Jest już kolejny odcinek naszej bolesławieckiej powieści!
Indeks bohaterów - kto jest kim?
Siedemdziesiąta piąta część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Siedemdziesiąta szósta część tajemnic szmaragdu - TUTAJ
Siedemdziesiąta siódma część tajemnicy szmaragdu - TUTAJ
Czy Waldek może mieć niecne zamiary wobec Julii? Zapraszamy do lektury:
- Chevrolet camaro, mówiłeś? Coś jak to to tam? – Julia pokazała palcem ponad kierownicą i zwolniła na widok zaparkowanego przed nimi na poboczu luksusowo wyglądającego, sportowego samochodu, którego wcześniej nigdy nie miała okazji spotkać na polskich drogach. A przynajmniej nie na Dolnym Śląsku. Takie cudo na pewno by zapamiętała. – Ale cacko! A jaki piękny kolor! Może Bolek by mi takie kupił... Jak sądzisz, Waldek?
- Jak ma zbędne tak z ćwierć dużej bańki, to czemu nie, Julka? Z miłości nie takie rzeczy ludzie robią… – Waldek w swoim stylu pozwolił sobie na ekonomiczny komentarz do romantycznego związku swojego brata. – Jak ja bym był bogaty, to bym ci takie na pewno kupił jako drugie do kolekcji. I kolor by ci do fryzu pasował…
- A to pierwsze, to jakie byś mi sprawił? – Julia podchwyciła temat. Rzuciła okiem, czy aby Waldek nie drwi sobie z niej, ale wyglądał w tym momencie dosyć poważnie. Widać Wilczyńscy tak mają, że nawet jak żartują, to z kamiennym wyrazem twarzy, prawie nic nie wyrażającym.
- Jakiegoś kabrioleta, oczywiście – czyżby romantyczna dusza była jednak u Wilczyńskich cechą rodzinną? Waldek wykonał ruch ręką jakby odrzucał do tyłu welon na głowie. – Jakbyś śmigała, to by ci te twoje piękne, ryżawe kudły o tak rozwiewało…
- Dzięki za komplement, Waldku-romantyku. Nie spodziewałabym się czegoś takiego z twoich ust. Jak to się stało, że taki amant jak ty dotąd jest kawalerem? – Julia w zasadzie nic dotąd nie wiedziała ani o stanie cywilnym brata Bolka, ani o jego aktywności towarzyskiej w relacjach damsko-męskich. A może on po prostu wolał inne relacje?
Waldek odwrócił głowę w drugą stronę. Chwilę patrzył przez szybę gdzieś na rozgrzane, wysuszone sierpniowym słońcem łąki. Przez jeden ulotny moment Julii wydało się, że zobaczyła na jego twarzy grymas jakiegoś bólu, ale zniknął równie szybko, jak się pojawił. Jeszcze zanim zbliżyli się do miejsca postoju czerwonego camaro, Waldek rzucił jakby trochę od niechcenia:
- Nigdy nie mówiłem, że byłem kawalerem…
Julia odniosła wrażenie, że mu się to tylko wyrwało. Była niemal pewna, że tak naprawdę nie chciał tego powiedzieć. Doszła jednak do wniosku, że być może celowo uchylił rąbka jakiejś tajemnicy i to tylko w jej obecności. Być może chciał, aby w bliżej nieokreślonej przyszłości wróciła do tego tematu, jakby czekał na okazję, aby pozbyć się jakiegoś niesionego ciężar, a może raczej wyrwać jakiś tkwiący w nim cierń.
Zamiast w przypływie ciekawości, tak czysto po babsku, podrążyć temat, Julia zamilkła, bo mimo wszystko poczuła się niezręcznie. Nie jej sprawa. Będzie chciał, to sam powie. Zjechała na lewe pobocze i zatrzymała nieco już przykurzone polo z wybitą jedną szybą. Wysiadła, popatrzyła z zachwytem na amerykański krążownik, a potem krytycznie na żałosny, żółty samochodzik, którym przyjechali. Pokiwała z politowaniem głową. Życie jest takie niesprawiedliwe. Waldek jakby czytał w jej myślach, również konstatując ewidentne różnice pomiędzy dwoma pojazdami.
