Już jest dwudziesta trzecia część naszej bolesławieckiej powieści w odcinkach!
Dwudziesta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Dwudziesta pierwsza część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Dwudziesta druga część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Niezastąpiony Bolecnauta o pseudonimie M. tym razem zabiera nas do przeszłości. Zachęcamy gorąco także innych do udziału w zabawie, to dzięki Waszym pomysłom szalona bolesławiecka opowieść toczy się w ten sposób. Dzisiaj wrócimy do tajnej skrytki pod Waldschloss. Zapraszamy do czytania:
Julia i Bolek odczuwali coraz większy chłód i niewygodę. Kucając w milczeniu, nadal ukrywali się w ciemnym kącie dawnej piwnicy restauracji Waldschloss za stertą kartonów z cennymi fantami pochodzącymi z włamań do sklepów Pewex. W międzyczasie słyszeli rozmowy przestępców, przenoszących pudła z towarami, które zostały zamówione przez pasera. Składali je tuż przy schodach prowadzących na górę. Pracowali oczywiście wszyscy, oprócz pijanego Mańka, którego nie opuszczało skrajne upojenie.
- Szefie, to zarobimy dzisiaj chyba z kilkanaście baniek, co nie? – właściwie stwierdził, a nie zapytał Gienek, taszcząc ciężki karton z whisky.
- Będzie kasiorka jak się patrzy! Dla wszystkich – potwierdził zadowolony Wiewiórski, który stał przy stosie kartonów z papierosami, licząc je przez dotykanie palcem – Udało mi się ugadać z gościem głównie na fajki, trunki i ciuchy.
- A widzicie? Mówiłem, że znam tę okolicę i opłaca się czasem pokręcić po babskim rynku – dorzucił Waldek, niosąc aż dwa kartony naraz – Tam każdy ma złotówki w oczach.
- To co, szefie. Dzisiaj handelek, a juto mały wypadzik do Karpacza? Odpoczynek się chyba należy za naszą harówkę, no nie? – z nadzieją w głosie zaproponował Gienek. Oblizał usta i przełknął ślinę.
- Oj, Gienek, Gienek. Ty to byś tylko dancingi, kolacyjki, panienki… – pokręcił głową szef szajki – Gdyby nie ja, wszystko mógłbyś przepuścić w hotelach i pensjonatach. Może byś tak czasem do jakiegoś teatru, opery czy filharmonii sobie zażyczył, co?
- Ee, tam. Wyższa kultura to nie dla mnie. Ja prosty chłopek roztropek z kieleckiego jestem – perorował Gienek – Ja to lubię do cyrku, na ten przykład. Tam są takie czarodzieje, co nożami w kobitki rzucają. Albo takie śmieszne klauny z czerwonymi nosami, co się ciągle wywracają. Taka rozrywka mnie się podoba, a nie jakieś tam rzępolenie na basetli, czy skakające facety w rajtuzach. Nic nie poradzę. U nas w Odrowężu pod Stąporkowem, prawdziwa muzyka to w remizie co sobotę tylko była. A przy okazji od czasu do czasu można było z przyjezdnymi kulturalnie wymienić poglądy za pomocą sztachet. Aż Milicja nyską przyjeżdżała. Ej, co to były za czasy - rozmarzył się i pokiwał głową.
Wszyscy głośno się zaśmiali z dowcipu Gienka, który i po trzeźwemu, i na zakrapianych imprezach widocznie musiał być duszą towarzystwa. W każdej sytuacji potrafił sypać kawałami, jakby miał je pochowane w rękawach, tuż obok kart do uczciwego pokera.
- Uwielbiam, Gienek, jak opowiadasz o tej twojej rodzimej ojczyźnie szkieletczyźnie – podsumował Wiewiórski i zaczął popędzać kompanów – Dawać, dawać te pudła, moi przyjaciele. Będzie jeszcze potem trochę tachania tego wszystkiego do poloneza. Ale bez pracy nie ma kołaczy. Oby nas tylko gliny po drodze nie wykukały.
