Już jest dwudziesta druga część naszej bolesławieckiej powieści w odcinkach!
Dziewiętnasta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Dwudziesta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Dwudziesta pierwsza część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Niezastąpiony Bolecnauta o pseudonimie M. wciąż dzieli się z nami swoją pomysłowością i wymyśla kolejne losy naszych bohaterów. Pozdrawiamy serdecznie Pana M. Zachęcamy gorąco także innych do udziału w zabawie, to dzięki Waszym pomysłom szalona bolesławiecka opowieść toczy się w ten sposób. Dzisiaj zajrzymy przez okno do bolesławieckiego szpitala i razem z Olą spróbujemy się nie spóźnić do pracy. Zapraszamy do czytania:
Ostry dźwięk budzika wyrwał Olę z głębokiego snu, z którego i tak bardzo pragnęła się już wybudzić. Śniły jej się bardzo dziwne rzeczy, przerażające i niepokojące. Sen był wyjątkowo realny. Był też z gatunku tych, które śnią się pierwszy raz w życiu i ciężko odgadnąć, czy jest wynikiem wspomnienia jakiegoś dawno obejrzanego filmu, psikusem bujnej wyobraźni, czy nie daj Boże groźną przepowiednią.
Śniło jej, że jechała na rowerze po polnej, twardej drodze, przy której rosły szpalery drzew. Tuż obok na drugim rowerze jechała mama, ale była dużo młodsza niż obecnie. Ola zaryzykowałaby nawet stwierdzenie, że w śnie były koleżankami i równolatkami. Nagle przed nimi pojawił się tunel, do którego wjechały. Dookoła zapanowała niemal całkowita ciemność, a wjazd do tunelu nagle zniknął. Znalazły się w pułapce. Zatrzymały się, rzuciły na bok rowery i zaczęły iść pieszo. Zrobiło się zimno, a pod ich butami zaczęła chlupać woda. Obie zaczęły nerwowo szukać wyjścia. Ruszyły przed siebie trzymając się za ręce. Wody przybywało i coraz ciężej im było stawiać kroki. Po chwili brodziły w wodzie po kolana, a kiedy zaczęła sięgać im do pasa natrafiły na zamkniętą kratę. Nie dały rady jej otworzyć. Wody przybywało, więc zaczęły pływać i zmuszone były puścić swoje ręce. Kiedy woda wyniosła je pod sam sufit tunelu, zostało im miejsca i czasu na wzięcie ledwie jednego oddechu. Młoda mama popatrzyła na nią ze łzami w oczach. Obie nabrały ostatniego haustu powietrza i zanurzyły się. Nagle coś chwyciło Olę za stopę i zaczęło ją ciągnąć w tył. Oddalając się od mamy, w przerażeniu zaczęła wołać ją bezgłośnie, a mama wyciągała do niej ręce. Ola widziała mamę coraz mniejszą i mniejszą, aż jej maleńka postać całkowicie zniknęła w odmętach brudnożółtej głębi.
Tym razem Ola pobłogosławiła budzik za jego punktualność i niezawodność, zadowolona, że swoim głośnym buczeniem przerwał ten sen, zanim wydarzyło się w nim coś jeszcze gorszego. Ola czytała kiedyś o interpretacji snów. Ale według niej interpretacja każdego snu może być dowolna w zależności od potrzeb interpretującego. Zupełnie jak z wróżbami. Niektórzy twierdzą, że sny są oknem duszy i po prostu pokazują, co nas dręczy albo co nam w duszy gra. Ola miała jednak do snów bardziej naukowe podejście. Dla niej to, co śpiącemu wyświetla się w głowie jest jedynie syntezą przepływu impulsów wzbudzonych w odpoczywającym mózgu oraz chaotycznego odczytu zapisanych w pamięci danych. Dlatego niektóre sny pamiętamy i potrafimy je opowiedzieć ze szczegółami nawet po kilku dniach, a o innych zapominamy zaraz kiedy odsuwamy kołdrę na bok.
