KONKURS LITERACKI „Morderstwo na śniadanie” trwa! Prezentujemy pierwszy tekst wysłany na konkurs do naszej redakcji. Szczegóły dotyczące konkursu i wywiad z Iwoną Banach znajdziecie pod TYM linkiem w artykule ,,Niezwykły konkurs literacki - do wygrania książka ,,Morderstwo na śniadanie" Iwony Banach".
Telefon dzwonił wściekle, wyrywając ze snu młodego, poczochranego mężczyznę z dwudniowym zarostem na twarzy. Musiał w nocy zasnąć, kiedy stukał na maszynie, bo na policzku odbiła mu się część tekstu jednej z napisanych dotąd stron maszynopisu. Aby poznać fragment artykułu tworzonego dla rubryki historycznej Gazety Robotniczej wystarczyłoby przyłożyć teraz do jego lewego policzka lusterko. Mężczyzna zamrugał oczami, jakby próbował przekonać się, że przeszedł już na jawną stronę i podniósł wreszcie słuchawkę. To był jego dawny szkolny kolega Zenek, obecnie szycha w bolesławieckiej komendzie MO.
- Cześć, Marek. Przepraszam, że musiałem cię zerwać z biurka – skąd on to wiedział? – Mamy dla ciebie kolejną interesującą zagadkę. Za pięć minut czekam na dole.
Ponieważ kapitan Żbikowski nigdy nie przyjmował odmowy, podobno zwłaszcza odmowy składania zeznań, Marek w milczeniu szybko wzuł buty i tak jak stał, zbiegł z drugiego piętra bloku, w którym mieszkał. Za niecałe pół godziny miał srogo pożałować tego, że się nie przebrał, nie ogolił i ogólnie nie odświeżył, a tym samym nie spóźnił o kwadrans, wsiadając do czekającego na niego milicyjnego poloneza...
***
Młoda pani archeolog intuicyjnie musiała wyczuć czyjąś obecność na krawędzi płytkiego wykopu, bo odwróciła głowę niemal o 180 stopni, zupełnie jak leśna sowa. Miała piękne, wielkie oczy, krótkie czarne włosy i cudowny szeroki uśmiech. Reszta także w idealnych proporcjach. Nad jej urodą można by tak było jeszcze długo się rozpływać, ale do opisu drobnej brunetki wystarczyłyby zaledwie dwa słowa: Audrey Hepburn.
- Cześć, Ada jestem. A ty to pewnie ten ekspert od lokalnych ciekawostek? – odwróciła się ponownie w kierunku swojego znaleziska. Miała dość niski, ale bardzo przyjemny głos. Nie przerywała pacykowania pędzelkiem jednej z ciemnobrązowych, wystających z piasku kości.
- Marek Bociański, bolesławiecki regionalista – przedstawił się mężczyzna, przysłaniając oczy z powodu rażącego przedpołudniowego słońca. – Co pani znalazła przy tym historycznym trakcie żagańskim?
- Mów mi Ada. Głupio „panować” do kolegi w moim wieku. Dwa kompletne szkielety. Kobieta i mężczyzna – odpowiedziała młoda naukowczyni, wskazując po kolei szczątki ułożone obok siebie. Gdy kolejny raz się odwróciła, zdziwiona podskoczyła, zobaczywszy nowopoznanego kolegę tuż za sobą. Widocznie umiał poruszać się bezszelestnie.
- Nie leżą na wznak. Czyli to raczej nie pochówek, prawda? – Marek wysnuł słuszny wniosek analizując dziwne pozycje szkieletów. Po drugiej stronie odkrywki zauważył drewniany pojemnik na artefakty i kilka przedmiotów obok. – Z jakiego okresu, twoim zdaniem, pochodzą?
- Trudno powiedzieć. Nie mniej niż sto, nie więcej niż trzysta lat. Zajrzyj do tamtej skrzynki. Są tam całkiem dobrze zachowane fragmenty ich ubiorów. Może coś z tego wywnioskujesz.
Marek zrobił kilka kroków, kucnął i przestudiował zawartość pojemnika, obracając niektóre przedmioty palcami. Kobiece ozdoby, na oko sprzed około dwustu lat. Kilka nieczytelnych skrawków dokumentów i elementy francuskiego munduru z okresu napoleońskiego. Tuż przy pojemniku nieźle zachowana szabla w pochwie z tego samego okresu. Obok szabli drewniana skrzynka z kutymi, metalowymi elementami. Wszystko wymagające solidnej konserwacji.
- Początek XIX wieku. Kampania napoleońska – oznajmił po jakiejś minucie bezbłędnie rozpoznając guziki i wzór szabli. – Otwieraliście skrzynię?
- Miałam gęsią skórkę, kiedy zaglądaliśmy z leśniczym i milicjantami do środka...
- I co, i co? – po plecach Marka także przebiegły mróweczki przyjemnych dreszczy.
