Sławie imienia Stejana Starzynskiego,
budowniczego i obrońcy Warszawy,
bohatera wojny z Niemcami
Jeśliście mnie zbudzili, wydarli spod cegły
I z tych krużganków patrzeć przed siebie kazali,
Rozsuńcie jeszcze ściany, chcę bardziej rozległy
Ogarniać z baszty widok; za mury i dalej
Z brzegów stromych spozierać; za wiślane łęgi,
Za lasy i piaszczyska, w równinę szeroką,
Lecieć tędy jak ongi strażujące oko
Leciało z górnych blanków i po widnokręgi
Opasać, co jest moje...
Wiało stąd Mazowszem,
Szumiały tłuste pszczoły i olszyste drzewa,
Na polanach trawiastych wiatr trząsł głuchym owsem,
Pieniły się stokłosy i szorstka kostrzewa,
A zimą między sosny, w ośnieżoną zieleń
Wchodził, cicho stąpając, czarodziejski jeleń
I z rogów złotych ogniem wigilijnym świecił.
Pamiętam tę urodę. Cicho biegły rzeki,
Dziś jeszcze senna fala na tym brzegu pluszcze;
Lecz w korzeniach drżał pomruk, szedł gowor daleki,
Piorun w dęby uderzał, paliły się puszcze:
Łuny stały na czatach. Wiatr pożary niecił.
Poszedł wtedy rozcinać mieczem wiek po wieku,
Kto spać w tym kraju kładł się z otwartą powieką:
Chrobry mierzył Południe, Północ - Krzywousty,
Na podzwonne, na smutny pogrzeb Jagiellonów
Batory z dział bić kazał do cerkiewnych dzwonów -
A naród gnał już, jęczał saniami w zapusty
I na równinie tłumnym zakręcał kuligiem,
Konie rwały po śniegu ognistym wyścigiem,
Smoła w pędzie płonęła i z biczów trzaskali!
Aż wiatr pogasił światła, na głowni siadł pustej
I wszystkie drogi przysuł zawieją.
Co dalej?
Rozsuńcie jeszcze ściany. Patrzeć mi kazali.
I oczy wytężałem czerwone. Lecz bladły.
I przepatrzeć tę ciemność pragnąłem. Daremnie!
Zerwały się kamienie nad sercem, upadły,
Gruz pękał na fortecy i sypał się we mnie,
Trzeszczały krokwie stare, rozpełzło się próchno,
Słyszałem, jak most runął, strzelnice jak głuchną,
Jak miecz rycerze łamią, odchodzą bezsłowni.
...Puchacz usiadł na dachu i błyskał z czatowni.
Lepiej było zejść niżej, skryć się, zapaść na dnie,
Ruiny zgruchotane roztrącić bezładnie,
Zakopać się w piwnicach, w duchocie, pod ziemią,
Mchem się powlec i żywcem zamurować w mury:
Baszty w ścianach zastygły kominem do góry,
Na spodzie puste fosy, długie trumny, drzemią.
Tu w dole nic nie słychać: czasem tupot nagły
Po ulicach przeleci, odbije się głucho,
To pewnie lud powstaje, ma nóż za pazuchą
I dźga nim zdrajców. Słyszysz? - tłumy ich dopadły
I Kossakowskich w nocy łbem po bruku wloką.
To stąpa zemsta.
- Słyszę, oddycham głęboko.
Aż odszedł król ostatni.
Nad kopcem mych gruzów
Sępy leciały krzycząc, że miasto wyjedzą
I ciągnęły za wojskiem cesarza Francuzów,
l ziemie stratowane obsiadały miedzą
Szpalerami szkieletów, ptaki trupożerce,
Jadły mózg z ciepłych czaszek, gryzły martwe serce.
A jednak ktoś mnie budził. Ktoś tu biegł pod wieczór
W mundurze Nowym Światem; w noc po Starym Mieście
Lud ciągnął pod Arsenał. Ktoś mię wtedy przeczuł,
Dosłyszał w grudach ziemię po cichym szeleście,
Jak sypie się ocknięta i w głąb się obsuwa,
Sto razy pognębiona, kopytem rozbita,
Pije krew rozlewaną i na grobach czuwa.
Okrutna rosa schnie już i nowa krew świta.
Szopen jechał na koncert, a Julo do Sally
Na podróżnym tłumoku pisał pożegnanie:
"Ojczyzno miła, żegnaj!" - i długo płakali,
Gdy w kwietniu krzykiem wiosny wybuchły łganie
I gdy w liściach wrześniowych, na wiorstach szesnastu,
Paskiewicz tłumem zaległ, wybił oczy miastu
I kraj cały w ślepocie pogrążył, poszarpał,
Kibitkami rozdzwonił, wywieszał na szkarpach.