Kiedy już uskładała się pokaźna kartonowa pryzma bandyci doszli do wniosku, że więcej się do samochodu na pewno nie zmieści. Waldek wyszedł na powierzchnię, a Gienek stanął w połowie schodów. Herszt bandy Wiewiórski ustawił się przy przygotowanej piramidzie. W ten sposób utworzyli łańcuszek transportowy i podawali sobie kartony z rąk do rąk, a Waldek miał za zadanie układać je na górze koło wejścia do piwnicy w identyczną kartonową konstrukcję, którą potem mieli jakoś poupychać w samochodzie.
Julia starała się nie wiercić, mimo, iż okrutnie zaczęły jej drętwieć łydki i stopy. Krew miała utrudniony dostęp do tych części ciała, więc powoli przestawała je czuć. Pomyślała, że za wszelką cenę i bezzwłocznie powinna rozprostować nogi. Bała się, że inaczej dojdzie do martwicy niektórych tkanek i trzeba będzie amputować jej kończyny przynajmniej od kolan w dół. Popatrzyła na Bolka i w półmroku zobaczyła, że ten, na wpół zgięty, nadal obserwował zza kartonów krzątających się bandytów. Nie miał na pewno takiego problemu jak ona z brakiem czucia.
Chciała, a wręcz musiała dać znać Bolkowi, że musi zmienić pozycję. Po jej stronie sterty kartonów nie było to jednak możliwe, ponieważ pudeł było w tej części dużo mniej i wyprostowanie się nawet do połowy spowodowałoby, że musiałaby zostać zauważona. Zaczęła cichutko stękać z bólu i niewygody, więc popukała lekko Bolka w udo, ale ten w panującej ciemności nie dostrzegł ani nie zrozumiał, co takiego Julka może od niego chcieć. A zapytać na głos nie mógł. Pomyślał, że być może chce tylko wiedzieć, czy bandyci sobie poszli i czy mogą już wyjść z ukrycia. Pokręcił na wszelki wypadek przeczącą głową, choć nie wiedział czy to zauważyła, czy nie.
Julka naprawdę już nie mogła wytrzymać. Podparła się rękami za plecami, usiadła pupą na zimnej posadzce i zaczęła wyciągać nogi przed siebie. Nic by się może takiego nie stało i za chwilę odrętwienie mogłoby minąć, ale popełniła ten drobny błąd, że skierowała stopy w kierunku Bolka, a nie w kierunku przeciwnym.
Bolek, pochłonięty myślami o nieoczekiwanym spotkaniu z bratem, nie spodziewał się tego zupełnie i gdy nagle poczuł, że coś wciska mu się pomiędzy nogi, wystraszył się myśląc, że to szczur, albo może jakiś jeszcze groźniejszy i bardziej krwiożerczy stwór. Przerażony, odruchowo i nieco zbyt szybko podciągnął jedną z nóg, a wtedy stojąc tylko na tej drugiej nodze w swojej mocno pochylonej pozycji, stracił równowagę. W ciemności niełatwo jest jednak zorientować się, jak skutecznie przeciwdziałać siłom grawitacji i odzyskać pionową pozycję. Kiedy oko ludzkie nie widzi żadnych punktów orientacyjnych, człowiek całkowicie traci wyczucie przestrzeni. Pion i poziom przestają zajmować swoje tradycyjne miejsce, no i taki osobnik zaczyna tracić swą stabilną, pionową postawę.
Przez krótką chwilę Bolek leciał bezwładnie do tyłu, unosząc ręce na boki i do góry. Próbował machać nimi jak ptak skrzydłami, ale na niewiele się to zdało. Zanim jego ciało trafiło jednak na jakąkolwiek przeszkodę, Bolkowi wydawało się, że przechyla się na ścianę za swoimi plecami. Ale mylił się. Zamiast oprzeć się plecami o mur piwnicy, przekręcił się nieco i upadł dokładnie pomiędzy Julią, a kartonami. Julia w międzyczasie, niewiele widząc, próbowała go złapać, ale nie udało się Bolka podtrzymać i w ostatniej chwili odsunęła się pod ścianę, aby nie zostać zgniecioną jak sardynka w puszce.
Bolek, zanim ostatecznie wylądował na posadzce, rozłożonymi rękami próbował się jeszcze czegoś w locie złapać. No i prawie się złapał. Machając prawą ręką uderzył w kilka kartonów, a te spadając, przykryły go skutecznie. Bolek ze strachu postanowił pozostać w tej pozycji, a Julka spanikowana podniosła się i wyprostowała przylgnięta plecami do zimnej ściany. No i wyrwała jej się głośna i nieźle piszcząca wiązanka.