- Niestety żadnego skarbu, żadnych monet. Jedynie mała kartka papieru z kwotą, zdaje się 70.000 czegoś. A więc coś tam może kiedyś było, ale jakby się wybyło...
***
Marek po raz szósty albo siódmy spojrzał na zegarek. Ada, jak na prawdziwą damę i panią historyk przystało, spóźniała się drugi akademicki kwadrans. Już miał wstać i opuścić kawiarnię na parterze hotelu Piast, w którym dziewczyna zatrzymała się na czas wykonywania swoich zawodowych obowiązków, kiedy poczuł solidne klepnięcie w ramię.
- Hej, mocium panie Bocianie – Ada zaśmiała się i usiadła naprzeciw. W ułamku sekundy pojawił się przy nich, a właściwie przy niej, młody kelner w typie Włocha. Chyba po raz pierwszy w historii tego lokalu zajęło mu to mniej niż zwyczajowe dwadzieścia minut.
- Wiadro kawy, poproszę, bo zaraz zasnę – zwróciła się do przystojniaka, który ze słowami „Sie robi” przefrunął nad granitową posadzką, niemal jak poduszkowiec. – Chyba nie czekałeś na mnie zbyt długo, Mareczku? Odkryłeś jakieś kolejne historyczne rewelacje?
- Mam pewną hipotezę. Ale, jeżeli się to rozejdzie, będziemy musieli zweryfikować nasze lokalne legendy i napisać erratę do podręczników historii – Marek zauważył, że Ada okazuje wyraźne zainteresowanie, bo podparła się na łokciach i pochyliła do przodu. Przełknął ślinę. Czy ona naprawdę musiała na to spotkanie ubierać tak wydekoltowaną bluzkę? Ech, te swawolne emancypantki z wielkich miast...
- Zamieniam się w słuch, Mareczku. Tylko niech będzie strasznie, bo uwielbiam się bać…
Marek uśmiechnął się i odchrząknął. Lubił pisać o historii, ale prawdziwą frajdę sprawiało mu, kiedy mógł o niej opowiadać. Zwłaszcza, gdy słuchaczem była ładna dziewczyna o ślicznych, błyszczących i zalotnych oczach.
- Legenda głosi, chociaż ja wierzę, że to raczej relacja z prawdziwych wydarzeń, że zimą 1807 roku piękna panna Rozalia von Bonin doniosła władzom pruskim o możliwości schwytania z Bolesławcu francuskiego oficera z pokaźną kwotą pieniędzy przeznaczoną dla wojska. Podobno do tego aresztowania doszło i Rozalia stała się lokalną bohaterką. Tyle, że nikt nie wie, co to mógł być za generał, a dalsze losy tej pary i rzekomej fortuny do dzisiaj pozostają tajemnicą. Moim zdaniem, ta dwójka mogła się jakoś spiknąć i być ze sobą w zmowie, aby potem wspólnie zwiać i podzielić się podwędzoną kasą...
Ada na te słowa nagle spoważniała. W jej smukłych, drobnych dłoniach nie wiadomo skąd pojawiła się stara moneta. Jak wytrawny sztukmistrz zaczęła przekładać ją między palcami. Marek patrzył na złoty krążek, który znikał i pojawiał się, całkiem jak rozwiązanie tej historycznej zagadki. Czyżby odnaleziona w lesie skrzynia nie była jednak pusta?
- Sądzę, Marek, że niektóre tajemnice powinny pozostać nieodkryte... Możesz chyba napisać do tej swojej gazety, że odnaleziona para to, owszem, nie były zbłądzone w śnieżycy ofiary mrozu, ale dwójka ta zginęła najprawdopodobniej w wyniku bandyckiego napadu rabusiów, których kręciło się tutaj na pęczki w tamtych czasach, co nie?
- Poczekaj, bo chyba nie do końca cię rozumiem...
- No cóż, Marek... Leśniczy i ci dwaj milicjanci, którzy byli przy otwarciu skrzyni, całkowicie PODZIELILI moje zdanie w kwestii zniknięcia tego skarbu...
Serdecznie gratulujemy autorce pomysłowości i lekkości stylu! Dajcie znać w komentarzu jak podoba się Wam ta historia!
Wszystkich uczestników konkursu zapraszamy po odbiór butelki akcji #pijezkranu! Przypominamy: Zwycięskim opowiadaniem nagrodzonym książką zostanie to z największą ilością polubień (dowolnych reakcji) na Facebooku Bolec.Info i wyświetleń na portalu Bolec.Info i bobrzanie.pl (sumujemy: liczba wyświetleń artykułu na portalach + reakcje z udostępnionego posta z danym tekstem na Facebooku). Podliczenie ilości wyświetleń i reakcji nastąpi 11 sierpnia. Szczegóły konkursu POD TYM LINKIEM.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).