Nie płaczcie, matki-wdowy, teraz ani później,
Ile razy was listem przestraszą podróżni,
Ile razy nadzieję straconą przywiozą,
Z Lipska książki tajemne i pisma z Paryża:
Jeszcze tej ziemi cierpieć, otrząsać się grozą
W kościele Karmelitów i klękać u krzyża.
Poecie to wyśpiewać, niech kocha i bluźni.
Bo czy ją świat usłyszy? Wciąż natęża słuchów,
Przez sen krzyknęła znowu: ze strzelby łatanej,
Na podmokłych ostępach, z podlaskich wydmuchów
W kozacki pułk celuje, do papachy ruskiej,
Postrzały leczy błotem, pajęczyną rany,
I krzyczy do Europy chłopstwo księdza Brzóski.
Aż krzyk się zmienił w szepty, a szept - w zamyślenie,
Zamysły - w gniew palący i poszły kurendą
Wokół, po całym kraju i krążyć tak będą,
Spowiadać się z sekretów, wywoływać cienie,
Krzyże w lasach listowiem owijać tajemnie,
Serce szczepić do buntu, ćwiczyć do ostatka,
W każdy wieczór wspominać będzie każda matka:
Podjudzaj dumę, ziemio - już nienadaremnie!
Bo wyjdzie z twoich czadów, od guseł odwyknie,
W zecerni się zaczai, w robotniczych czcionkach,
Rozda broń, zwoła wojsko i potem, gdy krzyknie
I mundury posieje na krakowskich łąkach,
A żołnierzom iść każe wszystkiemu na przekór,
Nie cofaj się bezwolna, nie ujdziesz tym rękom,
Tej sile, którą wezwał i mieczom, co przekuł!
Nie odda cię za piękność królewskim Łazienkom
Ani chłopom za biedę, ani panom za nic,
Zwalone ściany dźwignie, słup wbije u granic,
Opornych będzie karał, a odór piwniczny
Powiewem swego płaszcza rozpędzi daleko
I powietrze wolności przywoła tragicznej,
By z otwartą umierać i żyć tu powieką.
Podniósł nas. Czuję w głębi ruch mojego muru,
Dźwignięte ściany rosną, piwnice otwarto,
Kto woła mnie, bym wstawał i bym piął się górą,
Zaciskał pas kamienny i świecił tu watą.
Czuję, jak gruz się kruszy, odpada spod cegły.
Widzę miasto i wolność.
Patrzcie ze mną dalej,
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Rozsuńcie jeszcze ściany. Chcę bardziej rozległy
Ogarniać z baszty widok.
Tak mi tu kazali.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Pisałem to rok temu.
Dziś, gdy szukam rymu,
Co przyszłość miał tym murom wywróżyć obronnym,
Nie mogę słowa znaleźć, czuję zapach dymu,
Gruz pod stopą i w dźwięku się gubię podzwonnym,
Ach, jak innym niż echo w tych wierszach użyte,
Echo dział, armat króla, Batorowej sławy -
Dziś, gdy piórem dotykam się ruin Warszawy,
Nie przyszłość jej mam w oczach, lecz grobową płytę.
Ten poemat miał rozwiać mrok na horyzoncie,
By z barbakanu Prusy było widać nasze,
Jak patrol na północnym posuwać się froncie,
Brać ziemie aż do morza i ustawiać straże,
Potem na Wschód miał krzyknąć, bo Rzeczpospolita
Przecieka tam przez palce, jak woda ze sita,
Na Wschód, za śliską przełęcz, gdzie siadłszy okrakiem
Jedziesz w przepaść z Maryją i święconym znakiem,
A w stepach grają czajki, wiatr bodiaki pędzi,
Dziki wiatr na Jagiełłów bezludnej krawędzi.
Nie dla pustej to wszystko miał mówić przechwały
Ani by naród w pysze doskonalić próżnej,
Lecz aby stanął lud mój podobny do skały
I nie wlókł się po wiekach w niewoli podróżnej,
Kaleka przetrącony, co wyciąga ręce
Do możnych tego świata jak po kęs jałmużny,
Po wolność utraconą! Nie, już nigdy więcej!
Słowa te miały rosnąć jak mur odnowiony,
Obronny i zdobywczy, widny z każdej strony,
A barbakan miał bramy otworzyć forteczne,
Bramy na świat - i wolne już po wieki wieczne
Dać Polsce wrota Rzymu.
Tak myślałem i śniłem...
Dziś gdy szukam rymu,
By pod szerokim łukiem tej wolnej przenośni
Ustawić posąg kraju, jak mu wola boża
Łacinę polską wargą kazała najgłośniej
W Północ ze Śródziemnego rozpowszechniać Morza;
Gdy myślę, by z marmurów ponad muskuł mocy
Wydobyć lot anielski i wzbić go wysoko
Kręgiem, który nad Polską wpisali prorocy
I taki kościół u nas zbudować opoką,
Niezmożoną przez piekło...