- O, ja cię pierniczę! – po czym spojrzała prosto w skierowany na nią strumień latarki.
„Taśma” na podejrzany dźwięk zza jednej ze sterty pudeł, rzucił trzymanym właśnie kartonem z papierosami Marlboro na podłogę piwnicy. Szybko chwycił odłożoną na schody zapaloną latarkę i skierował ją w miejsce, skąd doszedł go podejrzany rumor. Drugą ręką instynktownie sięgnął pod marynarkę i wyciągnął pistolet. Był to Walter P-64, skradziony zapewne niegdyś jakiemuś milicjantowi podczas którejś udanej próby ucieczki przed organami nieskutecznego ścigania.
- A kogo to panienka pierniczy? – zapytał głośno głos Wiewiórskiego zza oślepiającego światła – No i co ważniejsze, skąd to panienka się tu wzięła?
Gienek nie doczekawszy się kolejnego kartonu od swojego szefa, zszedł ze schodów, wyjął swoją zapaloną latarkę zza paska spodni i poświecił w to samo miejsce, które oświetlał Wiewiórski.
W mocnym świetle dwóch latarek zobaczyli przed sobą szczupłą dziewczynę o rudych, średniej długości włosach. Ubrana w ciemny kostium do nurkowania, z okularami uniesionymi nad czoło, wydawała im się tutaj całkiem nie na miejscu. Cóż to za dziwne przebranie w miejscu, gdzie nie było ani kropli wody? Pomyśleli zapewne, że może mają jakieś omamy wzrokowe, chociaż tego dnia jeszcze nic nie pili. Dziewczyna milczała i najwyraźniej trzęsła się ze strachu. Oślepiona, zamknęła oczy, odwróciła głowę na bok i odruchowo uniosła ręce do góry, jakby miała się poddać, chociaż na razie nikt jej o to nie prosił. Nieco skuliła się w sobie, przez co wyglądała, jakby chciała stamtąd jak najprędzej zniknąć.
- No to mamy duży problem – zawyrokował skonsternowany Gienek – Ktoś ma za długi jęzor i musiał się wygadać o naszej dziupli, niestety.
- Może i problem nie jest mały, ale nas jest czterech, a panienka jakby jedna. Więc wydaje mi się, że chyba mamy jakieś szanse, co nie, Gienek? No chyba, że panienka ma jeszcze jakieś liczniejsze towarzystwo? - tym ostatnim pytaniem, zadanym pewnym siebie głosem najwyraźniej zwrócił się do Julii, nie oczekując jednak jakiejkolwiek odpowiedzi. Postanowił jednak poprosić o wyjaśnienia czwartego członka bandy, który według niego powinien wiedzieć, jak ta dość młoda osoba postronna mogła znaleźć się w zamkniętej od wewnątrz na kłódkę piwnicy.
- Maaanieeek! – głośno wydarł się Wiewiórski, kierując głowę w lewo – Wstawaj natychmiast, ochlaptusie!
- ..Tttak, szszefie. Cssso szę ształo? Już jedżemy? Mam prowadzicz? - chrząkając i pokasłując wydukał z siebie Maniek, jak zwykle piękną i poprawną polszczyzną.
- Jasne, ożłopie jeden. Ciebie za kierownicę bym posadził. Dawaj tutaj! - rozkazał szef Mańkowi.
- Mam zejść? Coś się stało? - z otworu w suficie doszedł ich głos Waldka, który chyba usłyszał to przywołanie, ale nie pojawił się na schodach.
- Nie, Waldek! To nie do ciebie! Zostań na razie na górze! Jak będziemy cię potrzebować, zawołam - odkrzyknął Wiewiórski.
Maniek z trudem i z sapaniem ponownie podniósł się ze swojego barłogu i przyczłapał do kolegów, nie bardzo wiedząc co się dzieje i dlaczego stoją i gapią się na jedną ze ścian. Oczywiście nie widział stojącej tam postaci, bo jakoś tak dziwnie mu się wszystko, nie wiedzieć czemu, znacząco rozmazywało.
- Maniek, czy ty masz może jakieś nietypowe upodobania? Podobają ci się dziewuszki ubrane w obcisłe stroje? - zapytał Wiewiórski chwiejącego się kolegi.
