Portal nr 1 w powiecie bolesławieckim
REKLAMA Manilift zaprasza
BolecFORUM Nowy temat

Poezja. Wiersze ulubione.

14505
DP
9 lipca 2017r. o 20:12
więc mówisz, że tak lubisz ważki,
myślałam długo skąd się biorą
być może są siostrami tęczy,
w ten sam się przecież stroją kolor

zaś zakochany wiatr, gdy wzdycha
przecudnym staje się motylem
całuje wtedy wszystkie kwiaty
jakby świat przepaść miał za chwilę,

a gdy przypadkiem zbraknie kwiatów
wtedy dziewczynom targa włosy,
na końcu wiąże się w kokardę
- na tym zmyślania będzie dosyć

Alicja Wysocka :)


Dopisane 09.07.2017r. o godz. 20:12:

Kobieta

''Kiedy ma 5 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi księżniczkę.

Kiedy ma 10 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi Kopciuszka.

Kiedy ma 15 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi obrzydliwą siostrę przyrodnią Kopciuszka: Mamo, przecież tak nie mogę pójść do szkoły!

Kiedy ma 20 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi się za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste, ale mimo wszystko wychodzi z domu.

Kiedy ma 30 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi się za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste, ale uważa, że teraz nie ma czasu, żeby się o to troszczyć i mimo wszystko wychodzi z domu.

Kiedy ma 40 lat:
Ogląda się w lustrze i widzi się za gruba, za chuda, za niska, za wysoka, włosy za bardzo kręcone albo za proste, ale mówi, że jest przynajmniej czysta i mimo wszystko wychodzi z domu.

Kiedy ma 50 lat:
Ogląda się w lustrze i mówi: Jestem sobą- i idzie wszędzie.

Kiedy ma 60 lat:
Patrzy na siebie i wspomina wszystkich ludzi, którzy już nie mogą na siebie spoglądać w lustrze. Wychodzi z domu i zdobywa świat.

Kiedy ma 70 lat:
Patrzy na siebie i widzi mądrość, radość i umiejętności. Wychodzi z domu i cieszy się życiem.

Kiedy ma 80 lat:
Nie troszczy się o patrzenie w lustro. Po prostu zakłada liliowy kapelusz i wychodzi z domu, żeby czerpać radość i przyjemność ze świata.''

a może zmądrzeć wcześniej ;)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
10 lipca 2017r. o 19:32



:)


Dopisane 10.07.2017r. o godz. 10:58:


miłego :)


Dopisane 10.07.2017r. o godz. 19:32:

Mądry Leśmian, pięknie szeleszczący Leśmian, świerszczący Leśmian ;)

Leśmian Bolesław

Dwaj Macieje

Pleć, pleciugo! - Na wzgórza południowym grzeju
Siedział razu pewnego - Maciej przy Macieju.
Do pierwszego Macieja rzekł ten drugi Maciej:
"Coraz w niebie - wiosenniej, a w polu - pstrokaciej.
Lada parów potrafi, śniąc, Kwiatami zaróść!
A my - co? Do wieczności mizdrząca się starość?
Wstyd mi z siana, gdy słońce złotą igra zmrużką,
Z przedwczesną i zuchwałą pieszczoty pogróżką
Zerwać się do dziewczyny, jak gęś, co spod płotu
Zrywa się z wielkim krzykiem do niskiego lotu!...
Wstyd mi pysk - modrym oczom przysunąć do widna,
Bo te oczy - śmieszliwe, a dziewka - bezwstydna!
Byle durniom zejść z drogi miałbym bezrozumnie?
Zamiast z dziewką - na sianie, bez dziewki spać w trumnie?
Dość mam śmierci co siłkiem po ziemi sie szasta!
Nie chcę umrzeć - i kwita! Chcę potrwać - i basta!" -

Do drugiego Macieja pierwszy Maciej rzecze:
"Hamuj się, niecierpliwy na wioonę człowiecze!
Ma łeb dzielny - wieczorem, kto go miewał - w zarań -
Tak, jak ja - corn nie szczędził mym zadumom starań...
Wiem, co wiem! - W kniejach leśnych, w przepaściach paprotnych
Mieszka Czmur - wpośród czarów dzikich i samotnych -
I nic - tylko pilnuje zaklętego ziela,
Które nieśmiertelności - gdy je zjesz - udziela.
Nie dopuszcza nikogo - podstępny i silny,
A pięść ma tak skuteczną, jak ten głaz mogilny!..."

