nie myśląc o bandzie, podniósł dziecko z łóżka
I żeby je uśpić, włożył do kołyski.
Odwzajemnił czuły uśmiech Tadeuszka,
Gdy huknęły strzały, powodując błyski.

Bandyci! - wykrzyknął i w mig włożył kurtkę,
Dziecko w pled owinął, zawiązując rogi.
Wyskoczywszy na dwór, w biegu kopnął furtkę
I jak sarna zniknął za zakrętem drogi.

Bandyci strzelali, lecz Tomasz nie wiedział
Kto był dla nich celem - on czy inni ludzie.
Między nim a nimi pomniejszał się przedział,
A kroki bandytów dudniły po grudzie.

Wiedział, że na pewno nie ujdzie pogoni,
Że zginie od kuli lub gorzej - od noża.
Tadzia też zabiją, gdy go nie ochroni
Przed tymi zbójami dzisiaj ręka Boża.

I runął na skarpę, markując śmierć własną,
Ale Tadeuszka nie wypuścił z ręki.
Słyszał jak do innych jakiś bandzior wrzasnął:
"Od mojej padł kuli i nie zaznał męki".

Trik Michalewskiego aż trzy grupy zmylił.
On bandytów widział, słyszał ich rozmowę,
Jeden z nich dosłyszał, że chłopczyk zakwilił,
Przystanął i strzałem roztrzaskał mu głowę.

Pocisk, który ojcu pogruchotał kości,
Był klasy "dum-dum" (miał na płaszczu znamię),
Pozbawił syna życia, ojca przytomności,
Łamiąc jednocześnie jego lewe ramię.

Duszę Tadeuszka bez najmniejszej zwłoki
Anioły uniosły do nieba na wieki.
Tę drugą Bóg wrócił do ziemskiej powłoki
I kazał jej śledzić zbrodnię spod powieki.

Tak więc Tomasz widział płonące chałupy,
Rozbiegłe zwierzęta, rizunów z "orężem",
Rabujących mienie, bezczeszczących trupy,
Lubo się pastwiących nad złapanym mężem.

Wśród bandytów widział dużo znanych twarzy
Z Ponikwy, z Litowisk, Żarkowa, Czernicy -
Samych nikczemników, nie zaś gospodarzy
Cieszących się mirem w tamtej okolicy.

Bandyci biegali po wiosce jak z pieprzem,
Wpadali do piwnic, stodół, każdej nory,
Lub się uganiali za opasłym wieprzem,
Który cudem uszedł z płonącej obory.

A od wrzasku we wsi aż bolały uszy,
Padały komendy wydawane krzykiem,
Wrzask robiło ptactwo osiadłe na gruszy,
Przypiekane krowy skarżyły się rykiem.

Ból swój wyrażały rżeniem również konie,
Śmierć swoją czujące pod płonącym dachem.
Chromy starzec złożył do modlitwy dłonie,
Bo nie mógł uciekać ogarnięty strachem.

Nie miał zresztą na to żadnych możliwości -
Był człowiekiem starym, z przytępionym słuchem.
Nie myślał, że gest ten bandytę rozzłości
I że z całej siły zdzieli go obuchem.

Wściekły cios bandyty rozłupał mu ciemię,
I właściciel domu oddał ducha Bogu.
Przelaną krwią zrosił swą rodzinna ziemię,
Czym również podkreślił świętość tego progu.

A co z małym Józiem, niespełna trzylatkiem?
Kiedy dziadek ręce złożył do pacierza,
On drżący ze strachu schował się za dziadkiem,
A gdy dziadek upadł, uciekł do alkierza.

Lecz wściekły bandyta chwycił go za włosy,
Wyciągnął zza szafy, rzucił o podłogę.
Józio w swej obronie krzyczał w niebogłosy,
I wtedy bandyta przydepnął mu nogę,

Drugą wziąwszy w łapy, szarpał nią do góry
Niczym dzika bestia, chcąc swoją ofiarę
Rozerwać na dwoje, jak sęp padłe kury.
Chodziło mu o to, by cierpiał nad miarę.

