~Brudnobiała Cebulica niezalogowany
15 września 2020r. o 14:13
Nie wie, czy dalsza część jest na Wasze nerwy, bo ja pod koniec nie wytrzymałem...
********************
Julia wyskoczyła z samochodu, jak poparzona, chociaż siedzenia w mercedesie nie były podgrzewane. Zapomniała nie tylko o normalnym, ale też choćby oschłym pożegnaniu z Bolesławem. Gdy dobiegła do otwartej bramy, rzuciła jeszcze kątem oka na stojące nadal dwie posesje dalej auto Bolka i stwierdziła, że siedząc tam w środku zdezorientowany, ani chybi sobie biedak teraz pomyśli, że jest jakaś niewychowana, albo nie do końca zrównoważona. Spanikowała, bo myślała, że po zgaszeniu silnika, Bolek wysiądzie i będzie ją chciał odprowadzić pod samą furtkę, dżentelmen jeden. Może nawet wziąłby jej plecak, ją samą pod rączkę i może nawet wystawiłby policzek w oczekiwaniu na pożegnalnego całusa, zanim Julia zniknęłaby w drzwiach domu. Bolek dżentelmen i Bolek romantyk. Niebywałe.
Wchodząc na słabo oświetlone podwórko zdała sobie sprawę, że nie ustalili godziny przyjazdu Bolesława w środku nocy. Ale przecież miał jej numer telefonu. Zaraz pewnie zadzwoni, albo wyśle SMS-a. Może doda nawet na końcu „Tęsknię” albo „Twój Bolek”. No jasne, że mój, bo czyj miałby być, jak nie mój – pomyślała z pewną dozą zazdrości. Otrzymali wreszcie długo wyczekiwaną szansę naprawić, czy choćby połatać strzępy tego, co zostało niegdyś rozdarte. Już się nie bała nazwać tego po prostu - miłością. Odzyskaną, odnalezioną, odkopaną, ale jednak miłością. Nie ma innego słowa na to. I wiedziała już, że nigdy nie było.
Już chciała wyjąć z kieszeni spodni pęk kluczy, kiedy usłyszała jak samochód na ulicy zapala silnik, a zza drzwi dobiegł ją wyraźny szelest kroków. Ktoś z tamtej strony powoli podszedł do drzwi, przekręcił dwa razy klucz w dolnym zamku, dwa razy odkręcił gałkę w zamku górnym i drzwi uchyliły się, ale ledwie na szerokość jednego łypiącego oka.
- Kto tu o tej porze? – odezwał się powoli, niskim schrypniętym głosem właściciel oka.
- Cześć, wujku, to ja Tosia. Jeszcze nie śpisz? – odpowiedziała również powoli, ale podniesionym głosem do staruszka, którego nazwała swoim wujkiem.
Wujek Zygmunt wiosną skończył osiemdziesiąt dwa lata. Z trudem poruszał się, lekko niedosłyszał, a i widział coraz gorzej. Po nagłej śmierci cioci Aliny sześć lat temu, wujek niestety poddał się. Nie odnajdował w sobie już takiej chęci do życia, jak kiedyś. Jego organizm wyczuł tę zmianę w psychice i zareagował obniżaniem sprawności organów, narządów i układów, wszystkich po kolei. Nie pomagało pocieszanie, pomaganie, czy próby zachęcania go do przeróżnych aktywności.
- Aaa, to ty. Wejdź, moje dziecko. – wujek otworzył drzwi na oścież, odsunął się na bok, wpuścił Julię, ale zanim zamknął z powrotem drzwi, wystawił głowę i rozejrzał się podejrzliwie w lewo i w prawo. Dopiero po tym rytuale domknął drzwi i przekręcił gałkę górnego zamka, a potem klucz w zamku dolnym. Oba po dwa razy. O tym zawsze pamiętał. „Mój dom moją twierdzą” – pomyślała Julia.