Dziś gdy szukam rymu
I gdy patrzę przed siebie, dokoła lub górą,
Zewsząd groza pod chwiejne stacza mi się pióro,
Naród, zamiast na szczycie, znowu widzę na dnie,
Kurz wojny gryzie w oczy, opada bezwładnie
Na stargane chorągwie, na bezczestne czoła -
Dziś gdy patrzę przed siebie i szukam dokoła,
Jakim zniszczenie nasze przyrównywać dziełom,
Z Rzymu po całej Polsce widzę Colosseum.
Ach, bo pognali znowu saniami w zapusty
I po równinie tłumnym jechali kuligiem,
Konie rwały po śniegu ognistym wyścigiem,
Smoła w pędzie płonęła i biczem trzaskali...
Z wielkości samotniczej dźwięk pozostał pusty
I groby wśród jałowców.
Co dalej, co dalej?!
Jedno nam ocalało przestrogą okrutną,
Że wolność jest w tym kraju więcej niż tragiczna,
Że bić się o nią trzeba jak żołnierz o Kutno,
Gdzie krwią spłynęła każda wierzba okoliczna,
Jak o Lwów, jak o Modlin; jak o każde miasto
Nad naszą się dywizją biła jedenastą
Pallas-Atene, bóstwo męstwa i rozumu...
Bo bił się żołnierz chrobry, padał chłop przy chłopie,
(Śród nas dziś o tym głucho i milczą w Europie),
Z bagnetem szedł po nocy, gdy spało żelastwo
I gdy czołgi czekały, aż zrobi się jasno,
Bagnetem szuka serca w niemieckim mundurze,
W lasach płoszył je szturmem, kłuł przez serce w ziemię
I tak ją krwią polewał piechur po piechurze,
Baterie tak wołały, tak dzwoniło strzemię,
Wiedzione przez boginię męstwa i rozumu...
Gdy zgaśnie czas wojenny, gdy ziemia odkwitnie,
Tłuste pszczoły gdy wzlecą z lipowego szumu,
A w polach malowanych srebrnie i błękitnie
Znowu śród sianokosów polska wieś spokojna,
Jak buko liczny siądzie na Mazowszu motyl -
Uwierzcie, czas ten będzie tak groźny jak wojna,
Lwy niech się wtedy lęgną u morskich Termopil,
Lwy w jamach Westerplatte! Z warszawskich katakumb
I z tych ścian pełnych dzisiaj bilijnego płaczu
Drabinę niebotyczną wyprowadzi Jakub
I najtrudniejsze gwiazdy nam przyszłość wyznaczą,
A naród, cały naród, jak sięgnąć daleko
Dzień i noc patrzeć musi otwartą powieką
W źrenicę przeznaczenia, w Rzym na Wielkiej Wiśle.
Muzo dziejów! Myślałem tak i dziś tak myślę.
A zapytacie, z czego wziąć siłę i wznosić
Po nie wiadomo który raz poczęte dzieło,
Czy śmierci nie za mało, katakumb nie dosyć,
Gdy tyle ognia zgasło, tyle krwi spłynęło,
Z czego ludzi budować, gdy okrutne cięcie
Po twarzy i po dziejach przeszło znów jak skaza,
Powiadam wam - jest jedno na wszystko zaklęcie
I jedna nieprzebyta jest przed nami kolej,
Czy to kogo upaja, czy to kogo boli:
Z żelaza muszą powstać Polacy, z żelaza.
Kask nad czołem geniuszu i włócznia przy boku -
Taki posąg narodu powstanie, Pallado,
Nad miastami w ruinach i nad losem w mroku,
Nad nie uśpioną nigdy w tym kraju zagładą.
Miecze błysną i sława, nasz arsenał dumny,
Plac opromienia, zamek, katedralne ściany,
Króla, co w przeszłość patrzy z wyniosłej kolumny
I lud, co znaku czeka na murach zebrany.
I wtedy niech się Boży sąd nad nami stanie
I wyrok z gwiazd niech spada zaświatowym szumem:
Wyjdźcie wiekom naprzeciw przez most w barbakanie
Świecić włócznią i czołem, męstwem i rozumem.
Dopisane 13.08.2017r. o godz. 20:22:
:)
bajka...
Paweł i Gaweł
Aleksander Fredro
Paweł i Gaweł w jednym stali domu,
Paweł na górze, a Gaweł na dole;
Paweł, spokojny, nie wadził nikomu,
Gaweł najdziksze wymyślał swawole.
Ciągle polował po swoim pokoju:
To pies, to zając - między stoły, stołki
Gonił, uciekał, wywracał koziołki,
Strzelał i trąbił, i krzyczał do znoju.
↓
Znosił to Paweł, nareszcie nie może;
Schodzi do Gawła i prosi w pokorze:
„Zmiłuj się waćpan, poluj ciszej nieco,
Bo mi na górze szyby z okien lecą”.