Wiedział Michalewski, że wraz z krwi upływem
Plączą mu się myśli i ciało grabieje.
Stąd wiara w moc Bożą była mu motywem
I w cichej modlitwie budziła nadzieje.

Obrona wciąż trwała, wieś nie jest zdobyta -
Słychać odgłos strzałów z drugiego wsi końca.
"Kto do kogo strzela - do naszych bandyta,
Czy może bandytę wziął na cel obrońca"

Gdzieś tam jest mój Janek - chroń go Panie Boże,
Chroń wszystkich obrońców, mego brata Staszka.
Ja pewnie umieram, lecz proszę w pokorze
Niechaj sczeźnie UPA, zwłaszcza jej watażka.

On stworzył tę zgraję i na wzór Kaina,
Łamiąc Twe odwieczne święte przykazanie,
Zabija Polaka - brata Słowianina.
Temu Kainowi klęskę ześlij Panie.

Dziś większość mieszkańców poszła do kościoła,
Wróg ma znacznie więcej ludzi i oręża.
Ta garstka obrońców oprzeć się nie zdoła,
Już widać, że Kain Polaków zwycięża.

Zobaczył, jak dzielnie bronił stanowiska
Jeden z Wołyniaków, choć był tutaj obcy.
To była obrona Brodzkiego Huciska ,
A brali zeń przykład nawet nasi chłopcy.

Dzięki tej odwadze i celnemu oku
Znieśli z pola walki banderowców kilku.
Lecz jeden z nich zaszedł bohatera z boku
I tu się sprawdziło przysłowie o wilku.

Choć sam wilkiem nie był, bo walczył w obronie -
Tej ziemi, Polaków i swego honoru.
Wolał zginąć w walce w ostatniej odsłonie,
Niż oddać bandytom wioskę bez oporu.

Z tak dobrej osłony wielu tu korzysta,
Oto jeden z Schützów uchodzi pogoni,
Za nim gna z siekierą rusiński faszysta,
Pewnie zwykły rizun, bo bez palnej broni.

Tam między domami czai się za rogiem
Stanisław Bojarski, za nim widać Sznuka,
Który tak się skrada i kryje przed wrogiem,
Pewnie desperacko wyjścia z matni szuka.

A tamten przed chwilą zarąbał Suczawę.
To jakiś sadysta albo pomyleniec,
Pragnący zbrodniami zdobyć sobie sławę,
Aprobatę zbirów i laurowy wieniec.

"Och, gdybym automat miał do dyspozycji -
Myśl Michalewskiemu chodziła po głowie -
No i sprawną rękę, to z mojej pozycji
Takich okrutników wystrzelałbym mrowie!

To byłaby zemsta za śmierć mych rodaków,
Za strzaskaną rękę i za Tadeuszka.
Wieś odbudujemy jak przodkowie Kraków..."
Majaki rannego czy pusta pogróżka"

Zuchwałość rizunów niepomiernie wzrosła,
Kiedy przestał strzelać Wołyniak zza węgła,
Wszak byli szkoleni do tego rzemiosła
I do takiej roli UPA ich zaprzęgła.

Dali się oszukać albo z własnej woli
Wzięli nóż do ręki, aby zostać katem
Polskich matek, dzieci lub w oprawcy roli
Pastwić się świadomie nad swym polskim bratem.

Z wściekłością lub często z szyderstwem na twarzy,
Kat kazał ofierze żegnać się z dorobkiem.
I palił budynki świetnych gospodarzy,
Wszak byli "panami", on zawsze parobkiem.

Wskutek podniecenia oraz krwi utraty
Ranny Michalewski czuł, że dokądś leci.
Już nie widział ludzi ani żadnej chaty,
Nie słyszał rizunów ani krzyku dzieci.

"Chryste zabroń duszy uciekać od ciała,
Gdy już się to stało, to nakaż jej Panie
Wrócić nawet wtedy, gdyby już nie chciała.
Wierzę w Twoje moce, wierzę w zmartwychwstanie".