W życiu człowieka są sny, które się wielokrotnie powtarzają, chociaż pragnie się, aby nigdy więcej ponownie się nie przyśniły. Są sny piękne albo fantastyczne, które chciałoby się wyśnić jeszcze raz, aby poznać ich dalszą część, która i tak potem nie nadchodzi, nawet mimo nakrycia głowy poduszką. Są też sny nowe, pierwszy raz powstające w naszej głowie, do których podświadomość dodaje zapomniane fragmenty tego, co dotąd wydarzyło się w naszym życiu. Potem, kiedy zdarza się nam w życiu bardzo podobna sytuacja do tej we śnie, to ludzie mają wrażenie, że doznają deja vu, a nie wiedzą, że właśnie przypomniał im się dość niewyraźnie jeden z takich snów.
Inaczej niż zwykle, Ola szybko otworzyła oczy i spojrzała na budzik. Godzina 4:45. Nastawiała tą godzinę każdego dnia, kiedy wstawała do swojej pierwszej, podjętej po ukończonych studiach, pracy. Czas pobudki wypracowała sobie już w tydzień, przez pierwszych kilka dni sprawdzając empirycznie ile czasu zajmuje jej obróbka kosmetyczna, dobór elementów ubioru, przygotowanie i spałaszowanie śniadania oraz dojazd autem do szpitala, wliczywszy średniej wielkości poranne korki.
Za oknem było już dość jasno, choć szarość świtu nie została całkiem zabrana przez odchodzącą, jeszcze krótką noc. Na razie dzień zapowiadał się słoneczny, ale wczorajsza prognoza, którą oglądała w komórce, pokazywała, że po południu może się zebrać na burzę. Trzeba będzie zabrać do auta parasol, pomyślała, kiedy już dreptała do łazienki. Przechodząc koło pokoju mamy, spojrzała przez otwarte drzwi i zauważyła, że nikogo w nim nie ma. Ola zadała sobie po raz kolejny pytanie, jak mama to robi, że po nocnych wojażach wstaje z rana świeża jak skowronek, nieważne czy przespała osiem godzin, czy tylko trzy. Ponieważ światło w łazience było także zgaszone, Ola pomyślała, że być może mama krząta się na dole w kuchni i przygotowuje jej i wujkowi śniadanko, chociaż tego dnia miała zacząć swoją służbę dopiero po południu.
Stojąc przed lustrem, już po ablucjach smarując się kremem 40+ na dzień, także należącym do mamy, zaczęła żałować, że poprzedniego wieczora była dla niej taka opryskliwa. Nie lubiła jednak, kiedy mama próbowała wtrącać się, wypytywać o zbyt wiele rzeczy, czy wyręczać ją w najprostszych czynnościach.
Te nawyki pozostały mamie po czasach, kiedy Ola chodziła do szkoły. Mama musiała wtedy być jednocześnie i supermamą, i supertatą. Teraz jednak zwykła troska mamy o córkę zaczęła się niestety przeradzać w nadopiekuńczość, która z kolei wkrótce łatwo mogłaby przekształcić się w całkowite przejęcie sterów dowodzenia życiem Oli, gdyby tylko na to mamie pozwoliła. Ola wiedziała, że tak właśnie było z babcią Basią, kiedy mama wchodziła w dorosłość. I podobno to właśnie zepsuło ich stosunki na całe ich dalsze życie. Mama niechętnie wracała do tamtych czasów, chociaż Ola bardzo chciałaby poznać szczegóły związku mamy i taty. Babcia zawsze i konsekwentnie nazywała ten związek błędem młodości, nie zdając sobie sprawy, że słysząc takie porównanie Oli robiło się przykro i bardzo to przeżywała. Nikt nie chce być nazywany skutkiem błędu.
Ola nie miała okazji poznać swojego ojca. Mama opowiadała, że zginął w 1994 roku podczas misji wojskowej na Bliskim Wschodzie, kiedy ona miała niecały roczek. Mama rzuciła wtedy studia we Wrocławiu, nie ukończywszy trzeciego roku medycyny. Nieco później skończyła jednak studium medyczne w Głogowie, dokąd wyprowadzili się z dziadkami tuż po maturze zdanej przez mamę w Bolesławcu, w roku 1991.