Do pierwszego Macieja drugi Maciej prawi:
"Mam i ja - pięść, co z wrogiem niedługo się bawi...
Pódżwa z Czmurem się zmierzyć! Ty - w ślad, ja - na czele.
Przymarnimy go nieco - i odbierzem ziele.

I poszli - A szli w poprzek - i w przód i ukosem,
Już zawczasu się srożąc pod. gołym niebiosem,
Jak mówią w tym powiecie, gdzie mimo zwyczaju
Niebo jest - Bóg wie czemu - męskiego rodzaju.
Po obałkach - po pniakach - po jarach - szli, skacząc
I Czmurowi zaocznie i trafnie sobacząc!

Słońce, przez żyłkowane przeświecając liście,
Na sękach się rozpryska - różnie i zdziebliscie -
I światłem obszernie jąć, rozprasza się po to,
By na tra'wę ruchliwą nawiać - nic i złoto.

Gil na dęba wierzchołku tak odległe śpiewa,
Ze czuć w śpiewie wysokość szumiącego drzewa,
A w jarach, skąd się zieleń wynurza, jak z wora,
Po wczorajszej ulewie - woda, przez sen chora
Na blady niedorozwój srebra w swej głębinie,
Mętem przeciw własnemu usrebrnnieniu płynie.

Skoro Czmur dwóch Maciejów zaoczył z daleka -
Czarami się najeżył - i nieludzko czeka...
Idą. - Już się zbliżyli. - Czmur w słońcu się biesi -
Gębę do nich wykrzywia: "A wy tu - skądesi?" -
Rzekł Maciej: "Z niedaleczka... Chcemy jestku - pitku
Z tego ziela, coś w lesie skrył je bez użytku.
Znamy twą tajemnicę strasznie zieleniatą!
Wyłaź, tchórzu, zza czarów! Wyłaź!" - A Czmur na to:
"Precz stąd, śmiecie pyskate! Znam podniebia wasze!
Na baśń leśną dybiecie, jak bawół na paszę!
Czym dla was nieśmiertelność? Rodzajem - jarzyny!
Wara psiarni człowieczej od bytów przyczyny!" -
Trącił Maciej Macieja: "Lży, bestia nieczysta!
Pierwszy przemów do zmory, boś lepszy mówista..."
Sięgnął Maciej po słowo, co wszystek gniew zmieści!
"Ty, psiaparo - psiawełno - psianogo - psiatreści!
Czemu Ślepie wytrzeszczasz, mgliste od wyłudy!
Małpo z tamtego świata! Pomroko z psiej budy!
Nie pyskuj śród listowia! Stłum w lesie - bezczelność!
Nie skąp ziela, judaszu! Oddaj nieśmiertelność!" -

I to mówiąc, podżwignął pięść, na kształt maczugi,
A tuż obok do boju zawrzał Maciej drugi.
Czmur z ziemi wyrwał buczek, pełen jeszcze cienia,
I łby obu Maciejom zmacał od niechcenia.
Coś z lekka we łbach trzasło, lecz nic się nie stało.
Snadź łbów było - za dużo, a buczka - za mało.
Obaj do gęby Czmura rozmach wzięli szerszy -
Cios zadał Maciej drugi, a w ślad - Maciej pierwszy.
Czmur rozwarł pysk drapieżny zwyczajem potwora,
Aż odsłonił krtań krwistą - kły - i zwój jęzora.

