ale ja jestem pewna, że w tym roku przyszła znacznie wcześniej :)
Dopisane 20.03.2017r. o godz. 20:53:
Wiosna moi Drodzy przyszła w tym roku pod koniec Stycznia.
Kilka chwil przed świtem :) zasiadła cichutko w kąciku i niespiesznie rozpoczęła swoje misterne dzielo. Pierwsze obudziły się ptaki :)
Kto spał ;) to przespał ten cudowny moment entuzjastycznych treli, oznajmiających Jej nadejście :)
co słyszałam..............................................
posłuchajcie
:)
Symfonia przebudzenia rozpoczęta :)
Dopisane 21.03.2017r. o godz. 18:54:
... a o czym śpiewały?
Dmuchnął ciepły wiatr od łąki,
już na gruszy pierwsze pąki!
Na jabłonce skrzeczy kawka:
- Tam pod płotem wzeszła trawka!
A na grządce, czy nie słyszysz?
Żółte kiełki – to irysy!
- Słyszę – wróbel jej odwrzaśnie –
Pierwszy fiołek zakwitł właśnie!
Strzyżyk z gniazda się wychyla!
- Ja widziałem już motyla!
Wszędzie szczebiot, szum wesoły,
W ulu się zbudziły pszczoły.
Jaki ruch i gwar w ogródku!
Witaj wiosno, żegnaj smutku!
?
i
Renata Strug
Nieuchronność
Nie zatrzymasz bańki mydlanej na słomce,
choć piękna jak cud cudów, choć się mieni słońcem;
nie zawrócisz rozmowy wpół gestu, wpół słowa;
nie złapiesz w dłonie tęczy chociaż kolorowa;
nie wstrzymasz w locie ptaka, ni dmuchawca puchu,
ani rosy w południe, ni wiatru w bezruchu.
Nie zatrzymasz serc bicia i wędrówki ziemi,
ani złotych wakacji, ni przyjścia jesieni.
Nieuchronnie mijają rzeczy i zdarzenia,
odchodzą chwile, doby... lecz coś się nie zmienia,
czegoś nie da się zgubić. Coś trwa, coś zostaje.
Gdzieś w głębi duszy, cicho gra malutki grajek
najpiękniejszą muzykę, najcudniejsze scherza,
co łączą się i płyną falą, rytmem serca.
I już w nas pozostają duchowym przesłaniem
łagodnie bratającym trwanie i mijanie.
Nieuchronność omija, co chcemy ocalić,
wystarczy ciepłą iskrę pod sercem zapalić,
by rosły w nas i trwały ulotne wrażenia -
drogowskazy pamięci najmilsze - wspomnienia. :)
Dopisane 21.03.2017r. o godz. 20:03:
lecz na wieczór
dedykacja :)
znam to ...
ale
Odkryjmy na nowo
Uzbrojeni po zęby w gorsety wynalazków
bez przeszkód poznajemy kosmiczne tajemnice
i zdawać by się mogło, że całe nasze życie,
to zdobywanie świata - od brzasku do brzasku...
Pochłonięci bez reszty badaniem materii,
tworzeniem nowych statków do makroedenu
czasem - patrząc przed siebie - nie wiadomo czemu
czujemy się przegranym losem na loterii...
Wszechświat kurczy się nagle do czterech ścian domu,
przestał dźwigać
to czego nie chce
mądry stary człowiek
w kieszeniach ma przeciąg
w głowie poezję
w sercu dzikie płomienie
przestał dźwigać
to czego nie chce
mądry stary człowiek
kieszenie zaszył
głowę otworzył
serce miłością wciąż płonie
przestał dźwigać
to czego nie chce
mądry stary człowiek
lecz z oczu łzy płyną
czegoś brakuje
za drogie dla młodych wino
Przemysław Olgierd Piwkowski
Dopisane 22.03.2017r. o godz. 20:32:
choć tyle siły mieć
by wstać, otrzepać kolana i...
tym
mówię Wam :)
spokojnego wieczoru :)
Dopisane 23.03.2017r. o godz. 19:41:
:)
szeptem....