Potem, zamiast zostać szpitalną pielęgniarką, mama postanowiła wstąpić do Straży Pożarnej, gdzie setki, jeśli nie tysiące razy, często z narażeniem własnego życia, ratowała życie i zdrowie innych ludzi w wypadkach, pożarach i podczas klęsk żywiołowych. Pięła się po strażackich szczeblach kariery jako specjalista ratownictwa medycznego służby, osiągając stopień młodszego brygadiera. Obecnie ze względu na staż mogłaby już przejść na emeryturę, ale mama nie wyobrażała sobie póki co, żeby zamiast pracy z ludźmi i dla ludzi, miała codziennie plewić grządki w ogródku, robić na drutach albo wisieć godzinami na płocie plotkując z panią Słowikową o dokuczających chorobach i równie dokuczających sąsiadach.
Ola przeszła do swojego pokoju i ubrała się w przygotowany przed snem komplet, na który składały się stosowna do przewidywanej tego dnia pogody wąska, ciemnozielona sukienka i bluzka z krótkim rękawem. Strój do pracy musiał być wygodny oraz umożliwiać łatwe zakładanie i wygodne wielogodzinne noszenie fartucha lekarskiego. Zabrała przygotowaną wieczorem niewielką, ciemnobrązową torebkę i zeszła na dół po schodach, starając się stąpać po stopniach delikatnie, na wypadek gdyby wujek Zygmunt jeszcze spał. Idąc korytarzem do kuchni zobaczyła, że światło w pokoju wujka jest jeszcze zgaszone. Dobrze, niech sobie wujek pośpi. W jego stanie wypoczynek jest jednym z najważniejszych czynników, pozwalających na normalne, samodzielne funkcjonowanie.
Jednocześnie zdziwiła się i trochę przestraszyła, kiedy kuchnia okazała się pusta. Gdzie ta mama się podziała? Raczej nie poszła do sklepu po świeże pieczywo, bo sklepy otwierają dopiero o szóstej. Czyżby nie wróciła z nocnej eskapady? A może po prostu dostała nagłe wezwanie? Od czasu do czasu to się zdarzało, zwłaszcza kiedy w jakichś tragicznych zdarzeniach było wiele ofiar.
Ola zobaczyła kilka nieumytych naczyń w zlewozmywaku, ale na pewno znalazły się one tam jeszcze wieczorem. Nalała wodę do czajnika i postawiła go na gazie. Pomyślała, że nie ma co czekać i się domyślać. Tknięta jakimś niejasnym przeczuciem postanowiła po prostu zadzwonić do mamy. Sięgnęła po telefon do torebki. Zobaczyła, że ma dwa nieodczytane SMS-y. Oba były od mamy.
Na szczęście w żadnym z nich nie było wołania o pomoc, lecz pierwszy z nich Olę, jak by nie było, trochę zdenerwował. W SMS-ie wysłanym o godzinie 00:17 mama przepraszała za wzięcie kluczyków od samochodu i pożyczenie auta na parę godzin. Strasznie dziwna i podejrzana sprawa, pomyślała Ola. Odkąd sięgała pamięcią, mama nigdy nie jeździła samochodem, tylko rowerem, Ewentualnie autobusem, kiedy padało i rower zostawał w domu. Mama nie prowadziła samochodu, chociaż prawo jazdy jak najbardziej posiadała i to od ponad dwudziestu lat.
Druga wiadomość została wysłana o godzinie 1:06, czyli zapewne wtedy, kiedy mama zorientowała się, że nie zdąży wrócić przed szóstą rano i oddać samochodu na czas. A mama, jak to mama, nie byłaby sobą, gdyby nie zasugerowała przy okazji swojej córce dość szczegółowo dalszego postępowania: „Jedz do szpitala autobusem. Na pętli masz linie nr 4 i 12. Oba jadą prosto na Jeleniogórską. Bidet kupisz u kierowcy”. Dziękuję, mamo, za precyzyjne wytyczne, pomyślała Ola, ale nie odpisała na żaden z SMS-ów. Zapamiętała sobie jedynie, żeby później porozmawiać z mamą na temat grzebania bez pozwolenia w czyichś kieszeniach i samowolnego pożyczania cudzego samochodu.