- Jeśli masz jakieś obawy, to może lepiej zamykać bramę? – rzuciła, siadając na stojącą w korytarzu ławkę i zdejmując z ulgą buty, jeden po drugim. Plecak położyła obok siebie na ławce.
- Trzymać sztamę? Ale z kim? Teraz to już nikomu nie można wierzyć! – nie dosłyszał wujek.
- Za-my-kać bra-mę! – podgłośniła i przesylabizowała Julia.
- A, bramę. To nic nie pomoże, bo jak zechcą to i tak wlezą i zjedzą nasze papierówki. Ale jak chcesz, córcia, to zamykaj, zamykaj. – a potem wujka naszły refleksje o stosunkach dobrosąsiedzkich. - Kiedyś tutaj nikt niczego nie kradł. Wszyscy się znali. Teraz to sami podejrzani kręcą się. I tych domów, tam z tyłu, coraz więcej. - dodał, pokazując kciukiem za plecy. - I takie wielkie te domy. Sami bogacze chyba. Wszystko wykupią niedługo, moje dziecko, wszystko zabiorą. I gdzie się wtedy podziejemy?
Wujek zawsze traktował Julię vel Tosię jak swoje dziecko, bo własnych z ciocią nie mieli. Postał jeszcze chwilę patrząc, jak zdejmuje i wiesza na wieszaku bluzę oraz rozpina i zaczyna przeglądać zawartość plecaka. Na pewno bał się, że bandyci kiedyś zrobią Tosi krzywdę, jak tak będzie włóczyć się po nocach. Nie omieszkał wyrazić więc swojej nadopiekuńczości.
- Niepokoiliśmy się o ciebie, Tosia. Długo cię nie było i późno wróciłaś. Przegapiłaś swój serial, ale jutro powtarzają. Tylko, że przed południem, więc jeśli nie idziesz jutro do pracy, to sobie obejrzysz. Razem ze mną przy herbatce i ciasteczkach. Upiekłaś w niedzielę takie dobre ciasteczka! – rozgadał się wujek. Pyszne ciasteczka skończyły się już w poniedziałek. Julia w takich momentach nie przerywała mu jednak, bo podczas takich monologów wydawał się taki przytomnie obecny i logicznie mówiący. Nawet chętnie żartował.
- Dziękuję, wujku. Jutro nie mam dyżuru, ale wie wujek jak to jest. Jak wezwą, to nie ma, czy dzień, czy noc. Się jedzie. – nawiązała do rodzaju i trybu wykonywanej przez siebie pracy Julia. Mimo, że lata pracy pozwoliłyby jej już iść na strażacką emeryturę, to nie chciała rezygnować z pracy. Jeszcze nie mogła. Wujek ruszył powoli w stronę kuchni, szurając kapciami.
- Cóż, służba nie drużba. Tylko musisz uważać na siebie, Tosieńko. Pamiętaj, że z ogniem nie ma żartów. – wujek najwyraźniej zapomniał, że akcje gaszenia pożarów to nie jest już obecne zajęcie Julii. Wszedł do kuchni. – Zrobię ci herbaty, córciu. – Dorzucił już z zza drzwi kuchennych.
- Dziękuję, wujku! Zaraz przyjdę. – podniosła mocniej głos Julia, żeby ją dosłyszał. Ale pewności nie miała. Ze słuchem wujka było coraz gorzej. Na tyle źle, że kiedy oglądał telewizję, dzwonili sąsiedzi z drugiej części bliźniaczego budynku. Jedna ściana, a ile problemów. Prawie jak u Fredry.
