Już jest pięćdziesiąta czwarta część naszej bolesławieckiej powieści w odcinkach!
Pięćdziesiąta pierwsza część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Pięćdziesiąta druga część tajemnicy szmaragdu -TUTAJ
Pięćdziesiąta trzecia część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Dzisiaj Pan M. przedstawia nam wcześniejsze wydarzenia tego dnia w archiwum… Zapraszamy do lektury:
Kapitan Adam Mleczko w milczeniu przypatrywał się siedzącemu w jego biurze mężczyźnie w eleganckim garniturze, który tak bardzo przypominał mu George’a Clooney’a, że ogarnęło go przekonanie, iż za chwilę ten przybyły z Warszawy oficer kontrwywiadu zacznie mu zadawać pytania w języku angielskim. Oczywiście mimo braku stałej i długoletniej praktyki, całkiem dobrze jeszcze pamiętał angielski, a że miał zdolności językowe, to pewnie nawet teraz poradziłby sobie z pogawędką w języku członków zespołu The Beatles i Królowej Elżbiety. Nauka języków obcych przychodziła mu w latach szkolnych z łatwością, więc w ramach niemal dwudziestoletniego procesu swojej edukacji zdążył opanować na poziomie konwersacyjnym angielski, włoski, niemiecki i rosyjski. Ale jedynie angielski miał okazję czynnie praktykować, bo w Bolesławcu od kilku lat stacjonowali Amerykanie, co dało mu dodatkowo okazję do poćwiczenia English w wersji American.
Drugi z agentów, ten bardziej agresywny, a do tego ewidentnie mniej rozgarnięty, wniósł z drugiego pokoju otrzymaną od Sylwii opasłą księgę, cicho pogwizdując i uśmiechając się, zapewne na wspomnienie jej długich nóg. Położył książkę wpisów wejść i udostępnień akt na biurku, zrzucając przy tym przypadkiem (a może jednak celowo?) kilka arkuszy, nad którymi pracował szef archiwum bolesławieckiej jednostki, zanim pojawili się jego niespodziewani goście. Adam musiał schylić się, by podnieść kartki z podłogi, a agent Moczydło z wyraźną, irytującą satysfakcją złośliwego dzieciaka jeszcze mocniej wyszczerzył zęby. Nie wyglądał na zainteresowanego zawartością przyniesionego tomiska, tylko na jak najszybszym powrocie do sąsiedniego pomieszczenia. Ciekawe, czego tak naprawdę szukają agenci w jego archiwum, zastanawiał się Adam.
Agent Waldemar Wilczyński, na którego nazwisko dopiero teraz Adam zwrócił uwagę zastanawiając się nad możliwym spokrewnieniem z jego kolegą, Bolesławem i jego ledwie co poznaną młodszą siostrą, przysunął się do biurka. Nie wstając z krzesła, agent wyciągnął prawą rękę przed siebie i popukał palcem wskazującym w okładkę zamkniętej księgi.
- Panie kapitanie, proszę otworzyć w miejscu, w którym znajdują się wpisy sprzed kilku tygodni dotyczące udostępnienia dokumentów, o których wspomniałem – poprosił pewnym siebie i zdecydowanym głosem. – Sądzę, że doskonale pan wie, o jaki okres mi chodzi. Tym bardziej, że jak mniemam, rzadko ktoś bywa już dzisiaj zainteresowany starymi, poniemieckimi mapami.
Kapitan Mleczko przewrócił twardą okładkę, a następnie zaczął wertować kartki. Prawdę powiedziawszy nie musiał długo szukać, gdyż z roku na rok zainteresowanych archiwaliami osób ubywało, a więc i wpisów było coraz mniej. A datę wizyty Bolka zapamiętał dość dobrze. To było dzień przed tym, kiedy Kora gorzej się poczuła, on musiał wziąć wolne, a weterynarz oznajmił mu wesoło, że zostanie dziadkiem bokserowych szczeniąt.
Po przerzuceniu ledwie kilku stron rzucił okiem na ręczne zapisy w tabelkach, upewniając się, że znalazł to, o co poprosił agent Wilczyński, a potem odwrócił otwartą księgę w jego kierunku i identycznym jak on gestem wskazał palcem miejsce w tabeli.