- Jakie dżewuszki, szszefie? - Maniek nic a nic nie zrozumiał z zadanych mu pytań.
Wiewiórski pistoletem przyłożonym do policzka Mańka przekręcił jego zamroczoną głowę w stronę stojącej pod ścianą dziewczyny i wyjaśnił mu jasno i powoli:
- O, takie dzie-wusz-ki, tępoto.
- O, Jeeżu, koszmita! Uczekacz! Uczekacz, bo nasz porwą i wyjedżą nasze móżgi! - Maniek odepchnął swojego szefa na bok, dostał nagłego przyspieszenia i prawdopodobnie równie nagłego otrzeźwienia, po czym potykając się co drugi schodek zwiał na górę, z wyjątkowo dużą szybkością jak na człowieka w jego stanie. Na górze Waldek przytomnie złapał śmiertelnie wystraszonego kompana, powalił go i przycisnął kolanem do ziemi. Zdezorientowany krzyknął do pozostałych na dole kolegów.
- Co tam się dzieje, do cholery?
- Wszystko pod kontrolą! No, może poza Mańkiem - odpowiedział tym razem Gienek - Przypilnuj go tam przez chwilę!
- Niestety nie ma co liczyć na naszego kipera w kwestii rozwiązania tej tajemnicy. Musimy zatem zasięgnąć informacji u źródła - stwierdził ze spokojem Wiewiórski, zwracając się bezpośrednio do Gienka, a potem już nieco głośniej rzucił przez całą piwnicę do Julii - Hej, panienko! Podejdź no bliżej. Musimy się lepiej poznać.
Julia spojrzała na zasypanego kartonami Bolka, ale nie dostrzegła jego twarzy spod rumowiska. Nie wiedziała co ma zrobić. Zważywszy jednak na przedmiot trzymany przez bandytę, a nie chodziło tu o latarkę, ruszyła powoli, starając się omijać przeszkody w postaci leżących pudeł. Drżąc na całym ciele, niepewnie podeszła do czekających na nią bandytów i stanęła jakieś dwa metry od nich, nie widząc twarzy bandytów z powodu oślepiania przez latarki. Pistolet za to widziała, i to całkiem wyraźnie.
- Z bliska, szefie, to całkiem no, tego... fiu, fiu... - pokręcił głową Gienek, mierząc Julię od bosych stóp do zaopatrzonej w okulary do nurkowania głowy - Nie znałem Mańka-ogiera z tej strony.
- Gienek, daj spokój. Nie widzisz, że to jeszcze dziecko? - skarcił go Wiewiórski, po czym popatrzył Julii prosto w oczy i zapytał - To może zamiast Mańka ty nam wyjaśnisz kilka ogromnie nurtujących nas w tej chwili kwestii? Pominiemy na razie twoje niecodzienne przebranie. Ale zdradź nam na początek, jak się nazywasz i skąd się tu wzięłaś? Czy to Maniek cię tu może zaprosił pod naszą nieobecność?
Julia konsekwentnie milczała. Trochę paraliżował ją strach, a być może liczyła także, że zyskując na czasie pozwoli Bolkowi wymyślić jakieś niesamowite rozwiązanie, które pozwoliłoby im obojgu wyjść z tej sytuacji cało. Na razie jednak Bolek nie stawał na wysokości zadania i bez ruchu zalegał pod kartonami, nadal niezauważony przez bandytów.
- Postanowiłaś zatem nie odpowiadać? Niedobrze, niedobrze - Wiewiórski rozważał w głowie kolejne pytania - Jeżeli nie jesteśmy wszyscy w jakimś zbiorowym śnie, to twoja tutaj obecność jest naprawdę bardzo interesującą zagadką. Nie chcę stać się brutalny, bo z zasady nie biję kobiet, wliczając w to młode dziewczyny, takie jak ty. Sugeruję, a nawet radzę ci, odpowiedz na moje pytania, zanim stracę resztkę cierpliwości. Nieco się spieszymy, a ty zabierasz nam cenny czas. Więc jak?
Herszt szajki nie zamierzał przedłużać swoich monologów aż do godzin porannych, więc podszedł do Julki wyciągnął pistolet przed siebie, przyłożył otwór lufy do jej czoła. Przerażona Julia zamknęła oczy. Absolutnie nie chciała umierać w tym miejscu i tej nocy. Panika jednak całkowicie ją sparaliżowała. Bolek! - krzyczała w myślach, zrób coś!