Nerwica w granicach normy
***
Nie wiem co się ze mną stało,
Nie wiem co się we mnie dzieje,
Wiem ktoś ma duszę i ciało,
Podobno ma jeszcze nadzieję,
Panie doktorze, dlaczego tak
Dlaczego tego mi brak?
Nie przeszkadzam panu, nie?
Przyszłam do pana, jak niejedna,
Pan jest tu po to, by wysłuchać mnie...
A te firanki to jedwab?
Mam usiąść, czy się położyć?
Nieważne, nie o to chodzi...
Zdrożało, za mało nie starcza,
Są buty, a nie w tym numerze,
Zmęczona sklepowa coś warczy,
Jaśminy zakwitły na skwerze,
W popychu w pośpiechu, w zaduchu,
Rajstopy ktoś podarł mi drutem,
Tak jakoś mi nie jest do śmiechu
I smutek i smutek i smutek.
Pan o tym wie, panie psychiatro,
Ten świat mi się zdaje potworny,
Ja wiem w życiu to nie ma tak łatwo,
Nerwica w granicach normy.
Kolejki, kolejki, w kolejkach,
Czy dają, co dają, gdzie dają,
Wśród tłumu, wyprana z rozumu,
Stanęłam, postałam nie mają,
Kto komu, gdzie komu do domu,
Mężowie i dzieci czekają,
Kupiłam!
Nie mówcie nikomu...
Powrotny bilet do raju,
Pan o tym wie, panie doktorze,
Kobieta to człowiek odporny,
Jest źle, czy pan na to pomoże?
Nerwica w granicach normy.
Czy to już wszystko, czy jest tak źle,
Czy to nas wszystkich dotyczy,
Czy mam się śmiać, czy ronić łzę,
Wśród tylu obiektywnych przyczyn,
Odnajdę, potrzymam, porzucę,
Mnie takie się żarty trzymają,
Pojadę, pożyję i wrócę,
Z raju przyjadę do kraju,
Mam szukać, odnajdę, porzucę,
Bo życie to flauty i sztormy,
Pojadę, pożyję i wrócę,
Nerwica w granicach normy.
Receptę dostałam od pana,
Doktorze, wystałam, dostałam,
Grzmotnęłam to wszystko do zlewu,
Bez gniewu, doktorze bez gniewu,
To życie jest moje, czy czyje?
Źródlanej się wody napiję,
A wtedy nadziejo mnie prowadź,
Jak trzeba to mogę zwariować.
Przeczekam, doczekam się formy,
Łagodna, liryczna diagnoza
Kliniczna:
Nerwica w granicach normy.
Bubuja abuja.
Buhaja kabuja.
Kabyla kabyl buja.
Kabylska, bestialska szuja
Kukuja zakuka jak wuja.
Bambulę bubuja buja
Może zabuja, a może odbuja.
Haruje kabyl nad balią,
Haruje szuler nad talią,
Szoruje szleję kabyla,
Co buja córkę Tamila.
Tamizą tętni Tamil.
Król Jerzy w Londynie śni,
Bębnią bubuje we krwi,
Kamillę gładzi Kamil.
''Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.''
A.E.
WIOSNA…
Jak w tej Skaldów piosence:
„Wiosna wkoło, cieplejszy wieje wiatr”.
A i u mnie dzisiaj na łące,
W duszy nie ma żadnych zadr.
Widzę, jak z dnia na dzień
Wiosna ubiera się w zielone liście drzew.
W dodatku dookoła ptasi wiosenny śpiew
I zapach wiosny niesie się aż do matczynych sień.
Na ten dzień – w ten dzień:
Wiosny cieplejszy wieje wiatr.
Chwila miła bez ciała drżeń,
Oby stąd aż do Polskich Tatr?
Tymczasem motyl na mnie usiadł;
Jakie to piękne, miłe i dziecięce doznanie.