- O, tutaj – w sumie to mógł się nieco wysilić i odczytać treść swojego własnego wpisu, ale wolał, aby zrobił to sam zainteresowany. Czuł, że dzisiejsza wizyta przybyszów z Warszawy może nie skończyć się tylko na spokojnej, przyjacielskiej pogawędce. Wolał więc, póki co, wykazać daleko idącą ostrożność i zdecydował się zachować oszczędność w słowach i w czynach.
O dziwo, nagle to Antek postanowił uaktywnić swój detektywistyczny nos i wykazać się znajomością deszyfracji pisma ręcznego. Przysunął się do biurka, pochylił się nad zapisanymi stronami i uprzedził Waldka, a właściwie to wyręczył go w odczytaniu na głos treści wypełnionych rubryk tabeli.
– O, jasny pieron! Stare mapy przeglądał Bolesław Wilczyński! – wykrzyknął na cały głos, aż Waldek podskoczył na krześle. – Ty, Waldek, co to ma znaczyć? Co ten twój brat nakombinował?
Waldka solidnie zamurowało, tak samo jak i Antka. Musiał spojrzeć własnymi oczami na ręczne, w większości dość niechlujnie sporządzane notatki, jakby zwątpił w wiarygodność swojego kolegi i jego poziom umiejętności czytania.
Przy jednej z lipcowych dat faktycznie znajdowało się nazwisko jego brata. No, tak. Bolek pracował w wojsku, więc bez specjalnego wysiłku i czyjegokolwiek pozwolenia mógł dostać się zarówno do archiwum, jak i przechowywanych w nim nieutajnionych dokumentów. Tego się Waldek nie spodziewał, choć w sumie nagle okazało się to być dobrze pasującym elementem układanki. Jakże ważnym elementem. Prokurator się ucieszy, że prawdopodobnie udało im się właśnie poznać motyw groźnego napadu na Bolka.
Po chwili zdecydował jednak, że najpierw porozmawia o tym z Bolkiem, a dopiero potem przekaże tą informację prokuratorowi Pietrzakowi. Zanim bowiem zaczął zadawać kolejne pytania kapitanowi Mleczce, postanowił przejrzeć kilka stron wpisów przed wizytą Bolka i wszystkie zapisy po jego wizycie. Jak się okazało, miał nosa. Nie znalazł niczego ciekawego szukając wstecz, ale kiedy tylko odwrócił kartkę w chronologiczny przód, znalazł drugi, dużo bardziej interesujący wpis. Dotyczył wypożyczenia tych samych dokumentów, które oglądał Bolek. A jeszcze bardziej interesująca była osoba, wymieniona jako wypożyczająca te same stare, poniemieckie mapy i coś jeszcze oprócz nich. Mimo, że zawodowe doświadczenie powinno całkowicie przykryć zdenerwowanie, Waldek poczuł uścisk w żołądku. Momenty, w których zbliżał się do finału prowadzonego dochodzenia, zawsze wywoływały u niego chłopięcą ekscytację, jak u znajdującego się już bardzo blisko celu poszukiwacza skarbów.
Spojrzał wymownie na kierownika archiwum. Kapitan Mleczko siedział jednak spokojnie, jak gdyby nigdy nic, zero nerwowej reakcji. Wyglądał wręcz na znudzonego. Jeszcze chwila i pewnie zacznie w geście zniecierpliwienia robić przegląd swoich zadbanych paznokci. Dobry jest, pomyślał Waldek. Idealnie nadawałby się do pracy u nas. Inteligentny, przystojny i do tego nieźle gra. Trochę do Delona podobny to on jest, przeszło Waldkowi przez myśl. Tylko tego Delona za młodu, oczywiście.
- Czy wiedział pan, że Bolesław to mój brat, kapitanie Mleczko? – Waldek zaczął na razie krążyć naokoło, jak drapieżnik osaczający swoją ofiarę przed atakiem.
