~~Do paszczu napisał(a): Sutener chciał ukryć drugie mieszkanie w wiadomym celu.
Pamiętam pewien stary film.
Facet, nazwijmy go Pan J., wiedzie spokojne życie na obrzeżach miasta. Emerytura, herbatka z cytryną, trochę narzekań na kolana. Klasyka.
Do czasu, aż ktoś z jego rodziny – siostrzeniec? wnuk? – wchodzi w nie swoje sprawy. Kłopoty. Pieniądze. Hazard. A może tylko źle postawiony zakład?
I wtedy do Pana J. przychodzą Oni...
Lokalny półświatek. Gangsterzy...
Nie są głośni. Nie mają tatuaży na twarzach. Mówią cicho. Proponują rozwiązanie. “Pomożemy. Załatwimy sprawę. W zamian… mieszkanie.
Ale nie wyrzucą go na bruk. Broń Boże. Pozwolą mu tam zostać. Nawet zapewnią opiekę. Starszy człowiek, ktoś się musi nim zająć, prawda? Poza tym trzeb mieć go na oku... bo może za dużo by opowiadał na lewo i prawo?
Problem w tym, że mieszkanie nie jest jeszcze jego.
Więc znajduje się ktoś, kto daje pieniądze na wykup. Lokalny “dobroczyńca”. Niejaki N. Znany z tego, że lubi “pomagać”. Szczególnie tam, gdzie może coś zyskać. Oficjalnie – opiekuje się starszym panem. W praktyce – mieszkanie zostaje przepisane na niego.
Tyle że potem N. zaczyna mieć ambicje większe niż prezesura pewnej instytucji. Wchodzi ostro w politykę. Pojawiają się banery, spoty, slogany o uczciwości i przejrzystości.
I wtedy Pan J. – przypomina sobie, jak to naprawdę wyglądało.
Że mieszkanie to efekt cichego układu. Że opieka była tylko na papierze. Że nikt tak naprawdę nie pytał, co będzie z nim dalej.
Może chciał o tym porozmawiać. Może tylko zasugerował, że pamięta.
I zniknął.
Nie zgłoszono zaginięcia. Nie pojawił się w mediach. Nikt nie zadawał pytań. Nawet sąsiedzi jakoś szybko zapomnieli, że istniał.
Dziwna sprawa.
Ale przecież to tylko film, prawda?