A na to Gaweł: „Wolnoć, Tomku,
W swoim domku”.
Cóż było mówić? Paweł ani pisnął,
Wrócił do siebie i czapkę nacisnął.
Nazajutrz Gaweł jeszcze smacznie chrapie,
A tu z powały coś mu na nos kapie.
Zerwał się z łóżka i pędzi na górę.
↓
Stuk! Puk! - Zamknięto. Spogląda przez dziurę
I widzi… Cóż tam? Cały pokój w wodzie,
A Paweł z wędką siedzi na komodzie.
„Co waćpan robisz?” „Ryby sobie łowię”.
„Ależ, mospanie, mnie kapie po głowie!”
A Paweł na to: „Wolnoć, Tomku
W swoim domku”.
:)
Dopisane 14.08.2017r. o godz. 21:46:
Sens
[l]
Leżymy na dnie błękitnym od ciszy.
Na pomostach regli wirujących w slonecznicach gwiazd,
na pomostach regli wirujących w meduzach słońca.
Pijemy żółtozielony obłok-trujący gaz.
A wieczory - ryby śliskich napomknień
ciężko łypiąc księźycem płyną dusznie na wprost
w codzienność bijąc - noc -
kotły złudzeń ogromne.
Żeglują przez wydmy lasów kłujące gwiazdami jak oset
i słychać, jak chodzi wiatr pełen tajemnic - boso.
2
Na skrzyżowaniach dróg przechodnie odarci z wichrów
szukają tablic przykazań w rytmie jaskółczych zgonów
i płoną
lasy podpalone lodowatą wodą nocy
i cichną
oczy zmęczone jak wilgi.
3
A nam: polipy wierzb chodzą powoli po rzekach,
wodorosty błyskawic chmurnie zarastają brzeg.
Nocą
nieustanny bieg
odpływów i przypływów dalekich.
4
To jest ogromny ocean.
Dzwonią chmury tłuczone na skraju lasu s-
- porcelanowe muszle głuchoty.
I czasem
gwiazdy opadające na dno - złotem.
Ocean.
Niebo powierzchnia umarła zamyka oddech.
Czekamy, aż pustka wydmie nas srebrnym powietrzem.
Ziemia - dno ciężkie i rodne
opadnie w dół.
5
Poszybujemy lekko, noce odpadną od nas,
od oczu.
Balony srebra - tryśniemy nad wybuch powierzchni,
pluśniemy w krzyk światła -
- przestrzeń.
lato 1939 r.
KB
Poezja hmm
mam wybór lecz wybrać z tylu możliwości nie łatwo
więc poezja wiecznie żywa czy może na czasie
haha
i jedno i drugie:)
DP napisał(a): wróciłeś............
to dobrze, podtrzymasz temat
warty podtrzymania
sercem pisany sercem trzymany
Więc podtrzymujmy go razem :) otwartym sercem....
"Otwarte serce (4). Tren III"
Otwarte serce (4). Tren III
Nie napiszą o nim w gazecie
być może, choć to wspaniały człowiek.
Nasze serca zapamiętały go lepiej,
niż to da się wypowiedzieć lichym słowem.
Sercu pozostaniesz bliski,
choć ukończyłeś swoją pielgrzymkę
już. Bogu dziękować za wszystko
trzeba nam, w Jego obecności istnieć.
W sercu Twym mały człowiek,
troska o studenckie dalsze losy
i czy dziś me serce zranione mi powie
coś więcej? W sercu jakiś przedziwny pokój.
Serce jest najlepszym pamiętnikiem,
pozostaną w nim godni pamięci.
Polecę dziś księdza duszę w ciszy
Bogu. On zawsze jest wszechmocny i Święty.
Serce jest najlepszym pamiętnikiem... :)
Dopisane 20.08.2017r. o godz. 11:40:
Dopisane 22.08.2017r. o godz. 08:06:
O poranku, ciekawy koncept :)
i...
Noc zielona była :)
Dopisane 22.08.2017r. o godz. 10:48:
Noc zielona była...
Krzysztof Kamil Baczyński.
Noc zielona była, po dniu skwarnym
głębokość jej szumiała jakby liście czarne,
w których mleczny rdzeń wyrósł, i kroplami gwiazd
odmierzał się powoli nieostrożny czas.
Maria czekała cicho. I zdało się, płynął
świat ogromny w oddechu nieba jak otchłanie,
co wiało wielkim oknem na stół, na posłanie
białe i nie dotknięte. Czekała. W milczeniu
na piersi ręce kładła i wtedy się pienił
krwi jej rogzrzany napój i owoce mleczne
pęczniały jej pod dłonią, i czuła, jak bije
bolesna piąstka serca. I czuła, że żyje
łodyżka w niej maleńka, listeczkami dwoma
obejmująca miłość całą, jaką ona
i on zamknęli w sobie. I gdy rękę niżej
obsunęła, poczuła, jak ją szorstko liże
płomienny język ciszy. Brzuch miała jak kroplę
ogromną, w rozłożystą misę biódr zamknięty.