- A skąd! Nigdy bym się nie domyślił – słowa Adama Mleczki mogły zabrzmieć jak ironia, a być może był to tylko kolejny dowód jego zniecierpliwienia brakiem konkretów w ich rozmowie. – Poza tym, nie widzę podobieństwa. A pan przecież przyjechał z Warszawy.
- Dobrze się znacie? – drążył boczny korytarz Waldek, pomijając już nieistotny wątek pokrewieństwa. Drapieżnik próbuje uśpić czujność potencjalnej ofiary.
- Całkiem dobrze, a co? – odpowiedział pytaniem Adam, skupiwszy już uwagę na szczegółach pytań. Chyba wyczuł szóstym zmysłem, że trzeba wzmóc ostrożność. Ofiara zwęszyła niepokojący zapach drapieżnika i ustawiała się pod wiatr, aby nie dać się zlokalizować.
- Koło jego wpisu jest pana podpis. Czy zawsze osobiście biega pan po archiwum i udostępnia akta? Czy to tylko może taka przyjacielska przysługa? – już bardziej celnie zaczął strzelać Waldek. Drapieżnik wykonuje pozorowany atak w miejscu innym niż nastąpi ten właściwy. Szkoda, że ich dialogu nie czytała Krystyna Czubówna. Jej głos oddałby dużo lepiej dramatyzm całej sytuacji.
W ramach podnoszenia swoich kwalifikacji Waldek był wielokrotnie szkolony z odczytywania zarówno sygnałów zawartych w czyimś głosie, jak mowy ciała, więc z łatwością zauważył u przesłuchiwanego klasyczne objawy zdenerwowania. Kolego Mleczko, nie powinien pan tak często pocierać nosa i splatać palców u rąk. A zatem mamy coś na sumieniu, prawda, Pinokio?
- Zdarza mi się przynosić dokumenty osobiście, chociaż prawdą jest, że zwykle robią to moje dziewczyny, mimo że niektóre kartony są faktycznie dość ciężkie. No, ale przecież mamy wakacje. Nie pamiętam, czy tego dnia obie panie były w pracy. Mogę to zaraz sprawdzić. Albo szybciej będzie jeżeli je osobiście o to zapytamy… – kapitan Mleczko jeszcze nie dokończył wypowiedzi, a Antek już się podnosił z kolejną misją wywiadowczą połączoną z wyprawą do pokoju obok.
Waldek zdążył go powstrzymać lewą ręką, a potem ponownie wyciągnął prawą rękę i wskazał na jeszcze jedną odszukaną przez siebie pozycję na liście zapisów, uważnie przypatrując się Adamowi Mleczce.
- Na razie nie będziemy pana pracownic fatygować. Ale proszę mi powiedzieć, która to z miłych pań ma taki bazgrołowaty, nieczytelny podpis? – palec Waldka wskazywał na zauważony przez niego wcześniej wpis, dokonany na kolejnej stronie księgi, następnego dnia po wizycie Bolka. - A może to pana podpis, tylko specjalnie zniekształcony, co? Tylko niech mi pan nie mówi, że miał pan wtedy rękę w gipsie…
- To nie jest mój podpis. Podobny do podpisu pani Sylwii, chociaż faktycznie wygląda nieco dziwnie – wyjaśnił kapitan Mleczko, odwróciwszy do siebie ciężką księgę. – Zawołać ją tutaj?
- Za chwilę to sobie wyjaśnimy. Antek, nie! – Waldek przyłożył dłoń do ust kolegi, spodziewając się, że jego gromkie wołanie do rzeczonej Sylwii spłoszyłoby wszystkie ptaki w okolicy. – Teraz proszę przeczytać, co sobie wtedy ktoś wypożyczył do oglądania…
Adam Mleczko zaczął czytać treść wpisu. Mimo, że były tam tylko dwa krótkie zdania, zajęło mu to minutę, podczas której kilkakrotnie szeptał na przemian „Co?”, „Skąd?” i „Jak?”.
- Tak, tak, kapitanie Mleczko. Te same akta z tymi samymi sygnaturami – Waldek miał wrażenie, że w głowie szefa archiwum zaczyna coś bulgotać, jakby gotował mu się mózg, ale ten zdaje się po prostu mówił coś sam do siebie z zamkniętymi ustami. Prawie jak brzuchomówca, pomyślał. – Ktoś dzień po Bolku postanowił pooglądać sobie wasze, a właściwie nasze archiwa. Teraz niech pan rzuci okiem, komu na to pozwoliliście?