- Taki młody archiwista, a już stać go na taką brykę? Musi mieć nasz przystojniak Adaś niezłe branie! Poleciałabyś na gościa z taką furą?
- Poleciałabym, poleciała… – Julia zanuciła kawałek dawnej piosenki Formacji Nieżywych Schabuff. Ale zaraz potem dopowiedziała seksistowski komentarz ze swoją zwyczajną złośliwością. – Podobno im dłuższe auto, tym krótszy ptaszek… Tak mówią. Nie sprawdzałam.
- To bmw to tylko auto służbowe – odparł Waldek, niepotrzebnie plącząc się w tłumaczeniu. – Nie dają nam w agencji menu, z którego moglibyśmy wybierać samochody.
- A gdyby dali menu, to co byś wybrał? – Julia była pewna, że za chwilę dowie się, iż każdy dorosły człowiek zmieści się do samochodu nie dłuższego niż kilka centymetrów. Na przykład do resoraka.
- Jak to, co? Smart ForTwo, oczywiście. Nie tam, żebym się chwalił, ale takie auto na zakupy w zupełności by mi wystarczyło…
Julia właśnie takiej odpowiedzi się spodziewała. Mężczyźni są świetnie przygotowani na tego rodzaju zaczepki. Wszystko, żeby tylko się kobietom podlizać i czymkolwiek przed nimi popisać. A do tego przeważnie lepiej znają się na motoryzacji, więc łatwiej im kłamać na temat posiadanych przez siebie środków lokomocji. Smart był faktycznie najkrótszym jeżdżącym autem, jakie znała. Połowa długości przeciętnej limuzyny. No, ale rodziny z walizkami do niego nie zapakujesz. Waldek postanowił zmienić temat na wywołujący mniej jednoznaczne skojarzenia.
- Żebym wiedział, że w wojsku tak dobrze płacą, nigdy w życiu nie poszedłbym do innej roboty. Codziennie rano wstawałbym ze słowami „Kocham moje archiwum!”. – Waldek aktualnie stał przy chevrolecie i zgięty zaglądał przez szybę kierowcy do środka. Z dłoni zrobił sobie daszek nad czołem, aby lepiej widzieć przez szkło. W latach jego młodości dzieciaki z rozdziawionymi ustami oglądały dokładnie w ten sam sposób beczułkowatego opla kadetta, którego sąsiad z klatki obok ściągnął po roku jeżdżenia na saksy. A pierwszą rzecz, którą oglądali chłopcy po wschodniej stronie żelaznej kurtyny była tarcza licznika prędkości. – Dwieście na liczniku…
- Phi tam – żachnęła się Julia, machając ręką. – Dwieście to pewnie by i ten staruszek, mercedes Bolka bez problemu wyciągnął…
- Dwieście mil na godzinę, Julia – pokręcił z niedowierzaniem głową, że można nie uwzględnić różnic między Europą a Stanami Zjednoczonymi, jakie występują w jednostkach miar odległości. – Żeby ci uprościć, lekko ponad 320 kilometrów na godzinę.
- Wiem ile to mila, mądralo jeden...
- Lądowa czy morska? – zapytał Waldek, nadal przyglądając się kokpitowi chevroleta bez odrywania czoła od dłoni. Być może faktycznie zazdrościł właścicielowi tego auta, bo chyba już zdążył się zorientować, że wewnątrz nie ma żywej duszy.
- A co, jest jakaś różnica czy jedziesz samochodem po drodze, czy po wodzie? – palnęła bez zastanowienia Julia, ignorując tysiące lat wysiłku intelektualnego naukowców, w tym na pewno przynajmniej kilku noblistów z dziedziny fizyki.
- Jest. I to jakby zasadnicza…
- Tfu – Julia połapała się w swojej gafie. – Znaczy… Chciałam powiedzieć, czy jest jakaś różnica, kiedy jedziesz po lądzie, czy płyniesz po wodzie, skoro odległość ta sama? – Julia nigdy nie zgłębiała tematu anglosaskich jednostek odległości.