SMS-y od mamy nigdy nie zawierały jakichkolwiek błędów. W tej kwestii mama wykazywała się należytą i najwyższą starannością. Ale w tej drugiej wiadomości były aż dwa błędy. Oczywiście oba wynikały z autopoprawek i sugerowania podpowiedzi przez oprogramowanie smartfona. Ale samo to, że mama nie przeczytała i nie poprawiła tekstu przed wysłaniem świadczyć mogło o tym, że pisała na swoim telefonie będąc zdenerwowaną. Pominąwszy późną porę wysłania wiadomości, to musiało się jednak stać coś niedobrego. Ale co?
Ciekawe, po co jej był mój samochód w środku nocy, zastanawiała się Ola? Może samochód tego znajomego, z którym była umówiona, zepsuł się i nie mieli innego wyjścia? Czemu więc nie zostawiła żadnej karteczki? Pytania te będą musiały na razie poczekać. Ola wysłała tylko jednego SMS-a zwrotnego do mamy, ale z dwoma ważnymi pytaniami: „Gdzie jesteś, mamo? Wszystko w porządku?”.
Nie czekając na odpowiedź, Ola schowała smartfona z powrotem do torebki, upewniając się, że dźwięki w telefonie nie są wyciszone. Zrobiła sobie kawę rozpuszczalną i dolała zimnego mleka. Postanowiła nie robić żadnych kanapek, bo wiedziała, że w tej sytuacji mogłaby nie zdążyć na autobus i spóźnić się do pracy, a to nie byłoby mile widziane przez opiekuna stażu. Rzuciła okiem na zegar w kuchni. Pokazywał 5:29. Popijając kawę podeszła do małej korkowej tablicy, aby obejrzeć wiszący na niej rozkład jazdy autobusów z pętli, niedaleko ich domu.
- O, cholera jasna – zaklęła sama do siebie.
Zobaczyła, że ani czwórka, ani dwunastka nie odjeżdżają przed godziną szóstą. Jedynie linia nr 7 ma jeden kurs przez Graniczną i jedzie na Jeleniogórską. Ale to już za późno. No niestety, mamo, pomyślała, będziesz musiała mi się dorzucić od taksówki. Sięgnęła ponownie po telefon i powoli ubierając bluzę wiszącą na wieszaku, wybrała numer do firmy taksówkowej. Może jednak zdąży zjeść kanapki.
***
Ola zapłaciła gotówką kierowcy za kurs, wysiadła z samochodu i szybkim krokiem ruszyła w kierunku wejścia do szpitala. Mimo małego ruchu przyjazd taksówki na Graniczną i przejazd na Jeleniogórską zajął kierowcy łącznie 30 minut. Niestety, ale będzie już na oddziale po czasie. Szósta zero siedem, to nie szósta zero zero. Może i niewielkie, ale to zawsze spóźnienie.
Ciekawe, kiedy mama się odezwie, zastanawiała się Ola. Miała nadzieję, że chociaż drogę powrotną do domu po południu odbędzie swoim autem. W końcu do tego służy samochód. Na wszelki wypadek jednak będzie musiała sprawdzić potem w Internecie rozkład linii 4 i 12 w stronę Granicznej. A na przyszłość postanowiła chować kluczyki do auta nie w bluzie, ale w swojej torebce, żeby drugim razem mamy nie korciło.
Zanim Ola dotarła do szlabanu blokującego wjazd na teren szpitala, spojrzała w lewo i nagle stanęła jak wryta. Na parkingu jak gdyby nigdy nic stało jej kanarkowe polo! Jezus Maria, coś się stało mamie! Serce zaczęło jej walić jak młotem. Otworzyła torebkę i wyjęła telefon. W zdenerwowaniu nie mogła znaleźć numeru mamy na liście ostatnich połączeń. W końcu otworzyła jeszcze raz ostatniego SMS-a od niej i nacisnęła zieloną słuchaweczkę. Patrząc, czy samochód nie nosi śladów uszkodzeń i czy aby miejsce kierowcy nie jest zajęte, czekała na sygnał wywołania numeru mówiąc do siebie pod nosem „No dawaj, szybciej”. Ale zamiast przerywanego sygnału „biiiiiip” „biiiiiip” oznaczającego dzwonienie, usłyszała jedynie „Abonent, do którego dzwonisz jest poza zasięgiem lub ma wyłączony telefon. Powiadomimy cię, kiedy będzie osiągalny”.