Splunął Maciej, jęzora zgorszony straszydłem,
I gębę w czas potłumił pięścią, jak gasidłem.
Jęknął Czmur w nieskończoność, truchlejąc haniebnie
Przed nawałą Maciejów zbyt groźną liczebnie!
Cztery pieścić go tłukły, nie wiadomo - która!
Coraz to inny Maciej nacierał na Czmura!
A czynili ciał dwojgiem taki zgiełk i ścistek,
Ze ^zlękły brakiem miejsca - las dygotał wszystek!
Próżno Czmur się do nieba zrywał, jak zawieja -
Gdziekolwiek się obrócił - tam spotkał Macieja!
Przed nadmiarem Maciejów gdzie szukać obrony?
Tu - Maciej i tam - Maciej! Maciej - z każdej

Ten go chwyta za grdykę, a tamten - za łystę.
Czmur nagli do ucieczki swe nogi bieżyste.
Już szkarłatną rządź bytu wyplunął na jary -
I zmalał - i sprzyziemniał, jak właśnie kret szary.
Lecz - gdy w oczach mu leśna pomętniała knieja,
A Macieja odróżnić nie mógł od Macieja -
Zaklął siebie słów mgliskiem - i tak zaczął znikać,
By ciałem do niebytu, znikając, nawykać...
Trudno stwierdzić, czy umarł, czy wpełzł na kształt gadu
W nicość, pełną kryjówek... Dość, że znikł bez śladu.
Znikł do cna i do ista, jakby go nie było -
Tylko w słońcu zapachło - miętą i mogiłą...
Ptak zaćwierkał z gałęzi na zniknione ciało,
I coś w lesie raz jeszcze, niechcąc, poleśniało...

Rzekł Maciej do Macieja: "Umknął, zmór podrzutek!
A my ziela szukajmy! Czas nagli i smutek!"
Jęli szukać w parowie - łapczywie i żwawo.
Poszperali - na lewo, znaleźli - na prawo.
Miało barwy znikliwej posenną przynętę,
A poznali je po tym, że było - zaklęte.
Daremnie próbowali gryźć ziele i łykać -
Nie chciały im się szczęki zmiażdżone domykać...
Czmur za życia posiadał jakie takie siły,
Bo cielska Maciejowe od ran się roiły.

Do pierwszego Macieja rzecze Maciej wtóry:
"Tak się kości gną we mnie, jak te obce wióry.
W tym, że Czmur nas nadpsował - nie ma jeszcze sromu.
Czas duszom - do pokuty... Czas ciałom - do domu...
Lubię księżyc - na strychu, a słońce - w altanie,
Ale lubię najbardziej - siebie wzdłuż na sianie!...
Ty poleżysz ustronnie - i ja też poleżę.
Odzyskamy sił krztynę, szeptając pacierze,
Grzeszną duszę do Boga nastroim, jak skrzypkę,
A ziele spożyjemy z mlekiem na przechlipkę."

I tak gwarząc, szli do dom - tam, gdzie dal i droga,
I na skręcie spotkali twarz w twarz - Płaczyboga.
Miał Płaczybóg źrenice - dalami posnute,
A w źrenicach na przemian - zadumę i smutę.
Trącił Maciej Macieja: "Chwila uroczysta!
Pierwszy przemów do Boga, boś lepszy mówista." -
Rzekł Maciej: "Płaczyboże, co płaczesz uboczem -
Chcę ci mówić o wszystkim, ino nie wiem - o czem!
Pochwalona ta z tobą znajomość bezkresna.
W lesie - nasze spotkanie. Dziej się - wola leśna!
To powiadam po pierwsze. - A mówię po wtóre:
Dziej się człowiek, idący w bezmiary niektóre!
Nie zbraknie Bogu strawy (to mówię - po trzecie!) -
Dopóki jeden Maciej trwa jeszcze na świecie!"
I z zanadrza, jak z hojnej wyciągnął skarbony
Ziele - i Płaczybogu podał zamyślony.

"Weź to ziele na wszelki w niebiosach przypadek,
Jako po dwóch Maciejach niepodzielny spadek.
Wiem, że cierpisz niekiedy - i ja czasem cierpię.
A nuż się nieśmiertelność w niebiosach wyczerpie!
Chociaż trwoga to - płonna, lecz myśl niebezwiedna:
Pewniejsze dwie wieczności, niźli wieczność - jedna.
Dość Ci, Boże, źdźbło małe tego ziela spożyć,
By do drugiej wieczności bez uszczerbku dożyć.
Kto zasłużył na ziele - niech się nim odświeży.
Bogu się nieśmiertelność - nam się Bóg należy,
Włącz ten dar, Płaczyboże, do Twych w niebie dziejów
I od czasu do czasu wspomnij dwóch Maciejów!" -