- No, jest. Prawie ćwierć kilometra różnicy… A więc trochę więcej niż rzut beretem, tłumacząc na nasze. Dawniej były jeszcze w użyciu inne mile. Kiedyś wiedziałem, ale teraz już nie pamiętam.
- Niemożliwe! Wszechwiedzący Waldek czegoś nie wie? Z rękawa danymi z encyklopedii nie rzuca? – Julia podeszła, przekręciła głowę i przyjrzała się z boku Waldkowi, którego włosy już dość dawno musiały przybrać kolor zwany „pieprz i sól”. Przy czym u niego akurat więcej było już tej soli. – A może to demencja? Cóż, starość nie radość…
- A młodość nie wieczność… – po tych słowach Waldek powinien zostać spoliczkowany przez kobietę wychowaną w duchu tradycji. Ale Julia nie była aż taka staroświecka jak kiedyś. – Skończmy już z tym, Julka. Lepiej rozejrzyj się, czy Adasia nie ma w pobliżu, bo w aucie nie ma go na pewno. Może poszedł odcedzić kartofelki? Według twojej teorii przez swojego krótkiego tego… no…
Julia rozejrzała się, wykonując polecenie Waldka, ale nie zauważyła w okolicy ani żywej duszy. Wszak obiecała się go słuchać. Ale nie składała ślubów milczenia.
- Tu wszędzie płasko jak na stole. Trudno by było go nie zauważyć, chyba, że… kuca jak sika. Podobno są tacy faceci, co kucają. Nie wstydzą się, jak żona prosi. I deski nie obsikują, sprzątać nie trzeba…
- Julia, możesz przestać?! Nie masz innych, ciekawszych tematów? – Waldek podniósł głos. Albo coś nagle go ugryzło, albo zaniepokoiło. Albo zmęczył się już tą nadmierną paplaniną Julii.
- Okej, okej. Trochę się denerwuję przed spotkaniem z tym bandytą. A jak się denerwuję, wtedy trochę więcej gadam. Ale skoro nie chcesz mnie słuchać… to ja nie muszę nic mówić – Julia zorientowała się, że nie każdy może mieć tyle cierpliwości do niej, co Bolek.
Wyszła na środek drogi i podobnie, jak przed chwilą Waldek, tak ona teraz zrobiła z dłoni daszek nad brwiami. Słońce zachodziło niemal bezpośrednio nad jakimś miejscem w oddali, w które zaczęła się intensywnie wpatrywać.
- I co, widzisz go gdzieś? – Waldek wrócił do volkswagena i otworzył bagażnik. Julia zastanawiała się, w co tym razem zamierza się uzbroić. Czy możliwe, że w tej agencji wyposażają ich w bazooki? Albo inne rakiety typu ziemia-ziemia?
- Wydaje mi się, że ktoś tam się kręci. Ktoś chyba wychodzi z hangaru – Julia faktycznie zaobserwowała jakiś ruch przy jednym ze sporych pagórków znajdujących się w odległości kilkuset metrów od nich w linii prostej.
- Kto? Gdzie? – zainteresował się Waldek, grzebiąc w jednej ze swoich toreb. Tej, z której wyjął nie tak dawno podwójne szelki.
- No, tam! Chodź tu i sam zobacz – Julia obróciła się i zobaczyła Waldka zbliżającego się z lornetką. Aaa, to o to mu chodziło, żeby lepiej widzieć, po prostu. – Może ten Adam poszedł dalej na piechotę, żeby śledzić tego porywacza, co? Pewnie nie chciał aby go zauważyli w tym jego aucie. Wiesz, co?… Tam zdaje się jest więcej niż jedna osoba… Widzę też jakiś ciemny samochód. Kurczę, pod słońce nie za bardzo widzę… Trzeba podjechać bliżej…
- Wtedy na pewno nas zauważą i mogą się wystraszyć. – Waldek stanął obok, podniósł do oczu lornetkę i również spojrzał w kierunku, w którym cały czas patrzyła się Julia. – Zanim coś zrobimy, musimy najpierw ocenić sytuację.
