Te ataki, koszące rybim spojrzeniem po oknach, nieuchronnie wschodzących gorejącą rtęcią. Przy wtórze serii tępych wystrzałów. Przed którymi mnie nie chronią papierowe serwetki uszne. A może podczas lotu noc przechodzi w dzień?
I, jeszcze – w półśnie chyba, albo już w półjawie – nawałnica „Rewolucyjnej” w tle – to od początku, a teraz – jej armatni akord finałowy.
I jeszcze jeden rybi nalot – już ostatni – na zaranne okno; tym razem – na moje!
I mściwa, tępa seria – na dobicie. I – pojedynczy wystrzał, chyba już do skonu. I trwożnie otwieram oczy:
– O kobieta lekkich obyczajow – wyszeptuję w nienawistnym przebudzeniu, choć wciąż z głową w jeszcze gorszym półśnie.
I – po chwili pierwszej rozpaczy codziennej – żegnam się zaraz w panicznym popłochu:
– Wimieojcaisynaiduchaświętegoamen.
A to już z wzrokiem w nadpęknięty sufit, szukając tam pomysłu na nieuchronny dzień: higiena, jedzenie, praca, dzieci, jedzenie, drzemka, praca, jedzenie, praca, palenie, proszki, sen...
– Ja Kocham Bolec.Info ę.
Zastosowana autokorekta