- No to jak, ruda laleczko? Czy ty umiesz w ogóle mówić? - z zaciśniętymi zębami powoli i groźnie cedził kolejne słowa Wiewiórski - Jak się tu znalazłaś? Kto ci powiedział o tym miejscu? Odpowiadaj!
Charakterystycznego metalicznego dźwięku odciąganego kurka, który Bolek jak dotąd znał tylko z filmów, nie dało się pomylić z żadnym innym dźwiękiem. Nie mógł dłużej wytrzymać. Zaczął się podnosić i powoli wydostawać spod ciężkich kartonowych pudeł. Wstał i spojrzał na dramatyczną scenę rozgrywającą się kilka metrów dalej.
- Boże, Julka! - wypsnęło mu się niechcący, kiedy zobaczył swoją dziewczynę z przyłożonym do czoła pistoletem. Nie tak miała wyglądać ta przygoda i ich potajemna, nocna eskapada.
Niestety nie dysponował żadną szybkostrzelną i supercelną bronią jak Robocop, nadludzkimi umiejętnościami jak Superman, metalowym szkieletem jak niezniszczalny cyborg z "Elektronicznego mordercy", ani tym bardziej jakimkolwiek pomysłem na uratowanie Julki i siebie. Kiedy zrzucone przez Bolka kartony przestały się przewalać, nastąpiła cisza i tym razem on został oświetlony światłem latarki Gienka.
- A zatem Julka, tak? - rzekł bandyta z pistoletem nadal przyłożonym do głowy dziewczyny - To może nasz drugi nocny ptaszek zdradzi nam, co tu robicie i jak tu do cholery trafiliście! Nie radzę dłużej milczeć. Jeśli ci na niej zależy, to gadaj, młody, bo zaraz z głowy twojej koleżanki zrobimy wydmuszkę!
Wiewiórski najwyraźniej zaczął się na poważnie denerwować. Ewidentnie tracił cierpliwość i ochotę na dalsze pogawędki. Dwójka dzieciaków konsekwentnie odmawiała współpracy. Coś ich tutaj za dużo, pomyślał. Może się zdarzyć coś nieprzewidzianego, dlatego jak najszybciej trzeba pozbyć się młodocianych. Co już zobaczyli, nie będą mogli odzobaczyć.
- Nie chcecie gadać, więc nie mamy wyjścia. Trzeba to załatwić po naszemu. Być może nasłała was Milicja, tfu, Policja, nie przyzwyczaję się chyba do tej zmiany. A my mamy tu strasznie dużo towaru, na którym zależy nam bardziej niż na was, niestety. Nie możemy ryzykować i wypuścić was ot tak, jak gdyby nigdy nic - stwierdził szef bandy i krzyknął głośno - Waldek, zejdź tutaj!
Waldek usłyszał wołanie i zszedł z klatki piersiowej Mańka, który zdaje się musiał ponownie zapaść w pijacki letarg, bo przestał się już wyrywać i wykrzykiwać bzdury o kosmitach wyjadających mózgi. Wyprostował się i ruszył na dół do piwnicy. Gdy zszedł po schodach i zobaczył całą sytuację, zaskoczony podniósł brwi, bo w ogóle nie spodziewał się obcych osób w podziemnym pomieszczeniu.
"Taśma" przykładał pistolet do czoła młodej, dość ładnej dziewczyny o prostych, rudych włosach, ubraną w strój do nurkowania. Nieco dalej w świetle latarki, także w stroju do nurkowania stał młody człowiek. Bardzo, ale to bardzo przypominał mu kogoś, kogo kiedyś znał. Kogoś, kogo nie widział od około ośmiu lat, a kto bardzo się zmienił , dorósł, zmężniał i spoważniał. Waldek, wiedziony niejasnym przeczuciem, nie dał nic po sobie poznać, że właśnie spotkał swojego rodzonego brata. Widząc spojrzenie młodego chłopaka domyślił się, że i Bolek musiał go rozpoznać, ale z jakiegoś powodu również i on postanowił się na razie z tym nie zdradzać. Głos Wiewiórskiego wyprowadził go z wewnętrznej rozterki i konsternacji:
- Waldek, słuchaj. Jesteś u nas najkrócej. Jak dotąd, nie miałeś okazji się wykazać prawdziwą lojalnością w naszej zgranej paczce. Ci tutaj niepotrzebnie się nam napatoczyli, a nie chcą powiedzieć, kim są, ani jak się tutaj dostali. Maniek też nam nic na razie nie wyjaśni, z wiadomych względów. W tej chwili jednak nie ma to znaczenia, bo musimy uniknąć ryzyka i zadbać o nasze interesy. Jesteś gotowy udowodnić, że można na ciebie liczyć w każdej sytuacji?