To jest wiosny odzew i przywitanie,
Albowiem Ona jest poezją,
[ ja poetą, który posiadł dar ],
Żeby ją spotykać i dotykać jak dar,
Bo Ona jest jak życie, a nie jak ból i żal.
Dopisane 24.03.2017r. o godz. 21:07:
KSIĘŻYC
Po okręgu zakreślonym starannie
toczy się świecący mój mechanizm;
każdą linię, bryłę i płaszczyznę
trącam tym świecącym mechanizmem,
stąd cień srebrny podczas nocnych godzin,
co po świecie jak po twarzy chodzi.
Poruszone mą wielką sprężyną
rzeczy martwe jak żywe płyną,
barwę, nazwę, kształt, wagę i wymiar
w dźwieczną płynność zmienia noc olbrzymia
i ucicha wiatr, i milknie sowa,
gdy nadchodzi pora księżycowa.
Mosty tracą kres. Smyczki się dłużą.
W miastach zjawia się pochyłych dużo
nagle ulic. Dzikie wino gore
i zwija się raz w es, raz we flores.
Na balkonach i na balustradach
każdy promień swój rebus układa,
a gdy ciemność zgasi część promieni,
rebus wraca do ciemnej przestrzeni,
jak do matki, tam gdzie pędzi w chmurach
wyzwolona z liczb architektura.
I znów z morza rzeczy, z głębi dennej
wynurzają się kontury zmienne,
ogmatwane z wszystkich stron księżycem,
promieniami, co tną jak nożyce;
kamień jęczy, mówi swoją skargę,
w bas się zmienia, a z basa w latarkę,
z tej latarki w twarz, a potem znowu
w jakąś inną formę księżycową,
w jabłko, w lichtarz, w binokle na nosie,
i znów ciemny wiatr na ciemnej szosie.
Ulicami, ze ściany na ścianę,
blask przenosi swe linie łamane;
plac, że przejść nie można, tak zasnuwa,
schody kradnie i okna przesuwa,
klucze giną ludziom, dyszle koniom,
wszystkie dzwonki jak na alarm dzwonią —
a to pełnia leci rozświetlona,
fruwająca, świecąca filharmonia.
Wtedy, wtedy wchodzi światło moje
w najtajniejsze skrytki, w mózgu zwoje,
w tony kruche jak szkło, w wieczne malwy,
w rzeki wszystkie, wzgórza, czasy, barwy,
w oczy ptasie i psie, i kobiece,
w lichtarz srebrny i zieloną świecę,
w dzikie wino po ścianie się pnące,
we wszystko kuszące, mijające,
wirujące niezmienną przemianą,
i wszystkiemu powiadam: Dobranoc.
Któż ja jestem? Płochy blask na ścianie,
a to moje polskie pożegnanie.
Rzeczy miłe, ponure i jasne,
dobrej nocy! Ja za chwilę zgasnę.
Światło moje cichnie jak muzyka.
Ten promień niech zostanie. Ja znikam.
Lecz nim zniknę — byście pamiętali —
mój ostatni koncert dam w tej sali;
prosto z nieba, przez szybę na ścianę
wsrebrzę się i przed pulpitem stanę,
cztery walce zagram z tłumikiem,
cztery walce nieśmiertelnym smykiem,
pod kopułą ciemną i wysoką —
a to będzie tylko wirowanie,
zakwitanie i przekwitanie,
czas tańczący, cztery pory roku.
Śnieg i pustka, owoc i pragnienie,
gwiazd imiona i bez imion cienie,
i pustynia, i zieleń kobieca,
i zgiełk w sercu, i gwiazda nad świerkiem —
wszystko się kręci na kole wielkiem,
a ja szprychy w tym kole oświecam.
To są moje sprawy księżycowe,
bardzo trudne, chociaż tak nienowe.
Widzisz? W górnej szybie srebrna głowa?
To ja jestem, pełnia koncertowa.
Zawieszony u tej szyby górnej,
tobie świecę w noce niepochmurne,
w listach twoich przekręcam litery,
na twe loki spadam deszczem srebrnym
i sen tobie śni się w noc wrześniową,
żeś trąciła gałązkę deszczową —
i twe oczy, jak dwa lichtarzyki,
w dwie radości świecą, w dwa płomyki.