Kiedyś sąsiedzi pukali w ścianę, ale wujek przestał pukanie słyszeć, więc przestali. Potem przychodzili i pukali lub dzwonili do drzwi. Ale i tego nie zawsze wujek był w stanie dosłyszeć. Potem zaczęli dzwonić na telefon stacjonarny, ale Julia i wujek postanowili trzy lata temu z niego zrezygnować. Zostawili tylko niezbędny dostęp do Internetu. Strzałem w dziesiątkę, za co sąsiedzi zapewne zanosili Bogu podziękowania do dzisiaj, okazał się zakup telefonu komórkowego. Takiego dla starszych ludzi z wielkimi cyframi. Mocno świecił i mocno wibrował jak dzwonił. Wujek szybko nauczył się go nosić przy sobie. Jak tylko telefon dzwonił, świecił, wibrował i wyświetlał nazwisko sąsiadów „Słowik” podczas oglądania przez wujka telewizji, natychmiast sięgał on po pilota i ściszał telewizor. Ale z reguły nie na długo. Do następnego odcinka serialu, które wujek z pasją oglądał.
Julka musiała zmienić jeszcze te niewygodne i zbyt ciepłe spodnie. W ogóle musiała się cała przebrać. Postanowiła się też trochę „ogarnąć”, jak to wcześniej zasugerował Bolesław. Była jednak pewna, że zajmie jej to zdecydowanie mniej niż dwie godziny. Facet może i znał się na porządkowaniu garażu, ale na pewno nie znał się na kobiecym ogarnianiu. Ani trochę. Dwie godziny. Phi tam.
Kiedy wujek zapewne już nastawiał wodę na herbatę, w telefonie Julii piknął sygnał SMS. Wyjęła telefon z plecaka. To był oczywiście Bolek. Żadnego „Kocham”, „Tęsknię”, „Twój Bolek”, nic z tych rzeczy. Po prostu „23:45”. Próbuje się ze mną, drań. Pewnie czeka na moje wyznanie i jest ciekawy, jak ja odpiszę, pomyślała. Dobra. W porządku. To masz: „OK” i poszło. Uśmiechnęła się pod nosem. Też się domyślaj reszty, cwaniaku. Przechodząc koło otwartych drzwi kuchni, zobaczyła wujka otwierającego szafkę ze szklankami i popatrzyła na zegar wiszący na przeciwległej ścianie. Za pięć dziesiąta. Mniej niż dwie godziny. Ups! Rzeczywiście musiała zgęścić ruchy, jeśli miała się wyrobić.
Weszła po schodach na piętro. Poczuła, że bolą ją już nogi, pewnie od tego łażenia po lesie. Kiedy znalazła się w swoim pokoju, zdjęła spodnie i rzuciła je na fotel. Otworzyła wszystkie troje drzwi starej, trzydrzwiowej szafy z lustrem na środkowych drzwiach i szybko zlustrowała całą jej zawartość. Podparła się pod boki. No dobra, pomyślała, w czym się mogę Bolkowi najbardziej podobać? Zdziwiło ją, jak długo już nie myślała o ubraniach w ten sposób. Zostawiła otwartą szafę, bo jakoś nie mogła się zdecydować. Może po prysznicu spłynie na nią jakaś modowa inspiracja.
Julia wyszła z pokoju. Dopiero teraz zauważyła, że w łazience pali się światło. Szarpnęła za klamkę. Drzwi były zamknięte, ale w środku było podejrzanie cicho. Zaczęła w nerwach kilka razy szarpać klamkę i jednocześnie walić pięścią do drzwi.
- Olka! – Julia wydarła strasznie głośno. Dziw bierze, że nie pękła mleczna szybka w drzwiach i że wujek na dole nie dostał zawału. Jezu, a może dostał? - Wyłaź wreszcie! Co tam robisz tyle czasu! Potrzebuję tej łazienki. Ile można się pindrować przed snem?!
- Mama?! – ze środka dobiegł przerażony młody głos. I Julia usłyszała, jak jej córka upuściła coś, co spadło z hukiem na kafelki. – Wcale się nie pindruję!
******************
I co, nie spodziewaliście się, prawda?
Pozdrawiam
M.