W takiej ciszy słyszała, jak na godzin stopnie
pnie się w niej ten roślinny puch, twardnieje w orzech -
- to było dziecko małe, które wkołysali
ciepłym ciał swych pomrukiem jak szelestem morza
w jej pełnię i dojrzałość, która równa ziemi
ogarnęła i rosła rączkami drobnemi,
zarysem ust rózowych, roślinką maleńką,
którą czuła pod lekko wyciągniętą ręką
i która dziś się spełni i wzejdzie człowiekiem
nad przymrużoną lekko ziemi złej powiekę,
żeby się stać czym? kwiatem, powłoką czy łzą?
Więc cisza ogromna się stała jak woda,
ciemna, głęboka i ciepła, wchłonęła kształty i świat.
A anioł lekki nad ziemią cicho mu rękę podał
i szli wysoko, w obłoków rozchylający się kwiat.
I juz się Jan kołysał nad ziemi dnem wypukłym,
kiedy dom w dole ujrzał, i łzy jak ciężkie gwiazdy,
pełne obrazów zmieszanych, w dół spadły, rozprysły się, stłukły.
I począł ciążyć w dół jak próżny dźwięku dzwon,
bo widział Marię białą jak brzozę w burzy zgiętą,
schyloną nad dzieciątkiem w ogromnym lustrze lęku.
"Podaj mi rękę - mówił anioł - bo jeszcze jeden krok,
a trwoga cię ogarnie i spadniesz suchym liściem
w drapieżną czułość ziemi, w pożary ludzkich rąk,
w jezioro mroczne czasu podobne ciemnym snom."
Znów się muzyki ciepłej płomyk zapalił biały,
a on strwożony jeszcze, choć w górę lekko szedł,
zapłakał: "Czym nie zgrzeszył odchodząc od cierpienia,
odchodząc, kiedy za mną bolesne kwiaty wiały,
jej dłoni i jej oczu uderzał motyl trwożny
i do jej stóp maleńkich przukuta ciężka ziemia?
Jam szedł za tym płomieniem, co pali nieostrożny
i nieobaczny na nic." A anioł mówił tak:
"Tyś był miłości wiernej nierozdzielony ptak,
który miał tyle serc, ileś twych braci miał,
i z każdym serc powiewem twój wielki płomień drżał,
i uczyniłeś wybór po wszelki świata czas,
jakże chcesz, żeby w trwodze o jedno ciało gasł?
Bo dusza jej to strumień, srebrzysty, żywy ton,
a nie napłynie otchłań w zielony, boży dom."
I znów się ciszy całun w muzyki krąg układał,
a znów go strwożył czas i mówił: "Nim dorośnie
dzieciątko, czym się stanie, czy groza go nie wchłonie?"
A anioł wziął go w ciszy mocno za obie dłonie
i rzekł: "Czyś ty zapragnął krzyżować smugi dróg,
które wydrążył przed nim ognisty boży pług?
Ale wiedz: kto zaufał, gdziekolwiek niesie lot,
miłością pooddziela od miłowanych zło."
Wtedy się serce Jana skruszyło w miękki popiół,
to serce, które z duszą porwane - ziemskie było.
I próchno się na ziemię jak rosa albo łza
zsunęło. Nisko w dali fala chmur białych szła.
Jeszcze dzwonek na wieży,
ptaki w locie i obłok,
wietrzyk dzwonił i gasł.
"Podaj mi rękę - mówił anioł -
oto się stajesz zapatrzeniem gwiazd." IX 1942
:)
Dopisane 23.08.2017r. o godz. 08:19:
miłego :)
Dopisane 23.08.2017r. o godz. 08:24:
Ideały.
Najlepiej odprowadź go na dworzec, po plecach poklep i nim powiesz cześć
I zanim znów przepadnie gdzieś, rzuć parę groszy, jeśli możesz
Koleżka pogniewa się być może, lecz zaraz potem w kieszeń wciśnie je
A kiedy znikniesz, skuli się jak smętny oskubany orzeł
Mizerne się pojęcie ma, co karą jest, a co nagrodą
Jak mrówka, co się sama pcha do słoja z posłodzoną wodą
Traktuje go jak losu gest, lecz na to, że tak jest
Lub że się jakoś cało wyjdzie z tej kąpieli - nie licz
Dlatego nawet mu nie tłumacz
Że ideały się sfajdały, bo nieważny grzech, nieważny cel
I starczy wyprać je w perfumach
A dalej fajne są, choć z każdym praniem tracą swą dziewiczą biel
Ci, którzy w garści mają świat, też nie tłumaczą się przed nikim
Mniej więcej co dwadzieścia lat i tak zmieniają podręczniki
Więc jeśli czarne ma być białe, niech tam będzie, jakie chce
Ty zrozumiałeś to, on nie, choć obu diabeł stróż doradzał
Oczy zmruż i już
Dopisane 25.08.2017r. o godz. 12:35:
Dopisane 27.08.2017r. o godz. 13:13:
miłego :)
Dopisane 31.08.2017r. o godz. 15:10:
"40 lat" krakowskiego zespołu "Po Budą" :)
Dopisane 31.08.2017r. o godz. 15:31:
I świetne jubileuszowe wydanie ich płyty :)
[img=1504186281_xgf7nke.jpg]
Dopisane 08.09.2017r. o godz. 19:57:
Zakazane Piosenki - Okupacyjna Świnia.