Potem, świateł różnych szafarz szczodry,
z światłem zbliżam się do twojej kołdry;
świecąc jak latarnia światłem sutym,
kołdrę twą zahaftowuję w nuty,
w gwiazdy, w gwiazdki, w całe Drogi Mleczne,
w chmury, w ptaki, w baszty średniowieczne.
A ty, srebrna, śpisz ze srebrną twarzą,
i jest nocny czas i sny się marzą.
Gdy odejdę, nie płacz moja żono —
ja księżycem wrócę pod twe okno.
Kiedy w szybie promień zamigoce,
wiedz: to ja. Twój księżyc. Serce nocy.
The sea so deep and blind
The sun, the wild regret
The club, the wheel, the mind,
O love, aren't you tired yet?
The club, the wheel, the mind
O love, aren't you tired yet?
The blood, the soil, the faith
These words you can't forget
Your vow, your holy place
O love, aren't you tired yet?
The blood, the soil, the faith
O love, aren't you tired yet?
A cross on every hill
A star, a minaret
So many graves to fill
O love, aren't you tired yet?
So many graves to fill
O love, aren't you tired yet?
The sea so deep and blind
Where still the sun must set
And time itself unwind
O love, aren't you tired yet?
And time itself unwind
O love, aren't you tired yet?
Pójdę wczesnym świtem, pieszcząc stopą bosą
budzące się ze snu pędy świeżej trawy.
Tam gdzie mgła swe skrzydła otrzepuje z rosy
a nad żyznym polem kląska słowik rdzawy.
Księżyc już odchodzi, lekko rozżalony.
Niewyraźny trochę, szata na nim licha.
Pogania przed sobą stadko gwiazd spłoszonych
co nocą drzemały w rozczochranych lipach.
Przez brzemienne sady, gdzie do moich dłoni
chyli białe kwiaty wilgotne od deszczu,
nieśmiała, zaspana gałązka jabłoni,
dzień zapachem wabiąc, w przejrzystym powietrzu.
W pasiece pobudkę gra słoneczny promień.
Zaraz rój do pracy codziennej wyruszy.
Czekają na chwilę, aż wietrzyk choć trochę
błękitne dzwoneczki w ogrodach osuszy.
Skowronek pod chmurką pieśń pochwalną zaczął
głosząc cud natury przez ptasze orędzie.
Pragnę mu wtórować z taką samą wiarą
że ten dzień i dla mnie, też przychylny będzie.
miłego :)
Dopisane 26.03.2017r. o godz. 08:56:
ceńmy to co mamy
O poranku
Jan Kasprowicz
(fragment)
Twoje włosy się rozwiały —ja dłońmi drżącemi
Sięgam po nie: rzeczywistość, a nie snów podnieta!
Sięgam po nie i do wargi półotwartej tulę
I nie pytam już, co będzie! pieszczę i całuję
Twoje złote, jasne włosy,
Co się tak rozwiały,
Jak jutrzntane
Blaski ranne,
Kiedy świt wspaniały
Operlony mgłami rosy,
Promienistą tkankę snuje
Dla ziemi zbudzonej,
Dla szczęśliwej, świeżej ziemi
Poślubną koszulę...
Zrumieniły się twe lica,
Twoje lica mleczne
Śród korony
Złotych włosów tak się zrumieniły,
Jak ta zorza,
Kiedy, hoża,
W pełni rajskiej siły
Na niebiesiach zajaśnieje
I rozleje
Czar na kwiaty, drzewa,
Na jezioro, które śpiewa
Głosem stujęzycznym
Melodie odwieczne
I do fali
Smugi z dali
Przyciąga olbrzymie,
Błękitów kobierce,
Szafirowe,
W promienistość
Przystrojone nieba...
Szczęścia błyskawica
Przeniknęła elektrycznym
Prądem moje serce.