Wziął Płaczybóg podarek z tym bożym uśmiechem,
Co sprawił, że las z większym zieleniał pośpiechem,
I rzekł: "Dar to - nie lada, i skarb - nie drobnota -
I pewne przedłużenie wiecznego żywota!
Czymże was wynagrodzę - jaką z nieba chwałą
Za to, co się w tej chwili we wszechświecie stało!
Nic nigdzie nie posiadam, sam jestem - samiustek
Wpośród ziemskiej niedoli i zaziemskich pustek.
Trzeba w płacz mój na ślepo, z całych sił uwierzyć,
By chcieć ze mng żyć razem ąlboj razem - nie żyć.
Na krańcach mego płaczu będę na was czekał.
Nie zwlekajcie zbyt długo. Ja - nie będę zwlekał..."

I odszedł w sen za snami, by z tym zielem w dłoni
Zniknąć w jednej i w drugiej niebiosów ustroni.

Rzekł Maciej do Macieja: "Z ran moich niemało
Podczas rozmowy z Bogiem krwi się w świat przelało."
I na nogach się zachwiał i bardzo niezgrabny
Na trawę się wywrócił bokiem, jak wóz drabny.
Drugi Maciej na ból swój boczył się i srożył,
Lecz - by ciału dogodzić - obok się ułożył.
Rzekł jeden: "Czemuś taki srebrniasty na licu,
Jakbyś gębę przed chwilą wytarzał w księżycu?"
Drugi na to: "Już do snu nicość mnie kołycha.
Wiem, co we mnie cierpiało - nie wiem, co nacicha...
"Brak mi ziela... Ha, trudno! niech Bóg się posili -
Bardzo by się przydało i nam w "takiej chwili"
Naówczas do Macieja rzekł Maciej: "Macieju!
Tak mi dobrze w mym bólu^jak w samym Betleju...
Pragnę tylko ostatnich ku niebu przesileń,
By zrzucić ciała mego uciążliwą wyleń -
A zrzucając - nie jęknę ani się zasmucę.
Odwróć łeb byś nie widział, czym będę, gdy zrzucę,.."

Chciał się właśnie odwrócić Maciej od Macieja,
Ale go zamroczyła wielka beznadzieja!
A już śmierć się zbliżyła, By ich snem utrudzić.
Nie wiedziała, którego ma najpierw wystudzič.
Świat im w oczach zanikał... Nastały złe dreszcze.
I już świata nie było, a trwali gdzieś jeszcze...
Rzekł jeden: "Noc nadchodzi!" - a drugi rzekł: "Dnieje!" -
Tak zmarli jednocześnie obydwaj Macieje.

<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
14505
DP
10 lipca 2017r. o 20:14
GORE
W noc śrybnom, nockom miesiąckowom,
posełek w świat z góralskom mowom.

Zaniózek dołu gorącom duse, holne myśli
i miyłość, wtorom obronie, choćby djascy przyśli.

Nei trza bronić jej gazdostwa na świecie,
bo tu nohrubsym gazdom – niesprawiedliwość
- dobrze o tym wiycie!

Hej, a kie se zboce o wos, coście hań u wiyrchu,
serdusko mi gore!
bo to wy ludziska zycie cłece robicie cornym wiecorem.

Jan Fudala :)


Dopisane 10.07.2017r. o godz. 20:14:

hej ho! jesce to...


BARZYJ
Lubiem Cie barzyj od zbójnickiego
śpiywu juhaskiego i winecka słodkiego.
Lubiem Cie barzyj od dularów
i francuskik migdałów.
Lubiem Cie barzyj jak wesołości becke,
barzyj od holnego, kie Ci zwyrto halecke
nei pokazuje cosi ...
Ha, a wis Ty, jako Cie kochom?
Dy barzyj jako
śpiew ptoskowie, owiecki bacowie.
Kochom Cie barzyj jak
Pieniny, wode dunajeckom,
jak moje góry, słonecko,
is? Jaz mi tchu brakuje,
telo Cie miłuje.
.........................................................
- Ha? Nie cyganis?