Hej tam pod Krakowem
Rwąca Wisła płynie.
Rozwaliła nam się świnia
Na polskiej krainie,
Na polskiej krainie .
A jak sie podpasie,
Przyjdą lepsze czasy.
Zabijemy pałą świnię
Narobiem kiełbasy
Narobiem kiełbasy
Temy kiełbasamy
Wedle denatury
Wytrujemy wszystkie w Polskie
Prusaki i szczury,
Prusaki i szczury.
:)
Dopisane 08.09.2017r. o godz. 20:02:
Powstanie jeszcze walczy, jeszcze trwa...
Zakazane Piosenki - Warszawo ma.
Warszawo ma, o Warszawo ma
Wciąż płaczę gdy ciebie zobaczę,
Warszawo, Warszawo ma!
Tam w getcie głód, i nędza, i chłód,
I gorsza od głodu, od chłodu,
Tęsknota, Warszawo ma!
Przez mur przekradam się
I biegnę tu jak zgoniony pies!
Choć tropi mnie pan władza,
Żandarm, Gestapo i SS.
Warszawo ma!, patrz w oku mym łza,
Bo nie wiem, czy jeszcze zobaczę
Cię jutro Warszawo ma!
Przez mur przekradam się
I biegnę tu jak zgoniony pies!
Choć tropi mnie pan władza,
Żandarm, Gestapo i SS.
Warszawo ma!, patrz w oku mym łza,
Bo nie wiem, czy jeszcze zobaczę
Cię jutro Warszawo ma!
Dopisane 09.09.2017r. o godz. 21:01:
Cisza taka że słychać
szum skrzydeł ponad nami
anioły nad Kanoniczą
latają stadami
Oderwał się od braci
jeden anioł blady
i kołuje nad nami
w myśl swojej zasady
Prowadzi nas anielsko
aż w stronę Wawelu
bo to anioł swojski
a tych nie ma wielu
Anioł polski i pański
w zielonym mundurze
w głowie mu majowo
a jednak nas urzekł
Aniele polski aniele swojski
ulotny stróżu nasz
Aniele polski aniele swojski
bądź z nami jak najdłużej
i trzymaj swą straż
i trzymaj swą straż...
Dopisane 10.09.2017r. o godz. 20:32:
Ach, powiedz! - Adam Asnyk
Ach, powiedz, powiedz! jaki Bóg
W nadziemskie ubrał cię szaty,
Abyś w piękności zbrojna łuk
Zburzyła promienne światy?
Ach, wobec ciebie nie ma nic!
Ty łamiesz prawa odwieczne,
I przed jasnością twoich lic
Promienie gasną słoneczne.
Niebiosa, ziemia, błękit wód, -
Wszystko przepada i ginie,
Gdy ty w piękności zbrojna cud
Stajesz na światów ruinie.
Olśniewasz wszystkie światy trzy
Białością swojego łona,
Rozkoszy dreszczem ziemia drży,
Kiedy obnażysz ramiona.
Z ust twoich pijąc słodycz róż,
Z pragnienia umrzeć by trzeba,
Ich ogień wstrząsa światem dusz
I pali najwyższe nieba.
A któż z śmiertelnych może znieść
Twą piękność w całym rozkwicie?
Kto może oddać tobie cześć
I jeszcze zachować życie?
Kto może myślą pieścić skroń,
Twych włosów bawić się splotem,
Kto pić namiętną może woń
I jeszcze nie umrzeć potem?
Tak jak konwalii biały kwiat
Usycha na twoim łonie,
Tak każdy zginąć byłby rad
Z uśmiechem szczęścia przy zgonie.
Lecz widząc ciebie, odejść znów
W samotne ziemi obszary...
Na te męczarnie nie ma słów,
I nie ma straszniejszej kary!
Więc powiedz, powiedz! jaki Bóg
Zrobił cię światów królową?...
Bo ja chcę umrzeć u twych nóg,
Byś mnie wskrzesiła na nowo!
#MissWiedzyUczuc nieaktywny 11 września 2017r. o 13:06
Rzeźba
Kamień urodził kamień.
Wezbrała mlekiem pierś kamienia.
Na udach krzepła strużka krwi.