Usta szepcą twoje imię —
Wznoszę głowę, nie jak ślepiec, co się drogi boi,
Lecz pewnego świadom celu,
I w weselu
Rozpieśnionej duszy mojej,
Której nic nie trzeba,
Obejmuję cię w ramiona!
Obejmuję w ramion kleszcze,
Aż mi serce kona,
Twoją postać wiotką!
Obejmuję
I całuję
Jak ta zorza,
Kiedy, hoża,
Wzeidzie na niebiosy
I światu przyświeca...
Jeszcze, jeszcze i wciąż jeszcze
Tulę, pieszczę
Twoją wargę słodką!
Tulę, pieszczę i całuję twoje jasne włosy,
Co naokół białej skroni tak ci się rozwiały,
Jak jutrzniane
Blaski ranne,
Jak ten świt wspaniały!...
:)
Dopisane 26.03.2017r. o godz. 19:50:
:)
Trzeba nam dużo prostych
słów jak chleb, miłość, dobroć
aby ślepi w ciemności
nie zgubili właściwej drogi.
Trzeba nam dużo ciszy, ciszy
i w powietrzu i w myśli
abyśmy usłyszeli głos
cichy, nieśmiały głos
gołębi, mrówek, ludzi, serc
I ich bolesny krzyk
pośród krzywd,
pośród tego wszystkiego
co nie jest ani miłością,
ani dobrocią, ani chlebem.
- H. Poświatowska
miłego :)
Dopisane 27.03.2017r. o godz. 19:11:
moim zdaniem bardzo pozytywnie o ... :)
no właśnie :)
WILLIAM WORDSWORTH
Żonkile
Sam wędrowałem, jak obłoczek
Często sam płynie przez przestworza,
Gdy nagle widok mnie zaskoczył
Złotych żonkili tłumu, morza;
Od wód jeziora aż po drzewa
Tańczyły - wiatr im w takt powiewał.
Doprawdy, był to widok miły:
Jak Drogi Mlecznej pasek biały,
Linę bez końca utworzyły
Na brzeg zatoki długą cały:
Dziesięć tysięcy w rytm miarowy
Wznosiło z wdziękiem złote głowy.
Tańczył też zastęp fal, niestety,
Nie tak wesoło, jak żonkile:
Lecz nie zmartwiło to poety,
I tak radości doznał tyle:
Nie odrywałem od nich oka;
Dziś wiem, jak cenny był to pokaz:
Bo często, leżąc w gabinecie,
Gdy melancholia przy mnie gości,
Wspominam sobie owo kwiecie,
I jest to szczęście samotności,
Wtedy, radością wypełnione,
Tańczy me serce, a z nim - one!
przełożył Maciej Froński
:)
Dopisane 27.03.2017r. o godz. 19:23:
a ku pokrzepieniu :)
Akurat na linii Wisły
fronty olbrzymie zawisły.
Chmury kłębią się nad głową.
Człowiek czuje się niezdrowo.
Wszystko może się przydarzyć.
Złe objawy. Mars na twarzy.
O szpitalach szkoda gadać.
Śnieżyca. Ciśnienie spada.
Poczuj, jak się życie ceni!
Szczęśliwi są obudzeni,
nawet pośród wieści przykrych.
Jednak odszedł ktoś wybitny.
Tobie znowu się udało,
a tu pada, jak padało.
Czy warto się martwić tym?
Rytm jest ważny, a nie rym.
Ważne jest to serca bicie.
Wszystko inne, to cóż... życie,
też wrażliwe na pokusę.
Niech tam sobie jeździ busem,
przed kamerą wypowiada,
albo z prasą nie chce gadać,
lub na szyjach wstęgi wiesza.
Nie zamierzam go pocieszać.
Ciszyć się - to żaden wstyd.
Jednak dobrze, skoro świt
obudzić się na to wszystko,
a już było bardzo blisko...
Biały świat wygląda ślicznie.
Przyjemnie, filozoficznie
spojrzeć przez okno z dystansem.
Uśmiech losu dał ci szansę.