Poszukując dzieci w mieszkaniach i lochach
Rizuni biegali od domu do domu.
Nawet nie myśleli, że gdzieś tam w Wołochach
Ojcowie tych dzieci życzą im pogromu.

Niektóre kobiety, aż mdlały z wrażenia
Na wieść o napadzie na Brodzkie Hucisko.
Mężczyźni też byli pełni przerażenia,
Bo ich wieś to teraz rozległe ognisko.

Jęli się naradzać, jak dotrzeć z pomocą
Napadniętym braciom, jak ratować matki,
Staruszków i ludzi złożonych niemocą -
Ich sam strach zabije, również nasze dziatki.

"Chcesz się przeciwstawić gołymi rękami
Gotowej na wszystko, rozjuszonej sforze" -"
Spytał Kozaczewski. - Chcecie zginąć sami?
Wezwę pomoc Niemców stojących we dworze".

Przekonywał dalej mieszkańców Huciska:
"Inne możliwości nie wchodzą w rachubę.
Dymy świadczą o tym, że wróg wciąż naciska,
Wkrótce może przynieść mieszkańcom wsi zgubę".

Tak bez większych wahań i większego sporu
Zaakceptowano najlepszy z wariantów:
Delegacja poszła do Bocheńskich dworu,
Mówić o napadzie ruskich partyzantów.

"Rozbili swój tabor na naszym Zbarażu,
Czekając, aż wioska spełni ich żądania:
Dostarczy im koni i dla nich furażu,
Dla ludzi słoniny, chleba i ubrania".

Kapitan zdziwiony, że oto w tej głuszy
Nieznany mu Polak mówi jego mową.
Dlatego tym chętniej nadstawił swe uszy,
Gotów wziąć za prawdę bajeczkę Tadkową.

A Kozaczewski ciągnął: "Wioska już oddała
Cały swój kontyngent dla niemieckiej armii.
Ruskim odmówiła, wszak to wioska mała
I aż tylu ludzi naraz nie wykarmi.

Ruscy bez cywilów obejść się nie mogą,
Toteż się starają trzymać ludzi w strachu.
Wieś spalą, by była dla innych przestrogą,
Pewnie nie pominą ni jednego dachu".

Jeszcze pan Tadeusz nie wyszedł z pałacu,
Bo Prusak się pysznił filozofem Kantem,
Uzbrojone wojsko stało już na placu,
By ruszyć do walki z "ruskim partyzantem".

Po chwili skulony za czołgu pancerzem,
Prowadził to wojsko na Brodzkie Hucisko.
Nie czuł się co prawda pancernym rycerzem,
Lecz miana "wybawcy" był wszak bardzo blisko.

Bo huknęły działa i banda w popłochu
Pierzchła niczym zając przed myśliwską sforą -
Zbrojni banderowcy na czele motłochu,
Który dla tej zgrai jest zawsze podporą.

Na zbieranie rannych nie mieli już czasu,
Nikt się nie spodziewał takiego pogromu.
Kto tę odsiecz przeżył, uciekał do lasu,
By się jakoś dostać do własnego domu.

Huk armat zbudził Tomasza z omdlenia,
Który ciągle leżał na zmarzniętej skarpie.
Chłop nie tracił wiary ni nadziei cienia,
Że ból przezwycięży, choć mu rękę szarpie.

Słyszał, że na nowo rozgorzała bitwa,
Wróciła mu wiara w jego braci męstwo.
Zapanował popłoch, pospieszna gonitwa,
Pewnie Bóg odebrał Kainom zwycięstwo.

Wróciwszy z kościoła, ludzie się rozbiegli
Po całym Hucisku i swoich szukali.
Zliczono czterdziestu tych, którzy polegli.
Nikt się nie spodziewał klęski w takiej skali.

Anna Michalewska zasłabła z rozpaczy:
Tadeuszek martwy, mąż walczy o życie,
Gdzie Janek, gdzie tato? Niech Bóg mi wybaczy -
Nie chroniłam swego domu należycie.