Z ich pozycji nie mogli dojrzeć dokładnie, co działo się przed wzniesieniem niegdyś maskującym lokalizację hangaru dla samolotów wojskowych. Widok częściowo zasłaniał im szpaler rosnących przy drodze wysokich topól, a częściowo kępy krzewów rosnące tuż przed samym hangarem. Mimo oślepiającego światła obydwoje zobaczyli, jak w pewnym momencie zza tych krzaków wyłaniają się dwie postaci, które niosły trzecią, nieruchomą. Na moment niesiona ofiara została położona na ziemię, a jedna z postaci podeszła do busa i odsunęła boczne drzwi.
- Jezus Maria! Ola… Waldek, to Ola! – przerażona Julia odwróciła się w stronę Waldka i oparła się o niego, bo kolejny raz zrobiło się jej słabo. Wbiła paznokcie w jego tors, wtuliła twarz w jego ramię i głośno załkała. – Waldek, powiedz mi… powiedz, że Ola żyje!
Waldek stał nieruchomo, ale jedną ręką objął Julię. Drugą nadal trzymał lornetkę i uważnie obserwował sytuację w oddali. Rozpoznał Jacenkę, głównie po płaszczu. Rozpoznał tę Sylwię z biura archiwum, głównie po kilku szczegółach anatomicznych, oczywiście oprócz koloru włosów, bo teraz występowała w wersji rudej. Jakie miłe zaskoczenie! Ale nie mógł rozpoznać osoby leżącej pomiędzy nimi, bo na chwilę zniknęła z pola widzenia, dopóki nie została znów podniesiona za ręce i nogi. Jednak jej głowę i górną część ciała zasłonił płaszcz porywacza. Faktycznie osoba ta wyglądała na nieprzytomną, bo w ogóle się nie poruszała. Czyżby już nie żyła?
Waldek potarł dłonią plecy Julii, żeby dodać jej otuchy, chociaż jego samego ogarnęły wątpliwości. Wiele razy w życiu kłamał, ale tym razem nie podjął się tego, zwykle łatwego dla niego, zadania. Odstawił na moment lornetkę i opuścił lekko głowę, zbliżając usta do włosów Julii. Poczuł zapach jej szamponu, a może odżywki czy lakieru, nie wiadomo. Nagle poczuł z Julią jakąś więź. Jakąś dziwną, prawdopodobnie toksyczną, choć prawdziwą chemię. Poczuł się jak nastolatek, witający dziewczynę swoich marzeń przed dyskoteką, zastanawiając się, czy kolejny raz oddać się na kilka godzin wesołym, do niczego nie prowadzącym pląsom, czy może zamiast hałasu i tłoku na parkiecie, zaproponować jej spokojny spacer za rękę i rozmowę przy świetle księżyca.
Przez moment Julia stała tak z zamkniętymi oczami, z których pociekło kilka łez. Zacisnęła mocno szczękę, aż zgrzytnęły jej zęby trzonowe. Zaszumiało jej w uszach, a serce zwolniło tempo. Wydawało jej się, że kiedy otworzy ponownie oczy, obudzi się z jakiegoś koszmarnego snu. Że wszystkie psychosomatyczne objawy ustąpią, a obok usłyszy głos Bolka. Że za chwilę młoda kobieca dłoń popuka ją w ramię, a ona zobaczy obok zdrową, żywą i uśmiechniętą Olę. Zdziwioną, że mogła aż tak się o nią zamartwiać, kiedy ona cały czas była przy niej.
Odrętwienie ciała i stan zastygnięcia czasu i przestrzeni po kilkunastu sekundach minął. Julia ponownie usłyszała wieczorne ptasie trele i poczuła zapach rozgrzanej, lecz stygnącej już po upalnym dniu łąki. Poczuła jednocześnie, że uścisk Waldka nie słabnie, lecz wzmacnia się, a ona w jakiś niezrozumiały sposób staje się niewolnikiem tej stresowej sytuacji. Musiała chyba poczuć jego ciepły oddech na czubku swojej głowy, bo odepchnęła się od niego dość zdecydowanym ruchem obu rąk. Kiedy mogła już na niego spojrzeć z odpowiedniej i bezpiecznej odległości, skarciła go wzrokiem, choć przecież powinna zacząć od siebie.