Rano u nóg posągu
Leżało chłodne śpiące dziecko granitu
w pieluchach jesiennych liści.
#MissWiedzyUczuc nieaktywny 12 września 2017r. o 14:49
Magnolia
Na liściu leży kwiat
drzemiący,
żółtawobiały jak słoniowa kość.
Słodki, że aż nudzi.
Przedmiot pachnący -
złośliwie tajemniczy świat -
dziwny gość
wśród nas, ludzi. -
DEZYDERATA
Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jaki spokój można znaleźć w ciszy.
O ile to możliwe, bez wyrzekania się siebie bądź na dobrej stopie ze wszystkimi.
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie, wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoja opowieść.
Unikaj głośnych i napastliwych - są udręką ducha.
Porównując się z innymi możesz stać się próżny i zgorzkniały, bowiem zawsze znajdziesz lepszych i gorszych od siebie.
Niech twoje osiągnięcia zarówno jak plany będą dla Ciebie źródłem radości.
Wykonaj swą pracę z sercem - jakakolwiek byłaby skromna, ją jedynie posiadasz
w zmiennych kolejach losu.
Bądź ostrożny w interesach, na świecie bowiem pełno oszustwa.
Niech Ci to jednak nie zasłoni prawdziwej cnoty; wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów
i wszędzie życie pełne jest heroizmu.
Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia.
Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa.
Przyjmij spokojnie co Ci lata doradzają z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości.
Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu.
Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.
Obok zdrowej dyscypliny bądź dla siebie łagodny.
Jesteś dzieckiem wszechświata nie mniej niż drzewa i gwiazdy, masz prawo być tutaj.
I czy to jest dla ciebie jasne, czy nie - wszechświat bez wątpienia jest na dobrej drodze.
Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek On ci się wydaje,
czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia, w zgiełkliwym pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą.
Przy całej swej złudności, znoju i rozwianych marzeniach jest to piękny świat.
Bądź pogodny. Dąż do szczęścia.
Max Ehrmann
:)
Dopisane 15.09.2017r. o godz. 09:57:
Wersja "Piwnicy pod Baranami" :)
miłego :)
Dopisane 15.09.2017r. o godz. 18:25:
Codzienna porcja Poezji....
*** (kobiety ceni się za urodę...)
kobiety ceni się za urodę
mężczyzn za cień od rzęs długich
a poetów za to że w słowie
kryją ptactwo wzruszeń seledynowych
nocą - podłużną od smukłych kolan księżyca
wychodzą na bardzo biały światłem porosły pagórek
klęczą nad martwym ptakiem ciszy
szepcząc modlitwy nabrzmiałe tropikalnym bólem
ponad nimi naprzeciw nieruchomego księżyca
komary lęku brzęczą przezroczystymi skrzydłami
a potem pada deszcz - i do domu wracają poeci
pisklęta słów chowając - pod zmokłymi płaszczami
Dopisane 15.09.2017r. o godz. 21:17:
Jesień się zbliża... bra.:)
Dopisane 16.09.2017r. o godz. 08:16:
&t=49s
Dopisane 16.09.2017r. o godz. 08:40:
REDUTA ORDONA
OPOWIADANIE ADIUTANTA
Adam Mickiewicz.
Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na działo
I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało.
Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi,
Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;
I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął
I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął;
Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota
Długą czarną kolumną, jako lawa błota,
Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy
Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy.
Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,
Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona.
Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą;
I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,
Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,
Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.
Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza,
Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza;
Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci
I ogromna łysina śród kolumny świeci.
Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje.
Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; -
Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija,
Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija.
Najstraszniejszej nie widać, lecz słychać po dźwięku,
Po waleniu się trupów, po ranionych jęku:
Gdy kolumnę od końca do końca przewierci,
Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci.
Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?
Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?
Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy,
Król wielki, samowładnik świata połowicy;
Zmarszczył brwi, - i tysiące kibitek wnet leci;
Podpisał, - tysiąc matek opłakuje dzieci;
Skinął, - padają knuty od Niemna do Chiwy.
Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy,
Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,
Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, -
Warszawa jedna twojej mocy się urąga,
Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy,
Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!
Car dziwi się - ze strachu. drzą Petersburczany,
Car gniewa się - ze strachu mrą jego dworzany;
Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara
Jest Car. - Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara.
Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata,
Wierny, czynny i sprawny - jak knut w ręku kata.
Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy
Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy;
Już czernią się na białych palisadach wałów.
Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów,
Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiaka
Wrzucony motyl błyska, - mrowie go naciska, -
Zgasł - tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo
Strącone z łoża w piasku paszczę zagrzebało?
Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał?
Zgasnął ogień. - Już Moskal rogatki wywalał.
Gdzież ręczna broń? - Ach, dzisiaj pracowała więcej
Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcej;
Zgadłem, dlaczego milczy, - bo nieraz widziałem
Garstkę naszych walczącą z Moskali nawałem.
Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;
Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;
A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;
Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,
Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,
Żołnierz jako młyn palny nabija - grzmi - kręci
Broń od oka do nogi, od nogi na oko:
Aż ręka w ładownicy długo i głęboko
Szukała, nie znalazła - i żołnierz pobladnął,
Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął;
I uczuł, że go pali strzelba rozogniona;
Upuścił ją i upadł; - nim dobiją, skona.
Takem myślił, - a w szaniec nieprzyjaciół kupa
Już łazła, jak robactwo na świeżego trupa.
Pociemniało mi w oczach - a gdym łzy ocierał,
Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał.
On przez lunetę wspartą na moim ramieniu
Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu.
Na koniec rzekł; "Stracona". - Spod lunety jego
Wymknęło się łez kilka, - rzekł do mnie: "Kolego,
Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale,
Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?" - "Jenerale,
Czy go znam? - Tam stał zawsze, to działo kierował.
Nie widzę - znajdę - dojrzę! - śród dymu się schował:
Lecz śród najgęstszych kłębów dymu ileż razy
Widziałem rękę jego, dającą rozkazy. -
Widzę go znowu, - widzę rękę - błyskawicę,
Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
Biorą go - zginął - o nie, - skoczył w dół, - do lochów"!
"Dobrze - rzecze Jenerał - nie odda im prochów".
Tu blask - dym - chwila cicho - i huk jak stu gromów.
Zaćmiło się powietrze od ziemi wylomów,
Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone
Toczyły się na kołach - lonty zapalone
Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął
Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął.
I nie było nic widać prócz granatów blasku,
I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
Spojrzałem na redutę; - wały, palisady,
Działa i naszych garstka, i wrogów gromady;
Wszystko jako sen znikło. - Tylko czarna bryła
Ziemi niekształtnej leży - rozjemcza mogiła.
Tam i ci, co bronili, -i ci, co się wdarli,
Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli.
Choćby cesarz Moskalom kazał wstać, już dusza
Moskiewska. tam raz pierwszy, cesarza nie słusza.
Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona:
Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona.
On będzie Patron szańców! - Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte, Jak dzieło tworzenia;
Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze.
Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,
Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona
Obleją, jak Moskale redutę Ordona -
Karząc plemię zwyciężców zbrodniami zatrute,
Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.
Dopisane 16.09.2017r. o godz. 21:29:
Lech Makowiecki
ODA DO MŁODYCH PATRIOTÓW
Chylę przed Wami czoła, młodzi patrioci,
Wszak mogliście zdryfować, jak lemingów krocie.
Zapomnieć o przeszłości. O swej polskiej duszy.
Zresetować uczucia. Niczym się nie wzruszać.
Zaprzedać przekonania. Wykorzenić wiarę.
Odrzucić precz sumienie. Wyśmiać pieśni stare.
Stanąć w chórze klakierów. Wyłączyć myślenie.
Żyć chwilą – „tu i teraz”. Niczego nie zmieniać.
Myśleć tylko o sobie. Uciech świata zaznać.
Życie garściami czerpać. Przyszłość unieważniać...
Lecz wyście – złu na przekór – wybrali inaczej;
Współczucie macie dla tych, co po zmarłych płaczą.
Choć „Smoleńskiem rzygają” kreatury podłe,
Waszą tarczą jest Rozum, Nadzieja i Godność...
Szukacie zapomnianych dawno drogowskazów,
Pod prąd ściekom mainstreamu – bronicie swych marzeń...
(Nawet przeciw rodzicom – jeśli pobłądzili,
I szyderstwu przyjaciół, którzy się skundlili...)
Znaleźliście sens Prawdy i naszego Trwania
Wbrew wszystkiemu i wszystkim – od Polski zarania.
Dumni ze swej Historii – nie masz takiej w świecie!
Szczęśliwi – lepszych wzorców nigdzie nie znajdziecie...
Spadkobiercy pogromców Mongołów, Krzyżaków,
Szwedów i Bolszewików, Turków i Prusaków –
Tęsknicie za Wolnością... I Wolność się stanie!
Wszak w każdym polskim sercu kryje się powstaniec...
Dziś możecie swym przodkom z dumą spojrzeć w oczy;
Ciemność Was nie pokona! Ona Was zjednoczy...
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii i wypowiedzi, a osoba zamieszczająca wypowiedź może ponieść za jej treść odpowiedzialność karną i cywilną. Bolec.Info zastrzega sobie prawo do moderowania wszystkich opublikowanych wypowiedzi, jednak nie bierze na siebie takiego obowiązku.
Pamiętaj, że dodając zdjęcie deklarujesz, że jesteś jego autorem i przekazujesz Wydawcy Bolec.Info prawa do jego publikacji i udostępniania. Umieszczając cudze zdjęcia możesz złamać prawo autorskie. Bolec.Info nie ponosi odpowiedzialności za publikowane zdjęcia.