:)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
10 lipca 2017r. o 20:30



:)

<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
14505
DP
10 lipca 2017r. o 20:37
kończę dziś poezję niezmiennie ukochanym tematem

:)

Góry
Kazimierz Przerwa-Tetmajer

Nad wszystkich i nad wszystko ja was miłowałem,
o góry, wieczny szukacz bezwiedny nadżycia -
dziś wiem, czego pragnąłem - z przedczasu ukrycia
wstała dusza i moim oblekła się ciałem.

Ogień, wiatr, mgły i deszcze, zewrzała upałem
płyta skalna, przepastne krze nie do przebycia,
pustynie i otchłanie, burz ciągnących wycia:
wszystko to w moim sercu wyżłobione miałem.

witałem tak dzicz świata, jak znajomą dawną,
jako moje siedlisko jedynie prawdziwe,
nic nie było mi obce, dłonią moją sprawną

chwytałem igłę skały i wicher za grzywę,
ale to było dawno, bardzo, bardzo dawno -
wczoraj mi i lat bezmiar temu - równo żyw
:)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
11 lipca 2017r. o 13:35

bra :)


Dopisane 10.07.2017r. o godz. 23:00:

sympatyczny ps. :)




Dopisane 11.07.2017r. o godz. 13:35:


:)

<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
14505
DP
11 lipca 2017r. o 20:49
:)

Pan Cogito i wyobraźnia
1
Pan Cogito nigdy nie ufał
sztuczkom wyobraźni
fortepian na szczycie Alp
grał mu fałszywe koncerty
nie cenił labiryntów
sfinks napawał go odrazą
mieszkał w domu bez piwnic
luster i dialektyki
dżungle skłębionych obrazów
nie były jego ojczyzną
unosił się rzadko
na skrzydłach metafory
potem spadał jak Ikar
w objęcia Wielkiej Matki
uwielbiał tautologie
tłumaczenie idem per idem
że ptak jest ptakiem
niewola niewolą
nóż jest nożem
śmierć śmiercią
kochał
płaski horyzont
linię prostą
przyciąganie ziemi
2
Pan Cogito będzie zaliczony
do gatunku minores
obojętnie przyjmie wyrok
przyszłych badaczy litery
używał wyobraźni
do całkiem innych celów
chciał z niej uczynić
narzędzie współczucia
pragnął pojąć do końca
- noc Pascala
- naturę diamentu
- melancholię proroków
- gniew Achillesa
- szaleństwa ludobójców
- sny Marii Stuart
- strach neandertalski
- rozpacz ostatnich Azteków
- długie konanie Nietzschego
- radość malarza z Lascaux
- wzrost i upadek dębu
- wzrost i upadek Rzymu
zatem ożywiać zmarłych
dochować przymierza
wyobraźnia Pana Cogito
ma ruch wahadłowy
przebiega precyzyjnie
od cierpienia do cierpienia
nie ma w niej miejsca
na sztuczne ognie poezji
chciałby pozostać wierny
niepewnej jasności

:) może jeszcze coś dodam
a może nie


Dopisane 11.07.2017r. o godz. 20:49:

a dodam :)

ONA



Księżyc wśród białych chmurek, którymi wiatr miota,

światła zmienne, płochliwe wywołując tony;

oceanu nęcąca, mistyczna ciemnota;

zorza, co wzrok olśniewa o południu złota;

nicokreślny blask gwiazdy w wodzie odstrzelonej;



ranek promienny, ciepły, pogodny, radosny,

rozkosz ziemi, powietrza, wody i błękitu,

pełen woni róż, lilii, heliotropu, sosny,

upajający ranek pierwszego dnia wiosny,

budzący bezmiar marzeń, tęsknot i zachwytu;



limba, co nad jeziorem chyli się o zmroku

i spogląda w głąb dumna, cicha, zamyślona,

wsłuchana w melodyjny, senny szum potoku

i od fali ku gwiazdom mglejącym na stoku

nieskończonych błękitów patrząca: to ona.