- Tak jest, szefie. Co mam zrobić? - zapytał niczego nie spodziewający się Waldek.
- W sumie to nic szczególnego. Weźmiesz mojego gnata, weźmiesz ich do lasu na spacer i upewnisz się, że już nigdy nikomu nie zdradzą, kogo i co tutaj zobaczyli - krótko i zwięźle polecił "Taśma".
- Że niby co? - przez chwilę do Waldka nie docierało, co mu właśnie rozkazał Wiewiórski.
- Małe piwo przed śniadaniem, Waldek! - prościej i dosadniej starał się wyłożyć Waldkowi zadanie Gienek - Wyprowadzisz gówniażerię w sosenki, rachu ciachu i do piachu. Tylko przykryj ich potem jakimiś gałęziami, żeby ich nie jakie lisy nie wygrzebały, zanim zdążymy całkiem opróżnić naszą leśną dziupelkę. A potem jedziemy opchnąć fanty. I jutro, jak szef obiecał, z wypchanymi portfelami lecimy zaszaleć na małe zasłużone wczasy!
Entuzjazm Gienka nie udzielił się jednak nikomu oprócz niego samego. Wiewiórski zauważył w twarzy Waldka wahanie, ale pomyślał, że jest młody i pewnie jeszcze nigdy nie strzelał do człowieka. Wiedział o nim dość sporo i były to pewne i potwierdzone informacje, które pozwolił sobie zdobyć jeszcze jak razem garowali w jednej celi. Wiedział, że Waldek siedział za spowodowanie wypadku samochodowego i zabicie dwóch osób, więc jego zdaniem nie powinien mieć dużych oporów przed pociągnięciem za spust. Spojrzał na dwójkę przerażonych młodych ludzi, delikatnie przesunął kurek na poprzednie miejsce, chwycił za lufę i oddał Waldkowi pistolet kierując rękojeść w jego stronę. Trudno, co ma być to będzie. Ich wina, że się włóczą po nocy, gdzie nie potrzeba.
- Dawajcie, młody i Julka! Zapraszam przodem. Tylko żadnych nagłych ruchów. Strzelając w plecy naprawdę trudno chybić. Spraw się szybko, Waldek - zakomenderował Wiewiórski.
Gdyby bladość mogłaby świecić, Julia i Bolek na pewno w tamtym momencie byliby w stanie oświetlić jakiś wielki stadion podczas piłkarskich mistrzostw świata. Strach odebrał im mowę, a żadne słowa modlitwy jakoś nie przychodziły im do głowy. Prowadzeni przez Waldka ma muszce, trzymając się za ręce ruszyli po schodach do góry, prosto w głuchą ciemność nocy.
Chociaż znamy przyszłość i wiemy, że nasi bohaterowie ujdą z życiem, wciąż mamy ciarki niepokoju na plecach. Jak zareaguje Waldek, gdy będzie musiał zabić własnego brata? Czy nasi bohaterowie uciekną dzięki swojemu sprytowi, czy może sam bandzior okaże miłosierdzie, bo ruszy go sumienie? Czy uda się rozbić całą szajkę? Ciekawe czy i jeżeli tak to jaki związek ma nasz rosyjski szwarccharakter z tymi rabusiami? Koniecznie napiszcie w komentarzu jak podobają Wam się losy naszych bohaterów! Jak wyobrażacie sobie ich dalsze losy?
Podczas tej opowieści poznaliśmy już tylu bohaterów. Kto jest Waszym ulubionym? Dajcie też znać, kogo lubicie najmniej!
~Ciemnofioletowy Ubiorek napisał(a): Ktoś to czyta? Okropnym językiem napisane.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).