Tomka trzeba szybko zawieść do szpitala.
Bo nie przeżyje bez takiej pomocy.
Każdy dziś nad własną stratą się użala
I każdy się boi nadchodzącej nocy.

Banda może wrócić, by się mścić za straty,
Które im zadali Niemcy oraz "chłopcy"
Boże, przyślij pomoc Michała lub taty,
Bo mi nie pomoże dzisiaj żaden obcy.

Daj znać Michałowi, myślę, że on żyje,
Słyszałam odgłosy walki na Granicy -
Strzelały peemy, chociaż nie wiem czyje.
I nie było dymów w tamtej okolicy.

Michał wpadł saniami jak na zawołanie.
Z nim wrócił do domu Janek przerażony.
Szybko miękkim sianem wymościli sanie,
Włożyli rannego, a ten rzekł do żony:

"Lepiej będzie dla was, gdy mnie zostawicie,
Ludzie opuszczają już Brodzkie Hucisko,
Wy też uciekajcie, ratujcie swe życie.
Na razie do Wołoch, bo to nawet blisko.

Każdy ruch to dla mnie okropne katusze,
Straciłem krwi tyle, że mąci się w głowie.
A jeśli mam umrzeć, to czy cierpieć muszę,
Gdzie jest w tym logika, kto z was mi odpowie?"

"Koń pójdzie powoli jak starzec po schodach -
Tak Michał cierpliwie tłumaczył Tomkowi -
Noc spędzisz w Wołochach, a już rano w Brodach
Rękę ci opatrzą chirurdzy wojskowi".

Wjechali do Wołoch, zerkając ku słońcu,
Które swoją barwą mróz zapowiadało.
Na polskich podwórkach - na tym wioski końcu -
Jak na złość po kilka furmanek już stało.

Będzie tutaj trudno o jakiś przytułek,
Choć Rusin tu korny jak bezbronna owca.
Ale nikt nie wejdzie na żaden zaułek,
Bo tam można spotkać nawet banderowca.

Pod swój dach ich przyjął Stelmaszuk Kiryło,
Posłaniem im była słoma na polepie.
Pretensji nie mieli, bo widać to było,
Że ten dobry Rusin wielką biedę klepie.

W Brodach było słychać huk armat daleki,
Jeździły karetki, wojsko, ambulanse.
Kto tu zechce słuchać cywila kaleki?
Tu na wyleczenie są niewielkie szanse.

A tymczasem lekarz bez chwili wahania,
Hipokratesowi będąc wierny szczerze,
Kazał ściągnąć z Tomka te brudne ubrania
I za operację wkrótce się zabierze.

Ten zastrzyk - powiedział - ból jemu uśmierzy,
Potem mu poskładam połamane kości.
Dzisiaj mi przywieźli trzech rannych żołnierzy,
Stąd ich zoperuję w pierwszej kolejności.

Lekarz dwie godziny Tomka rękę składał,
Ale nie usunął obcych ciał z ramienia.
Zapewnił, że ranny będzie ręką władał,
A to już wystarczy dla jego sumienia.

"Zrobiłem, co trzeba w takiej sytuacji -
Poskładałem kości, jednak pani ranny
Potrzebuje dalszej rehabilitacji" -
Rzekł, by rozwiać smutek zrozpaczonej Anny.

Anna sprowadziła krewnego z Warszawy,
Wiedząc, że nie dozna tu żadnej pomocy.
Ignacy Wąsowicz, człek możny i prawy,
Przyjechał do Brodów już następnej nocy.

Zrobił rozeznanie i wyciągnął wnioski:
"Tam już nie wrócicie. Żal mi serce ściska,
Że nikt nie obronił czysto polskiej wioski,
Nie ustrzegł przed UPA naszego Huciska.

Tu was poćwiartują - tego jestem pewny,
A ja takiej śmierci nie życzę nikomu.
Dlatego oświadczam, że jako wasz krewny
Wezmę was niezwłocznie do swojego domu".

Trudno było ludziom opuszczać swe domy -
Trud wielu wyrzeczeń i wysiłku mistrza.
Bandytom wystarczył mały wiecheć słomy,
By je zmienić w gruzy i w dymiące zgliszcza.