Nie miała pojęcia, co ma robić w tej sytuacji. Postanowiła mimo wszystko pójść na oddział, przebrać się normalnie jak co dzień, a potem rozpytać w Pogotowiu i na Izbie Przyjęć, czy tej nocy przyjmowano może do szpitala pacjentkę Antoninę Polańską. Czyżby dzisiejszy zły sen rzeczywiście miał być proroczy?
Nie mogła wiedzieć, że od około sześciu godzin jej matka, Antonina Polańska, owszem znajduje się w tym szpitalu, ale nie jako pacjent, lecz jak to odnotowano na formularzu, jako najbliższa osoba przywiezionej ofiary strzelaniny, operowanej od północy przez zespół chirurgów, a przewiezionej około 4 w nocy w ciężkim stanie na oddział intensywnej terapii, zwany popularnie OIOM-em.
Nie mogła wiedzieć, że od niemal sześciu godzin jej rodzona matka to siedzi na krześle znajdującym się w korytarzu, to nerwowo spaceruje wydeptując ścieżkę przed wejściem na oddział chirurgii, to stoi pod ścianą opierając się nią plecami. Że próbuje rozmawiać z Bogiem i prosić Go o pomoc, składając ręce jak do modlitwy, chowając w rękach twarz i ocierając łzy, które od czasu do czasu mimowolnie pojawiały się na jej policzkach. Że osiem razy jak dotąd odwiedziła automat z kawą, nie mając świadomości, że ma w plecaku telefon, który od pewnego czasu nie dzwoni ani nie wyświetla SMS-ów, bo najzwyczajniej w świecie rozładowała się w nim bateria.
Kiedy Ola ubrana w kitel w pastelowym jasnozielonym kolorze weszła do pokoju pielęgniarek, przywitała się z nimi i zapytała, o której może dzisiaj pojawić się jej opiekun stażu. Odpowiedziały, że niedawno zadzwonił, że może się dzisiaj nieco spóźnić i musi na niego jeszcze chwilę poczekać. Zanim Ola usiadła na wolnym krześle, spojrzała w wysokie lustro wiszące na ścianie. Poprawiła długie, ciemne, zgodnie ze szpitalnymi wytycznymi upięte teraz włosy i popatrzyła na plakietkę z imieniem i nazwiskiem. Przeczytała w myślach: Aleksandra Wilczyńska.
A więc nie tylko kolor włosów miała inny niż mama. Ola zawsze twierdziła, że Polańska też byłoby ładnie, ale mama na złość babci Basi uparła się, że jej córka będzie nosić nazwisko ojca. W gruncie rzeczy było całkiem znośne. Zmarszczyła się do swojego odbicia w lustrze.
A potem podniosła słuchawkę telefonu i wykręciła numer Izby Przyjęć, aby dowiedzieć się, czy tej nocy aby nie przyjmowano do szpitala jakiejś kobiety w wieku 48 lat.
Czy Ola spotka na sali operacyjnej swoich rodziców, czy może jakimś niezwykłym trafem miną się w przejściu? Jak zareaguje na wieść o wydarzeniach ostatniej doby? Czy Julia będzie musiała powiedzieć córce więcej niż zamierzała? No i jak Dymitr wykona swoją robotę? Czy Bolek będzie podrywał pielęgniarki otumaniony lekami przeciwbólowymi? Jesteśmy ogromnie ciekawi Waszych pomysłów! Cieszymy się że jesteście z nami. Dajcie koniecznie znać w komentarzu jak wyobrażacie sobie dalsze losy naszych bohaterów. Kolejny odcinek już w środę!
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).