K.P.T :)
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
10114
#alter nieaktywny
12 lipca 2017r. o 18:09




Dopisane 11.07.2017r. o godz. 23:17:



Jacek Stęszewski - Dziewczyna z księżyca

Wędruj wzdłuż blizn wyschniętych rzek
Idąc po linie nie patrz w dół
Nie ufaj innym, w siebie wierz
Spod koła życia wygrzeb muł

Wszystkie swe skarby schowaj w szkatułce
Baw się i huśtaj na księżyca srebrnej półce

Tańcz jak ci gram niech twój duch się zjawi
Zrób wielki bal i każ się gościom bawić
/2x

Zetrzyj z podłogi własną krew
Z resztek wykrzesaj ogień swój
Potem płomienia swego strzeż
Nie pozwól by go zgasił ból

Wszystkie swe skarby schowaj w szkatułce
Baw się i huśtaj na księżyca srebrnej półce

Tańcz jak ci gram niech twój duch się zjawi
Zrób wielki bal i każ się gościom bawić
/2x

Popłyń przez to największe z mórz
Niech cię unosi morskość fal
I wyrwij kolce ze swych róż
A z płatków utkaj siną dal

Wszystkie swe skarby schowaj w szkatułce
Baw się i huśtaj na księżyca srebrnej półce

Tańcz jak ci gram niech twój duch się zjawi
Zrób wielki bal i każ się gościom bawić
/2x

Wędruj przez czarnych sumień las
Co najcenniejsze, w sercu skryj
Ostrożna bądź i sprawdzaj czas
Swe rude włosy czesz i myj

Tańcz jak ci gram niech twój duch się zjawi
Zrób wielki bal i każ się gościom bawić
/4x

:)


Dopisane 11.07.2017r. o godz. 23:38:

Fajna historia o Wojtku :)

bra :)


Dopisane 11.07.2017r. o godz. 23:44:

ps. jeszcze to :) Ballada dziewczyńska...



Dopisane 12.07.2017r. o godz. 13:04:



Jacek Stęszewski - Bajka o Miłości.

Po kolana w samotności on ją chwyta za warkocze
I wynurza się z goryczy bagien tęsknot martwej ciszy
Ona siłą jest dla niego, co pokona każdą niemoc
On jest zbroją na codzienność, blaskiem co... rozprasza ciemność

Odurzeni własnym lśnieniem, kielich władzy i zazdrości
Jedno łóżko, dwa płomienie, drżący demon bezsenności
Tak spleceni swym oddechem, szeptem, myślą i wargami
Zaplątani w własnym miąższu, opętaniem... rozedrgani

I oplata go nogami, klamrą spina w ciasny wieniec
On dotyka ją po sercu i łaskocze jej rumieniec
Opłukują swe sumienia kroplą potu i westchnienia
Jemu serce się rozpiętrza, ona chowa... go do wnętrza
:)


Dopisane 12.07.2017r. o godz. 18:09:

Wiersz, świeżutki z jednego z forum poetyckiego :)

moja mała modlitwa

nie czekać już na nic
nie drżeć przed spełnieniem rzeczy
tylko pójść ścieżką wśród łanów
do zaklętego jeziora, błyszczącego szmaragdowo
pieszczone przez zachodzące słońce letniego dnia
odurzony zapachem polnych ziół
wędrowałem z moją sarenką, tak przywiązaną
grypsującą tekstem z "Małego księcia"

znów muszę czekać na wszystko
w pustelni pośród ludzkiego mrowia,
emigrowałem do wnętrza
nie z powodów politycznych
tylko ze słabości

nie chcę już czekać na szczęśliwą gwiazdę
na splot okoliczności
nie mam sił przedzierać się przez bagna,
tam czarty czekają tylko bym zboczył z drogi, źle stąpnął

kiedy wyjeżdżam samochodem, przez chwilę, za każdym razem
wpatruję się w oblicze świętej figury z przydrożnej kapliczki
moja mała modlitwa
najszczersza

<b> Poezja Królową Sensytywnego Życia. </b>
Zgłoś do moderacji Odpowiedz
Wypowiedz się:
Jeśli zostawisz to pole puste przypiszemy Ci losową ksywę.
Publikacja czyichś danych osobowych bez zezwolenia czy użycie zwrotów obraźliwych podlega odpowiedzialności karnej i będzie skutkować przekazaniem danych publikującego organom ścigania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku. Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.
REKLAMA Zapraszamy
REKLAMA Zapraszamy