Każdy, kto choć raz był we Lwowie, musi przyznać, że jest to unikalna perełka architektury i miasto o wyjątkowej urodzie. Bogata historia łączy się tam z wyszukaną architekturą z różnych stuleci, a na lwowskim Rynku nawet kocie łby mogłyby jeszcze opowiadać o czasach Austro-Węgier i autonomii galicyjskiej. Przed obecną wojną rozkwitało tam ukraińskie życie kulturalne, a Lwów cechował szczery autentyzm i optymizm, nieskażony jeszcze duchem turystyki masowej i wszechobecnego kiczu. Każda lwowska restauracja oferowała absolutnie wyjątkowe wnętrza (każda ma inną konwencję, taką jak przedwojenna kawiarnia, restauracja pocztowa czy kozacka karczma), dobrą kuchnię i niezapomniane wrażenia.
Lwów to miasto niezwykle ważne zarówno dla Polaków, jak i Ukraińców, miejsce, które jest podstawowym łącznikiem pomiędzy naszymi narodami. Jesteśmy tam obecni od 1340 roku, gdy ostatni książę Rusi Halicko-Włodzimierskiej, Bolesław II, przepisał swoje księstwo polskiemu królowi, Kazimierzowi Wielkiemu. Wraz z Ukraińcami, Żydami i Ormianami przez wieki rozbudowywaliśmy ten sławny gród, nadając mu wyjątkowy, wieloetniczny i wielokulturowy charakter. Do dziś prawosławna Cerkiew Wołoska sąsiaduje z dawnym kościołem dominikanów, a na Starym Mieście stoją katedry rzymskokatolicka i ormiańska. Nieco dalej można znaleźć ukraińską Jasną Górę - barokowy sobór św. Jura, najświętsze miejsce Cerkwi greckokatolickiej. Żyliśmy w zgodzie i gdy w XIX wieku w Europie wybuchła Wiosna Ludów, Polacy i Ukraińcy (zwani jeszcze Rusinami) wspólnie stanęli do walki z austriackim zaborcą, stając do nierównej batalii o wolność na ulicach Lwowa.
To właśnie Lwów jest miejscem, gdzie w XIX stuleciu wykuwały się - funkcjonując obok siebie - polska i ukraińska świadomość narodowa. Obie narodowości miały tam własne ośrodki kulturalne, szkoły, świątynie, sklepy, restauracje, spółdzielnie i stowarzyszenia. Wielu lwowian władało biegle oboma ich językami, a lwowska ulica mówiła tzw. bałakiem, stanowiącym mieszaninę słów polskich, ukraińskich i niemieckich. Niestety, obok świadomości narodowej rozwijały się nacjonalizmy i zamiast próbować wspólnie decydować o losach Lwowa, elity polskie i ukraińskie zaczęły się od siebie oddalać - w 1918 roku zaowocowało to wybuchem bratobójczej wojny o Lwów i Galicję Wschodnią.
W okresie międzywojennym Lwów zachował swój wielonarodowy charakter, niezależnie od ścierających się ze sobą nacjonalizmów. Niestety, polskie władze nie dotrzymały obietnicy otwarcia tam ukraińskiego uniwersytetu, ale miasto pozostawało naczelnym ośrodkiem kulturalnym narodu ukraińskiego (Kijów znajdował się pod rządami bolszewików). We Lwowie tworzyli też liczni polscy pisarze i naukowcy - do dziś znana jest chociażby sławna "lwowska szkoła matematyczna", a Uniwersytet Jana Kazimierza pozostawał jedną z kluczowych uczelni wyższych w Polsce. Ważnym miejscem na kulturalnej mapie Polski była, działająca do dziś, kawiarnia "Atlas", czyli miejsce spotkań lwowskich i galicyjskich literatów oraz artystów. Po II wojnie światowej Polacy lwowscy zostali przymusowo wysiedleni, gdy Lwów został ostatecznie przejęty przez ZSRR i od tej pory jest miastem o zdecydowanej przewadze ludności ukraińskiej.
Będąc bardzo istotnym miejscem historycznym i kulturowym, mającym ogromne znaczenie dla Polaków i Ukraińców, Lwów jest idealnym kandydatem na trwały pomost, łączący oba te narody - takim samym, jakim był przed XX wiekiem. Na Cmentarzu Łyczakowskim obok siebie leżą wybitni przedstawiciele naszych narodów, a istotne dla nas zabytki i miejsca sąsiadują ze sobą lub są tak samo istotne tak dla Polaka, jak i Ukraińca. Cała wieloetniczna Galicja Wschodnia jest dowodem na to, że Polacy i Ukraińcy są bratnimi narodami, które przez wieki żyją obok siebie i które łączą bardzo głębokie, szczególne więzi. W XX wieku oba narody wzajemnie zadały sobie wiele krzywd, jednak dzisiaj widać wyraźnie, że niezależnie od polityki, Polacy i Ukraińcy dokonali już wzajemnego pojednania i w godzinie próby polsko-ukraińskie braterstwo rozbłysło bardzo jasno i zdecydowanie.
Ktoś mógłby postawić dość absurdalne pytanie o to, czyj ten Lwów powinien być, więc odpowiem na to za pomocą opisu pewnej sytuacji: Gdy pierwszy raz byłem we Lwowie, rozegrałem kilka partii szachów z pewnym Ukraińcem, jednym z kilkunastu starszych panów, którzy przesiadują codziennie na prospekcie Swobody (głównej promenadzie Lwowa) i toczą zacięte rozgrywki w cieniu starych drzew. Przegrałem do niego dwa piwa i gdy odniosłem kolejną porażkę, mój konkurent zapytał się, czyj według mnie powinien być Lwów - polski, czy ukraiński. Jego pytanie rozpoczęło dłuższą wypowiedź, bardzo emocjonalną, w której szachista powiedział, że rozumie polskie przywiązanie do Lwowa, ale Ukraińcy mają dokładnie takie same odczucia, kochają to miasto i są z niego dumni. Popisał się znajomością naszej kultury i pokazał tak wielkie, szczere i głębokie przywiązanie do swojego Lwowa, jakiego nigdy nie widziałem u żadnego Polaka, mówiącego o swojej małej ojczyźnie. Na koniec dodał, że Lwów jest tak samo jego, jak i mój, a miasto powinno być - i jest - naszą wspólną własnością i wspólnym dziedzictwem. Siedząc przy tamtej szachownicy, zobaczyłem w najczystszej postaci wielki ukraiński patriotyzm i ukraińskiego ducha narodowego od ich najlepszej strony, dostrzegając wyraźnie, jacy naprawdę są Ukraińcy. Widziałem to zresztą podczas każdej z kilku wizyt we Lwowie i w kontaktach z ukraińskimi studentami we Wrocławiu, z którymi miałem przyjemność współstudiować przez pewien czas.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).