Zbierali zabitych, zwozili na cmentarz
I tam ich grzebali bez udziału księdza.
Inni zaś spędzali swój żywy inwentarz,
Którego nie skradła Kainowa nędza.

Narażając życie jeździli też po to,
By opróżnić schowki z zapasów pszenicy,
Które dla nich były cenniejsze niż złoto,
A także kartofle z kopca lub piwnicy.

Rusini z okolic zapewne wiedzieli,
Że im taka gratka w życiu się nie zdarzy,
Stąd postanowili następnej niedzieli
Zagrabić majątek polskich gospodarzy:

Przeróżne maszyny, pługi i kieraty,
Szafy, łóżka, krzesła taborety, stoły,
A w końcu materiał z rozwalonej chaty,
Sieczkarnie, młocarnie, zawartość stodoły.

W niedzielę napadli znowu dużą siłą,
Mordując okrutnie dalszych siedem osób.
W tym jedną ofiarę pokroili piłą.
A przy takiej groźbie bywać tam nie sposób.

Dwudziesty lutego, rok czterdziesty czwarty
Dla ludzi z Huciska to pamiętna data,
Ostatni już zapis kronikarskiej karty:
W tym dniu wieś zginęła z rąk Kaina - brata.







Dopisane 18.03.2015r. o godz. 17:38:

autora nie znam

"Chor zibrawsia pid kasynom
Taj śpiwaw nam: Ukrajino!
Musym dywiziju maty,
Szczob Warszawu Lachom wziaty,
Szczob nasz narid pamiataw,
Szczo dywizju swoju maw. "

tego tez nie znam

"A w Zaliźciach je parada,
Zjichałasia wsia hromada,
Czerez misto iszły pyszky,
Aż jim workotiły kyszky.

Poperedu Hryć Sobaka,
Za nym Fet'ko Hajdamaka,
A za Fet'kom Wasyl Ryło,
Za Wasylom Hryć Kyrylo.

A wsi mały syni mordy,
Żowti portky mały z zadu
I tak iszły na paradu.

A śpiewała wsia drużyna,
Szcze we wmerła Ukrajina,
Nasza sprawa budę żyła,
Derły sia na ciłi ryła.

Budem rizaty, pałyty,
Budem Lachiw, Żydiw byty
Bo my hrizni łycari,
Kozaczeńky mołodi !

A śmijałysia Nimaky,
Ukrajina? Koło ...ky !
Zhynesz brate za Hitlera,
Szczob tia szlag, jasna cholera !

Śmijałysia takoż ludy,
Szczo z dywizji nic ne bude
Bo ce sprawa ne swoja
Hitleriwśka, nam czuża !"

Zastosowana autokorekta

Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
18 marca 2015r. o 17:59
Zielony dzban - Leśmian :)

To nie stu rycerzy, lecz sto trupów leży!
Nie sto trupów leży, jeno stu rycerzy!
A nie dla nich ruczaj dzwoni,
A bór szumny od nich stroni,
Jeno wicher we sto koni
Znikąd ku nim bieży.

Wybiła godzina - wiosna się zaczyna,
Z chaty poprzez kwiaty wybiega dziewczyna,
Dzban zielony, pełen wody,
Niesie zmarłym dla ochłody
W skwar śmiertelnej niepogody,
Co w proch wargi ścina.

Stopy moje - bose, skronie - złotowłose,
Kochałam, płakałam, zmarłym wodę niosę,
Oczerstwijcie ból wasz słony,
Smakiem śmierci podraźniony,
Cały ranek w dzban zielony
Ciułałam tę rosę.

Wypić - wypijemy, lecz nie ożyjemy,
Na polu w kąkolu żal się chwieje niemy,
A my leżym z ziemią w zmowie
W tym tu rowie i parowie,
Lecz nikt tego nie wypowie,
Gdzie my teraz, gdzie my?