- Andrzej Bojko, historyk – odczytał na głos Adam Mleczko. Podniósł wzrok i spojrzał pytająco na agenta Wilczyńskiego. – No i co w tym dziwnego, że historyk interesuje się źródłami historycznymi, których w naszym archiwum jeszcze trochę pozostało? – w jego głosie słychać było nieudawane zdziwienie.
- W sumie nic. Tyle, że pan udaje, że nie wie, albo może i faktycznie pan nie wie, a my wiemy, kim tak naprawdę jest i czym się obecnie zajmuje ów Andrzej Bojko. Od bardzo dawna ten człowiek jest obiektem naszego zainteresowania. Obserwujemy go od wielu lat, ponieważ wiemy kim był i czym się zajmował będąc jeszcze oficerem Armii Radzieckiej.
- A kim był i czym się zajmował? – z uwagą i prawdziwym zaciekawieniem spytał Adam Mleczko. – Przecież kiedy Rosjanie opuszczali nasz kraj, to ja wtedy jeszcze pod stół na stojaka wchodziłem.
- Tak naprawdę nazywa się Andriej Boiko – recytował z pamięci dane wyczytane w otrzymanym z centrali raporcie Waldek. – To były wiceszef Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej, której główna siedziba znajdowała się w Legnicy. Obecnie pracuje w konsulacie Federacji Rosyjskiej w Poznaniu. Wiemy też, że nadal posiada dom w Legnicy, w tak zwanym dawnym „kwadracie”, chociaż nie na swoje nazwisko. Wiemy także, że prowadzi stamtąd jakieś niejasne interesy, z których część może zagrażać bezpieczeństwu naszego kraju.
- Panie Wilczyński, jak ja panu zazdroszczę! – nieoczekiwanie zareagował na te rewelacje, zupełnie jak z filmu szpiegowsko-sensacyjnego, Adam Mleczko.
- A czego mi pan zazdrości? – spytał Waldek, najwyraźniej zaskoczony i zbity z tropu jego wypowiedzią.
- No właśnie, czego tu zazdrościć staremu prykowi tuż przed emeryturą? – nie wiadomo, czy Antek żartował, czy powiedział co naprawdę myśli. Waldek stawiał na to drugie, ale zapamiętał jednak i wziął do serca tę uwagę i jeszcze bardziej znielubił mało lotnego Antka.
- Że ma pan nie tylko fascynującą pracę – odpowiedział kapitan Adam Mleczko, drapiąc się po policzku.
- Dlaczego nie tylko? A co jeszcze mam, czego pan mi zazdrości, kapitanie Mleczko? – Waldek nadal nie rozumiał, do czego zmierza jego rozmówca.
- Naprawdę żałuję, że ja sam nie zdecydowałem się na pracę w kontrwywiadzie – Adam Mleczko wyciągnął zwiniętą prawą pięść i zaczął wyliczać odginając po kolei palce, począwszy od kciuka. – Drogie samochody, eleganckie garnitury, dostęp do wiedzy, kobiety, o jakich zwykły śmiertelnik nie może nawet pomarzyć… – został mu jeden palec, z którym nie za bardzo wiedział, co ma zrobić. Po chwili namysłu jego też go wyprostował. – Pościgi, walki wręcz i ściganie szpiegów z lądu, morza i powietrza! Ech… A ja kiszę się w tym archiwum od tylu lat!
Waldek kompletnie zgłupiał. O co biega temu Mleczce? Facet czegoś się nawąchał, czy jak? Nie wytrzymał presji przesłuchania? To się zdarza. Gościu ewidentnie był na krawędzi jakiegoś odlotu. A może... hmmm… Waldek zmarszczył czoło i rozszerzyły mu się dziurki w nosie.
- I co, znudziło się panu i postanowił pan sprzedać Rosjanom jakieś tajemnice, a przy okazji zarobić trochę grosza? – donośny werbalny atak Waldka był z gatunku „gruborurowych” i odniósł zamierzony skutek, przywracając natychmiast kapitana Mleczkę do rzeczywistości.
