gover napisał(a): misiekELF napisał(a): Ja przeczytałam jakieś 11 lat temu, całe, "od dechy do dechy" w myśl zasady że książki czyta się od początku do końca a nie urywkami...od tej pory jestem "niewierząca" a obecnie zastanawiam się nad apostazją...
Dziwie sie, ze jeszcze nie dokonalas aktu apostazji. Z takim sposobem czytania Pisma Sw. akt apostazji powinien byc dokonany "jakies 11 lat temu".
Niestety aktu apostazji dokonać może tylko osoba pełnoletnia, zresztą, wtedy nie wiedziałam że coś takiego w ogóle jest...potem były przygotowania do matury kiedy zaczęłam czytać księgi niedopuszczone do współczesnej Biblii (dostałam kilka perełek od Grahama Mastertona, którego pracę wykorzystałam na maturze a którego na tyle to wzruszyło że postanowił "gówniarze" pomóc), jeszcze potem studia, jedne, drugie, trzecie, praca, dziecko. I teraz właśnie przez to dziecko zaczęłam myśleć o apostazji i dowiadywać się na ten temat. Dziecka nie chrzciłam co by było zupełnie przecież niezrozumiałe, ale w związku z tym że sama w statystykach mimo odrzucenia wiary figuruję jako katoliczka (jak wielu innych niewierzących) wielu ludzi twierdzi że Polska jest krajem katolickim a nie świeckim i choćby z tego powodu niechodzenie dziecka na religię w tym kraju (a przynajmniej w naszym mieście) to problem wręcz patologiczny. Do tej pory miałam gdzieś w jakich statystykach widnieję bo były ważniejsze sprawy ale teraz zaczęło mi to jednak w życiu przeszkadzać. Nam "odszczepieńcom" - jak tu ktoś nazwał niewierzących w jedyną i prawdziwie słuszną wiarę - żyłoby się w tym kraju lżej gdybyśmy oprócz wewnętrznego emocjonalnego odrzucenia chrześcijaństwa zrobili to również formalnie.
A teraz z lekcji historii do tych co "wierzą w chrześcijańskie choinki" - dzieciąteczko Jezusek pod choinką się nie urodził 25 grudnia 1 roku tzw. "naszej" ery.
Za czasów kiedy Słońce było bogiem pogańskie plemiona naszych ziem świętowały coś takiego jak Szczodre Gody - dziwnym heretycznym zrządzeniem losu zbiegające się w czasie ze współczesnym Bożym Narodzeniem. Było to święto zimowego przesilenia symbolizujące zwycięstwo światła nad ciemnością (ponieważ to czas, w którym zaczyna przybywać dnia, a nocy ubywać i tak interpretowali to niewykształceni poganie). Od 21 grudnia ludzie przygotowywali wielką ucztę, wypiekali ciasta, warzyli piwo i miód, przepowiadali pogodę na przyszły rok. W Szczodry wieczór dzieci dostawały drobne prezenty, ludzie kolędowali, odprawiali wróżby. W kącie izby stawiany był pierwszy zżęty snop żyta - przystrajany orzechami i suszonymi owocami, w innych stronach był zwyczaj podwieszania (np. pod sufitem) gałęzi jodły, świerku lub sosny. Potem przyszli ci mądrzejsi...z zachodu...i powiedzieli poganom że to jest złe i razi Boga, bo Bogu milsze są całe drzewka ścinane razem z pniami... Niektórzy mogą stwierdzić że to właśnie od pogan wywodzi się pomysł "świątecznych drzewek", innym wbito do głowy że obecne chrześcijańskie tradycje nie mają nic wspólnego z dawnymi i to całkowity przypadek że obchodzone są w tym samym czasie. I że zwyczaj stawiania dodatkowego nakrycia stołu w wieczór wigilijny dla zbłąkanego wędrowca wcale nie ma nic wspólnego z pogańskim, zacofanym zwyczajem stawiania dodatkowego nakrycia dla dusz zmarłych. Być może niektórzy wierzą też że Jezus na drodze krzyżowej malował pisanki ale taka już jest wiara że z racjonalnością wiele wspólnego nie ma.
Osobiście nie mam nic do księży chodzących po ludziach, którzy ich przyjmować chcą, nawet jeśli chodzą tylko po koperty - skoro ludzie ci koperty im dawać chcą. Wolałabym żeby w ten sposób zarabiali na życie a nie dostawali z moich podatków.