Jedyny dobytek - ciszy w sobie zbytek
I snu podziemnego żmudny bezpożytek.
Nim sporządzisz dla nas sanie
Na wieczyste zimowanie,
Połóż wieniec na kurhanie
Z kalinowych witek.

W waszym zgromadzeniu, w natłoczonym cieniu,
Jest taki, co maki kładł mi na ramieniu,
Niech ze dzbana pije wodę,
Niech przypomni lata młode,
Gdy raz spojrzał w mą urodę
W nagłym zachwyceniu !

Płyną dni niezłomne, czasy nieprzytomne,
Nie wierzę, że leżę trzy lata ogromne!
Mak pamiętam purpurowy,
Ale twojej, dziewczę, mowy
I tej złotej w słońcu głowy
Już dziś nie przypomnę!

Chmurzą się błękity, płacze deszcz obfity,
Na trawie w murawie leży dzban rozbity,
Dzban rozbity leży, leży,
A śpi pod nim stu rycerzy,
A wiatr znikąd ku nim bieży,
Kurzawą okryty!




Dopisane 18.03.2015r. o godz. 17:59:

Słowa do pieśni bez słów - Leśmian

Kto cię odmłodzi, żywocie wieczny? Sam się przeinacz!
Razem z chmurą się spłomień w zórz szkarłatnej zagęstce.
A ja - obłędny nie istniejących zdarzeń wspominacz -
Bywam tobie najbliższy tylko we śnie i w klęsce...

Nie było dolin - a jednak smutek stał w dolinie...
I choć wróżek nie było - w mgłach mówiono o wróżce...
Brzegiem obłoków fijolet płynie. Myśli, że płynie.
Sen się boczy na tego świateł w nicość rozprószcę.

W odmętach nocy niech ciał się strzeże bezbronne ciało,
Niech swe losy przesłania byle jakim błękitem.
W moim ogrodzie coś się znagliło i zaszemrało -
Zaszemrało, jak gdyby ktoś się rozstał z niebytem.

Znam ja na pamięć jedną dziewczynę... Znam jej westchnienia
I mym ustom uległość pieszczotliwie zawiłą.
Nic w niej nie było, oprócz uśmiechu i przeznaczenia -
I kochałem ją za to, że nic więcej nie było.

Znam taką duszę, co cmentarniejąc nie do poznania,
Sztuczną różę w śmierć niosła... Była niegdyś różystką...
Skąd ten świat cały? - I róże sztuczne?... I czyjeś łkania?
I ja - w świecie - i ptaki - i pogrzeby - i wszystko?

Znam ja złocistość, co śni się niebu w imię rezedy...
Dla snów błędnych jest człowiek - lada bożą ustronią.
Grał niegdyś wieczór - i łódź się moja rozbiła wtedy
O tę zgubną złocistość. Tak się stało, że o nią.

Zorza dokrwawia swój żal do nieba w czerwieniach pustych,
A obłoki gasnące chcą w bezludny świat uróść.
Czymże jest dla mnie - albo dla jezior - albo dla brzóz tych
Głuchoniemej wieczności zaraźliwość i burość!

Czym tajemnicę w niepowtarzalnych dreszczach roztrwonił,
Gdym twe ciało w ciemnościach pieszczotami przejaśnił?...
Świat się już dla mnie dość nanicestwił i naustronił -
I jam dość się dla świata naczłowieczył i naśnił!

Śpieszno mi teraz do zmartwychwstania kilku topoli,
Co szumiały w pobliżu zanikłego w snach domu!
Śpieszno mi teraz do zatajonej w gwiazdach niedoli,
Którą muszę sam przeżyć, nic nie mówiąc nikomu.

I co ja zrobię po śmierci z sobą i całym światem?
Czy w twych łzach się zazłocę? Czy się we mgle - zniebieszczę?
Mrok nieodparty zszedł się w ogrodzie z bezwolnym kwiatem -
Myśmy byli w tym mroku i będziemy tam jeszcze!


<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
~ona niezalogowany
18 marca 2015r. o 20:32
a znacie może jakieś wiersze o złej, niedobrej matce?
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
REKLAMA 1,5% podatku dla Klekusiowo