- No co ty… My nie powinniśmy… – jąkała się, dając tym samym ewidentny dowód swojego poczucia winy. Jednak za chwilę odezwała się już bardziej zdecydowanie. – Dawaj tę lornetkę! Ja muszę wiedzieć.
Chwyciwszy oburącz wyrwaną Waldkowi lornetkę, odwróciła się i podniosła ją do oczu. Nie za wiele widziała, ale w pewnym momencie mężczyzna w płaszczu z kobietą bez płaszcza podnieśli kogoś, kogo wcześniej położyli na ziemi i przenieśli o kilka metrów, po czym wsunęli przez boczne drzwi na siedzenia vana. Uwięziona osoba dopiero wewnątrz auta zaczęła się wyginać. Wniosek - nieżywa nie była. Drzwi zostały zatrzaśnięte, a porywacze wrócili do hangaru. Po kilku sekundach Julia opuściła lornetkę. I w tym momencie opuścił ją spokój.
- Nie mów, że nie widziałeś...?!
- Czego nie widziałem? – zdziwił się szczerze Waldek.
- Zrobiłeś to celowo, draniu. Jak mogłeś? – Julia na środku tego pustkowia podkręcała regulator swojego głosu i wspinała się po spirali wściekłości.
- Cicho, bo tamci usłyszą! Co zrobiłem? – Waldek nadal nie rozumiał nagłego wybuchu złości Julii.
- Widziałeś i mi nie powiedziałeś. Pozwoliłeś, żebym do ciebie… no… przylgnęła – Waldkowi wydawało się, że nagle na jego widok Julia się wzdrygnęła, jakby zobaczyła jakiegoś paskudnego stwora z głębin. Albo pająka w bucie. – Jesteś perfidnym, zimnym, wyrachowanym samcem. Wszyscy jesteście tacy sami!!
I Julia uderzyła Waldka trzymaną lornetką, a ten odruchowo chwycił za grubszą część jednego z okularów, nie pozwalając jej na użycie przyrządu optycznego ponownie jako broni. Przez chwilę siłowali się, próbując wyrywać sobie lornetkę z rąk. Julia przez dłuższy moment nie odpuszczała, bardzo mocno ciągnąc za swój koniec. W końcu puściła, ale tak nieoczekiwanie dla Waldka, że ten zatoczył się do tyłu i mało co nie upadł.
- Co cię ugryzło… do cholery, Julia! Uspokój się! Przepraszam, coś mnie po prostu naszło. Głupio mi…
- Wsadź sobie te swoje przeprosiny, wiesz gdzie – zamiast pokazać Waldkowi jego intymne miejsce, Julia w oskarżycielskim geście wyciągnęła w jego kierunku palec wskazujący i poruszała nim do przodu i do tyłu, zupełnie jakby chciała nim dźgnąć go kilka razy w klatkę piersiową. Była w takich nerwach, że z pewnością mogłaby go w ten sposób ukatrupić, gdyby tylko był z pół metra bliżej. – Wiedziałeś, że to nie Ola!
- Przecież nie powiedziałem, że to twoja córka! – Waldek nie rozumiał ani tego, o czym mówi, ani dlaczego miałby zginąć przebity palcem zaopatrzonym w niezbyt długi, ale zadbany damski paznokieć.
- Ale nie zaprzeczyłeś, tylko zacząłeś mnie… no tego… obłapiać! – obruszona Julia odwróciła się i zaczęła iść w kierunku samochodu.
- A skąd wiesz, że to nie ona? – Waldek stał na środku drogi, patrzył jak się oddala i podziwiał jej figurę. Nie mógł zaprzeczyć, że ją, jak się wyraziła, przed chwilą „obłapiał”. Aktualnie nie byłby również w stanie przyrzec ani jej, ani swojemu bratu, że nie zrobi tego nigdy więcej. Dziewczyna ma w sobie po prostu to coś, stwierdził. Nie mógł się też oprzeć wrażeniu, że Julia na różne sposoby lubi skupiać na sobie uwagę i ma z tego czasem radochę.
Po kilku krokach Julia przystanęła, odwróciła się i wykonała dziwaczny gest. Przesunęła dłonią nad swoją głową, wykonując okrągłe ruchy, jakby przystrzygała swoje włosy na jeża albo rozprowadzała na nich szampon. A może po prostu pokazywała mu, że jest nieźle pokręcony na umyśle?
