Poniższy materiał publikujemy dzięki uprzejmości Pana Józefa Bodziocha.
Od 1969 roku Józef Bodzioch odbywał praktykę zawodową w Szkole Zawodowej w Bolesławcu, terminując u jednego z bolesławieckich mistrzów swojego fachu. Egzamin czeladniczy zdał w 1974 roku, zaś mistrzowski pięć lat później. Następnie objął stanowisko pracownika w obecnym zakładzie, który był wówczas prowadzony pod szyldem Spółdzielni Wielobranżowej, zatrudniającej trzech fachowców. Kiedy Spółdzielnia podjęła decyzję o rezygnacji z zakładu, nadarzyła się okazja przejęcia go przez pana Józefa, co też się stało.
Pan Józef przez wiele lat swojej pracy wyszkolił pięciu uczniów i uważa, że do solidnego opanowania zegarmistrzowskiego fachu potrzebne są co najmniej trzy lata przygotowań do egzaminu czeladniczego. W jego ocenie młodzież nie garnie się dziś do rzemieślniczych zawodów, ponieważ wiele osób myśli o szybkim zarobku lub wyjeździe za granicę, trudno też o miejsce na nowy zakład rzemieślniczy. Czas pokaże, czy pan Józef przekaże w przyszłości swój zakład synowi, którego wyuczył zawodu - wszystko zależy od tego, czy będzie on zainteresowany jego prowadzeniem.
Sprawne ucho i oko są w tym fachu niezbędne, tak samo jak odpowiedzialność i skupienie. Dużego skupienia wymagają szczególnie wiszące "starocie", bo wiele z nich ma przecież kilkadziesiąt lat, a niektóre ponad sto. Ich mechanizmy wymagają naprawdę sprawnych rąk i co ciekawe, młotkiem w tym fachu też trzeba umieć się posługiwać. Radością, która rozświetla dni zegarmistrza, są właśnie antyki. Naprawianie takiego stuletniego zegara to czysta przyjemność. Zegarki to precyzyjne mechanizmy. Praca nad nimi jest czasochłonna. Wymaga cierpliwości, skupienia i nierozproszonej niczym uwagi. Nad naprawą jednego zegarka siedzi się kilka godzin. Zdarzają się ciekawe przypadki przy unikatowych zegarach, a znalezienie sposobu, aby go otworzyć, może zająć nawet cały dzień.
Pozornie prawdziwego zegarmistrza łatwo odszukać, ale nie jest to do końca prawda. U niektórych można wymienić baterię czy pasek, i to wszystko. Nie każdy, kto nazywa siebie zegarmistrzem, da sobie radę z wymianą zepsutej części, pomijając już fakt, że nie każdy będzie umiał ją zdobyć.
Kiedyś ludzie przynosili do naprawy zegarki na łańcuszkach, po swoich babciach i dziadkach. Były to zegarki cylindryczne - bardzo proste, prymitywne, niedokładne. Pan Józef przerabiał je tak, aby można było je nosić na ręku. Zmieniał koperty, dorabiał paski. Później nastały zegarki kotwiczne. Te były już dokładne, ponieważ zastosowano w nich nowe rozwiązanie, tak zwany wychwyt szwajcarski. Wzorowali się na nim radzieccy konstruktorzy, tworząc Pabiedy, Łucze i Czajki. W latach dziewięćdziesiątych zaczął się boom na tanie zegarki - jednorazowe, czyli takie, których nie opłacało się nosić do naprawy. Gdy przestawały chodzić, wyrzucało się je do kosza. Od niedawna tendencja się odwraca - znów rośnie liczba osób skłonnych wydać duże pieniądze na zegarek.
Jaka jest przyszłość tradycyjnych rzemiosł? Na przykładzie zawodu zegarmistrza można założyć, że specjaliści w tych dziedzinach zawsze będą potrzebni tam, gdzie liczy się unikatowy pomysł i solidność wykonania. Niestety, wydaje się, że zawód zegarmistrza powoli odchodzi do lamusa. Coraz rzadziej na rynku spotyka się zegarmistrzów, czyli rzemieślników zajmujących się głównie naprawą zegarów i zegarków. Ponadto oprócz działalności usługowej zajmują się także produkcją, uczestniczą w projektowaniu i testowaniu nowych typów czasomierzy, dlatego też muszą posiadać wiedzę z wielu dziedzin: metalurgii, ślusarstwa, stolarstwa i wielu innych. Ten fach ma za sobą trudny okres, bowiem zaliczono go nawet do profesji wymierających, ale ta tendencja powoli zaczyna się odwracać.
W zakładzie pana Józefa można zobaczyć bogatą kolekcję zegarów. Są wśród nich tak zwane drewniaki, czyli zegary szwarcwaldzkie, a także zegary ikonowe, malowane przez lokalnych artystów czy zegary z kukułką. Szczególnie cenny jest dawny zegar Janiny Torończak, przybyłej do Bolesławca po II wojnie światowej z kresowego Barysza. Pierwotnie zegar zakupiła teściowa pani Janiny, Wiktoria Torończak, która otrzymała go od miejscowego Żyda w zamian za masło.
Zakład zegarmistrzowski Józefa Bodziocha znajduje się przy ul. Asnyka 8 w Bolesławcu.
Byłeś świadkiem jakiegoś wypadku lub innego zdarzenia? Wiesz coś, o czym my nie wiemy albo jeszcze nie napisaliśmy? Daj nam znać i zgłoś swój temat!
Wypełnij formularz lub wyślij pod adres: [email protected].Kontakt telefoniczny z Redakcją Bolec.Info: +48 693 375 790 (przez całą dobę).