- A skąd! Ja tylko lubię czytać Folletta, Ludluma i Le Carre’a. Tak tylko się rozmarzyłem. Chodziło mi o coś innego, kapitanie Wilczyński. Ma pan całkiem fajną rodzinę, a ponieważ Bolek jest w lekkiej niedyspozycji, to zamiast jego chciałem pana o coś poprosić… – Adamowi Mleczce najwyraźniej wydawało się, że właśnie coś wyjaśnił, a tak naprawdę zagmatwał wszystko jeszcze bardziej.
- Człowieku, wyrażaj się jaśniej, bo mnie łeb zaczyna migrenować. – wtrącił swoje sześć i pół grosza Antek. – Łączy cię coś z tymi Ruskami, czy nie?
- Rany koguta! Co wy wymyślacie, ludzie! Mnie tego dnia nie było w pracy, bo moja kochana Kora się źle poczuła i musiałem z nią iść do lekarza. Możecie sprawdzić! Kiedy ten Rosjanin tu był, ja miałem tamtego dnia zwyczajny urlop – także podniósł głos Adam.
- Dobra, dosyć tych pierdół! – Waldek wstał, podszedł do biurka i opierając się o jego krawędź, pochylił do przodu. Wyglądało na to, że za chwilę chwyci Mleczkę za krawat i zacznie go dusić. Następne słowa niemal wykrzyczał. – Albo powiesz wreszcie, kolego, co wiesz i o co tu chodzi, albo dzwonimy po żandarmów i wyprowadzamy cię stąd w kajdankach! Może po dwóch dobach w izolatce zaczniesz wreszcie składniej śpiewać!
- No, właśnie! – dorzucił Antek, który jak klon także wstał i także się nachylił do nieco przerażonego i skulonego za biurkiem Adama Mleczki. – Zaśpiewasz nam takie arie jak Cavaletto, syberyjski szpiegunie!
- Panowie, jasny gwint! Co wy gadacie?! – zaatakowany Adam nagle cofnął się razem z krzesłem i patrzył to na jednego, to na drugiego agenta, ale ostatecznie w odruchu rozpaczy i poszukując zrozumienia zatrzymał wzrok na Waldku. - Ja chciałem tylko poprosić pana o pozwolenie na spotykanie się z pana siostrą!
- Jaką siostrą! Wszyscy wiedzą, że Waldek nie ma żadnej siostry! – Antek walnął pięścią w blat taniego biurka tak mocno, że mało nie pękło w pół, a tylko niepokojąco zatrzeszczało. Waldek stał jak słup soli, nie mogąc wydobyć z siebie ani jednego słowa. Za to Antek jeszcze nie skończył i zaczął obchodzić biurko w zamiarze dokonania jakiegoś zbrodniczego, wykraczającego poza zakres jego zwykłych obowiązków, rękoczynu. – Znowu coś pan zmyślasz!
Nagle jednak zastygł w bezruchu. Z drugiego pokoju rozległ się trzask zamykanych z hukiem drzwi. Wszyscy trzej jednocześnie spojrzeli w kierunku przejścia do pomieszczenia obok.
- Sylwia, a ty dokąd?! – zdziwionym głosem krzyknęła zza ściany Aldona. Musiała chyba zrobić to już do zamkniętych za czmychającą koleżanką drzwi, bo odpowiedziała jej tylko cisza.
Czy zatem tajemnicza kobieta szwarccharakteru ma na imię Sylwia? Czy Waldemar wyjaśni archiwiście zamieszanie z nazwiskami ip pokrewieństwem rodzinnym? Czy uda się złapać Jacenkę? Co jeszcze spotka naszych bohaterów? Dajcie znać, jak wyobrażacie sobie ich dalsze losy!
Bolecnauta Pan M. dzielnie pisze i dzieli się z nami niesamowitymi pomysłami, wprowadzając coraz to nowe postaci do powieści! Cieszymy się, że razem z nami czytacie i emocjonujecie się tą historią!
Kolejny odcinek już w środę w godzinach popołudniowych!
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).