- Bo niby kiedy miałaby czas, aby ściąć włosy i ufarbować się na żółto, co? – spytała Julia, po czym ponownie pokazała mu swoje plecy i wszystko co z nimi graniczyło. Waldek przysiągłby, że jej biodra w dopasowanych spodniach rozkołysały się jak żaglowiec na wysokiej fali. A może tylko zakręciło mu się w głowie, choć tego dnia nie miał jeszcze okazji zażyć żadnych kropelek na wzmocnienie.
- A teraz uruchom resztkę tych swoich szarych wywiadowczych komórek i wymyśl, co oni mogli zrobić z Olą, bo zdaje się twój plan A mamy już z głowy… – rzuciła jeszcze za siebie Julia, zamiast do żółtego polo zmierzając w stronę czerwonego camaro. – I przestań się gapić na mój tyłek!
- Spróbuję – Waldkowi przypomniała się jedna ze scen filmu z „Zatańcz ze mną”. Choć to będzie bardzo trudne, dopowiedział sobie w myślach. Ciekawe, czy Julia dałaby się zaprosić do tańca? Nagle do jego uszu dobiegł jakiś jęk. Syknął do Julii – Ciii…!
- Przecież nic nie mówię – Julia pochyliła się przy chevrolecie, popatrzyła w jego lusterko, pośliniła palec wskazujący i udała, że wyciera coś w kąciku ust. – Fajne ma te lusterka… Takie dizajnerskie… Tu jest napisane „Obdżekts in de mirror… coś tam, coś tam”. Co to znaczy, Waldek? Ty się znasz na samochodach…
- Cicho bądź! Nie słyszysz? – Waldek usłyszał, jakby coś jęczało albo ktoś stękał. Zamiast tłumaczyć proste zdanie z angielskiego, zszedł z drogi na pobocze, zatrzymał się i zaczął uważnie nasłuchiwać. Był pewien, że dźwięk dochodzi gdzieś z drugiej strony zaparkowanych samochodów.
- Słyszę tylko twoją drętwą gadkę obliczoną na podryw – Julia odzyskała swoją naturalną formę konwersacyjną. Jednak wyprostowała się i również nadstawiła uszu. – No, nie wiem. Jakby ktoś mruczał czy charczał… Jakieś zwierzę? Jezu, może to dzik?!
Zanim do jęków dołączyło szuranie i trzaski gałązek, a z gęstej, wysokiej trawy wychynęło rzeczone zwierzę, dzielna Julia stała już za plecami Waldka. W razie ataku odyńca pewnie chciała go użyć jako tarczy. Zamiast spodziewanej dzikiej świni, z pobliskiej plątaniny trawy i gałęzi wyłoniła się jednak jakaś głowa, w dużym stopniu zbliżona kształtem do ludzkiej. Czyżby jakiś nieznany gatunek pół-człowieka pół-węża? – przestraszyła się Julia. Kto wie, czy nie wyewoluowała tu jakaś nowa pełzająca forma życia od tych wszystkich oparów benzyny lotniczej, spalin, głowic jądrowych, które podobno się tu kiedyś znajdowały i czort wie, czego tam jeszcze.
Bolecnauta Pan M. pisze, dzieląc się z nami swoją niesamowitą wyobraźnią i ogromnym talentem literackim oraz warsztatem pisarskim! Każdy pozytywny komentarz działa na autora motywująco jak wysokooktanowe paliwo. Zwraca uwagę na to także Bolecnaut(k)a A, która/y ma też nadzieję na widowiskową śmierć któregoś z bohaterów. Jak Wy uważacie? Czekamy na Wasze opinie i pomysły!
Jak wyglądała ostatnia relacja Waldka? Ktoś przyjdzie z pomocą Adamowi utkniętemu w pułapce drzew? Czy Żaklina da radę uwolnić się z auta Złych? Jak wyobrażacie sobie dalsze losy naszych bohaterów? Czy życzycie im dobrze, czy wręcz przeciwnie?
Kolejny odcinek już w sobotę w godzinach popołudniowych!
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).