Autor: Marek Gajowniczek
no, miłego :)
Dopisane 28.03.2017r. o godz. 19:48:
Baltissen Aleksandra
Zgoda
Oświadczeniem woli jest,
które dobrowolnie składa się.
Pokój, prawo i ład tworzy,
gdy się słowo, podpis złoży!
Harmonią również nazywana
- podaną reką zatwierdzana.
Szkody, waśń pomniejsza,
tam gdzie jest oraz mieszka...
Lepsza zgoda od niezgody,
bo buduje, łata i cementuje.
Czy to złudzenie? Nie wiem,
bo cieszy - więc ją proponuję...
Aleksandra Baltissen
Dopisane 28.03.2017r. o godz. 20:24:
:)
Co pokazuje lustro?
odwagi :) ....
Lustro – Nowe odbicie
bezbarwna gładka tafla
przekazuje odbicie obrazu
takim jakim jest w rzeczywistości
bez zakrzywień i wypaczeń
taki sam jak przed laty
dziś czas dokonał zmian
stoję nieruchomo wpatrzony
w postać po drugiej stronie
niebieskie oczy
nieco wyblakły czasem
twarz przeorana wyraźnymi
bruzdami lat
siwizna przyprószyła włosy
tężyzna fizyczna
gibkość i elastyczność ciała
nieco zwiotczała
lecz nie ma już w nim
tego załamania z przed lat
udręki żalu i rozgoryczenia
nie cierpi ani nie walczy
o przetrwanie
nie tłucze już tej tafli
jak wtedy przed laty
depcząc szklane okruchy
aby nie patrzeć
teraz na jego twarzy spokój
opanowanie i skupienie
widać że przeżyte chwile
umocniły w nim wiarę
lata dodały doświadczenia
samozaparcia i siły
to już nie ten sam człowiek
słaby i bezbronny
załamany i samotny
czy zmęczony życiem ?
chyba nie
w jego oczach wyraźne
promyki blasku nie tylko radości
widać w nim życie
choć nic nie mówi
słyszę w podświadomości
jak szepcze o miłości
że kocha i jest kochany
jego senne marzenia
o których przed laty
śnił - spełnione
stoję i patrzę
jak bardzo jest podobny
do mnie – to dziwne
jak wiele mamy wspólnego
czy to możliwe
a jednak tak
stoję w milczeniu
jakbym patrzył na siebie
i wspominał przeszłość
tamtych minionych dni
bezbarwna tafla szkła
jakby oddychała
nowym tchnieniem
kim jesteś ? zapytałem
postać po drugiej stronie
uśmiechnęła się do mnie
przyjaźnie – szepcząc
tylko dwa słowa
..Tobą - a Ty..?
stałem jak zahipnotyzowany
przed odbiciem postaci
po drugiej stronie
lustra
kazap
spokojnego wieczoru :)
Dopisane 29.03.2017r. o godz. 19:24:
Granda
Dwa słowa (inaczej)
Gdybym za przykładem
pójść poetów zdołał
A nie za owiec stadem
to powiedziałbym dwa słowa
Dwa słowa
co dzień od nowa
Dwa słowa
a ich wymowa
bezkształtna
Dwa słowa
jak moje sny
Dwa słowa
jak ptaki gdy
odlatują
Dwa słowa
co na wskroś prawdziwe
Dwa słowa
ciepłe i miłe
Ale czym ja jestem
by o tym prawić
Jakim to gestem
chce ludzi zbawić
Bo te dwa słowa to ja i ty
Bo te dwa słowa, dziewięć liter...
em Iron Man,
Zejdź mi z drogi bo zabije Cię,
W rękach noże mam
Powyrzynam wszystkich mówię
Wam.
Jak kto w...i mnie
wtedy ja nie opanuje się.
W rękach noże mam,
Powyrzynam wszystkich mówię
wam.
Odejdź ode mnie, nie wchodź w
drogę mi dziś
nie wchodź w drogę mi dziś
nie wchodź w drogę mi dziś
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.